Wydawało mi się, że skoro przeprowadzaliśmy się niecałe cztery miesiące temu to niewiele bedzie do "oporządzenia". A tu niespodzianka. Wywaliłam już dwa wory niepotrzebnych "przydasie". Planuję jeszcze zrobić porządek w zabawkach (czytaj: wywalić ile się da). Nawet podjęłam dziś próbę, ale starszy dzieć uderzył w lamenta, że on nie chce, że on lubi, że on będzie się bawił, że będzie po sobie sprzątał i żeby nie wyrzucać. Spojrzałam trochę zbita z tropu na trzymane w rękach Wikusine grzechotki.
- Będziesz się bawił grzechotkami?
- Eee...ale tylko grzechotki wyrzuć.
Tym razem uległam. Do czasu.
Ubraliśmy też dzisiaj choinkę. Według mnie jest urocza, ale na razie nie możemy zapalić światełek, bo przedłużacza brak, ale zapewniam , że lampki są i cierpliwie czekaja na dodatkowy kabelek.
Szarańcza dzielnie pomagała
A później poszli się bawić do swojego pokoju. Ja zasiadłam do komputera, ale oczywiście cisza mnie zaintrygowała. Zajrzałam zatem do pokoju dzieci i...
...pozostało mi tylko westchnąć.