Pokazywanie postów oznaczonych etykietą SQN. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą SQN. Pokaż wszystkie posty

Queen. Królewska historia - Mark Blake

3.10.15


Queen. Chyba nie ma osoby, która nie słyszałaby o tym legendarnym zespole. Ich utwory stały się hymnami. Zna je każdy, choć czasem nawet nie wie, kto je wykonywał. Miliony fanów, sukces, o którym inni mogą tylko marzyć. Nic więc dziwnego, że życie ich członków wywołuje takie zainteresowanie.

Na rynku krąży wiele biografii Queenu. Ostatnio ukazała się ta autorstwa Marka Blake'a. Poszczycić się ona może nie tylko szeroką gamą faktów z życia członków, ale także niepublikowanymi wcześniej rozmowami i anegdotami. Autor wykonał kawał naprawdę olbrzymiej roboty zbierając fakty i tworząc biografię czworga mężczyzn na nowo. Kiedy coś, lub ktoś, jak w tym przypadku, jest powszechnie znane, ciężko jest znaleźć jakieś nowe informacje i rzucić na sytuację nowe światło. Mark Blake dotarł do zdarzeń, o których wcześniej nie było mowy i to budzi podziw.

Morze faktów jednak nie ułatwiało czytania. Styl autora sprawił, że biografię czytałam bez większych ekscytacji. Muzyka Queen ma to do siebie, że porusza do głębi. Wywleka trzewia, żeby nimi potrzepać i pozostawić człowieka odmienionym. Te wszystkie emocje towarzyszące muzyce niestety nie znalazły odzwierciedlenia w biografii. Choć życie członków zespołu było pełne ekstrawaganckich zdarzeń, to czytając o nich, moja ciekawość nie domagała się kolejnych faktów. Rozdziały po utworzeniu zespołu były już ciekawsze, ale wciąż nie tak, jakbym chciała.

Nie czytałam wcześniej żadnej biografii tego wielkiego zespoły, więc mimo trudności w czytaniu, dowiedziałam się wielu rzeczy. Autor naświetlił mi początki Queenu i czasy, kiedy Freddie Mercury był jeszcze Farrokhem Bulsarą. Poznałam bliżej innych członków i w porządku chronologicznym dowiedziałam się, jaką drogę musiał pokonać zespół na drodze do sukcesu, a potem, żeby ten sukces utrzymać.

Queen. Królewska historia to biografia w bardzo profesjonalnym ujęciu. Można w niej znaleźć wiele faktów, poznać życie członków zespołu od podszewki i przeczytać niepublikowane wcześniej informacje. Niestety brak tu radości z czytania i pasji, która emanuje z muzyki.

,,Mercury zakończył występ odziany w swoją królewską pelerynę i z koroną na głowie, mówiąc ,,Dobranoc, słodkich snów". Były to ostatnie słowa wypowiedziane przez niego na koncercie Queen."

Moja ocena: 5/10

Mark Blake, Queen. Królewska historia/Is This The Real Life? The Untold Story of Queen, str. 477, SQN, Kraków, 2015

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu SQN
Read more ...

Zakon Mimów - Samantha Shannon

12.6.15


W końcu nadszedł ten czas. W końcu mogłam powrócić do świata wykreowanego przez Samanthę Shannon. Świata, gdzie każdy drobiazg jest dopracowany. Gdzie wszystko ma swoje miejsce, a jedno logicznie wynika z drugiego. Po skończeniu poprzedniej części nie mogłam się wprost doczekać, kiedy będę mogła w końcu sięgnąć po kolejny tom. I stało się. Przeczytałam go. A teraz znowu muszę cierpliwie czekać...

Paige udało się uciec z kolonii karnej. Koniec jednych kłopotów staje się początkiem kolejnych. Dziewczyna jest teraz najbardziej poszukiwaną osobą w Londynie. Ma jednak zadanie do wykonania. Świat musi dowiedzieć się o istnieniu Rafaeitów i Emmitów. Dowiedzieć się i podjąć walkę przeciw nim. Proste z pozoru przedsięwzięcie przysporzy Paige wielu problemów. W samym Syndykacie zaś wszystkich czekają bardzo poważne zmiany, w które zostaną wplątani nasi bohaterowie.

