Pokazywanie postów oznaczonych etykietą garam masala. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą garam masala. Pokaż wszystkie posty

sobota, 10 listopada 2018

Balkonowe dolce vita i zupa z pasternaku z jabłkiem, karmelizowanymi orzechami i octem balsamicznym






















- Dziękuję, pelargonie mają się dobrze.
- kawa na balkonie? A jakżeby inaczej?
- Kochanie, przynieść ci szal?
- Nie dziękuję, może po prostu posiedź przez chwilę.

Fontanny szumią, liście szeleszczą pod stopami. Na ławeczkach stale ktoś siedzi. Do balkonowej kawy dołączają głosy.
Wiatr wtrąca się do rozmów ale nie nachalnie. Raczej podsłuchuje i niesie słowa dalej. Kawa nie stygnie mimo braku pośpiechu.
I wszystko jest jakieś takie słoneczne, pogodne, niedzielne.

- Czy to listopad?
- Niemożliwe, raczej wrzesień.
- Gdzie szale, katary i plucha?
- Cicho, sza...bo jeszcze obudzimy listopad.

Kto to widział pić kawę w listopadzie na balkonie? Żarty jakieś. A może prezenty?
Środek miasta, środek jesieni, środek radości. Radości  z pogody, z światła, kawy i towarzystwa. Radość z życia... niech trwa.

I przepis na zupę nieoczekiwaną, niespodziewaną. Wspaniałą bo jesienną, pełną ciepła jak dzisiejszy dzień. Polecam.












zupa z pasternaku z dodatkiem jabłka, balsamico i karmelizowanych orzechów włoskich

3 sztuki pasternaku
1 cebula
4 ząbki czosnku
4 cm imbiru
1 papryczka chilli
1 jabłko
1 łyżka garam masala
pół litra bulionu
1 szklanka mleka
pół szklanki kremówki
ocet balasmiczny
sól
pieprz
oliwa
orzechy włoskie
chipsy z pasternaku (do dekoracji)

Piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni.
Pasternak obieramy i kroimy na kawałki. Mieszamy w misce z solą i oliwą. Polewamy 2 łyżkami octu balsamicznego.  Wykładamy na blachę, wyłożoną papierem do pieczenia. Pieczemy pasternak około pół godziny.
Na patelni rozgrzewamy łyżkę oliwy i wrzucamy pokrojoną w kostkę cebulę, czosnek, chilli i imbir.
Smażymy 2 minuty i posypujemy garam masalą. Smażymy kolejne dwie minuty.
Do garnka z bulgoczącym na małym ogniu bulionem lub rosołem dodajemy upieczony pasternak i cebulę z czosnkiem, imbirem, chilli i masalą.
Na patelni smażymy pokrojone w kawałki jabłko (obrane ze skórki i nasionek). Dodajemy do bulionu.
Zagotowujemy wszystko, dorzucamy jabłko, wlewamy mleko. Gotujemy na malutkim ogniu 20 minut.
Miksujemy zupę na gładki krem, dolewając kremówkę i tyle bulionu by nie przypominała zaprawy murarskiej.
Przyprawiamy zupę solą i pieprzem.
Zupę rozlewamy do talerzy i dekorujemy posiekanymi, karmelizowanymi orzechami, kroplami sosu balsamicznego i chipsami z pasternaku.
I muszę tu powiedzieć, że dekoracja w tym przypadku pełni nie tylko funkcję paprotki. Słodkie orzechy i kwaśne balsamico cudnie współgrają z nieco jabłkowym ale pikantnym smakiem pasternaku. Chipsy i orzechy są elementem chrupiącym.
Krótko mówiąc: jestem dumna z tej zupy. Udała się pod każdym względem. Wszyscy domownicy się ze mną zgodzili.
Pasternaku! Witaj na moim stole!





