...rozpoczęte! właśnie przez okno widzę sąsiadki, widzę ulicę, przez którą raz na jakiś czas przemknie auto na niemiejscowych blachach lub miejscowych (proporcje mniej więcej z moich obserwacji: 1:1) lub turysta na rowerze, lub miejscowy chłopiec. Czasem słychać szczekanie psów, kilka razy dziennie odwiedza nas kotka sąsiadów, na strychu cichutko żyją kuny (bo jak nas nie ma to pewnie hałasują). Rzodkiewki powyrywane i pożarte z gzikiem, ostatnie truskawki też już pożarte, wczoraj kosiłam, dzisiaj została końcówka, bo kosiarka wczoraj odmówiła współpracy (zdiagnozowałam już problem i dzisiaj powinno być ok - zobaczymy). Upały niczym w Egipcie, tylko o niebo spokojniej:). Stare grube mury skutecznie chronią przed upałem. Jednym słowem: cud miód i orzeszki.
I oby tak dalej!
W stodole, po tylu wspólnych latach z Ruderią, odkryłam puszkę po pieprzu. Zapewne Oswald lub jego żona kupili pieprz w jednym ze sklepów kolonialnych w Querbach.
ps.jeśli ktoś z blogosfery ma ochotę na odwiedziny Ruderii i jej ludzkich mieszkańców to my herzlich willkomen (warto wcześniej dać jakiś sygnał tel lub via popularny portal społecznościowy:))