Nigdy chyba nie wyjdę z podziwu wyobraźni, jaką dysponuje autorka. Ona nie wymyśliła pierwszej lepszej fantastycznej historii. Ona stworzyła wszystko od nowa. Wykreowała cały świat w najdrobniejszych szczegółach. Siedem kategorii jasnowidzenia, dziesiątki różnych jasnowidzów, podział podziemia, gangi, władze, nawet uzasadnienie opowiadanej historii w przeszłości. Wszystko to stworzyła wyobraźnia Pani Shannon. Może to co prawda powodować wrażenie chaosu, tym bardziej, jeżeli od czytania poprzedniej części minęło trochę czasu, jak w moim przypadku. Nie ukrywam, momentami ciężki mi się było odnaleźć, ale wierzcie mi, dla możliwości znalezienia się w tym fantastycznym świecie i poznania kolejnych pomysłów autorki, naprawdę warto poświęcić czas!

W tym tomie akcja ani na moment nie ustępuje tej z Czasu Żniw. Tym razem nie toczy się już w kolonii karnej. Przybliżone mamy tu bardziej metody działania samego Syndykatu i Sajonu. Fabuła skupia się na nowych wątkach związanych właśnie z tymi organizacjami. Nie zabraknie też kontynuacji tematów z poprzedniej części. Wszystko to ładnie się ze sobą przeplata, także nie ma mowy o nudzie. Nie można też narzekać na powierzchowne skonstruowanie bohaterów czy na to, że nas irytują. Wszystko tu jest tak, jak być powinno. Jest akcja, jest tajemnica, magiczny świat i element zaskoczenia. Książka jednak nie należy do tych, które się połyka od razu. Może to przez nagromadzenie wątków czy wszystkie fantastyczne nowości wykreowane przez autorkę. Warto jednak posmakować tego, co zostało dla nas stworzone, bo całość zachwyca do głębi! 

Zakończenie natomiast sprawia, że oczekiwanie na kolejny tom staje się niesamowicie trudne. Po tym wszystkim, co się wydarzyło, chciałoby się od razu sięgnąć po kontynuację i przeczytać dalszy ciąg historii. A tu znów trzeba czekać. Jeżeli chcecie poznać wszystkie drobiazgi, które dla swoich czytelników wykreowała Samantha Shannon, a potem dotrzymać mi towarzystwa w oczekiwaniu na kolejną część, sięgnijcie koniecznie po tę serię!

Moja ocena: 7/10

Samantha Shannon, Zakon Mimów/The Mime Order, str. 528, Wydawnictwo SQN, Kraków, 2015
Read more ...

[PRZEDPREMIEROWO] Wzorzec zbrodni - Warren Ellis

17.9.14

Rzadko czytam kryminały. Nie dlatego, że ich nie lubię. To po prostu taki gatunek, któremu nie poświęciłam jeszcze wystarczająco uwagi i stale planuję to nadrobić. Opis Wzorca zbrodni bardzo mnie zaintrygował. Dwóch policjantów. Podczas akcji ginie jeden z nich. Drugi przypadkowo odkrywa pewną niepokojącą, zajmującą całe mieszkanie kolekcję broni. Zadanie rozwiązania zagadki spada właśnie na niego - lekko aspołecznego, pogrążonego w szoku po stracie partnera Johna Tallowa. Na jaw wychodzi, że z każdego pistoletu ktoś został zabity, a tajemniczy zabójca działał w ten sposób aż 20 lat. Okazuje się, że karabiny układają się w przemyślany wzór, a żeby udowodnić winę wciąż brak dowodów. Przyznacie, że brzmi to naprawdę ciekawie. Dlatego więc postanowiłam sięgnąć po tę książkę. 

Niewątpliwie autor wpadł na świetny pomysł na całość. Skonstruował intrygującą zagadkę i przyciągnął uwagę czytelnika, aby powoli wraz z nim dochodził do rozwiązania. Poczynania bohaterów intrygują od początku i zmuszają do dalszego czytania. W odróżnieniu od innych pozycji tego typu, tutaj znamy sprawcę. To motyw nas interesuje. Na wielką pochwałę zasługę też sposób stworzenia tej książki. Warren Ellis dokładnie opisał akcję dochodzeniową i policyjne realia. Wzbogacił całość historycznymi wątkami i opisami broni, która zajmuje tu czołowe miejsce. Jego język jest bardzo sugestywny i na pewno nie można mu zarzucić, że bawi się w literackie półśrodki. Dzięki temu wykreował się pewien klimat - gęsty, a momentami bardzo mroczny. Do tej pozycji z pewnością nie pasowałby żaden inny. 

