Autor: Eve Edwards
Tytuł: Alchemia miłości
Tytuł oryginału: The Other Countess
Seria: Kroniki Roku Lacey #1
Liczba stron: 383
Wydawnictwo: Egmont
Kultura Anglii ma w sobie to znane i lubiane "coś". Sama ją wprost uwielbiam! XVI wiek mogłam już bliżej poznać przy okazji Uwięzionej królowej Philippy Gregory, która to książka wywarła na mnie wielkie wrażenie. Nic więc dziwnego, że chciałam ponownie wybrać się w książkową podróż do Anglii w tamtym okresie.
Tym razem mogła się ona odbyć dzięki Eve Edwards i jej Alchemii miłości, będącej pierwszym tomem Kronik Rogu Lacey. Poznajemy tu Willa Lacey, który po śmierci ojca został hrabią i na jego barki spadła cała odpowiedzialność za dom i poddanych. Przed śmiercią ojciec niemal wszystkie rodzinne fundusze wydał na pracę pewnego alchemika, który obiecywał mu wynalezienie złota. Niestety były to obietnice bez pokrycia. Teraz, aby odbudować finansową pozycję rodziny, Will skazany jest na ślub z jakąś bogatą damą. Kiedy jednak udaje się na dwór z zamiarem znalezienia takiej, jego serca zaczyna szybciej bić do niejakiej Ellie - biednej dziewczyny, córki alchemika, który zrujnował jego rodzinę. Will będzie musiał wybrać pomiędzy małżeństwem z rozsądku z lady Jane a miłością do Ellie.
Eve Edwards do napisania tej książki przygotowała się bardzo dobrze, o czym możemy czytać na skrzydełku okładki: ,,na użytek tej książki oglądała wnętrza z epoki i rycerskie turnieje oraz uczestniczyła w ucztach w stylu elżbietańskim". Trzeba przyznać, że wywarło to wpływ na treść. Dostajemy tu bowiem bardzo dobry obraz epoki elżbietańskiej. Może nie jest on tak genialny, aby się nad nim długo rozpływać, ale na pewno bardzo miło się czytało o ucztach, turniejach, strojach i innych rzeczach towarzyszących tamtym czasom. Późniejsze perypetie miłosne osadzone w XVI-wiecznym klimacie także miały swój nieodparty urok. Dzisiaj miłość wygląda inaczej, a czytanie o ograniczeniach i powinnościach, którym musiano sprostać, było z pewnością bardzo ciekawe.
Książka jest romansem historycznym, więc miłość odgrywa tu główną rolę. Muszę przyznać, że podczas gdy początkowo to zakazane i powoli rozwijające się uczucie bardzo mi się podobało, to już na koniec miałam go dość. Wszechobecnego lukru było zdecydowanie za dużo i trochę szkoda, że ta delikatna miłość gdzieś potem zniknęła. Autorka poświęciła także nieco miejsca na problemy epoki, jak chociażby walka z katolikami czy ukazanie mentalności dworu, więc jeżeli ktoś będzie miał dość miłosnych perypetii z pewnością znajdzie w Alchemii miłości kilka innych ciekawych wątków. Eve Edwards posługuje się bardzo sprawnym językiem. Pisze lekko, przyjemnie i niezwykle obrazowo. Ani na chwilę w książce nie było mowy o sztywności czy niewpasowaniu się w tendencje epoki. Dialogi prowadzone przez bohaterów są pełne prawdziwości, a jeżeli nawet czasem mało prawdopodobne, to i tak autorka sprawiła, że wierzymy jej we wszystko. Książkę czytało mi się niezwykle szybko. Prawdę mówiąc nawet nie zorientowałam się, kiedy ją skończyłam.
Bohaterów polubiłam już od samego początku. Nie byli oni może wielce złożonymi osobowościami, ale mieli w sobie takie wewnętrzne, promieniujące na innych ciepło, które uwielbiam zarówno w ludziach, jak i książkowych bohaterach. Ellie - wykształcona dziewczyna, która musi sprostać naukowemu szaleństwu ojca, Will - na którego barkach spoczywa wiele zmartwień związanych z utrzymaniem rodziny i Jane - pozostająca w sidłach obowiązku małżeństwa i despotycznego brata. Los postanowił połączyć tę trójkę, wytworzył między nimi przyjaźnie i wielkie uczucie. Jak już wspomniałam nie ma w związku z nimi wielkich komplikacji, od początku można się domyślać, jak zakończą się ich perypetie, ale mimo to byli tak sympatycznymi, że z pewności zapamiętam ich na długo.
Alchemię miłości czytało mi się naprawdę świetnie! Co prawda nie jest to jakaś ambitna literatura ukazująca problemy tamtego okresu czy dworskie zawiłości. Nie pozbawiona jest też wad, jak chociażby zakończenie, o którym staram się zapomnieć. Mimo to w opowiadaną przez Eve Edwards historię można się naprawdę wciągnąć. Sprawdzi się bardzo dobrze, jako lekka książka na nudny wieczór, gdzie miłość w elżbietańskiej Anglii odgrywa główną rolę. Ja z pewnością będę tę historię miło wspominać i z chęcią sięgnę po kolejny tom!
Moja ocena: 7/10, 4+/6
Za możliwość przeczytania Alchemii miłości dziękuję Wydawnictwu Egmont!