Smacznego

wtorek, 3 marca 2015

Złudna obietnica wiosny i butter chicken Ricka Steina


Wczorajsza burza była niezłą niespodzianką. Uznałam ją za dobry znak. Jeżeli nawiedziła nas pierwsza marcowa burza, to znaczy zima już dogorywa.
Tak sobie w naiwności swojej myślałam.
Dziś rano okazało się kto tu rządzi. Znów biało, znów mokro, znów po zimowemu.
A w niedzielę wypatrzyłam zielone pączki na krzakach w parku.
Historia aż nudna, bo powtarza się co roku. Marudzę od końca października, że zimno i ciemno. Czy moje marudzenie podniosło temperaturę choć o jeden stopień? Nie.
Czy siłą dobrej woli zmusiłam słońce by świeciło o godzinę dłużej? Nie.
Może więc mocą swego umysłu zmieniłam swoje nastawienie do zimy? Nie.
Walę głową w przysłowiowy mur pogody zimowej jak bezrozumna istota. Może czas zamiast jęczeć, pogodzić się z niezmienialnym.
Podobno klimat się zmienia. Niestety, niezauważalnie na mojej osi czasu.
Kupiłam tulipany w dużej ilości. Ale one też są anemiczne i jakieś takie mało wiosenne. Niby różowe ale różowością przybladłą. A już ich liściom i łodyżkom do zieleni jest równie daleko jak mnie do lipcowej opalenizny.
Sztuczne warzywa w sklepach, sztuczne kwiaty w kwiaciarniach, sztuczne zioła w doniczkach, sztuczne słońce w solarium.
Marzec.
Ogarnia mnie coraz większa tęsknota za ciepłem i kolorami. Tęsknię za momentem, kiedy będę szukać okularów słonecznych bo ilość słońca i kolorów stanie się nie do ogarnięcia gołym okiem.
Powiedzcie jak radzicie sobie ze zmęczeniem zimą? Ja jestem nią już bardzo zmęczona.
Podejmuję próby walki z ogarniającymi mnie zniechęceniem i sennością. Kupuję kwiaty, piekę ciasta, słucham muzyki i szukam coraz głębiej ukrytych pokładów dobrego nastroju.. Schowały się, zniknęły, pożarła je szarość i chłód.
Niech wrócą.
Może słoneczne jedzenie pomoże?


Butter chicken Ricka Steina

4 piersi z kurczaka, bez skóry, pokrojone na kawałki

marynata do kurczaka:
sok z 2 limonek
1 łyżeczka chilli w proszku (w przepisie oryginalnym występuje chilli Kashmiri, ale ja użyłam zwykłego chilli)
1 łyżeczka soli

Do zmieszanych składników marynaty wkładamy kawałki kurczaka, przykrywamy, wkładamy do lodówki i marynujemy godzinę.

Robimy drugą marynatę.

2 łyżki naturalnego, gęstego jogurtu
2 łyżki kremówki
4 ząbki czosnku, posiekane
2 łyżki posiekanego imbiru
1 łyżeczka garam masala
1 łyżeczka kurkumy
1 łyzeczka mielonego kuminu
dwie krople czerwonego barwnika spożywczego (niekoniecznie)

Zalewamy marynatą kurczaka, wcześniej marynowanego w limonce. Mieszamy, przykrywamy i odkładamy na noc do lodówki.

Przygotowujemy sos:
Sos:
50 g masła ghe
5 ząbków czosnku, pokrojonych
1 łyżka drobno pokrojonego imbiru
1 puszka pomidorów
pół łyżeczki chilli
pół łyżeczki mielonego kuminu
pół łyżeczki mielonej kolendry
pół łyżeczki mielonego cynamonu
pół łyżeczki garam masala
1 łyżka wiórków kokosowych
1,5 łyżeczki soli
1 szklanka wody
1 łyżka pestek dyni
1 łyżka orzechów nerkowca
2 łyżki wrzątku
pół łyżeczki brązowego cukru
pół szklanki kremówki

oraz
olej do smażenia
kolendra do posypania

Aby dokończyć danie, wyjmujemy kurczka z lodówki. Na piec stawiamy patelnię i wlewamy 2 łyżki oleju. Na rozgrzanym oleju smażymy kawałki kurczaka, wyjętego z marynaty.
Możemy go również upiec w piekarniku (około 15 minut).
W innym garnku rozgrzewamy kolejne 2 łyżki oleju i smażymy składniki sosu czyli: najpierw czosnek i imbir przez 3-4 minuty. Potem dodajemy pomidory i gotujemy 5 minut. Następnie dodajemy przyprawy, wiórki kokosowe, sól i wodę. Gotujemy 5 minut.
Do blendera sypiemy orzechy, pestki dyni i wlewamy 2 łyżki wrzątku. Miksujemy na pastę.
Do gotującego się sosu wkładamy podpieczone kawałki kurczaka i gotujemy kilka minut, aż mięso będzie gotowe. Mieszamy do sosu pastę orzechową. Jeżeli danie jest za gęste, uzupełniamy gorącą wodą.
Na koniec dolewamy kremówkę, mieszamy i zdejmujemy z ognia.
Posypujemy kolendrą i podajemy np. z ryżem.





