sobota, 23 stycznia 2010

W końcu trochę zdjęć








Ponieważ podłączyłam w końcu mój komputer i mogę korzystać z programów zdjęciowych, mała relacja wizualna.


Przede wszystkim zdjęcia jeszcze te z Polski:





Dzieciaki miały radość, bo mogły pojeździć na sankach - chyba pierwszy raz w życiu! Wożących było mnóstwo: Artur, mój brat i mój tata. 





Bałwan wygląda, jak wygląda, ale przy śniegu, który nie bardzo chciał się kleić i tak cudo nam wyszło. 




Moje pierwsze zdjęcie z brzuszkiem - 6 miesiąc ciąży:))



Poniższe zdjęcia już z Irlandii, ale przyznacie, że niewiele się różnią. Tak, jak pisałam, aura nas zaskoczyła i z jednej zimy przylecieliśmy do drugiej. 




Ten śnieg kleił się doskonale!





Zielone, laurowe żywopłoty(w głębi), pokrywał biały puch.





Monika wprost szalała na śniegu. Zimno jej nie przerażało, w przeciwieństwie do Gosi, która po kwadransie pobiegła już do domu.




Takiego śniegu, który utrzymywał się przez kilka dni, ja jeszcze nie widziałam w Irlandii. Znajomy Irlandczyk powiedział, że podobna zima była kilkadziesiąt lat temu.




I na koniec nasz nowy nabytek:




Jestem niesamowicie zadowolona z tej kanapy: duża, wygodna i nawet odpowiada mi kolorystycznie, co nie zawsze musi się zdarzyć przy kupnie z drugiej ręki. To właśnie to cudo przyjechało naszym samochodem w stanie rozłożonym. Pod kanapą widać, że już mamy podłogi i nie mieszkamy na betonie:)





Zamieszkał też z nami całkiem pokaźny kwiat: szeflera. Zobaczymy czy jej też spodoba się nasz dom.

Jak już wspominałam, zaczęłam szycie zasłonek do pokoju dziewczyn. Na pewno NIGDY nie domyślilibyście się jaki kolor wybrały, prawda? Szyję z dwóch materiałów - tych od lewej:  




Kolejne zdjęcia już niedługo, ponieważ poprzedniej niedzieli zainaugurowaliśmy spacerem w Emo sezon wiosenno-wycieczkowy.

piątek, 22 stycznia 2010

od jutra...




...zaczyna się weekend i trwa w naszym domu do poniedziałkowego wieczoru - tak ustawili grafik dla mojego małżonka - podobno na stałe lub na baaardzo długo. Zobaczymy.
Póki co:

- zakupy zrobione

- ciasto upieczone

- impreza urodzinowa odfajkowana

- prace domowe Gosi oddane do sprawdzenia

- w domu brudno i bałagan, którego nie mogę opanować(ale chyba  nie ma co się tym przejmować, skoro w przyszłym tygodniu mają mi burzyć ściankę pod schodami i przerabiać na schowek) 

- kwiaty wiosenne w doniczkach zakupione(żonkile, hiacynty, krokusy i szafirki)

- samochód nie umyty(od ponad 2 miesięcy) ale kolor jeszcze widać; za to raz był odkurzony w środku, bo częściej się na razie nie opłaca, skoro i tak służy do wożenia drewna, narzędzi i innych brudnych rzeczy oraz dwójki dzieciaków, które natychmiast po przypięciu pasów wołają "jeść!"(nigdy nie myślałam, że tak trudno wyczyścić wgniecione w tapicerkę chrupki, ciastka i drzazgi)

Tak... czas na lekturę, bo robótki znów się mnie nie trzymają. Zaczęłam co prawda szycie zasłon do pokoju dziewczyn, ale na sfastrygowaniu się skończyło. W sumie mają roletę, więc z zasłonami aż tak bardzo się nie pali. 


A na koniec moja refleksja z urządzania domu. Wszyscy dookoła wiedzą lepiej co powinniśmy kupić, gdzie i za ile. Wciąż słyszę: dlaczego kupiliście taką kuchenkę?, a innych karniszy nie było?, po co wam mikrofalówka? nie macie na co wydawać pieniędzy? 
Najśmieszniejsze jest to, że my nikogo nie pytamy o radę, a ludzie i tak nam wytykają błędy, które w ich mniemaniu, popełniliśmy.  

