Dzisiaj trafiłam na blog
Limonki.I się zbulwersowałam. Nie, nie blogiem, ale komentarzami pod jednym z postów.
Autorka była świadkiem sceny w tramwaju, kiedy to mała dziewczynka kopniakami chce wymusić na matce skasowanie przez nią samą biletu. Szczegóły
tutaj.
Przeczytałam wpis, a potem komentarze i szlag mnie trafił. Większość, na podstawie jednej sceny stwierdziła, że dziecko jest niewychowane i, że to tylko i wyłącznie wina rodziców.
Ja się pytam skąd taki wniosek? Po jednej opisanej scenie już wszyscy oskarżyli i wydali wyrok na matkę jaka to ona w przyszłości biedna będzie, bo córka teraz ją kopie.
Przecież wychowanie dziecka to długotrwały proces!
Czy jaśnie państwo krytykujące byłoby bardziej usatysfakcjonowane gdyby mama dziecku wpierdzieliła? Albo się na nie wydarła? Albo sama kopnęła?
Oczywiście wtedy podniosłyby się głosy oburzenia, ze biedne dziecko bite i maltretowane...
Jak widać jakkolwiek matka by zareagowała czy nie to zawsze w takiej sytuacji byłaby złą matką, bo albo sobie nie radzi więc jej dzieć w przyszłości na łeb wejdzie, albo je bije i występuje z pozycji siły i najlepiej może byłoby odebrać jej prawa rodzicielskie.
U nas w sobotę rozegrała się taka scena w sklepie:
Mateusz wziął ze sobą auto, którym to jeździł po ladzie klęcząc na ubłoconej, sklepowej podłodze. Na zwróconą mu kilkukrotnie uwagę, żeby wstał to i owszem wstawał po czym po chwili ponownie zajmował z góry upatrzoną, ubłocona pozycję.
Akurat byłam w trakcie robienia zakupów (sklep z obsługą), kiedy to zareagował M. i bez słowa małemu samochód zabrał.
Mati, myśląc, że to ja, zezłościł się i zaczął mnie okładać. NIGDY wcześniej się to nie zdarzyło. Byłam tak zaskoczona, ze udało mi się tylko wydukać: No co ty robisz?
W tym przypadku zareagował M. i dziecko ze sklepu wyprowadził.
Jak myślicie, co pomyśleli ludzie w kolejce?
A co było potem?
Za karę nie poszedł na plac zabaw na kulki, a poza tym odbyła się rozmowa na temat jego zachowania. Tyle, że świadków tej rozmowy nie było.
Tak samo nikt z obserwujących scenę w tramwaju nie widział co potem zrobiła ta mama.
Trochę analogicznie do sceny w tramwaju inna scena w wydaniu Mateusza.
Rodzice przedszkolaków doskonale wiedzą, że wchodząc czy wychodząc z przedszkola trzeba elektronicznie "zalogować" lub "wylogować" dziecko w przedszkolu. Mati mówi, że zrobi on "pik".
Czasami wpadam do przedszkola tuż przed 14:30 lub 15:30 i wtedy sama "pikam" kartą.
Są dni kiedy Mateusz uderza w histerię, bo to on chciał. I wtedy robi się agresywny. Takie sceny wydarzyły się już kilkukrotnie, więc ja wiem jak zareagować. Przeważnie mówię dziecku, że " Oj, mama się zapomniała. Zrobisz to następnym razem. Mam nadzieję, że się gniewasz" albo coś w tym stylu i problem zażegnany. Dziecko mi "przebacza" i czuje się dzięki temu ważne.
Nie zawsze wiemy jak zareagować, czasem jesteśmy zmęczeni, a czasem nam się nie chce wysilać nawet.
Nikomu jednak nie daję prawa do oceniania mnie i mojego zachowania wobec dziecka.
Oczywiście na przemoc trzeba reagować, ale nie piszę tu o przypadkach ekstremalnych, ale o takich co się zdarzają bądź zdarzać będą każdemu z rodziców
Przyznaję, że jak czytam komentarze rodziców, którzy mają kilkumiesięczne dziecko co oni by i jak oni by, to chce mi się śmiać, bo jak ich dziecię dojdzie do lat trzech czy czterech to dopiero wtedy pokazuje charakterek i na co go stać. I czasem, a nawet bardzo często taka mama czy tata robi wielkie oczy, bo swego dziecka nie poznaje. Przecież było takie spokojne, ułożone a tu nagle różki wyrastają i dziecię małpiego rozumu dostaje. I trzeba sobie z tym poradzić, a nie zawsze wiemy jak. Bo przecież w szkole nas tego nie uczą.