Macie przed sobą prawdopodobnie 5 czy 6 wersję tego posta. Już kilka razy zamierzałam wkleić coś, co zasłużyło na uwiecznienie (jak choćby indyjski obiad, czy chałwowe lody). Ale tak naprawdę dopiero ta tarta i zdanie pewnego egzaminu wstępnego dały mi siłę i ochotę do wklepywania przepisu (obróbka zdjęcia to pikuś - Pan Pikuś - zdjęcia są fajne...) Przepraszam więc za dłuższą nieobecność, i zapraszam do stołu.
Po raz kolejny chciałabym polecić Waszej uwadze magazyn Food and Travel (pisałam już o znalezionym tam przepisie na ciecierzycowe poduszeczki z mozarellą i pieczonymi burakami). W zasadzie każdy przeglądany on-line numer wywołuje u mnie nieodpartą chęć wypróbowania kilku przepisów. Tym razem, oglądając wydanie sierpniowo-wrześniowe, padłam przy temacie bakłażanowym i tarcie.
Nie mogłam się oprzeć. Piekłam ją wieczorem (późnym), korzystając z gotowego ciasta francuskiego. Jest fantastyczna. Książę Małżonek bawił się ze mną przez chwile w wymyślanie możliwych ulepszeń, po czym stwierdził:
- Tu nie ma co kombinować. Trzeba szybko powtórzyć.
Składniki:
- opakowanie gotowego ciasta francuskiego (albo porcja ulubionego kruchego),
- 2 spore bakłażany (albo 3 mniejsze), w plasterkach centymetrowej grubości,
- 750 g cebuli, pokrojonej w cieniutkie półksiężyce,
- 3 ząbki czosnku, obrane i drobno posiekane,
- 4-5 łyżek oleju (oliwy),
- łyżeczka posiekanego tymianku i kilka gałązek do dekoracji,
- łyżeczka cukru,
- 2 łyżki czerwonego octu winnego,
- 50 g oliwek czarnych bez pestek, posiekanych,
- 100 g anchovies, przekrojonych wzdłuż na pół (ja dałam zdecydowanie mniej, jakieś 3 sztuki, drobno posiekane).
Na blasze do pieczenia (wyłożonej świeżym papierem) rozłożyć prostokąt ciasta. Wyłożyć nadzienie - zostawiając ok. 2 centymetry z każdego brzegu wolne. Zawinąć brzegi, tworząc rancik. Rozłożyć (rozsypać) anchovies. Spryskać octem winnym. Piec 25-30 minut...
Zaraz po wyjęciu posypać oliwkami (a jeżeli nie mamy w domu pietruszkofoba, także posiekaną natką) i tymiankiem.