Strasznie podobał mi się także sposób narracji. Wzorca zbrodni możemy czytać zarówno z punktu widzenia John Tallowa, jak i naszego zabójcy. Dzięki temu wchodzimy w jego umysł. Poznajemy pobudki, jak i samą psychikę. Z pewnością było to czymś innym i na pewno bardzo ciekawym. Muszę pochwalić również sposób skonstruowania postaci. Po prostu nie dało się ich nie polubić i w jakiś sposób z nimi nie związań. Może przez humor, który przedstawiali albo po prostu osobowość. Pewne jest jednak, że zarówno John, Bat, jak i Scarly (z którymi John współpracował) są takim typem postaci, którzy przykuwają uwagę i wzbudzają sympatię. Chętnie spotkałabym się z nimi jeszcze raz w jakiejś innej powieści.

Choć chciałabym na koniec napisać, że wszystko było tu idealne, to niestety nie mogę tego zrobić. Jestem pod naprawdę wielkim wrażeniem wykonania tej książki, ale momentami coś mi w niej po prostu nie grało. Byłam ciekawa dalszego ciągu, ale nie potrafiłam wystarczająco wgłębić się w fabułę, odczuć strach, czy napięcie, a przecież tego właśnie szukamy w kryminałach. Było kilka strasznie naciąganych momentów, a i samo zakończenie niestety mnie nieco rozczarowało. Zdaję sobie jednak sprawę, że odbiór tych kwestii przez innych może być zupełnie inny. Mimo wszystko Wzorzec zbrodni pozostaje bardzo dobrze skonstruowaną, intrygującą historią. Jeżeli lubicie kryminały, nie powinniście być zawiedzeni. Ja z pewnością jeszcze do tego gatunku powrócę.

Moja ocena: 7/10

Premiera książki 4 października 2014

Za możliwość poznania książki Wzorzec zbrodni dziękuję Wydawnictwu SQN!


Warren Ellis, Wzorzec zbrodni/Gun Machina, str. 294, SQN, Kraków, 2014

Read more ...

Kings of Leon Sex on Fire - Michael i Drew Heatley

30.8.14

Muzyka w życiu niemal każdego człowieka odgrywa ważną rolę. Każde pokolenia ma swoje przeboje, tak jak i każda osoba posiada taki zespół/wykonawcę/utwór, który coś w nim zmienił, rozpoczął jakiś etap lub po prostu tak na niego wpływa, że staje się nieodłącznym elementem istnienia. Kings of Leon poznałam na samym początku mojej przygody z muzyką rockową. Usłyszałam i pokochałam. Za głos Caleba, bas Jareda, gitarę Matthew i perkusję Nathana. Za teksty i szczerość. Wychodzi więc na to, że za całokształt.

Kings of Leon to kwartet pochodzący z Tennessee. Trzej bracia (Nathan, Caleb i Jared) byli wychowywani w religijnej rodzinie. Ich ojciec, będąc kaznodzieją, dużo podróżował, rodzina wraz z nim, dlatego chłopaki nie mieli normalnego dzieciństwa. Śpiewali w chórze, pisali kawałki country, żeby zarobić, aż pewnego dnia postanowili zawalczyć o swoje marzenia. Najpierw tylko dwaj najstarsi braci próbowali swoich sił i nawiązywali kontakty. Później dołączył do nich młodszy brat i kuzyn Matthew, aby już jako Kings of Leon zmienić świat muzyki. W dzieciństwie byli trzymani z dala od popkultury, jak też używek i samych imprez. Potrzeba nadrobienia zaległości, wielki talent, jak i przeżyte doświadczenia stworzyły wizerunek zespołu, który znamy dzień. 

