Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jaguar. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jaguar. Pokaż wszystkie posty

Dziewczyna, która chciała zbyt wiele - Jennifer Echols

23.6.13




Autor: Jennifer Echols
Tytuł: Dziewczyna, która chciała zbyt wiele
Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron: 295
Moja ocena: 6/10, 4/6











Każdy z nas w swoim życiu przechodzi okres zwany młodzieńczym buntem. Jedni doświadczają tego w mniejszym stopniu, częściej w duszy niż na zewnątrz. Inni natomiast całą swoją osobą manifestują własne przekonania. Ich wygląd od razu nam mówi, że jego właściciel chce coś przekazać. Zachowanie jeszcze bardziej to potwierdza. Nie myślcie sobie, że skazuję tę drugą grupę na straty. O nie! Ja ich podziwiam, bo mają na tyle odwagi, żeby zaakcentować swoje poglądy. Mnie niestety tej odwagi czasem brakuje. Jednak zwykli buntownicy różnią się od tych, którzy są na najlepszej drodze do zmarnowania sobie życie. Tych niestety nie rozumiem, a niedawno miałam okazję przebywać z kimś takim.

Dziewczynie tej na imię Meg. Kiedyś przeżyła coś strasznego i teraz postanowiła zmienić swoje życie. Odczuwać wszystko pełną piersią i mieć świadomość, że nie marnuje czasu. Rodzice, jak można się było spodziewać, nie potrafią jej zrozumieć, a wszystko co ma sens to imprezy. Pewnego dnia razem ze znajomymi łamie prawo i zostaje nakryta przez policję. Jeden nadgorliwy posterunkowy postanawia zmienić dla nich karę. Będą musieli jeździć przez pięć nocy w karetce, wozie strażackim lub w radiowozie, żeby spotkać się oko w oko z niebezpieczeństwem, patologią i śmiercią. Mają nauczyć się doceniać życie i zmienić swoje postępowanie. Czy im się uda?

Do niedawna nie lubiłam typowych młodzieżówek. Uważałam je za płytkie, nic nie warte i nawet średnio pomagające na nudę. Ostatnio jednak po przeczytaniu jednej z nich zmieniłam zdanie i zdałam sobie sprawę, że jak się wybierze dobrze, to otrzyma się okazję na bardzo miłe spędzenie czasu. Dlatego więc z chęcią sięgnęłam po ,,Dziewczynę, która chciała zbyt wiele". Opis zdecydowanie zachęcał, więc czemu by jej nie przeczytać? I? Zawieść się nie zawiodłam, ale liczyłam na coś więcej. Oczekiwałam chyba głębszego przekazu czy wyciągnięcia jakiś błyskotliwych wniosków. Niestety tego zabrakło. Nie wpłynęło ta jednak na przyjemność z czytania. Książka bardzo dobrze wypełniła mój wolny czas w środę, kiedy to postanowiłam zrobić sobie wolne od szkoły (pod koniec roku przecież można). Pochłonęłam ją w jeden dzień, który spędziłam zdecydowanie milej, niż gdybym męczyła się na lekcjach w upale.

Historia należy do tych lekkich. Dziewczyna nieradząca sobie w społeczeństwie, która musi odpokutować za winy. Jak pokutuje? Jeździ nocą z przystojnym gliniarzem i patroluje okolice. Wiecie co? Jak tak wygląda kara, to ja już teraz przechodzę na ciemną stronę mocy. Może w końcu dostanie mi się coś więcej od życia niż ciągłe sprawdziany. Zaskoczeniem dla Was będzie, że gliniarz (który wcale nie jest stary, jeżeli o tym wcześniej nie wspomniałam) i dziewczyna zakochują się w sobie. Dla mnie ta miłość była taka trochę na siłę i zbyt skupiająca się na możliwym seksie. No ale coż, wszystkiego mieć nie można. Wykonanie książki nie było złe. Autorka pisze językiem prostym, sprawiając że czyta się z przyjemnością. Z łatwością opisuje wydarzenia i ani przez moment nie męczy czytelnika. Okładka jest zbyt pospolita moim zdaniem. Czy tylko mnie wydaje się, że prawie na każdej młodzieżówce widzę dwie twarze zbliżone do siebie? I jeszcze ten zarost na brodzie chłopaka (którego przez monitor komputera nie widać)...

