Pokazywanie postów oznaczonych etykietą biografia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą biografia. Pokaż wszystkie posty

sobota, 16 grudnia 2023

"Niełatwo mnie zabić. Opowieść o Joannie Chmielewskiej" Katarzyna Droga

 


Wychowałam  się na Joannie Chmielewskiej, na  "Nawiedzonym domu" czy "Studniach przodków". Mam je do dziś,  najbardziej złachane (czyt. zaczytane) książki na moich półkach. Autobiografię też czytałam,  ale gdy zobaczyłam, że wyszło coś nowego o mojej ulubionej autorce, nie mogłam się oprzeć i nabyłam. Wiedziałam, że to będzie mniej więcej to samo, co w "Autobiografii", ale powieści przecież inaczej  się czyta.

wtorek, 8 sierpnia 2023

"Kopernik. Centrum wszechświata" Jordi Bayarri, Dani Seijas


 
To niewielki komiks, ale zawierający wszystkie znane nam wiadomości o Mikołaju Koperniku. Dowiadujemy się, jak wyglądała jego rodzina, o przygarnięciu Mikołaja przez wuja, brata mamy, o studiach we Włoszech. Tam, w słonecznej Italii, prawo kanoniczne przestało  mu wystarczać i zainteresował się astronomią. Tam  też studiował medycynę. 

wtorek, 7 czerwca 2022

"Dziunia, ale dama. Opowieść o Hance Bielickiej" Katarzyna Droga

 


Hanka Bielicka - świetna aktorka komediowa.  Znana wielu, no, może młodzieży nie, ale moje pokolenie z pewnością ją zna i  lubi. Spodziewałam się biografii, a dostałam bardzo barwną, żywą i kwiecistą opowieść o życiu tej fantastycznej babki. 

To historia dobrze osadzona w czasie i rzetelnie opisana. Wiemy, dlaczego i gdzie uciekali rodzice Hanki jeszcze przed jej narodzeniem (przed Niemcami na wschód, w 1915 roku) i jak to się stało, że Hanna urodziła się na  Ukrainie.  Po trzech latach znów musieli uciekać, tym razem przed rewolucją w Rosji - szczęśliwie rodzinie Bielickich udało się dotrzeć do rodzinnej Łomży i tam osiąść.

środa, 18 maja 2022

"Hypatia. Prawda w matematyce" Jordi Bayarri, Dani Seijas


 Seria "Najwybitniejsi naukowcy" Egmontu, przeznaczona dla dzieci, bardzo ciekawie się rozwija. Po takich sławach jak Arystoteles, Einstein czy Skłodowska-Curie pojawiła się Hypatia, postać mniej znana, a z pewnością zasługująca na większą rozpoznawalność.

Hypatia z Aleksandrii żyła na przełomie wieków IV i V naszej ery. Miłość do nauki przekazał jej ojciec, matematyk i astronom, Teon. Ona także zajmowała się tylko dziedzinami, ale znamy ją przede wszystkim z osiągnięć filozoficznych. W czasach Hypatii filozofia to była  ogromna, różnorodna  przestrzeń,  w której  dyskutowano o  wszystkim: matematyce, logice,  botanice, astronomii, geografii. 

poniedziałek, 8 listopada 2021

"Einstein. Przeskok kwantowy" i "Arystoteles. Głód wiedzy" Jordi Bayarri, Dani Seijas


 Dostałam do recenzji dwa niewielkie komiksy, przybliżające postaci znanych i wybitnych osób ze świata nauki i filozofii. Obydwa są komiksami biograficznymi, niewielkimi objętościowo. Zaryzykowałabym stwierdzenie, że uproszczonymi do potrzeb percepcji dziecięcych umysłów.

Przeczytałam i dopadło mnie mocno uczucie ambiwalencji. "Arystotelesa" w tych rozważaniach pominę, bo żył dostatecznie dawno, by wszelkie kontrowersje zostawił za sobą. To po prostu rzetelnie (i niestety trochę nudno, jak dla mnie) narysowana historia tego filozofa, jego droga życiowa, przedstawione są poglądy i filozofia. Jakby to ująć... lepiej przeczytać ten komiks niż notkę w wikipedii, niewątpliwie, zwłaszcza dla dzieci, ale to wszystko.

środa, 27 października 2021

"Orwell" Pierre Christin i Sébastien Verdier - biografia graficzna


 Takie biografie to ja poproszę! Fantastyczna opowieść o życiu Erica Blaira w obrazkach. W tym przypadku stwierdzenie, że "jeden obraz jest wart więcej niż tysiące słów" jest prawdziwe.

Eric Blair urodził się w Bengalu w Indiach, do Anglii przyjechał, gdy miał cztery lata. Uczył się w szkole z internatem, uczęszczał także do Eton College. Służył w Królewskiej Policji Imperialnej.  Wywędrował do Paryża, gdzie zaczął pisać i publikować swoje pierwsze artykuły, a następnie udał się do Hiszpanii, by wziąć udział w wojnie domowej. Po powrocie zajął się literaturą, wszyscy znamy (albo poznamy) jego "Folwark zwierzęcy" czy "Rok 1984". 

piątek, 25 stycznia 2019

"Uciec jak najwyżej. Nie dokończone życie Wandy Rutkiewicz" Ewa Matuszewska


"Uciec jak najwyżej" to książka przeczytana w ramach wyzwania Trójka e-pik na blogu Książki Sardegny. Wyzwanie zacne, bo wytrąca z utartych kolein. Taka się właśnie poczułam - wytrącona - po przeczytaniu.

