Ponieważ u nas, o tej porze roku, nigdy nie wiadomo kiedy będzie ładna pogoda, a kiedy deszcz i wiatr, trzeba łapać okazję. Do tego, jeśli jeszcze trzeba pogodę zgrać z możliwościami zaprzyjaźnionego stolarza, który terminy ma zajęte aż do września, to już wyczyn. Niemniej udało się połączyć to wszystko.
Dwa tygodnie temu powstała nasza dawno wyczekiwana ścieżka w ogrodzie, na tyłach domu. Oczywiście ścieżkę prowizoryczną mieliśmy cały czas. I przetrwała, jak to prowizorka, chyba z 7 lat:) Teraz jednak mamy taką, jak trzeba.
Oczywiście w ogrodzie wciąż jest pobojowisko, bo późniejsza pogoda nie sprzyjała sprzątaniu. Trawa jest na razie zmasakrowana, ale jak to trawa, odbije szybko, jak tylko nadarzy się okazja.
Po robieniu ścieżki, w ogrodzie został mi zwał ziemi z gliną, a w zasadzie gliny z ziemią. To, co widać na zdjęciu, to ilość pomniejszona o niespełna dwadzieścia wiader, które wyniosłam do ogrodu z przodu domu.
Wszystkie rośliny w pojemnikach, które zimowały sobie pod powojnikiem, musiały czasowo przejść na taras. Słońce dociera tu w drugiej połowie dnia, ale mają go mniej, niż kiedy stały w drugim końcu ogrodu.
Na froncie miałam duży powojnik, który w okresie kwitnienia stanowił prawdziwą ucztą dla oczu. Niestety, był zbyt duży na to miejsce. Myślałam, że odmiana o kwiatach pełnych nie będzie tak ekspansywna, ale rośnie jak szalona. Któregoś roku, po powrocie z wakacji, musieliśmy wycinać wejście do domu, bo gałęzie zasłoniły połowę drzwi.
Teraz, przycięłam go totalnie, aby oddać w dobre ręce - sąsiadowi przez drogę - pszczelarzowi w dodatku:
Mam nadzieję, że mu się przyjmie, wszak posadzony został zaraz po wykopaniu, a i pogoda sprzyja.
Z szukaniem domu dla powojnika było śmiesznie:) Kiedy pytałam znajomych, to każdy chciał go wziąć ale...
-jak bym go posadziła i dała w donicy, bo niewygodnie tak bez...
- jakby był już ukorzeniony to tak...
-jakbym go przywiozła do nich....
...a przecież ja nic nie chciałam w zamian... szkoda mi było wyrzucać pełnowartościowego pnącza.
Dopiero przez przypadek, kiedy kopałam w ogródku, sąsiad-pszczelarz przyniósł mi słoiczek miodu na spróbowanie, bo nową mieszankę zrobił. Zaczęliśmy rozmawiać i od słowa do słowa, zgadaliśmy się o powojniku. Od razu zaakceptował propozycję i roslina powędrowała do jego ogrodu.
U mnie pozostały ścięte pędy:
Przerabiam je na wianki, bo teraz, póki świeże, ładnie dają się skręcać.
Na puste miejsce miałam już plan
Powędrowała tam tawuła i wszystkie cebulowe wiosenne kwiaty, które ostatni sezon przetrwały w doniczkach. Doszły też tegoroczne hiacynty, które kwitły w domu.
Tymczasem żonkile powoli rozchylaja pierwsze pąki:
Miniaturki też już kwitną:
I moje uwielbiane narcyze tazetta - pachną, jak te najzwyklejsze, a ja uwielbiam ten zapach.
W tylnym ogrodzie już prawie przekwitły krokusy:
Po przebiśniegach, dzisiaj nie ma już śladu:
Tymczasem w domu, królują żonkile, które kupuję pękami.
Teraz, kiedy nie wszystkie dni są piękne, ten intensywny żółty kolor rozświetla cały pokój.
Robórkowo też się dzieje, ale o tym będzie już innym razem.