Bohaterowie są wykreowani bardzo dobrze. Zarówna Meg, którą już Wam przybliżyłam, jak i posterunkowy John. Jennifer Echols barwnie stworzyła ich przeszłość i ukazała cechy charakteru. Sprawiła, że nie wydawali się płytcy, co z pewnością podwyższyło poziom książki. Meg niestety mnie irytowała. Jej lekceważące podejście i sprowadzanie wszystkiego do jednego było co najmniej nużące. John - młody posterunkowy, który osiadł w miasteczku bez przyszłości, bo dręczyła go przeszłość - był trochę lepszy, ale i tak nie stał się moją nową książkową miłość. Chyba nawet tego nie oczekiwałam, więc zawodu też nie było. Jeżeli miałabym podsumować bohaterów w jednym zdaniu to byłoby to: dobrze wykreowani, ale niestety irytujący.

,,Dziewczyna, która chciała zbyt wiele" to ciekawa pozycja, która świetna się sprawdzi w chwilach nudy. Na chandrę też będzie bardzo dobrym wyborem. Nie jest to może jakieś odkrycie ostatnich czasów, ale czyta się ją świetnie. Napisana jest w sposób lekki i właśnie w taki nastrój Was wprowadzi. Radzę zarezerwować dla niej jeden dzień, bo na pewno nie pozwoli odłożyć się w połowie na bok i nie będzie chciała czekać na Waszą kolejną wolną chwilę. Polecam!

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Jaguar!!


Read more ...

Partials Częściowcy - Dan Wells

5.5.13




Autor: Dan Wells
Tytuł: Partials Częściowcy
Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron: 415
Moja ocena: 7/10













Zastanawialiście się kiedyś, w jaki sposób skończy się nasz świat? Co sprawi, że ludzkość zginie? Może w naszą planetę uderzy kometa i nawet nie będziemy wiedzieli kiedy umrzemy? Może słońce się wypali i nie będziemy mogli bez niego przetrwać? A może Bóg postanowi, że już jesteśmy na tyle zgorszeni, że pora dać nam nauczkę? Każda z tych możliwości na dobrą sprawę ma szansę się wydarzyć. A pomyśleliście kiedyś, że to ludzie sami zgotują sobie zagładę? Nie w przenośni przez niszczenie środowiska czy złe uczynki. Po prostu stworzą coś, co ich zniszczy? Myśleliście o tym? Tak, ja też nie.

Coś takiego spotkało bohaterów "Częściowców". Jest 2076 rok, ludzkość wymiera. 20 lat temu stworzono Częściowców - broń doskonałą, potrzebną do walki w wojnie izolacyjnej. Niestety po wojnie twórcy nie traktowali ich dobrze, więc Częściowcy postanowili się zbuntować. Wypuścili wirus RM, który zabił 99,9% ludzi. Od 14 lat nie przeżyło żadne dziecko. Ustawa Nadziei zmusza dziewczyny aby zachodziły w ciążę, bo dzięki temu może urodzić się dziecko odporne na wirus. Władze zaostrzają kontrolę nad społeczeństwem, które atakowane jest przez buntowników. Z każdą chwilą niepokoje rosną. Medyczka Kira chce znaleźć lekarstwo na RM, aby zapewnić przetrwanie ludzkości. Jest gotowa na wszystko. Dosłownie. Nawet sprzymierzenie się z wrogiem.

Dan Wells to autor, który dał się poznać w Polsce dzięki książkom „Nie jestem seryjnym mordercą” czy „Pan Potwór”. Jego najnowszym, podbijającym polski rynek dziełem są „Częściowcy”. Autor przedstawia nam świat dobiegający końca. Ludzkość wymiera, rosną społeczne niepokoje a wróg czyha za rogiem. Właśnie w takiej rzeczywistości przyszło żyć głównym bohaterom i to dzięki niej znajdujemy odpowiedź na pytanie o szczęście człowieka. Czy możemy spokojnie żyć, gdy świat się kończy? Ile jesteśmy w stanie zrobić dla wyższych celów? Jak zapewnić przetrwanie gatunku? Za wykreowanie tego genialnego świata należą się wielkie brawa dla autora. Z najdrobniejszymi szczegółami przedstawił życie za ponad sześćdziesiąt lat. Stworzył pewną wizję i uparcie się jej trzymał. Dzięki temu powstała naprawdę dobra antyutopia.