Nie mogę jednak powiedzieć, że książka mi się spodobała. Szkoda, bo pamiętam, że jakieś dwadzieścia lat temu pochłonęłam "Wszystko o Wandzie Rutkiewicz" i byłam zachwycona. Miałam ogrom materiału do przemyśleń i wrażenie, że mimo zerowego doświadczenia górskiego - bo jednorazowe wejście na Rysy to żadne doświadczenie - w pewien sposób zbliżyłam się do ludzi gór.

poniedziałek, 18 czerwca 2018

"Pan Żarówka" Wojtek Wawszczyk

Niezwykły komiks, tak ze względu na formę, jak i na treść. Gdy wzięłam do ręki czarną cegłę ze złotym szlaczkiem, ciężką jak diabli, gdzieniegdzie matową, gdzieniegdzie błyszczącą, to zanim otworzyłam, musiałam pomacać, poklepać, sprawdzić palcem, czy to błyszczące (grzbiety stron są czarne) jest takie gładkie, na jakie wygląda. Mrr... mruczenie dopieszczonej wizualnie czytelniczki.
Potem książkę zgarnął mi sprzed nosa mąż i już się oburzyłam: ale jak to zabrał, przecież właśnie miałam zacząć, a teraz to będę musiała czekać nie wiadomo ile! Czekałam dwie godziny. Mąż przeczytał, można powiedzieć, na jednym oddechu i oddał mi ze słowami "to jest dobre".

niedziela, 22 października 2017

"Lem. Życie nie z tej ziemi" Wojciech Orliński


Lema czytałam od zawsze, a właściwie, od kiedy pamiętam. Po publikacje o Lemie też sięgam z zainteresowaniem, mam na półce książkę o sepulkach, wspomnienia syna pisarza, jakiś wywiad. Oj nie, nie mówię przez to, że jestem specjalistką od tego pisarza, wcale nie. Na przykład, prawdę mówiąc, ten wywiad przekartkowałam tylko.


"Lem. Życie nie z tej ziemi" przeczytałam jednak od deski do deski (jeśli można tak mówić w przypadku e-booka). Olbrzymie wrażenie zrobiła na mnie mrówcza praca autora, który przekopał się -  tak myślę - przez jakąś nieprawdopodobną ilość źródeł i dokumentów.  Zresztą bibliografia podana na końcu książki jest naprawdę spora.

niedziela, 31 lipca 2016

"Polina" Bastien Vivès


Bastien Vivès nie był mi znany, a "Polina" jakoś wcale mnie nie pociągała. Skusiłam się dzięki poleceniom innych osób i nie żałuję.

Francuski twórca opowiedział historię utalentowanej  tancerki, Poliny Ulinowej. Zaczyna od momentu, gdy chuda, wielkooka dziewczynka z odstającymi uszami przystępuje do egzaminu do szkoły baletowej. Słynny profesor Bożyński, dostrzegłszy w Polinie coś wyjątkowego, bierze ją pod swoje skrzydła. Młodziutkiej uczennicy nie jest przez to łatwiej, o nie. Musi starać się naprawdę mocno, by sprostać wymaganiom profesora, daje z siebie wszystko, ale i bierze całkiem sporo, bo wskazówki profesora wchłania całą swoją osobą.

poniedziałek, 21 września 2015

"566 kadrów" Dennis Wojda - opowieść nie przejmująca się czasem


Wypatrzyłam komiks w namiocie z tanią książką w Łebie (udało nam się z Marianką dostać na tygodniowy turnus rehabilitacyjny), schował się między literaturą kobiecą i ledwo go było widać. Otworzyłam na przypadkowej stronie i wzdrygnęłam się, natrafiwszy na rysunek człowieka z głową konia. Orzekłam, że to dość makabryczne i już miałam odłożyć na miejsce, ale zatrzymała mnie cena. 9,99 zł nie majątek, wzięłam. Bardzo dobrze zrobiłam, że wzięłam, bo autor opowiada ciekawą historię.

Narratorem jest sam autor, występujący w roli dziecka tuż narodzinami. Zaiste oryginalny punkt widzenia, zwłaszcza że bobas ma na nosie całkiem dorosłe okulary. Bobas opowiada o swojej rodzinie, zaczynając od mamy, która właśnie czuje pierwsze bóle porodowe. Rodząca dzwoni po najlepszego przyjaciela, żeby zawiózł ją do szpitala - a dlaczego nie po ojca dziecka, jej męża? Bo mąż jest w trasie koncertowej, jest muzykiem  i gra na gitarze. Opowieść płynnie przechodzi na ojca, czyli skąd się wzięła jego miłość do muzyki. Potem zbacza na dziadka, czyli ojca taty, zahacza o wojnę, wydobywając na światło dzienne zdarzenia od lat przechowywane w rodzinnej pamięci. Drobiazgi, strzępki wspomnień. Ciocia Jadzia uciekająca przed rosyjskimi żołnierzami na dach, dziadek wywieziony na roboty. Warszawa ze zburzonymi domami, smutne króliki czekające spokojnie na śmierć.