Nie czytam często biografii. Jeżeli mam być szczera, ta jest pierwszą, jaką poznałam. Nie żeby nie ciekawiła mnie historia znanych ludzi, którzy odnieśli coś w swoim życiu. Po prostu zawsze odkładałam te pozycje na "kiedyś przeczytam". Ostatnio jednak postanowiłam to zmienić i poznać bliżej jedną z moich ulubionych kapel. Nie mam swojego zespołu życia, którego dyskografię znałabym od A do Z. Kings of Leon z pewnością też nim nie jest. Ich muzyki jednak słucham od tak dawna, że z pewnością plasuje się on wysoko wśród wykonawców, których twórczość w jakiś sposób poznałam. Choć pewnie zaczęłam ich słuchać wtedy, kiedy zrobił się na nich wielki rzut i wszyscy się nimi zachwycali, to tłumaczę to sobie moim wiekiem i niemożliwością wcześniejszego sięgnięcia po ich twórczość. Właśnie biografia napisana przez Michaela i Drew Heatley pozwoliła mi poznać historię zespołu od samego ich początku.

Mężczyźni opisują historię chłopaków od ich wczesnego dzieciństwa. Przedstawiają trudy okresu dojrzewania i stopniowe wspinanie się po deskach kariery. Opisują dokładnie każdy album, prezentują ważniejsze koncerty i wydarzenia, które miały wpływ na brzmienie zespołu, jak chociażby występy obok U2. Muszę przyznać, że brakowało mi tutaj trochę faktów z życia prywatnego. Na co dzień nie przeglądam serwisów plotkarskich, więc stwierdzenie, że zespół był na celowniku mediów nie przypomina mi żadnych szokujących doniesień. Dlatego też nie przeszkadzałoby mi, gdyby autorzy zagłębili się nieco bardziej w ich życie, poświęcili więcej uwagi szczegółom stopniowego wchodzenia na szczyt. Jak dla mnie było tu nieco zbyt wiele suchych faktów i choć te o muzyce z czasów, gdy już Kings of Leon słuchałam, czytałam z wielkim zainteresowaniem, to rozdziały o wcześniejszych utworach były dla mnie jak błądzenie we mgle. Dzięki temu jednak byłam zmuszona do przesłuchania sobie wcześniejszych kawałków i poznania nowych faktów o zespole.

Muszę przyznać także, że po poznaniu tej biografii w mojej głowie nie powstał za dobry obraz chłopaków. Sex, Drugs & Rock'N'Roll w pełnym wydaniu nie przedstawia ich w dobrym świetle, ale prawdę mówiąc mało mnie to obchodzi. Nadal pozostanę tą, która nie śledzi z wypiekami na twarzy prywatnego życia artystów, więc nie uderzyło i z pewnością nie będzie mnie to uderzać. Ważne tylko, żeby nadal tworzyli tak świetną muzykę, abym mogła się nią zachwycać. Bo nie da się ukryć, że prezentują nam coś genialnego. Kings of Leon. Sex on Fire jest pozycją z pewnością warta poznania. Spodoba się raczej fanom zespołu i osobom interesującym się muzyką samą w sobie. Dla innych może okazać się nieco nudna, choć nie zmienia to faktu, że zespół i jego historię warto poznać!

Moja ocena: 7/10

Za możliwość poznania biografii Kings of Leon dziękuję Wydawnictwu SQN.

Michael i Drew Heatley, Kings of Leon Sex on Fire, str. 286, SQN, 2013
Read more ...

Czas Żniw - Samantha Shannon

10.8.14

Czasie Żniw było niesamowicie głośno jakiś rok temu. Przyznaję, że te wszystkie zachwalające opinie w połączeniu z urokliwą okładką narobiły mi wielkiej ochoty na książkę. Nic więc dziwnego, że kiedy tylko wypatrzyłam ją w bibliotece, porwałam ją czym prędzej ze sobą.

Samantha Shannon w swojej powieści poruszyła kwestię jasnowidzenia. Nie zrobiła tego jednak powierzchownie, lecz z największym zaangażowaniem i w najdrobniejszych szczegółach. Przedstawiła czytelnikowi Sajon - totalitarne państwo, gdzie jasnowidzenie jest przestępstwem, a strach przed nim zatruwa życie. Pokazała też kryminalne podziemie, kierowane przez mim-lordów. Do jednej z takich organizacji przestępczych należy główna bohaterka - Paige Mahoney. Jest ona śniącym wędrowcem, protegowaną swojego mim-lorda Jaxona Halla. Na jego zlecenie pozyskuje informacje, włamując się do cudzych umysłów. Pewnego dnia jednak los płata jej figla. Dziewczyna zostaje przetransportowana do kolonii karnej, rządzonej przez Refaitów - rasę pochodzącą z innego świata. Trafia pod opiekę Naczelnika, który będzie dysponował prawem do jej własności.

