Na początku maja 2009 roku natrafiłam w Internecie na ogłoszenie o starym domu, położonym w malowniczej wsi, w którym na dodatek już można zamieszkać, za całkiem rozsądne pieniądze… Nie, żebyśmy szukali domu, co prawda średnio kilka razy w miesiącu rozmawialiśmy o starym, klimatycznym domu, któremu moglibyśmy przywrócić dawny urok... Później stawało na tym, że przecież mamy działkę w górach i będziemy budować ... Jednak z drugiej strony, co nam szkodzi pojechać i zobaczyć? Tak też się stało… i choć dom nie był do końca taki, jak byśmy chcieli (za blisko ulicy i faktycznie można w nim było zamieszkać, ale tak naprawdę wymagał dużego remontu) zrobiliśmy listę plusów i minusów i wyszło, że - nie chce być inaczej: kupujemy !!! Zaproponowaliśmy cenę i właściciel miał przemyśleć do niedzieli, czy akceptuje naszą ofertę (działo się to w piątek).
Może to szalone, że zdecydowaliśmy się od razu, ale wyznajemy zasadę: że albo się coś czuje, albo nie … wcześniej tak samo kupiliśmy działkę, decyzję podjęliśmy w jeden dzień (choć szukaliśmy pół roku).
Powracając do wątku: Przez cały weekend nasze myśli krążyły wokół tego domu, gdy przyszła niedziela ośmieliłam się pomyśleć … mamy dom!! M. ostrzegał, żebym się tak nie napalała, że jeszcze nic nie wiadomo, że jak ten dom ma być nasz – to będzie, jeśli nie – to nie… Jak zwykle miał rację … O umówionej godzinie zadzwonił do właściciela … i okazało się, że pojawił się jakiś Niemiec, który płaci gotówką i w takim razie oferta jest nieaktualna ... chyba, że będziemy się licytować. Spojrzeliśmy po sobie i powiedzieliśmy: NIE, nie damy za ten dom więcej. Jak się później okazało dom często zmieniał właścicieli. Teraz dziękuję Bogu, że tak się stało, choć wtedy było mi bardzo smutno.
M. mówił: poczekajmy kilka lat, wybudujemy się w lesie … wszystko pięknie … tylko ja nie chciałam czekać. Na budowę nie było nas stać, chyba że zdecydowalibyśmy się na potężny kredyt, co innego z kupnem starego domu: sprzedalibyśmy działkę, mieszkanie i byłoby i na dom i na remont …(Myślałam wtedy trochę naiwnie)
Teraz, jak to opisuję, to wydaje się to bardzo proste, ale czas od którego wyremontowaliśmy nasze mieszkanie, kupiliśmy działkę i pojechaliśmy obejrzeć ten dom - to 7 lat.
W międzyczasie, przed obejrzeniem tego domu, na który zdecydowaliśmy się od razu - obejrzeliśmy jeszcze dwa domy, ale jeden był za duży i miał za małą działkę, a drugi, choć pięknie położony, miał być po remoncie … okazało się, że był domem, w którym od 3 lat nikt nie mieszka…
Wracam do wątku: tej pamiętnej niedzieli M. obiecał mi, że znajdziemy nasz dom i to szybciej niż mi się wydaje. Zaproponował przeszukiwanie ogłoszeń Internetowych, znaleźliśmy jedno, które mogłoby wydawać się ciekawe, było tylko zdjęcie i nazwa miejscowości. Następnego dnia M. udał się na poszukiwania do owej miejscowości, ale nic takiego nie znalazł. Pojechał we wtorek znów, stwierdził, że jak jest już w tym regionie (wcześniej w ogóle nie braliśmy go pod uwagę) to pojedzie jeszcze do sąsiedniej wsi i się porozgląda. Natrafił na dom Sołtysa, stał tam jakiś chłopak, M. zapytał go, czy w okolicy są domy na sprzedaż, na to ten chłopak, że tak, niedaleko i że może pokazać. Jak powiedział tak zrobił, po kilku minutach M. wysiadł i zdębiał: to był TEN DOM ze zdjęcia, poznał po studni!!!! To był maj, pięknie, zielono i dom na końcu świata. Okazało się, że jest ktoś na podwórku. M. pożegnał się z chłopakiem „od sołtysa” i postanowił iść popytać, co i jak.