Rodzina mamy także występuje, autor płynnie przechodzi z jednego konaru drzewa genealogicznego na drugi, nie martwiąc się zbytnio o chronologię i kolejność zdarzeń. Najważniejsze, że opowieść płynie swobodnie jak rzeka, raz wychyla się z niej tata jazzman, raz prababcia akuszerka umiejąca przewidzieć płeć każdego dziecka mającego się narodzić.

To historia jednej rodziny, unikatowa, niepowtarzalna, cenna. Tak samo cenna jak historia mojej rodziny. W te wakacje zajmowałam się rysowaniem drzewa genealogicznego dla mamy, a przy okazji wysłuchałam kilku takich strzępków, oderwanych fragmentów ludzkiego życia. Do licha, pewnie to niebawem zapomnę...

Przejdźmy do obrazu w powieści. Od razu i prosto z mostu powiem - nie podobało mi się. Znikoma ilość kolorów akurat tu pasuje, uspokaja nieco chaotyczną narrację i ujednolica opowieść. Ale sposób rysowania ludzi czy przedmiotów mi nie odpowiadał. Nieco chwiejny, nieco skrótowy, jakby niedbały? A może zbyt esencjonalny jak dla mnie? Albo też po prostu uprzedziłam się przez te nosy, rysowane tak bardzo po dziecięcemu, falistą linią. Może człowiek i ma esa floresa nad ustami, ale moje wewnętrzne ja się z tym nie zgadza.

Jednakowoż mimo lekkiej niechęci do rysunków, to, co komiks mi opowiedział, było fascynujące.

"566 kadrów" Dennis Wojda, Wydawnictwo W.A.B. Warszawa 2013.

566 kadrów [Dennis Wojda]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

sobota, 29 sierpnia 2015

"Terror" Dan Simmons. Wszyscy zginęli.


Dan Simmons umie pisać i to naprawdę dobrze - piszę to tak tytułem wstępu, jak ktoś nie ma ochoty na czytanie notki, może sobie odpuścić i przejść od razu do czytania książki.

Autor w "Terrorze" wziął na warsztat wyprawę badawczą z 1845 roku. Wyprawa ta miała na celu znalezienie drogi morskiej z jednego punktu na kuli ziemskiej do drugiego punktu.  Że spłycam? Ależ w gruncie rzeczy to do tego się sprowadzało. Tak samo zdobywanie biegunów: chodziło o to, żeby w pewien punkt wbić tyczkę z flagą, najlepiej przed wszystkimi innymi.

Wyprawa statków "Terror" i "Erebus" owiana była tajemnicą. Wypłynęli i zaginęli. Co się z nimi stało? Ze statkami i z załogą? Dan Simmons próbuje na to pytanie odpowiedzieć. Z posłowia (napisanego przez dr hab. Grzegorza Rachlewicza) dowiedziałam się, że przy pisaniu porządnie i rzetelnie podparł się najnowszymi odkryciami i niepodważalnymi faktami. To zaś, czego nie wiedział - wymyślił. Tym sposobem książka zupełnie naturalnie rozdzieliła się na dwie warstwy, wzajemnie się przenikające.

Pierwsza z nich to opowieść o żegludze wśród lodów, pełna dat, nazwisk i szczegółów. Nie twierdzę, że jestem podbiegunowym ekspertem, ale parę książek już czytałam o tych lodowych krainach - i muszę przyznać, że autor bardzo dobrze oddał realia tej wyprawy. Zimno, które zabija, głód, który zabija... chciałam tu rzucić jakimś przerażającym faktem z życia na lodzie, ale to nie tak. Trzeba przeczytać książkę, żeby to poczuć.

Druga płaszczyzna to warstwa nadprzyrodzona. Ludzie z obu statków wciąż mają do czynienia z groźną bestią. Myślałam na początku, że to strach tak wyolbrzymił białego niedźwiedzia. Simmons pewnie chciał, żeby czytelnik tak myślał (tak, ja też się dałam złapać), ale stopniowo pokazuje coraz więcej, sięga do prastarych wierzeń Eskimosów (dziś nazywanych Innuitami) i usiłuje nas przekonać, że to zły duch w cielesnej, namacalnej powłoce. Takie to było dziwne dla mnie, że czytałam z zapartym tchem, choć nie wierzyłam w to, co czytam.

Czy książka odpowiada na pytanie, co się stało z ludźmi ze statków? Właściwie to tak. Wszyscy zginęli. Czy wiadomo, w jaki sposób? Z zimna, głodu, od samobójczej kuli czy zjedzeni przez kamratów? Sprytnie autor pozostawił otwarte wszystkie te furtki. Do tego wymyślił wielką bramę, którą przeszedł jeden z bohaterów powieści, komandor Crozier, bramę równie efektowną, co nieprawdopodobną. Świetne zagranie.

Podobała mi się struktura powieści. Co i rusz narratorem jest ktoś inny z załogi statku. Dzięki temu można poznać punkt widzenia  i oficerów, i zwykłych majtków. Ich marzenia i pragnienia, różne, jak różni są ludzie. "Terror" nabrał dzięki temu głębi. Widzę tu pewne podobieństwo do opowieści  Księdza czy Uczonego czy Żołnierza z "Hyperiona".