Czytanie „Częściowców” było u mnie chyba najbardziej złożoną rzeczą od wieków. Z pierwszą połowę męczyłam się dokładnie pięć dni. Akcja ciągnęła się jak kiepskie spaghetti a ja miałam ochotę uczynić jeden z większych grzechów książkoholika, a mianowicie porwać książkę na malutkie kawałeczki i podłożyć nimi do pieca. Przez pierwsze 200 stron nie działo się nic sensownego, a większość czasu poświęcone było przygotowaniom, politycznym dyskusjom i wyciąganiu wniosków. Może być ciekawe, powiecie. Z pewnością tak, ale w nadmiarze szybko się znudzi. Nie raz chciałam wyrzucić książkę za okno i wziąć się za coś ciekawszego. Mój instynkt jednak szeptał: „Jeszcze jeden rozdział. Może się rozkręci, przecież wiesz, że często tak się zdarza”. Ja, jakże grzeczna dziewczynka posłuchałam go i znowu się nie zawiodłam. Drugą połowę przeczytałam w jeden dzień, bo zwyczajnie nie sposób było się od niej oderwać. Popadłam więc w skrajności i zaczęłam ją uwielbiać. Każda strona była tak nasiąknięta zwrotami akcji, informacjami, które mnie interesowały, że straciłam poczucie czasu. Stało się to do tego stopnia, że aż babcia dzierżąca pokój obok, zaalarmowana palącym się światłem, zaczęła mnie wyganiać spać. Nie udało jej się oczywiście, bo najpierw musiałam skończyć czytanie. Język autora również przeszedł metamorfozę. Od usypiającego przekształcił się w porywający i nie wypuszczający czytelnika z rąk. W drugiej części nawet polityczne konkluzje mi nie przeszkadzały, także brawa.

Jeżeli chodzi o bohaterów, to autor skupił się przede wszystkim na Kirze. Od pierwszych stron poznajmy twardą bohaterkę, która nie cofnie się przed niczym, aby bronić swoich ideałów i walczyć o lepsze jutro. Wchodzimy w jej psychikę, poznajemy z każdej strony i zaczynamy kochać całym sercem. Wielu z Was wie, że właśnie takie bohaterki ubóstwiam. Kira wskakuje na moją listę ulubieńców i znajduje się na niej naprawdę wysoko. Co do reszty bohaterów, to było ich naprawdę wielu i początkowo myślałam, że ich wszystkich nie spamiętam. Myliłam się. Każdy z nich odgrywał jakąś rolę, coś wniósł do książki i jakoś ją wzbogacił. Nie byli dopracowani w stu procent, nie odznaczali się wielką charyzmą i na pewno nie wszyscy zapadną w mojej pamięci na wieki. Nie razi mnie to jednak, bo tych, których trzeba zapamiętam i choć mogło być lepiej, to źle też nie było. Wątek miłosny w „Częściowcach" również znaleźć możemy. Nie było on wysunięty na pierwszy plan, czego początkowo żałowałam. Myślałam, że może gdyby autor bardziej się na nim skupił, wtedy książka byłaby ciekawsza. Później jednak akcja tak mnie porwała, tak bardzo skupiłam się na poczynaniach bohaterów, że mi to nie przeszkadzało. Mimo wszystko jednak, nawet jeżeli był to wątek poboczny autor mógł się postarać bardziej. Odrobina więcej pracy nad relacjami bohaterów i byłoby idealnie.

„Partials Częściowcy” to książka, która mimo wszystko wciągnęła mnie do swojego świata. Jestem niesłychanie wdzięczna autorowi za możliwość wkroczenia do czasów Częściowców i za walkę o przetrwanie, którą udało mu się rozbudzić w moim sercu. Było warto przemęczyć się z pierwszą połową, aby móc potem przeczytać drugą. Polecam, choć radzę uzbroić się w wielkie pokłady cierpliwości na początku. Potem na pewno się nie zawiedziecie!



Za możliwość wkroczenia w świat Częściowców serdecznie dziękuję Wydawnictwu Jaguar!

Read more ...

Tak blisko... - Tammara Webber

28.4.13




Autor: Tammara Webber
Tytuł: Tak blisko...
Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron: 336
Moja ocena: 9/10














Każdy z nas chciałby doświadczyć czegoś niezwykłego. Wielka miłość, porywająca kariera – o tym myślimy po nocach. A co by było gdyby naszym życiem kierował przypadek? Gdybyśmy tak naprawdę nie mieli wpływu na nasze decyzje, a to, co się stanie było tylko efektem przeznaczenia? Tak naprawdę, na to, jak nasza egzystencja na tym świecie będzie wyglądać, mają wpływ przede wszystkim ludzie, których spotykamy na swej drodze. Z pewnością było tak u Jacqueline.

