Autor: Laura Gallego
Tytuł: Tam, gdzie śpiewają drzewa
Wydawnictwo: Dreams
Liczba stron: 399
Moja ocena: 9/10
Świat jest pełen różnic. Niby każdy równy, a tworzą się grupy „lepszych” i „gorszych”. Nie jest tak od wczoraj. Zaczęło się to już dawno temu. Wyobraź sobie Drogi Czytelniku życie na dworze królewskim. Rycerskie turnieje, wielkie uczty, wydawanie dziewcząt za mąż przez rodzinne ustalenia. Pomyśl o czasach, kiedy jedno hipnotyzujące spojrzenie spod rzęs poruszało zmysły i dawało nadzieję na możliwe względy danej damy. Widzisz te piękne suknie i zbroje rycerzy? Czujesz ten klimat? Dobrze, a teraz pomyśl o brutalności. O ludziach, którzy nie mają uczuć i nic nie stanie im na drodze do spełnienia swojego celu. Ludziach, którym władza przesłania pole widzenia i nie są w stanie kierować się ludzkimi emocjami. Nie jest już tak pięknie, czyż nie? A wyobrażasz sobie, że te dwa światy z dnia na dzień się ze sobą spotykają. Nie może wyjść z tego nic innego, jak tylko wielki ból dla jednych i radość dla drugich. Co by było, gdybyś był wśród tych pokrzywdzonych i jakimś niewyjaśnionym sposobem udało Ci się znaleźć sposób na zakończenie tych wszystkich ludzkich cierpień? Byłbyś na tyle odważny, żeby podołać zadaniu?
Viana jedyna córka księcia z Rocagrís
wraz z nadejściem wiosny planuje swój ślub z ukochanym Robianem z Castelmar,
któremu przyrzeczona została jeszcze gdy byli dziećmi. Jednak podczas święta
zimowego przesilenia na zamek przybywa Wlik, rycerz z gór, aby ostrzec króla
Nortii o zbliżającej się inwazji stepowych barbarzyńców. Robian, książę, jak i
pozostali rycerze, zmuszeni są bronić swojego króla i ziem. Większość z nich
ginie w walce i królestwo zostaje podbite przez barbarzyńców. Pozostałymi przy
życiu rebelianci wraz z Vianą postanawiają uwolnić królestwo Nortii spod
panowania okrutnego i pozornie nieśmiertelnego króla Haraka. Aby zwyciężyć,
muszą poznać tajemnicę Wielkiego Lasu i dotrzeć tam, gdzie śpiewają drzewa...
„Tam, gdzie
śpiewają drzewa” to książka, w której nie tylko treść jest magiczna. Ma w sobie
jakiś magiczny składnik, który do niej przyciąga. Czy to za sprawą
intrygującego opisu? A może okładki, która cieszy oko? Nie wiem, czego to
zasługa, w każdym razie ta magia przyciągnęła i mnie. Kiedy tylko dowiedziałam
się o tej książce czułam, że mi się spodoba. Czy dałam się zwieść zatrutemu
jabłku?
Zdecydowanie
nie! Świat przedstawiony był bardzo dobrze skonstruowany. Oddać klimat czasów,
w których się nie żyło jest bardzo trudno, ale pani Laurze Gallego świetnie się to udało. Ze zdumiewającą łatwością mogłam wciągnąć się w ówczesne życie i poczuć, jakbym również tam była. „Tam, gdzie śpiewają drzewa” to
połączenie książki fantastycznej, baśni, a także historii o walce z
niesprawiedliwością i niechęcią podporządkowania się narzuconemu schematowi.
Sprawienie, aby historia wyglądała realistycznie jest
nie lada wyczynem, a tutaj właśnie tak to wygląda. W książce mamy do czynienia z narratorem
trzecioosobowym, co według mnie świetnie pasuje do przedstawionej historii. Akcja
pędzie ze strony na stronę. Co chwila doświadczamy jakichś emocjonujących
wydarzeń. Książkę czytało mi się ją niezwykle
szybko. Nawet nie zdałam sobie sprawy, kiedy ją skończyłam. Czytam sobie i mam
wrażenie, że minęło może 15 minut, patrzę,
a tu minęły 2 godziny. Szukacie czarnej dziury w kosmosie? Nie szukajcie dalej.
Sięgnijcie po „Tam, gdzie śpiewają drzewa”! Przepadniecie! Ja nie mogłam się
oderwać od przedstawionych wydarzeń. To swego rodzaju baśń, która wciąga, daje
przesłanie i pozostaje w pamięci.
Nie mogę też
nic zarzucić bohaterom. Ich kreacje były przedstawione bardzo realistycznie, a
to dla mnie jest najważniejsze. Każdy z ich miał swoją osobowość i żył własnym
życiem. Główna bohaterka – Viana w trakcie wydarzeń przeszła przemianę. Z damy,
której głównym zmartwieniem jest suknia na zbliżający się ślub, staje się
banitką. Będzie musiała walczyć o wyzwolenie kraju, bo tylko ona zna sposób,
żeby pokonać barbarzyńców. Zapewne wiecie, że lubię bohaterki, które mają
własne zdanie i umieją postawić na swoim. Viana taka była, tylko że niestety aż
za bardzo. Podejmowała lekkomyślne decyzje, które czasem mnie irytowały.
Ciekawą postacią był dla mnie Wilk. Polubiłam jego nastawienia, wolę walki i
poczucie humoru. Był postacią niewątpliwie bardzo intrygującą.
Rzeczą, która
mi zdecydowanie nie przypadła do gustu był wątek miłosny. Piękny, to fakt,
jednak ja za nic nie mogłam się w niego wciągnąć. Był dla mnie nieco
sztuczny i jakiś taki niemrawy. Może dlatego, że i nasz amant – Uri był dla
mnie zbyt fantastyczny, żeby traktować go jako obiekt westchnień.
„Tam, gdzie
śpiewają drzewa” ma naprawdę świetną oprawę graficzną. Nawet jeżeli książka
byłaby tragiczna, to mogłabym się zakochać w samym jej wykonaniu. Okładka jest
piękna, każdy rozdział zaczyna się pięknym wzorem, a całość idealnie leży w
ręce. Czegóż chcieć więcej?
Po „Tam, gdzie śpiewają drzewa” spodziewałam się bardzo
dobrej książki, która mnie zaciekawi i porwie swoją historią. Co otrzymałam?
Otrzymałam książkę rewelacyjną, od której nie sposób było się oderwać. Znów
czułam się jak mała dziewczynka w świecie baśni i zdałam sobie sprawę, jak
bardzo tęskniłam za tym uczuciem. Czytając
ją byłam w innym, magicznym świecie, w którym z chęcią bym została, gdybym
mogła. „Tam, gdzie śpiewają drzewa” jest pozycją jedyną w swoim rodzaju.
Niezwykła, magiczna i zaskakująca. Możecie śmiało po nią sięgać i nie żałować
pieniędzy na jej kupno.
Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję wydawnictwu Dreams!