Na tle wspaniałej, porywającej powieści jakże blado wypadło posłowie. Nudne i przegadane. Czytajcie je na początku, żeby potem było tylko lepiej. A na koniec (wisienka!) zostawcie sobie zdjęcia i ilustracje. Zwróćcie uwagę na notatkę z 25 kwietnia 1848 roku, podpisaną przez Croziera i Fitzjamesa. Jakby duchy odezwały się do mnie z głębi przeszłości. Przejmujące.

Bardzo dziękuję za książkę wydawnictwu Vesper!

P.S. Zaznaczyłam sobie cudny cytat, ale zamieścił go już zacofany w lekturze, więc dam może inny. Smakowity.
"- Czytałem tego amerykańskiego autora - powiedział Bridgens.
- Jakiego amerykańskiego autora?
- Tego, który podsunął biednemu Dickiemu Aylmore'owi pomysł na niezwykłą dekorację i przez którego Dickie zebrał potem baty. Nazywa się Poe, jeśli mnie pamięć nie myli. Pisze bardzo dziwne, melancholijne i ponure rzeczy, powiedziałbym, że miejscami wręcz makabryczne. W gruncie rzeczy niezbyt dobre, ale bardzo amerykańskie, jeśli wiesz, co mam na myśli. Nie czytałem jednak tego opowiadania, które sprowadziło na nas tyle nieszczęść".*

---
* -  "Terror"  Dan Simmons, przełożył Janusz Ochab, Wydawnictwo Vesper, Czerwonak, 2015, s. 313.


niedziela, 5 lipca 2015

"Pasja życia" Irving Stone - audiobook


Nie ma chyba lepszych okoliczności przyrody do prezentowania tej książki. Jest ponad trzydzieści stopni, słońce wypala oczy - czy w takich właśnie warunkach pracował Vincent van Gogh w Arles, gdy malował słoneczniki?

Przyznam się od razu - wysłuchałam tego audiobooka z najwyższym trudem. Dlaczego? O tym napiszę na końcu. A teraz o książce.

Irving Stone znany jest z mistrzowskich biografii, w  "Pasji życia" opowiedział o życiu Vincenta van Gogha. Malarz, znany i podziwiany. Słynne "Słoneczniki" czy "Autoportret z obciętym uchem" - znacie, prawda?

Z uwagą śledziłam wcale niełatwą drogę życiową Vincenta. Pochodził z całkiem znaczącej i bogatej rodziny, miał pracę, miał na oku piękną dziewczynę, w której był zakochany - słowem miał całkiem spore widoki na to, by stać się nudnym, zadowolonym z siebie człowiekiem. Skręcił jednak z tej wydeptanej ścieżki, a jak raz skręcił, to już kręcił się cały czas. Miał krótki epizod, gdy próbował sił jako kaznodzieja, jednak jego życiowym celem stała się sztuka.

Chciał malować. Uczył się, szkicował, kopiował mistrzów, potem znalazł nauczyciela, następnie próbował już sam doskonalić swoje umiejętności. Szkicował ołówkiem, malował farbami akwarelowymi, olejnymi. Próbował wszystkiego. Spotykał się z innymi artystami (w Paryżu, to przecież Mekka malarzy) - przejmował ich style, ćwiczył, obserwował, jak malują inni, jaką mają technikę, jaką paletę kolorów. Aż poczuł, że nazbierał w sobie dość doświadczeń i wrażeń, że teraz musi sam próbować przekuć to - zaraz - przemalować to w obrazy.
Arles. To tam. Tam rosły te słoneczniki, tam słońce wypalało oczy, tam malował obraz za obrazem, tam obciął sobie ucho...

To wszystko jest w książce. O Arles, o Paryżu, o górniczym Borinage, o artystach, o kobietach w życiu Vincenta. Najbardziej jednak jest o bracie Vincenta, Theo. Najlepszy brat na świecie. Utrzymywał, wspierał, pomagał Vincentowi - zawsze, całe życie. Theo ufał bratu bezgranicznie, wierzył w jego pomysły i idee, wierzył w talent. Posyłał mu listy, pieniądze, książki, farby. Posyłał mu swoje serce. Pielęgnował brata w chorobie, przygarnął do domu, gdy ten nie miał się gdzie podziać, przedstawiał znanym osobom. Wszystko, co robił, robił z taką przeogromną braterską miłością, że aż dech zapiera.
Gdy Vincent umiera, popełniwszy samobójstwo (talent przeciążył mu mózg), Theodor umiera kilka miesięcy później, jakby nie mogąc już znieść świata bez Vincenta. Choć przecież miał swoją rodzinę: żonę i małego synka. Niepojęte. Wzruszające.

Przecudowna książka i polecam ją z całego serca. Książkę, ale nie audiobooka. Niestety.
Lektor, pan Marek Walczak czytał  tak, że zgrzytałam zębami ze złości. Każde zdanie miało przesadną intonację opadającą - tak opadającą, że koniec zdania był niesłyszalny. Zdania zlewały się ze sobą. Dialogi były czytane bez absolutnie żadnej zmiany barwy głosu, żeby broń Boże nie podkreślić tego, że rozmawiają dwie osoby, a nie jedna...
Całość to była mordęga. Fatalnie mi się słuchało. Ze złością wyłączałam odtwarzanie, mówiąc sobie, po co tak męczyć, po czym, wzdychając, włączałam znowu, bo przecież książka jest przecudowna...
Wybitnie mi ten lektor nie leży i będę pilnować, żeby się więcej na niego nie natknąć. Nie mój typ.