Wiodła ona normalne życie. Miała kochającego chłopaka, dla którego postanowiła porzucić szansę na rozwijanie swojej pasji i udać się na uniwersytet, który on wybrał. Zbyt mądrym posunięciem to nie było, bo ów najlepszy na świecie chłopak zostawił ją, gdy tylko poczuł w sobie męski zew. Zrozpaczona Jacqueline wychodzi pewnej nocy wcześniej z imprezy i o mało nie staje się ofiarą gwałtu. Ratuje ją nieznajomy chłopak, który od tej chwili staje na jej drodze coraz częściej. Co przygotował dla nich los?

Obecnie na rynku mamy zatrzęsienie wszelkiego rodzaju książek. Możemy wybierać wśród różnych gatunków i tematyki. Coraz częściej nachodzi mnie – zapaloną fankę fantastyki – ochota na książkę obyczajową. „Tak blisko…” zaliczać możemy do młodzieżówek, a ostatnio właśnie na taką pozycję miałam ochotę. Zainteresowałam się nią już, gdy wypatrzyłam ją w zapowiedziach. Wydawało mi się, że przypadnie mi do gustu, że pod z pozoru zwykłym opisem kryje się coś więcej. Mój szósty zmysł mnie na szczęście nie zawiódł.

W „Tak blisko…” poruszony mamy problem, z którym możemy się spotkać w wielu innych pozycjach. Mowa tutaj o gwałcie. Widzimy go z kilku różnych perspektyw. Dajmy na to, z punktu widzenia niedoszłej ofiary. Wydawać by się mogło, że skoro do gwałtu nie doszło, to wszystko będzie w porządku. Na przykładzie głównej bohaterki obserwujemy strach przed kolejną próbą napaści, problemy w przyszłych relacjach z innymi mężczyznami oraz chęć obrony. Możemy też obserwować, jakie skutki ma ta tragiczna rzecz dla samej ofiary, a także dla jej rodziny i znajomych. W „Tak blisko…” gwałt ukazany jest nieco inaczej, wszystko obserwujemy jakby z boku. Pamiętać należy, że nie jest to książka psychologiczna, a lekki romans, więc dogłębnej analizy wymagać nie powinnimy. Wszystko opisane jest na tyle dobrze, aby umiejętnie zarysować fabułę, wprowadzić nas w przedstawiony świat i wyciągnąć wniosek, że gwałciciele powinni mieć zdecydowanie wyższy wymiar kary.

Fabuła „Tak blisko…” osadzona jest na uniwersytecie. Było to dla mnie miłą odmianą, bo oblegane w wielu środkach masowego przekazu szkoły średnie już nieco mi się przyjadły. W wykreowany świat można się było wciągnąć bardzo łatwo i bez trudności mogłam się utożsamiać z bohaterami. Akcja miejscami była nieco zbyt przewidywalna. Pewne rzeczy podane mi były na tacy, inne natomiast potrafiły zaskoczyć, także bilans uważam za wyrównany.  W innym przypadku powiedziałabym, że książka jest banalna, ale tutaj ta banalność została ukazana w tak genialny sposób, że nie można było się oderwać od czytania. Wiem, że piszę to często, bo z pewnością da się zauważyć, że książki są dla mnie czarną dziurą i jak już zacznę czytać to oderwać mnie od tego, jest bardzo ciężko. Tutaj jednak było to na znacznie wyższym poziomie zakwalifikowania. Prośba, groźba czy liczne zachęty nie byłyby mnie w stanie odciągnąć. Czytać po prostu musiałam. Językowi również nie mogę niczego zarzucić. Autorka w barwny sposób przedstawiła historię, zachęciła mnie do przewracania coraz to następnej strony. Wszystko było przedstawione w sposób, który nadawał książce lekkości i młodzieńczego powiewu.