Tak mniej więcej prezentuje się zarys Czasu Żniw. Piszę zarys, bo w książce pełno jest szczegółów i detali. Dawno już nie czytałam powieści stworzonej z taką dokładnością i precyzją. Wszystko opisane jest tu z wielką starannością, każdy szczegół jest przemyślany i zaplanowany. Nie mówię jednak tylko o wykreowaniu faktów, które przedstawiłam Wam w akapicie wyżej, a których stworzenie musiało wymagać wielkiej wyobraźni. Autorka z drobiazgowością opisała wszystkie siedem grup jasnowidzenia, na które możemy sobie zerknąć na początku książki. Mamy też mapkę kolonii karnej Szeol I, słowniczek pojęć, spis gości z zaświatów i eteryczną playlistę (której sobie słucham podczas pisania tej recenzji). Musicie przyznać, że wpływa to na podwyższenie poziomu książki.

Pomimo tak świetnego stworzenia całości, które było widoczne już od pierwszej strony, a może właśnie przez zbytnie nagromadzenie faktów, na początku jakoś nie mogłam wciągnąć się w opowiadaną historię. Doceniałam sposób stworzenia książki, ale odbierałam ją jakby z boku. Bez większych emocji czy przejęcia się losem bohaterki. Wszystko to było w porządku, ale samej historii po prostu nie czułam. Nie potrafiłam wyłapać jej ducha. Aż w końcu nadszedł przełom. Uświadomiłam sobie, że po zakończeniu książki będzie mi brakowało całej jej aury. I tak stopniowo pokochałam jasnowidzenie, zafascynowała mnie historia przejęcia świata i sama bohaterka. A kiedy już skończyłam, zdałam sobie sprawę, że oczekiwanie do następnego tomu będzie dla mnie prawdziwą męką. W tych moich perypetiach czytelniczych da się zauważyć fakt, że autorka w trakcie książki rozwinęła swój język, tak aby coraz bardziej wpływać na lekkość czytania i możliwość swobodnego odbioru książki. Muszę też wspomnieć o bohaterach, bo było ich naprawdę wielu. Autorka, tak i inne rzeczy, wykreowała ich z dokładnością i precyzją. Nie wszyscy zapadną w mojej pamięci, nie z każdym się zżyłam, ale nie zmienia to faktu, że i na tym gruncie Samantha Shannon odwaliła kawał dobrej roboty. 

Nie da się zaprzeczyć, że Czas Żniw od strony technicznej jest pozycją niespotykanie dobrą. Jeżeli chodzi o zaangażowanie i możliwość obdarzenia jej miłością książkoholika to na początku trochę to kuleje. Potem jednak wszystko nabiera rozpędu i nie da się już pozbyć uczucia straty na koniec. Książka jest z pewnością czymś innym na rynku i choćby dlatego warto jej dać szansę. Ja teraz z niecierpliwością czekam na kolejny tom.

Moja ocena: 7/10

Samantha Shannon, Czas Żniw/The Bone Season, str. 497, SQN, 2013

Read more ...

Drzewo migdałowe - Michelle Cohen Corasanti

22.7.14

Chwytliwa okładka, ciekawy opis i przyciągająca siła - to powody, dzięki którym zwróciłam uwagę na Drzewo migdałowe. Czasem tak się dzieję, że jesteśmy niemal pewni, że dana opowieść będzie niezwykła. Tak było właśnie ze mną i debiutem Michelle Cohen Corasanti.

Ahmadowi przyszło żyć w czasach wojny. Wszystko zaczyna się sypać, kiedy jego siostra umiera. Potem, w dwunaste urodziny chłopca, jego ojciec trafia do więzienia z jego winy. Wkrótce ich dom zostanie zniszczony, a rodzina będzie musiała zamieszkać w namiocie. Od tej pory każdy dzień Ahmada wypełniony będzie strachem o bliskich i naglącą potrzebą zapewnienia im przetrwania. Ponadprzeciętna inteligencja jednak da mu szansę na lepsze życie.