Dziękuję wydawnictwu Aleksandria za audiobooka!
A jeśli ktoś chce sprawdzić, czy lektor mu pasuje, czy też nie, to poniżej jest link do próbki.
Pasja życia [Irving Stone]  - KLIKAJ I SłUCHAJ ONLINE

"Pasja życia" Irving Stone, tłumaczyła Wanda Kragen, czyta Marek Walczak, Aleksandria, 2014.

środa, 15 kwietnia 2015

"Udręka i ekstaza" Irving Stone - audiobook


 Rzadko odświeżam sobie książki, wychodząc z założenia, że jest jeszcze mnóstwo takich, które przeczytać trzeba/ należy/ powinno się/ musi się - nie ma co marnować czasu na powtórki.


B Z D U R A!


Dobre książki warto czytać zawsze, powtarzać warto, polecać warto, co niniejszym czynię. Wszystkim tym, którzy nie znają biografii Michała Anioła - polecam. Nie trzeba być wielbicielem twórczości Buonarrotiego, nie trzeba być znawcą sztuki, nic z  tych rzeczy. Wystarczy chcieć poznać życie niezwykłego człowieka. Ale poznać to nie przeczytać życiorys na wiki. Stone umożliwił mi (kolejny już raz) zanurzenie się z głową i nogami w głowie i sercu Michała Anioła. Ależ to było fantastyczne doznanie...

Michał Anioł chciał być rzeźbiarzem i pracować w marmurze. Udało mu się to. Oprócz tego był malarzem fresków i obrazów, odlewał posągi w brązie, był inżynierem, architektem, poetą, kamieniarzem i budowniczym dróg. Miał szczęście, bo w młodości trafił pod skrzydła Lorenza de' Medici i nasiąknął kulturą i sztuką. To chyba było najlepsze, co mogło mu się przytrafić, oczywiście oprócz tego, że obdarzony został niezwykłym talentem.

Wiecznie ścierał się z kolejnymi papieżami (a spotkał ich na swej drodze naprawdę sporo), kłócił się z ojcem wciąż żądającym pieniędzy, bronił swoich nowatorskich dzieł przed widzami skostniałymi w swym osądzie.

Buonarroti nigdy nie założył rodziny. Czy tego żałował? Nie sądzę.

Jakie miał życie? Długie, pełne przyjaciół i wrogów. Pełne sztuki i artystów. Pełne marmuru. Pełne udręki tworzenia i ekstazy tworzenia.

Trzydzieści osiem godzin czytał mi do ucha Janusz Zadura. Doskonały lektor. Niski tembr głosu, subtelne
różnicowanie postaci - bardzo dobrze czyta ten pan.

Dziękuję wydawnictwu Aleksandria za audiobooka!

"Udręka i ekstaza" Irving Stone, tłumaczyła Aldona Szpakowska, czyta Janusz Zadura, Wydawnictwo Aleksandria, 2014. 
Udręka i ekstaza [Irving Stone]  - KLIKAJ I SłUCHAJ ONLINE

piątek, 5 grudnia 2014

"Tak daleko jak nogi poniosą" Josif Martin Bauer - temat świetny, wykonanie już nie


Historie wielkich ucieczek zawsze fascynują, czy to będzie Alcatraz, czy Oświęcim, czy inne miejsce odosobnienia pilnie strzeżone. Bo jeśli strzeżone, to JAK udają się ucieczki? Oto jest pytanie.

Dlatego sięgnęłam po historię niemieckiego jeńca, który uciekł z kopalni ołowiu na Syberii. Nie popełnię chyba wielkiego nadużycia, jeśli zdradzę, że bohaterowi uciec się udało. Nie napiszę natomiast, czy udało mu się dotrzeć do domu, bo to zupełnie inna bajka.

O czym czytałam? O tym, jak bohater trafił do obozu, jak tam żył i pracował. Kogo napotkał na swej drodze, czy to z współwięźniów, czy wrogów. Kto mu pomagał, kto przeszkadzał. Jak wyglądały przygotowania, jak Niemiec zachowywał się zaraz po ucieczce i jak po dłuższym czasie. Zapewniam, że przytrafiały mu się rzeczy naprawdę niezwykłe. Gorzko na tym tle wypada koniec tej historii...

To jest naprawdę bardzo ciekawy temat, ale niestety, książka jest napisana drętwym językiem. Często nie umiałam się przebić przez sztywne zasieki zdań, przez konstrukcje językowe pokryte kleistą mazią nudy. Grzęzłam.

Zdaje mi się, że lepiej byłoby obejrzeć film (nie, jeszcze go nie widziałam).