Przyznam się Wam jeszcze do czegoś. Zakochałam się. Domyślacie się, w kim? I tak Wam powiem. W Lucasie, naszym głównym bohaterze. Sam jego wygląd – tatuaże, kolczyk, jasne oczy – wzbudzały moją ekscytację. Jeżeli ktoś mówi o złożonej osobowości, to powinien postawić sobie go za przykład. To jeden z nazywanych przeze mnie „chłopaków po buncie”. Skutki jego przeszłości mogłam obserwować przez całą książkę. Był tajemniczy, intrygujący i pozostał taki cały czas. Nawet kiedy poznałam już jego tajemnicę, nadal mnie intrygował. Przy nim Edward chowa się w czarnej dziurze. Jest tylko jeden problem Moi Drodzy. On nie jest prawdziwy, a ja znów pogrążam się w depresji. Główna bohaterka Jacqueline też była bardzo obrazowo przedstawiona. Miała zasady, którym była wierna, czuło się jej osobowość. W pewnych momentach mnie irytowała, mimo wszystko polubiłam ją. Inne postaci ukazane zostały, jak dla mnie nieco zbyt powierzchownie, choć sytuację tę zrozumieć mogę, ponieważ książka o miłości powinna się skupiać przede wszystkim na głównym bohaterach i tutaj tak było.

„Tak blisko…” to powieść, której głównym tematem jest uczucie łączące głównych bohaterów. To właśnie relacja między nimi tak bardzo wciąga. Jesteśmy ciekawi, jak ich losy potoczą się dalej, czy znów się spotkają, czy jednak będą razem? Zmusza nas to, do przekręcania coraz to następnej strony, przeczytania kolejnego rozdziału, aż w końcu doczytania do końca. Zabrakło mi może jedynie wyrażenia uczuć. Ciągłe pocałunki może i fajne były, ale jako dziewczyna domagałam się wręcz, jakiejś deklaracji czy wyrażenia miłości słowami, która przecież była głównym wątkiem.

„Tak blisko…” czytałam z pełnym od emocji sercem i łzami w oczach. Poruszyła mnie tak, jak dawno nie zrobiła tego, żadna książka. Autorka w sposób prosty przedstawiła coś złożonego i pięknego. To książka lekka, przedstawiająca świat, taki jak nasz, w którym może się zdarzyć magiczna, porywająca przygoda łącząca dwoje ludzi. To historia niezwykła, która odznacza się w tle i pozostaje w pamięci. Czyż mogłabym jej nie polecić? Chyba nie. Tak więc, nie traćcie czasu i szybciutko zaczynajcie jej szukać.

Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Jaguar!

Read more ...

Błękitnokrwiści - Melissa de la Cruz

13.1.13
Wampiry zdominowały nasz świat. Są wszędzie. Ukrywają się w najmniej oczekiwanych przez nas miejscach. Może to nasi przyjaciele albo pani ze sklepu na rogu, albo może chłopak, koło którego siedzimy w autobusie. Tyle o nich czytamy w książkach i oglądamy na ekranie. Ale tak naprawdę w nie nie wierzymy. Bo to przecież nierealne, żeby nie zauważyć, że ktoś się nie starzeje albo nie wychodzi na słońce. Zauważylibyśmy przecież, czyż nie? Ale co, jeżeli wcale by tak nie było. Jeżeli tak naprawdę postać wampira byłaby zupełnie inna?

Pośród najbardziej elitarnych rodzin Nowego Jorku ukrywa się grupa tych, których przodkowie przybyli na amerykańską ziemię wraz z pierwszymi osadnikami na pokładzie statku Mayflower. Utrzymujący swoje istnienie w tajemnicy są bogaci, mają ogromne wpływy i… nie są ludźmi. To Błękitnokrwiści, starożytna rodzina wampirów.
Schuyler Van Alen nie sądziła, że jest kimś więcej niż tylko normalną nastolatką. Bardziej normalną niż jej koleżanki. W doborowym towarzystwie dziewcząt z elitarnej prywatnej szkoły, Schuyler wyglądała jak brzydkie kaczątko, ale nie przeszkadzało jej to… Do dnia, w którym skończyła piętnaście lat. Żyły na przedramionach dziewczyny nabrzmiały, tworząc przerażającą mozaikę błękitów i fioletu. Pojawił się głód – potworne łaknienie, którego nie mógł zaspokoić ludzki posiłek. Schuyler zaczęła się zmieniać – w kogo? Wszystko splata się w czasie z tragiczną śmiercią jednej z uczennic Duchesne. Czy tragedia ma coś wspólnego z Schuyler? I dlaczego Jack Force, najprzystojniejszy i najbardziej pożądany chłopak w szkole nagle zaczął zwracać uwagę na ignorowaną dotąd koleżankę? Schuyler chce poznać sekret Błękitnokrwistych, ale prawda może ją wiele kosztować. Świat wampirów rządzi się własnymi prawami, a ten, kto ich nie przestrzega – ginie.