Właścicielka powiedziała, że dom jest na sprzedaż, ale tylko do czwartku, bo na czwartek jest umówiona umowa przedwstępna, ale, że jak damy „trochę więcej” to nam sprzeda, bo przecież każdy grosz się liczy… M. dzwoni do mnie, i mówi że mam się urwać z pracy i że zaraz po mnie będzie, bo … ZNALAZŁ!!! Ja cała w skowronkach, podekscytowana, M. po drodze zdaje mi relacje: dom jest na końcu ślepej drogi, nie ma bezpośredniego sąsiedztwa, jest jeden sąsiad, ale po przeciwnej stronie ulicy, więc nikt nie zagląda przez płot, nie jeżdżą auta. Za domem tylko pola, łąki i lasy, no i … tory kolejowe, ale na szczęście w bezpiecznej odległości. Gdy dojechaliśmy na miejsce, mmmhy, wszystko pięknie i cudownie, ale … trochę się przestraszyłam, dom był bardzo stary, dach jakby się zapadał, każdy kawałek blachy był w innym kolorze, no i… jeszcze wtedy nie byłam tak zakochana w Górach Izerskich, jak teraz. Wówczas po głowie chodziły mi tylko Karkonosze i tam też głównie szukaliśmy naszego miejsca na ziemi.
M. powiedział mi, że musimy dzisiaj podjąć decyzję, bo są inni chętni… Chyba nie zaskoczyło mnie to, w sumie to już się przyzwyczaiłam, z działką w lesie było dokładnie to samo, piorunem musieliśmy wpłacać zadatek, bo byli inni chętni. Decyzja zapadła błyskawicznie. Kupujemy.
O 22.00 pojechaliśmy do Właścicielki podpisywać umowę przedwstępną, o 23.30 byliśmy u jej brata, który był współwłaścicielem i także musiał złożyć podpis. Przy umowie okazało się, że jest więcej ziemi, właścicielka myślała, że jest 6000 mkw, okazało się, że jest prawie hektar, okazało się także, że teren za naszym domem jest objęty programem NATURA 2000 i że jest tam całkowity zakaz zabudowy kubaturowej – bardzo nas ucieszyły te informacje.
To był wtorek, w czwartek (wykorzystując termin tamtych pierwszych chętnych) podpisaliśmy u Notariusza umowę warunkową i staliśmy się posiadaczami (pod warunkiem, że ANR zrzeknie się prawa pierwokupu) domu z niecałym hektarem gruntu.
Reasumując: zdecydowaliśmy się na dom w jeden dzień, będąc w nim może 20 minut. Nie widział go żaden fachowiec, nikt…tylko My…
…Pozostało tylko sprzedać mieszkanie i działkę…
…Z mieszkaniem poszło bardzo szybko – kupili je nasi znajomi, nawet pozwolili nam mieszkać 3 miesiące, później umówiliśmy się, że będziemy je od nich wynajmować do momentu, kiedy nie skończymy remontu!!! (rzeczywistość okazała się trochę inna, w międzyczasie oni też znaleźli dom i nasze mieszkanie drugi raz zmieniło właściciela, a my od grudnia wynajmujemy mieszkanie w mieście, w którym pracujemy)
… Z działką też poszło szybko, sprzedaliśmy ją 08 czerwca 2009 roku, choć dla nas, to istny cud, to nie była działka komercyjna, kto chciałby mieszkać w lesie, 700m n.p.m. na działce ze skałami, bez drogi asfaltowej, sklepem oddalonym o 3km ??? Na szczęście znaleźliśmy takich ludzi (widać nie tylko my jesteśmy wariatami), zdecydowali się (tak, jak my) - w jeden dzień. Na dodatek - dysponowali gotówką.
Stwierdziliśmy jednogłośnie (bo nie wierzymy w przypadki) że ten dom… po prostu był nam pisany…był dla nas.
Po kilku tygodniach ANR zrzekła się prawa pierwokupu i 10 czerwca 2009 roku staliśmy się pełnoprawnymi właścicielami naszego domu, który to od tamtego czasu remontujemy...