Pyszne danie i działające jak aromaterapia.
Co prawda za oknem nic się nie zmieniło, jak było biało, tak jest biało, ale ja skupię oko na zawartości talerza.


Smacznego i wytrwałości w oczekiwaniu na wiosnę

wtorek, 25 listopada 2014

Błędy młodości i wegetariańskie makhanawala

























Coś mi ostatnio dni uciekają. Piszę mało, gotuję średnio ale za to zagadnienia gramatyczne wszelakiej maści zajmują moje myśli. Rozpatrywanie niezliczonej ilości możliwości zrobienia błędu przy budowaniu zdań mnie pochłania.
Nic się nie martwcie. To nie profesor Miodek ukrył się pod nazwą Limonka. Do profesora jest mi równie daleko jak na Madagaskar. Moje problemy są przyziemne i wynikają z zaniedbań młodości.
Skupienie się na jednej rzeczy zawsze odbywa się ze stratą dla innych.
Jak widać na przestrzeni ostatnich tygodni nawet ciasta robię na skróty. Byle szybciej i mniej kłopotliwie.
A przed nami....wszyscy wiemy co przed nami. Już dziś markety katują nas „Last Christmas”. MMŻ w zeszłym roku stwierdził, że to jest pierwszy powód, dla którego byłby w stanie uciec od świąt gdzie pieprz rośnie. Ta piosenka jest jak zagłaskanie kotka na śmierć. Stach pomyśleć, że przed nami jeszcze cztery tygodnie tych samych zestawów muzycznych. Aż ciarki przechodzą.

Wracając do moich językowych problemów muszę przyznać, że człowiek w życiu popełnia całą masę głupstw. Szkoda, że dobrych rad nie brałam na poważnie. Gdybym była kiedyś bardziej rozważna niż romantyczna, dziś nie tylko wiedziałabym czemu woda w oceanie jest słona ale znałabym definicję słowa „ kwark” (nie ma nic wspólnego z wytapianiem słoniny) i bez problemów uprawiałbym konwersację z Juanem na zmianę z Johnem.
Niestety, „mądr Polak po szkodzie”. Teraz staram się nadrobić błędy młodości ale możliwości nie zawsze nadążają za chęciami.
Jadę samochodem i powtarzam lekcje. Budzę się i układam w myślach pytania. Wyciągam mleko z lodówki i odpowiadam sobie na pytania.
Dziś bliska byłam pójścia na wagary. Nic z tego nie wyszło bo okazało się, że z latami umocniło się i okrzepło moje poczucie obowiązku. Powlokłam swoje szare (a właściwie zzieleniałe) komórki na rzeź wbrew zdrowemu rozsądkowi.
Niby nie było źle, ale najtrudniej jest zadowolić samego siebie. A do tego jeszcze daleka droga.

Na pokrzepienie serc, ponurą aurę i upiorne świąteczne piosenki trzeba znaleźć antidotum. Co powiecie na wino grzane z laską cynamonu, miodem i goździkami? Albo gorącą czekoladę z anyżem i dużą kroplą rumu?
Nic z tego. Żadnych używek. Umysł ma być świeży jak stokrotka o świcie.
Nie mam nic przeciwko temu, ale nie dziś.
Dziś jeszcze mam co nieco do przejrzenia. Curry musi wystarczyć.




wegetariańskie makhanawala 
wg Rick Stein's" India"

Pyszne kremowe curry, które ma swój rodowód na Goa. Rodzaj użytych warzyw nie ma znaczenia. Bakłażan, kalafior, ziemniaki, bataty, marchewka, fasolka, cukinia - każde będzie odpowiednie.
Rick Stein zastanawiał się co znaczy „makhanawala” i doszedł do wniosku, że to znaczy „z dużą
ilością masła i śmietany”. Czy to nie brzmi jak plaster na deszczowe dni?