Rzeczą niezwykle ważną w tej książce jest przedstawiony konflikt izraelsko-palestyński. Autorka ukazuje życie mieszkańców i w pewnym sensie otwiera oczy tych, którzy ignorowali tamtejszą sytuację. Żyjemy sobie bezpiecznie i bardzo często nawet się nie zastanawiamy, jak to wygląda w rzeczywistości. Michelle Cohen Corasanti nie unika trudnych tematów. Nie stroni też od polityki. W książce pełno jest grozy i cierpienia, które nie raz sprawiają, że łzy stają w oczach. Drzewo migdałowe to piękna opowieść, lecz wcale nie lekka. Mamy tu przekaz, który skłania do myślenia. Widzimy bardzo wyraźnie, jak ważne jest, by każdy dzień miał znaczenie, by cieszyć się z tych prostych, małych rzeczy i uświadamiamy sobie wpływ jednej decyzji na naszą przyszłość. Można też przyznać, że jest to opowieść o przebaczeniu, więzach rodzinnych, przyjaźni i prawdach, które możemy odnaleźć w życiu każdego z nas.

Nie myślcie sobie, że w książce jest tylko wiedza i morał. Autorka posiada naprawdę dobry warsztat, dzięki któremu bardzo umiejętnie wplotła w przesłanie opowieść o pewnym chłopcu. Czytając Drzewo migdałowe nie miałam wrażenia, że czytam książkę polityczną, a autorka zbyt moralizuje. Otrzymałam piękną i mądrą historię, gdzie życie głównego bohatera zmuszało do refleksji i podziwu. Nie powiem, że zawsze się ją lekko czytało, ale za to w opowieść można się niewyobrażalnie wciągnąć. Wędrujemy strona za stroną przez życie Ahmada i choć mogłoby się wydawać, że nie może się zdarzyć więcej nic interesującego, to jesteśmy ciekawi każdego kolejnego dnia, miesiąca i roku. Trzeba też wspomnieć o samym tytule, który stanowi jakoby hołd dla niezwykle ważnego dla rodziny Ahmada drzewa.

W książce ukazaną mamy również bardzo bogatą kreację bohaterów. Główna postać - Ahmad - to mądry, skłonny do poświęceń chłopak. Jego zachowanie często może budzić podziw, a dążenie do celu stanowi w pewnym sensie natchnienie dla nas. Na uwagę zasługuje profesor Szaron czy Baba - ojciec chłopaka. Ten drugi dostarczał wielu mądrości i mimo problemów, z którymi się musiał zmierzyć, wnosił pozytywną energię do tej opowieści. Mamy także Abbasa - brata Ahmada, będącego symbolem nienawiści i stanowiącego kontrast dla głównego bohatera. Przy postaciach muszę wspomnieć o jednej rzeczy, która mnie irytowała. Chodzi mi o fakt, że prawie każdy odniósł życiowy sukces. Mimo trudnych warunków i konieczności podjęcia ciężkiej pracy, aby utrzymać rodzinę, nie tylko mądry Ahmad zdobył profesorskie wykształcenie, ale też jego rodzeństwo, a później wnuki. Nawet żona, która początkowo nie potrafiła sama zrobić zakupów, stała się kobietą biznesu. Może się czepiam i jestem tak okrutna, że nie pozwalam bohaterom na to szczęśliwe zakończenie, mimo trudów, które przeżyli, no ale...

Drzewo migdałowe to opowieść, której naprawdę warto poświęcić czas. Pokazuje ona izraelsko-palestyński konflikt i ważne w naszym życiu wartości. Choć wypełniona cierpieniem, daje też nadzieję na lepsze jutro. Autorka wykorzystała swoje umiejętności, aby stworzyć piękną historię, która z pewnością pozostanie ze mną na długo. Polecam gorąco!

Moja ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania Drzewa migdałowego dziękuję Wydawnictwu SQN!

Michelle Cohen Corasanti, Drzewo migdałowe/The Almond Tree, str. 386, SQN, 2014
Read more ...