"Tak daleko jak nogi poniosą" Josif Martin Bauer, przełożył Wojciech Szreniawski, Wydawnictwo SDK, Tczew 2010.

wtorek, 14 października 2014

"Ethel & Ernest" Raymond Briggs - wzruszająca historia


Nie umiałabym napisać historii o moich rodzicach, po pierwsze dlatego, że brak mi odpowiednich umiejętności, a po drugie chyba jestem zbyt introwertyczna i nie mogłabym tak odkrywać rodzinnego, mocno osobistego życia. Raymond Briggs nie ma takich oporów i udało mu się stworzyć opowieść szczerą, pełną, niby prostą, a przejmującą do głębi.
O właśnie, kojarzycie taki film: "Prosta historia"? Z pozoru bez wyraźnej fabuły, jakby nieco rozwlekły, ale jak się w niego zapaść, to przepadło. Siedzi się i ogląda, wzruszając się co i rusz.  Dokładnie tak samo jest z komiksem "Ethel & Ernest. Prawdziwa historia".

Przeczytałam i przeoglądałam komiks. Byłam świadkiem, jak tych dwoje się poznało (nawiasem mówiąc, znakomicie to autor narysował, nieme kadry, wymiana spojrzeń, uśmiechów... bardzo to delikatne i bardzo typowe dla młodzieńczej, nieśmiałej miłości), pobrało i żyło ze sobą. Obserwowałam ich radość z zakupu domu i codzienne życie, kiedy to on pracuje, a ona prowadzi i urządza dom. Z rozbawieniem czytałam nieco purytańskie, wiktoriańskie uwagi Ethel
s.17
Potem ze smutkiem oglądałam jej łzy rozpaczy, że nie może mieć dzieci, a zegar tyka, bo już trzydziesty siódmy rok na karku. O, jak doskonale ją rozumiałam! Sama urodziłam pierwsze dziecko w tym wieku. Udało im się jednak, doczekali się syna, który rósł jak na drożdżach i wkrótce zaczął sam decydować o sobie.

Na to życie, typowe, przeciętne życie zwykłej angielskiej rodziny nakłada się, jak czarny szal, druga wojna światowa. Ethel i Ernest muszą ukrywać się przed bombami, muszą wysłać syna na wieś, muszą pracować, by pomóc Anglii. Chociaż nie zawsze wszystko rozumieją (ach ta polityka), spełniają swoje obowiązki bez ociągania się. Oto prawdziwy patriotyzm.
Ech, żałuję, że nie jestem nieco bardziej obeznana z polityką w Wielkiej Brytanii, lepiej bym zrozumiała te wszystkie docinki i przekomarzania na temat poszczególnych partii. Ernest jest bowiem laburzystą, a jego żona konserwatystką.


Ona zawsze liczy się ze zdaniem innych, podobnie jak tysiące osób, które wzdychają "co ludzie powiedzą". Wzruszająco naiwne są uwagi Ethel w stylu:
s.20

On, nieco bardziej postępowy, choć zauważa wady żony, nigdy ich nie wytyka i kocha ją spokojnie i wiernie. Kłótnie? Oczywiście, zdarzają się, jak w każdym małżeństwie. Oto cudowna kłótnia:
s.87

Umierają jak żyją - spokojnie i mało spektakularnie. Ale gdy ich już nie ma. widać, że została dziura. Napełnili za życia swoją nienatrętną obecnością kawałek Londynu, po ich śmierci została pustka jak po wyrwanym zębie. Żal.

Jak ja strasznie podziwiam autora,  że umiał tak zwięźle, a jednocześnie głęboko i z uczuciem oddać sylwetki i charaktery swoich rodziców. Nie bał się szczerości, dzięki czemu ta dwójka jest bliska czytelnikowi, ludzka, kochana.
Uwielbiam takie komiksy. Takie właśnie. O ludziach, biograficzne, autobiograficzne. "Ethel & Ernest" stawiam na półkę obok "Fun Home" i "Blankets", bo traktują o tym samym, o życiu.

Jeśli chodzi o kreskę, to rysunki są nieco, hm, jakby niedbałe, jakby autor posługiwał się kredką od niechcenia. Troszkę przypominają ilustracje do starych książek.   Nie powaliły mnie te rysunki na kolana, ale i tak, znów, wyłazi z nich szczerość: perkaty nos Ethel, łysina Ernesta. Odniosłam wrażenie, że kadry nie są celem samym w sobie, nie są do tego, by się w nie wpatrywać niczym w obraz, one są tylko narzędziem do zrozumienia historii tego małżeństwa. Chociaż, co tu jest do rozumienia... to miłość. Tylko. Aż.


Dziękuję Wydawnictwu Komiksowemu za egzemplarz książki! 

"Ethel & Ernest. Prawdziwa historia" Raymond Briggs, tłumaczenie Grzegorz Ciecieląg i Wojciech Szot, Wydawnictwo Komiksowe, Warszawa 2014.

niedziela, 26 maja 2013

"Maria Pawlikowska-Jasnorzewska czyli Lilka Kossak: Biografia poetki" Anna Nasiłowska


Swego czasu czytywałam troszkę o Kossakach, głównie o Lilce, głównie autorstwa jej siostry.

Ta biografia jest inna, bardziej obiektywna, bez "zasłony" siostrzanego uczucia. Ot, dość wspomnieć o bracie słynnych sióstr, Juliuszu. Dotarłam do niego i zakrzyknęłam w duchu - do licha, to one miały brata? To czemu Magdalena o nim milczała? A może ja przeoczyłam?
Tym niemniej, mimo sympatii do utalentowanej poetki, odczułam pewien przesyt. Już nie chcę o niej czytać, już wystarczy Kossaków, raczej na długo.