Potrzebujemy na 4 porcje:
800 g różnych warzyw (marchewki, brokuła, kalafiora, fasolki, ziemniaków, batatów, dyni – wybór należy do was), pokrojonych na kawałki wielkości kęsa

sos:
50 g ghee*
1 cebula, pokrojona w piórka
5 ząbków czosnku, drobno roztartych
5 cm imbiru, drobno pokrojonego
400 g pomidorów z puszki
1 łyżeczkę chilli
pół łyżeczki mielonej kolendry
pół łyżeczki mielonego kuminu
pół łyżeczki mielonego cynamonu
ćwierć łyżeczki kurkumy
pół łyżeczki przyprawy garam masala**
1 łyżeczka wiórków kokosowych
1 łyżeczka soli
pół łyżeczki brązowego cukru
75 ml gęstego naturalnego jogurtu
4 łyżki kremówki
25 g orzechów nerkowca
zielona kolendra do posypania

Zaczynamy od ugotowania osobno ziemniaków i marchewki. Kiedy są miękkie ale jędrne, zdejmujemy z ognia i wylewamy wodę.
Aby zrobić sos rozgrzewamy ghee na patelni i wrzucamy cebulę. Smażymy aż będzie miękka i złota. Następnie dodajemy czosnek i imbir, i smażymy minutę. Wlewamy pomidory i gotujemy 5 minut. Czas na dodanie przypraw, soli i wiórków kokosowych. Dolewamy jeszcze pół szklanki wody i gotujemy wszystko na niedużym ogniu 10 minut.
W tym czasie w blenderze mielimy na pastę orzechy z 2 łyżkami wody. Dodajemy ją (pastę) do sosu i dolewamy jeszcze pół szklanki wody. Wrzucamy do sosu również warzywa, oprócz ziemniaków i marchewki i gotujemy wszystko 10 minut lub do momentu aż warzywa będą miękkie.
Na koniec do sosu dokładamy ziemniaki i marchewkę oraz jogurt i śmietanę. Zagotowujemy wszystko i zdejmujemy z ognia.
Posypujemy świeżą kolendrą.

*Jak zrobić masło ghee? Żadna to filozofia. To po prostu sklarowane na małym ogniu masło.
Bierzemy kostkę masła i wkładamy do rondelka. Podgrzewamy na malutkim ogniu aż się rozpuści. Zbieramy pianę z powierzchni masła. Gotujemy masło pół godziny aż będzie złoto karmelowe. Miejcie je na oku, żeby się nie spaliło. Zresztą, poczujecie, kiedy coś pójdzie nie tak.
Sklarowane masło przelewamy do słoiczka tak, by cała niepotrzebna reszta została na dnie rondla.
Gotowe ghee ma lekko orzechowy aromat i można je przechowywać dłużej niż masło.

**Jak zrobić garam masala (przepis Ricka Steina)
1 łyżka ziaren czarnego pieprzu
2 łyżki ziaren kuminu
2 łyżki ziaren kolendry
2 łyżeczki nasion kardamonu (około 30 strączków)
4 łyżeczki całych goździków
7 cm laski cynamonu
1 cały owoc gałki muszkatołowej

Wszystkie przyprawy (cynamon łamiemy na kawałki), oprócz gałki muszkatołowe wkładamy na suchą patelnię i podgrzewamy aż zaczną wydzielać zapach. Gałkę ścieramy na tarce i dodajemy do reszty przypraw. Mielimy przyprawy w blenderze na mączkę i przesypujemy do słoika. Szczelnie zakręcamy i mamy zapas na najbliższe dni. Co najmniej przez miesiąc przyprawa nie straci nic ze swego aromatu.




