Ło matko, ale mnie dawno tu nie było! Najpierw jednak przez dwa tygodnie byłam służbowo w tak pięknych okolicznościach przyrody:
A po powrocie wpadłam w ciąg remontowy, w wyniku którego komputer leżał przyblokowany wszelkimi gratami i dostać się do niego nie było można. Że o zaginionym w boju "pędraku" ze zdjęciami nawet nie wspomnę- cud boski, że to wszystko jeszcze na karcie w aparacie było!*
Tymczasem jeszcze przed wyjazdem powstała Yakushima, według wzoru Lete, co z jednej strony pozwoliło mi trwać w transie udziergów z wzorów Jej pomysłu, z drugiej zaś wykończyć moje zapasy Malabrigo Rios (oczywiście z myślą o zrobieniu miejsca na nowe zakupy;)). Tym razem na druty poszłedł kolor Indiecita:
Cała trójka Justynowych wzorów w moim wykonaniu prezentuje się tak:Pasiasty Carabe zdążył zmienić właściciela, gdy Matka moja rodzona stwierdziła, że może to być jej prezent urodzinowy- aczkolwiek wielkodusznie powiedziała, że od czasu do czasu może mi go pożyczyć :)
A Ruda oczywiście wszędzie łeb musi wepchać!
*No dobrze, patologiczne lenistwo też miało w tym swój udział :)