"Maria Pawlikowska-Jasnorzewska czyli Lilka Kossak: Biografia poetki" Anna Nasiłowska, Algo, Toruń 2010.

czwartek, 20 grudnia 2012

"Jak zostać królem" Mark Logue, Peter Conradi - drobiazgowa biografia


Przepadam za Colinem Firthem, a on widnieje na okładce tej audioksiążki. Skusiłam się, a właściwie moja podświadomość się skusiła i wzięłam książkę do przesłuchania z serwisu audeo.pl.
Zaczęłam słuchać, jeden, drugi, trzeci rozdział i westchnęłam rozczarowana “a cóż to za nudy?”

Jakiś facet sławi przymioty swego dziadka, Lionela Logue. terapeuty króla Jerzego VI, opisuje drobiazgowo, jak badał jego życie na podstawie dokumentów, po czym równie drobiazgowo opisuje owo życie, co je badał. Od początku istnienia tego dziadka, przez jego młodość, dorosłe życie, pracę w Australii, małżeństwo, wyjazd do Europy, miłość do Anglii, osiedlenie się tam, podjęcie pracy, no i oczywiście królewskiego pacjenta. Królewski pacjent również jest opisany drobiazgowo, od paru pokoleń wstecz, jego rodzina, dzieciństwo, edukacja, ba, nawet siedziba jest potraktowana z takim samym pietyzmem, no zobaczcie:
"Gdy ogląda się ten budynek [York Cottage] po raz pierwszy, uderzają jego niewielkie rozmiary i brzydota - napisała Sarah Bradford, autorka biografii Jerzego VI. - Pod względem architektonicznym jest bezładny, pozbawiony jakichkolwiek zalet, ma małe pokoje, łukowe okna, wieżyczki i balkony, a zbudowano go z piaskowca żelazistego, rdzawobrązowego kamienia znajdującego się na terenie posiadłości, i pokryto tynkiem kamyczkowym z pomalowanym na czarno murem pruskim". - rozdział 3 cz.1.
Ha, tynk kamyczkowy, urocze.

Och, gdy Lionel otwiera praktykę w Londynie, na Harley Street, ta ulica też jest opisana drobiazgowo, czyli dlaczego ma taką renomę, kto pierwszy ze sławnych lekarzy otworzył na niej gabinet, który koniec ulicy jest lepszy i tak dalej.

Drobiazgowo. Drobiazgowość jest kluczowym słowem dla tej książki - i na początku cholernie mi to przeszkadzało, ugh. Jak u Pereca w "Życiu...", szczególik po szczególiku szczególikiem pogania. Tylko że u Pereca niczemu to nie służy, tutaj natomiast... Hm, pod koniec słuchania zdałam sobie sprawę z intencji autora i że te wszystkie szczególiki są ważne. Otóż autor postanowił opisać życie dziadka i zrobił to najlepiej jak umiał, a że “najlepiej” znaczy dla niego “najdokładniej”, stąd mamy te tynki kamyczkowe i owce w posiadłości w Londynie podczas wojny.
"»Bez harówki niezwykle trudno jest utrzymać Beechgrove w należytym stanie - skarżył się Lionel w liście do Ruperta, brata Myrtle w czerwcu 1942 roku. - Myrtle nie ma żadnych służących, nie możemy nawet znaleźć człowieka do pomocy przy strzyżeniu trawników. W tych czasach dom, który ma dwadzieścia pięć pokojów i pięć łazienek, jest raczej koszmarem. W sytuacji, kiedy nie wolno mi używać elektrycznej kosiarki, lecz muszę korzystać z ciężkiego mechanicznego popychadła starego typu, wolałbym nie mówić, jak straszne mam odciski na rękach Kupili więc owce, by móc zachować na swojej posesji krótką trawę". - rozdział 14 cz.1
Swoją drogą, zdaje mi się, że Lionel Logue mieszkając długo w Wielkiej Brytanii stał się bardziej angielski niż rodowity Anglik.

Ostatecznie okazało się, że to wcale nie jest zła książka, jak już złapałam konwencję, słuchało mi się jej całkiem nieźle. Rodzina królewska jest w końcu całkiem interesującą rodziną (dla mnie).

Tradycyjnie słowo o lektorze: Wakuliński czyta dobrze, miejscami bardzo dobrze, miejscami zaś tak, że w ogóle go nie słychać (na szczęście nie zdarzało się to często). Nie podoba mi się, jak interpretuje kwestie kobiece, jako królowa Elżbieta piszczał mi do ucha tak, że nie wiedziałam, co się dzieje (na szczęście nie zdarzało się to często).

Jeśli chodzi o kwestie techniczne - audeo.pl oferuje pliki, co znacząco podnosi szybkość dostawy, że się tak marketingowo wyrażę. Ale - zawsze jest jakieś ale - takie osoby jak ja, co to wrzucają sobie płytkę do odtwarzacza w samochodzie, muszą sobie samodzielnie płytkę wypalić. I jeszcze jedno: fragment o numerze 37 jest ucięty, może warto byłoby to poprawić?

Bardzo dziękuję Audeo.pl za udostępnienie audiobooka!