Smacznego

wtorek, 21 października 2014

Co tak pachnie czyli ziemniaki z kalafiorem w wersji indyjskiej


























Nie ma kuchni bardziej aromatycznej niż kuchnia indyjska. Podobno dotyczy to nie tylko aromatów
przyjemnych dla naszych zmysłów ale i tych całkiem odmiennych.
Ci, którzy byli są zgodni. Indie to kraj oszałamiających doznań zapachowych. Może kiedyś to sprawdzę. Na razie trwa skuteczna kampania zniechęcania mnie do podróży. Bo brudno, bo niebezpiecznie, bo śmierdzi, bo, bo, bo.....
Ja swoje wiem i póki się sama nie przekonam będę tkwić w bollywódzkich klimatach.
Dzisiejsza kolacja właściwie czekała w lodówce pod postacią ziemniaków i ugotowanego kalafiora. Nie wiem jak wy, ale ja lubię resztki. Ich zastosowanie w niekonwencjonalny sposób jest jedną z moich ulubionych czynności kuchennych.
Drugie życie makaronu nie jest żadnym wyzwaniem. Równie łatwo ugotowany ryż szybko da się zastosować np. w arancini. Pieczone mięsa można wsadzić w pieróg, naleśnik czy sałatkę.
Ziemniaki aż proszą się by je odsmażyć i zjeść z kefirem. Albo w duecie z kalafiorem zanurzyć je w mleczku kokosowym z dodatkiem curry.
Lub można z nich zrobić małe zgrabne kuleczki i podać z gorącym sosem jogurtowo pomidorowym.
Z resztek z wczorajszego obiadu wyjdzie pięknie pachnące i przyjemnie chrupiące danie egzotyczne. Jedząc wczoraj na obiad ziemniaki z kalafiorem i jajkiem sadzonym nie spodziewałam się, że dziś będzie wycieczka do Indii.
Polecam ją wam, bo resztki są pyszne.



















































Alu kofta

5-6 ugotowanych ziemniaków
połówka ugotowanego na pół twardo kalafiora
5 łyżek mąki z ciecierzycy*
pęczek posiekanej kolendry
1 łyżeczka przyprawy garam masala**
sól
pieprz
*Mąka z ciecierzycy jest dość istotna w kuchni indyjskiej. Można ją kupić w sklepach ze zdrową żywnością. Ona nadaje cudnej chrupkości smażonym plackom bhaji czy pakorom.
Jeżeli jednak nie możecie jej zdobyć, to użyjcie mąki pszennej. Nie polecam własnoręcznego mielenia ciecierzycy, bo grozi to utratą słuchu.

**Garam masala to jedna z popularniejszych mieszanek przyprawowych. Nie zawiera żadnych tajemniczych składników i bez problemów można ją zrobić się samodzielnie. Potem zamknąć w słoiku i chwalić się znajomym naszymi zdolnościami.

Są nam potrzebne:
1 łyżka czarnego pieprzu
1 łyżka nasion kminu rzymskiego
1 łyżka cynamonu
pół łyżki goździków
pół łyżki kardamonu
ćwierć łyżeczki mielonej gałki muszkatołowej

Wszystko mielimy w młynku lub ucieramy w moździerzu. Zamykamy w słoiku.

Najlepiej ugotować ziemniaki i kalafiora dzień wcześniej (tu kłaniają się resztki z obiadu).
Na tarce z grubymi oczkami ścieramy ziemniaki i kalafiora. Dodajemy mąkę i resztę składników.
Formujemy w dłoniach kuleczki wielkości orzecha włoskiego. Ja dodatkowo obtaczam je jeszcze w mące z ciecierzycy.
Odstawiamy je na chwilkę i rozgrzewamy olej w głębokiej patelni.
Smażymy kuleczki na gorącym oleju aż będą złote. Obracamy w połowie smażenia.
Usmażone wyjmujemy na papierowe ręczniki i robimy sos.

Sos pomidorowo jogurtowy:

1 łyżka masła ghee (może być olej)
1 łyżeczka startego imbiru
1 mała papryczka chilli, drobno posiekana
1 puszka pomidorów bez skórki
pół łyżeczki mielonego kminu rzymskiego
pół łyżeczki kurkumy
sól
oraz 1 szklanka jogurtu

W rondelku rozgrzewamy ghee i smażymy imbir i chilli kilka sekund. Następnie dodajemy przyprawy i znów smażymy mieszając kilka sekund. Kiedy cała kuchnia zapachnie jak marzenie o Indiach wlewamy pomidory i gotujemy aż całość zgęstnieje.
Dodajemy sól i jogurt, mieszamy i zdejmujemy z ognia.
Podajemy do wszelkich kulek warzywnych, do smażonego paniru, czy po prostu moczmy w nim chlebki naan.

