Widzę, że po dwóch dniach pustki na ulicach, moi ukochani miejscy sąsiedzi postanowili skorzystać ze słońca. Dzieci, wózki, babcie na ławeczkach, spacerki po skwerku.
Dwa poprzednie dni musiałam sprawdzać czy świat jeszcze trwa. Moje centrum miasta było ciche i spokojne jak w niedzielne, wiosenne przedpołudnie.
Tylko przez dwa dni. Dziś już wszystko wróciło do normy.
Aż miałam ochotę wyjść na balkon i wrzasnąć czy się na rozumy pozamieniali. Nie wiem czy to głupota, bo chyba nie niewiedza czy nieświadomość. Trąbią o ograniczeniu kontaktów we wszystkich możliwych źródłach. A zawsze znajdą się idący pod prąd.
Moja szanowna Matka (wiek zdecydowanie zaawansowany) mówi do nas w niedzielę:
- śmieci wyrzuciłam i byłam zdziwiona, że tak cicho dookoła.
- jak to śmieci!!! Jak to wyrzuciłaś!!! Przecież wiesz, że ci nie wolno!!!
- ale ja to zrobiłam jak już było ciemno...
Mnie się ciemno przed oczami zrobiło. Czy to znaczy, że jest podejrzenie, że po ciemku wirus nie działa? Ślepnie? Idzie spać? Czy po prostu jest zdezorientowany?
Matko moja, zaraz ci klucze z domu odbiorę.
Na szczęście rodzicielka moja już jest grzeczna i nosa z domu nie wyściubia.
Seniorzy, proszę was, mamy już wystarczająco dużo do myślenia: praca, podatki, ZUS-y, komunie, śluby. O planowaniu przyszłości nie wspomnę. Pomóżcie nam i pozwólcie, żebyśmy się nie musieli o was martwić.
Siedzenie w domu na dłuższą metę może być wkurzające (na razie siedzimy tylko kilka dni), ale dla nas to optymistyczna gwarancja, że jesteście w miarę bezpieczni.
Porobiło się. Zdecydowanie.
Kiedy kończyłam wpis w grudniu nawet mi przez myśl nie przeszło, że powrót do bloga nastąpi w tak dramatycznych okolicznościach.
Podobno w Chinach w czasie kwarantanny i zakazu wychodzenia z domów popularność programów kulinarnych wzrosła jak fala tsunami.
Jeśli już mamy się plątać po domu, to może nie bierzmy się nagle za wychowywanie dzieci czy współmałżonka, a wyjmijmy mąkę (mam nadzieję, że wasz sklep miał ją w ofercie) i ubrudźmy sobie rączki w sposób produktywny. Może jakieś bułeczki? Albo ciasteczko?
A może wróćmy do obiadów trzydaniowych. Na chwilkę, oczywiście. Aby za jakiś czas było co z nostalgią wspominać: a pamiętasz jak w czasach zarazy zrobiłeś na obiad policzki w czerwonym winie? Lub placki ziemniaczane jak u mamy?
Bo przecież stan oblężenia nie będzie trwał wiecznie.
A póki trwa, dbajmy o siebie i najbliższych i tych nieco dalszych.
Jeśli upieczesz bułeczki, pomyśl, że może na pietrze jest ktoś, z kim możesz się podzielić.
Dzisiaj drobne gesty są na wagę wielkich przysług. I wszyscy potrzebujemy wsparcia. Wszyscy potrzebujemy czułości. Pomagajmy innym, dbajmy o bezpieczeństwo i mimo wszystko cieszmy się wiosną. Bo ona przyszła. Zauważyliście?
Czy wypada zamieszczać wpis kulinarny, kiedy wokół tylko złe wiadomości i powaga?
Trzeba! Każde działanie podnoszące na duchu jest wskazane. Nie lubisz gotować? Czytaj. Nie umiesz czytać? Rysuj!
Nigdy nie miałeś kredki w dłoni? Zrób porządek w albumie ze zdjęciami.
W mojej kamienicy wszyscy złapali za wiertarki. I mimo, że przeszkadza to w słuchaniu muzyki, nie narzekam. Wszyscy jesteśmy zamknięci....no, może oprócz tych, co na skwerku.
Zapraszam na ziemniaki inne niż wszystkie czyli ziemniaki z prażonymi wiórkami kokosowymi (New potato serunding wg Meera Sodha z książki East).
ziemniaki z prażonymi wiórkami kokosowymi
na cztery porcje
750 g niedużych obranych ze skórki ziemniaków (już niedługo będą młode)
olej
sól
2 duże szalotki, drobno posiekane
3 ząbki czosnku, przeciśnięte przez praskę
0,5 łyżeczki kuminu mielonego
1 łyżeczka mielonej kolendry
2 łyżeczki pasty tamaryndowej
40 g wiórków kokosowych
60 g niesolonych orzeszków ziemnych
Ziemniaki gotujemy w osolonej wodzie. Ugotowane odcedzamy i zostawiamy na parę minut by nieco przeschły.
W czasie, kiedy ziemniaki się gotują przygotowujemy prażoną posypkę kokosową czyli serundeng.
Rozgrzewamy olej na patelni, wrzucamy szalotkę i czosnek. Smażymy 5 minut aż zaczną zmieniać kolor przy brzegach. Dodajemy kumin i kolendrę, pół łyżeczki soli i pastę tamaryndową.
Mieszamy i smażymy 2 minuty. Dorzucamy wiórki i orzeszki. Smażymy około pięciu minut aż kokos i orzeszki staną się chrupkie i brązowe.
Wykładamy ziemniaki na talerz i posypujemy gorącą kokosową posypką.
To danie jest nieco suche (jak to zazwyczaj ziemniaki) lecz potraktujcie je jako dodatek do czegoś bardziej mokrego np curry (zamiast nieśmiertelnego ryżu).
Coś mi mówi, że taka kokosowa posypka dobrze sprawdziłaby się też w przypadku ryby.
Trzymajmy się. Do następnego wpisu i smacznego