W "Błękitnokrwistych" na pewno mamy do czynienia z nowym rodzajem wampira.  To już nie postać, której słońce szkodzi, nie starzeje się, a przebywanie wśród ludzi, grozi czyjąś śmiercią. Tutaj wampiry żyją jak ludzie. No prawie... Przeżywają ludzkie życie, ale nie można ich zabić. Sami muszą zdecydować, że chcą już odejść z tego świata. Tak, dobrze słyszycie. Kiedy są już wystarczająco starzy odchodzą i powracają w nowym cyklu za kilkadziesiąt lat. Zostali stworzeni nie przez innych wampirów, ale przez Boga, jako kara za wybranie strony Lucyfera, tacy Upadli aniołowie można by rzec. Stąd nazwa Błękitnokrwiści. Według mnie jest to bardzo ciekawy pomysł. Wprowadza coś nowego, a jednocześnie zmienia postrzeganie wampira w naszych oczach. Do nas tylko należy wybór, czy nam się spodoba taki wampir, czy nie. Jeżeli o mnie chodzi, to wolę te tradycyjne. 

I to by było na tyle jeżeli chodzi o dobre strony tej książki. Aż cud, że się takie znalazły. Byłam jej dość ciekawa, ale zawiodłam się na całej linii. Jak to się mówi: "Nie wszystko złoto, co się świeci" i książka ta stanowi tego najlepszy przykład. Cała fabuła, nie dość że strasznie przypominała mi w pewnych momentach "Dary anioła", to jeszcze była tak niedopracowana, że aż bolało. Człowiek się zastanawia, co takiego przez te ponad 300 stron się wydarzyło. Jaki w ogóle był pomysł na to wszystko? Co książka ma nam przekazać? Mnie się wydaje, że była pisana na zasadzie: co wyjdzie, to będzie. Wydarzenia były tak przewidywalne, że nawet osoba, która z reguły nie czyta, ma jakieś 10 lat i nie jest zbyt rezolutna domyśliła by się, co się wydarzy. Wszystko było tak szablonowe, tak zwykłe i bezbarwne, że aż się zastanawiam, jak przez tą książkę udało mi się przebrnąć? Nazewnictwo również niemiłosiernie mnie denerwowało. Choćby coś takiego, jak Zausznik. No naprawdę? Moja ręka niezliczoną ilość razy wędrowała do głowy, aby się w nią popukać. Krótkie rozdziały może i przyspieszały czytanie, ale gdy jakieś ważne wydarzenie opisane było na trzech stronach, to aż miałam ochotę chwycić kartkę i długopis i napisać to po swojemu. Wątki miłosne były jeszcze gorsze. Para spotykała się dwa razy, a na najbliższej imprezie już lądowała w łóżku. Zdaję sobie sprawę, że w dzisiejszym świecie jest to normalne, ale skoro tak się zarzekają, że się kochają, to czy nie powinni raczej podziwiać zachodu słońca, patrzyć sobie w oczy albo coś z rzeczy w tym stylu?

Nad głupotą bohaterów można by się rozwodzić cały dzień, ale szkoda czasu i nerwów. Główna bohaterka na pierwszy rzut oka wydawała się niezależna, odważna i nie zwracająca uwagi na zdanie innych ludzi. Nic bardziej mylnego. Kiedy tylko boski Jack rzucił na nią okiem, od razu stała się jego szaloną fanką. Z owego Jacka chyba miał wyjść czarny charakter, zbuntowany chłopak albo coś w tym stylu, ale zabieg ten zdecydowanie się nie udał, bo był tak jak reszta pusty. Wszyscy uczniowie, jakże prestiżowej szkoły zdaje się, że nie robili nic innego, jak tylko chodzili na imprezy, castinki albo innego rodzaju zloty towarzyskie.

Podsumowując, "Błękitnokrwiści" lądują na liście "zawód roku". Pomysł na stworzenie nowego wampira jest jak najbardziej udany, ale jeżeli chodzi o całą resztę, to już nie jest tak kolorowo. Wydarzenia są niedopracowane, książka pisana jest na odwal się. Gdyby komentarz Dżej/Er/Carmen, pod stosikiem, w którym umieściłam tą książkę, który mówił, że następne tomu są świetne, pewnie nawet nie myślałabym nad ponownym spotkaniem z tą serią. Teraz na razie nie chcę do niej wracać, ale może za jakiś czas, w wakacje na przykład, dam im drugą szansę, bo skrycie liczę, że to swego rodzaju nieudany wstęp do świetnej serii.

Moja ocena: 3/10

Książka zaliczana do wyzwania:
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu +2,2cm
Read more ...