Ale pycha!
Kto leniwy bądź zbyt głodny by czekać na gorący sos niech weźmie jogurt, doda do niego zmiażdżony czosnek, odrobinę mielonego kuminu i łyżkę oliwy. Taki sos do moczenia tez jest zabójczo smaczny.



Aromatycznych wrażeń i smacznego

niedziela, 13 października 2013

Sałatka z dynią i bulgurem czyli czas minął




Powoli trzeba pakować gary, talerze i mojego kuchennego pomocnika i pogodzić się z nieuchronnym powrotem do cywilizacji. Zostałam tu sama i cisza wokół jest nieprawdopodobna. Liści na jesionach już nie uświadczysz a to prowadzi do prostego wniosku, że skoro nie ma ich w górze, to znaczy, że są na dole. Zamiast zielonej trawy, złoty dywan. Trawnik to ciągła robota. Najpierw regularnie kosisz trawę, potem bezustannie grabisz liście. Ognisko jakie rozpaliliśmy mogło być widziane przez zabłąkanych Indian. Słup białego dymu przywabił zwiad samolotowy. Chyba ktoś się obawiał ogniowej apokalipsy. A to tylko niewinne liście.
Miejscami łyso, miejscami kolorowo. Taki jest las. Czasami aż szkoda, że za tydzień, dwa po tych cyrkowych kolorach zostaną tylko zdjęcia.
Szkoda mi światła na tarasie. Robienie zdjęć nie wymagało żadnych zabiegów. Piękne światło dnia zastępowało rekwizyty, tła, i obrusy. Odkryłam w drewutni starą furtkę i okazało się, że ona jest najlepszym i najbardziej fotogenicznym stołem.
Po powrocie do miasta znów będę latać z talerzami i szukać odpowiedniego, dobrze oświetlonego miejsca.
Dziś wykorzystałam jeszcze i słońce, i taras, i to co urosło w okolicy.


Sałatka z dynią i bulgurem:

dynia hokkaido
1 szklanka bulguru
2 ząbki czosnku
1 cebula
1 bakłażan
pół łyżeczki kuminu
1 szklanka sosu pomidorowego (lub pomidorów pelatti)
1 łyżeczka przecieru pomidorowego
2 szklanki bulionu (do ugotowania kaszy bulgur)
kolendra lub pietruszka
sól do smaku
rukola

przyprawy do posmarowania dyni:

pół łyżeczki garam masala,
pół łyżeczki kuminu,
3 łyżki oliwy,
pół łyżeczki soli

sos:

2 łyżki soku z pomarańczy
pół łyżeczki otartej skórki z pomarańczy
6 łyżek oliwy
pół łyżeczki soli
szczypta kminu rzymskiego
ćwierć łyżeczki garam masala
szczypta pieprzu

Dynię kroimy na plastry grubości 1 cm (krojenie dyni nie jest łatwe, ale doskonale radzi sobie z krojeniem niedużej dyni krajalnica do chleba). Wyjmujemy pestki. Smarujemy plastry mieszanką przypraw i kładziemy na blasze. Pieczemy w piekarniku w 180 stopniach przez 20 minut.
W czasie kiedy dynia się piecze gotujemy bulgur. Zalewamy go 2 szklankami wrzącego bulionu lub wody i gotujemy 10 minut. Na osobnej patelni rozgrzewamy oliwę i smażymy czosnek i cebulę. Potem dodajemy pokrojonego w kostkę bakłażana. Mieszamy i smażymy 5 minut. Dodajemy sos pomidorowy, sól, pieprz i kumin. Mieszamy i robimy próbę organoleptyczną. Dosypujemy posiekaną pietruszkę lub kolendrę.
W misce łączymy ugotowany bulgur z warzywami.
Upieczone krążki dyni kładziemy na liściach rukoli. Środek dyni wypełniamy mieszanką bulguru i warzyw. Polewamy sosem i podajemy.



Kaszy po ugotowaniu okazało się dużo więcej niż było mi potrzebne do sałatki. Jutro MMŻ dostanie ją na lunch. Sprawdziłam, że na zimno też smakuje bardzo dobrze, nawet bez dyni.


Smacznego i spokojnego niedzielnego wieczoru