Pokazywanie postów oznaczonych etykietą motyle. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą motyle. Pokaż wszystkie posty
środa, 4 sierpnia 2010
Gorzka prawda i wyzwania
Gorzka prawda jest taka, że patologiczne lenistwo ze mnie wychodzi. Nie chce mi się i już! Spędzam więc sobie leniwie kolejne dni, nadrabiając zaległości lekturowe (szwedzkie kryminały wydane w "Mrocznej serii") i osładzając samoświadomość pysznym ciastem z porzeczkami (na spód z kruchego ciasta wysypujemy czerwone porzeczki albo jagody i na to piana z 3 białek ubita z dodatkiem 15 deko cukru. MMM-mruczę wielkimi literami, niestety tylko wspominając...) tudzież dobrą herbatą. A, nie, jednak tak całkiem patologicznie leniwa nie jestem, bo część porzeczek przerobiłam na dżem :)
Poza tym bawiłam się w Kopciuszka, rozplątując kłębek bawełny, który dostał się do łajdackiego psiego pyska. Chyba lepsze niż przebieranie grochu i soczewicy, czy co tam oryginalny Kopciuszek miał do roboty.
Wczoraj jednak poczułam, że patologii czas powiedzieć STOP! Zabrałam się zatem za moje stado motylków, tym bardziej, że w Twórczym Pokoju pojawiło się motylowe wyzwanie. Tak więc krochmaliłam, wiązałam i w efekcie powstały dwie zawieszki. Długie toto i na oknie albo gdzie indziej wisi sobie sympatycznie, ale fotkę całości zrobić ciężko. Pojedyncze motyle do wglądu w poprzednim poście.
Z rozpędu chwyciłam potem w łapki szydełko i kolejne owady tworzę, tym bardziej, że nieopatrznie odwiedziłam ulubioną pasmanterię i wróciłam z nowymi kolorowymi kłębkami. W moim koszyku zrobiło się słonecznie i błękitnie. Oraz ciasno, więc na jakiś czas na wizyty w pasmanterii trzeba nałożyć embargo.
piątek, 23 lipca 2010
Powróciłam...
...a tu tyle miłych słów :)
Na razie jestem w fazie rozpakowywania, prania i takie tam, więc obszerniejsza relacja z mojego wyjazdu będzie później. Tymczasem- jako że co miało dotrzeć do adresatów, to dotarło, mogę się wreszcie chwalić motylowym amokiem, który mnie dopadł końcem czerwca i trzyma właściwie aż do dziś. Zobaczyć sobie możecie dzieła jeszcze sprzed wyjazdu, już wykończone. Powróciła ze mną cała torba nowych, które teraz czekają ostateczny image. Pewnie trochę poczekają, bo na razie wykończona jestem ja :) Powstawały w różnych ciekawych okolicznościach przyrody, m.in. w czasie dwugodzinnego oczekiwania na przekroczenie granicy polsko-białoruskiej. Dzięki czemu byłam jedyną osobą, która się absolutnie nie nudziła i nie denerwowała. Zresztą dwie godziny to i tak mało, kiedyś czekaliśmy tam całą noc. Motylasy czyli "babocz'ki" stały się też czynnikiem integrującym, bo okazało się, że niektóre z naszych dzieciaków też potrafią, od słowa do słowa, rysowanie i objaśnianie schematów i podszkoliłam rękodzielne słownictwo obcojęzyczne.
Na koniec- bo po 40 motylkach prosiła się jakaś odmiana- machnęłam jeszcze breloczkowe kwiatki dla dziewczyn, z którymi współpracowałam.
Subskrybuj:
Posty (Atom)