"Jak zostać królem" Mark Logue, Peter Conradi, tłumaczenie Bożenna Stokłosa, czyta Krzysztof Wakuliński, Świat Książki 2011.

Jak zostać królem [Mark Conradi]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

niedziela, 21 października 2012

"Marilyn. Żyć i umrzeć z miłości" Alfonso Signorini - czy rzeczywiście Marilyn umarła z miłości?


Zapewne istnieją jacyś ludzie, którzy nie słyszeli o Marilyn Monroe. Indianie w dorzeczu Amazonki, niemowlęta i małe dzieci, może jacyś mnisi...

Nie należę do takich, toteż z zaciekawieniem wysłuchałam audiobooka "Marilyn. Żyć i umrzeć z miłości". Żadna to biografia i chwała Bogu (miałam kiedyś okazję zapoznać się z profesjonalną biografią pewnej aktorki i mnie przytłoczyła, ledwo wstałam), tylko fabularyzowana opowieść o życiu słynnej aktorki. Życiu od samego początku, od poczęcia niemalże.

Matka Marilyn (a właściwie Normy Jean), Gladys, to nieźle zwichrowana osóbka. Niestabilna emocjonalnie pracoholiczka, Normą prawie się nie zajmuje, zamyka w szafie na całe dnie, a w końcu oddaje rodzinie mieszkającej w sąsiedztwie. Taka rodzina zastępcza, dziś byśmy powiedzieli. Na szczęście żadna tam patologia, porządni ludzie, Norma ich pokochała. Za tę miłość dostaje baty od Gladys, bo ośmiela się zastępczą mamę nazywać mamą.

Potem dziewczynka trafia do sierocińca, kiedy Gladys musi iść do szpitala psychiatrycznego. Fiksuje ta kobieta, jest okropna, agresywna, jak niegdyś jej matka, a babcia Normy, która notabene malutką Normę próbowała udusić poduszką, twierdząc, że jest bękartem i pomiotem szatana.
Milusia rodzinka, nie ma co, aż można by sądzić, że w sierocińcu dziewczynce będzie lepiej. Ale nie było, bidul to bidul. Toteż Norma cieszy się, kiedy przyjaciółka Gladys, Gloria, ją stamtąd zabierze. Tylko że mąż Glorii to hmm... ma lepkie ręce.

W tym wszystkim Normie udało się wyrosnąć na piękną, pełną seksapilu i wdzięku dziewczynę. Udało się zostać modelką, udało wyjść za mąż za wyjątkowych facetów (baseballista numer jeden w Ameryce oraz intelektualista numer nie wiem który, ale wysoki, też w Ameryce). Udało jej się zostać aktorką, najbardziej znaną, rozpoznawaną i uwielbianą aktorką w Stanach Zjednoczonych, a pewnie i na świecie, symbolem piękna i pożądania. Udało jej się też tak zniszczyć się fizycznie i psychicznie, że nie mogła już dłużej żyć. I odeszła. Książka sugeruje, że z własnego wyboru, co wcale nie jest pewne, ale czy coś to zmienia?...

Słowo o lektorce: Anna Guzik znakomicie czyta, o rany, pięknie. Ekspresyjnie, wyraźnie, płynnie. Świetnie!

"Marilyn. Żyć i umrzeć z miłości" Alfonso Signorini, tłum.Natalia Mętrak, czyta Anna Guzik, Świat Książki 2012.

I tak jeszcze w temacie:
Marilyn , tu też Marilyn , tu świetne zdjęcia z młodości Marilyn, a tu okładki z Marilyn.

Marilyn [Alfonso Signorini]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

wtorek, 9 października 2012

"Maria i Magdalena" Magdalena Samozwaniec - kolejna książka o Kossakach


Były sobie dwie siostry, Maria i Magdalena Kossakówny... Już tak zaczynałam notkę, prawda? Ano, bo ta książka jest nawet bardziej o dwóch siostrach niż poprzednia. Tamta, "Zalotnica niebieska" skupiała się na Marii, czyli Lilce. Tu zaś pani Samozwaniec opisała siebie i swoją siostrę, przy okazji ciepło odmalowując całą swoją rodzinę z Mamidłem i Tatkiem na czele.

Ta biografia (autobiografia) jest chyba mało obiektywna, bo jak tu obiektywnie pisać o sobie samej? Co nie zmienia faktu, że to bardzo sympatyczna rodzinka i Kossaków można polubić. Zwłaszcza ojca, człowieka utalentowanego, uśmiechniętego, eleganckiego, przystojnego i ogólnie przyjaznego dla środowiska (niech mi tu tylko zacofany czy kto inny nie wyjeżdża z jego flamami, bo o nich wiem i zdania nie zmienię). Mamidło zaś jest kochane. Jak każda mama.
Liczni mężczyźni sióstr są różni, od beznadziejnych przez znośnych do całkiem niezłych.

Wszystko opisane jest językiem wyjątkowo przyjemnym, pod tym względem nie mam pani Samozwaniec nic do zarzucenia. I koniec, przestaję pisać o tej książce, bo zaczynam pisać banały bez sensu, a ona na to nie zasługuje.

"Maria i Magdalena" Magdalena Samozwaniec, Wydawnictwo Wibet/Rachocki, 1992.