Jednym z moich planów biżuteryjnych na to lato jest biżuteria z piórami. Jak na razie idzie jak po grudzie, mam kilka innych pomysłów na wakacyjne kolekcje i oczywiście w efekcie nie wiem za co się zabrać. Dlatego po różowych kolczykach to dopiero druga pierzasta praca w tym roku.
A powstała zupełnie przypadkiem - mam takie pudełko, są w nim materiały do aktualnie robionego projektu plus trochę kamieni - takich na które mam jakiś pomysł, więc włożyłam żeby były pod ręką, i takich, które bardzo mi się spodobały, więc włożyłam żeby o nich nie zapomnieć. Tak było z tym labradorytem - robiąc inny projekt sięgnęłam do pudełka i zaczęłam obracać ten kamień w palcach. Ma mocny, wielokolorowy ogień i od razu przywiódł mi na myśl pawia (teraz w sumie nie jestem pewna czemu :D ). Chwilę później wiedziałam już, jak mniej więcej będzie wyglądał ten naszyjnik i wzięłam się za zrobienie go w pierwszej wolnej chwili.
Dumna jestem z pióra (które na zdjęciach, za wyjątkiem jednego makro, niestety kompletnie nie wygląda :/ ) - "zwykłe" pawie pióra nie pasowały do koncepcji, więc wzięłam mieczowe - które mają to do siebie, że jedna ich strona jest piękna, gęsta, a druga składa się z kilku długich, rzadko rozsianych promieni. Więc dobrałam dwa pióra, oskubałam łysawe strony, ostrożnie skleiłam i potraktowałam całość impregnatem do sutaszu (pierwszy raz używałam impregnatu, ale dzięki niemu piór można delikatnie dotykać i nic im się nie dzieje, więc mam nadzieję że zapewni im dłuższy żywot).