środa, 20 stycznia 2010

Koniec styczni już za pasem




Wypogodziło się u nas zupełnie. Czasem można już wyjść w samym swetrze na dwór - jeśli tylko słońce ładnie świeci. Nabieram ochoty na "grzebanie" w ziemi. Poczyniłam pierwsze małe zakupy do ogródka - krokusy i szafirki w doniczkach - niedługo zakwitną na moim parapecie, a później powędrują na trawnik. Za rok, mam nadzieję, zakwitną już w nowym miejscu. 
Strasznie brakuje mi podstawowych narzędzi: grabi, szpadla, sekatora, nożyc... ale powoli, w swoim czasie, na pewno je nabędę.
Zwłaszcza grabie - teraz numer jeden - potrzebne do wygrabienia zeszłorocznych pozostałości po chwastach. 
Moje dziewczyny, które właśnie teraz są w ogródku, przekopują mi całość swoimi łopatkami. Bez dosiania jakiejkolwiek mieszanki traw się nie obędzie po ich interwencji:))

 Z nowości: zakupiliśmy kanapę. Z drugiej ręki oczywiście, bo te, które widzę obecnie, jakoś do mnie nie przemawiają. Lubię mieć wysokie oparcia, dużo miejsca. Znaleźliśmy taką na gumtree.ie. Ponieważ dodatkowo wykorzystaliśmy nasz samochód, nie dokładaliśmy do transportu. Tu muszę koniecznie pochwalić nasze auto - cała 3-siedzeniowa, duża kanapa weszła do środka i nawet tył się zamknął! Niech żyje kombi - nasz ogromny pomocnik! Ja, zwolenniczka nadwozi sedan, doceniłam pojemność kombi.
Przekonałam się też do nawigacji - bez gps-a chyba nie trafilibyśmy do gościa od kanapy. Jechaliśmy główną drogą, na której mieścił się tylko jeden samochód, a wkoło nikogo, aby zapytać o kierunek. Nawet znaków nie było, które by nas poprowadziły choć ociupinkę. 
Teraz, oprócz mebli, które mamy na liście, na pierwsze miejsce wysunął się zakup gps-a. Być może przed porodem uda się nam trochę pojeździć, więc nawigacja przyda się na pewno. 

Dziś bez zdjęć, bo mój komputer wciąż stoi w rozsypce, a Artur nie ma potrzebnych programów i narzędzi.

piątek, 15 stycznia 2010

Z nowego domu




Witam Was po dość długiej przerwie. Powoli będę wracać z pisaniem, zdjęciami, może nawet robótkami, jeśli tylko mój domowy bałagan na to pozwoli. A bałagan wciąż u nas króluje i jest OGROMNY! Snu z powiek jednak mi to nie spędza, bo wiem, że powoli to ogarnę. Na razie pudła i pudełka stoją wszędzie, ale cieszę się, że mam podłogi, łóżka i stół z krzesłami. Teraz czeka nas poszukiwanie szaf - tu podobają mi się rozwiązania ikeowskie.
Mieszkając w Irlandii przyzwyczaiłam się do "obsługi" szaf bez półek, bo takie tu głównie funkcjonują. To znaczy mają półki - jedną lub dwie - w okolicach sufitu. Zawsze przeznaczałam je na rzeczy mało używane. Reszta ubrań wisiała. Stąd jakiś milion wieszaków, które plączą się teraz w pudełkach. Z rozwiązań skandynawskich chcę wziąć "sprytne" wieszaczki na paski i inne pierdułki oraz koszyczki na drobne rzeczy - wiadomo, skarpetek raczej wieszać nie będę:)

Urlop, święta... Było miło, inaczej, bardziej gwarnie i niespokojnie, niż zazwyczaj u nas w domu. Spotkaliśmy się tylko z najbliższą rodziną, bo nigdzie nie jeździliśmy. Zwyczajnie, nie chciało mi się wsiadać do samochodu i podróżować. 
Po powrocie do Irlandii zaczęliśmy właściwy odpoczynek:) Opadł stres, emocje, w końcu mogłam się wyspać w swoim łóżku. Dzieci się wyciszyły.
Irlandia zaskoczyła nas pogodą. Wróciliśmy z zaśnieżonej i mroźnej Polski do prawie tak samo mroźnej Irlandii. Gosia poszła do szkoły tylko pierwszego dnia, potem zamknęli wszystkie placówki, ze względu na panujące warunki atmosferyczne: na drogach śnieg i lód, a tu wszyscy na letnich oponach. Domy lodowate, grzanie niewiele dawało(gazownie czy elektrownie na pewno w tym roku zarobiły). Po tygodniu wszystko zaczęło wracać do normy, ale kraj, a przynajmniej jego część, jest po kolejnej klęsce: mrozy spowodowały pękanie rur, zalewanie mieszkań; w wielu domach, miejscowościach zupełnie nie było wody. 
Jesienią powódź, teraz mrozy... coś nas gnębi ta pogoda. 

Na polu robótkowym totalny zastój. Zapewne coś ruszy w najbliższym czasie, bo muszę skrócić zasłony, uszyć kolejne. Kiedy to nastąpi, tego nie wiem, bo na razie delektuję się spokojem i wolniejszym trybem życia.
Jedyne, co zostało zrobione zaraz na początku, to rozpakowanie i ustawienie książek na regałach - rzecz najważniejsza w naszym domu, jak to skomentowała moja mama.


Byłam na pierwszym USG - myślę, że połowa 6 miesiąca to już czas najwyższy:)) Dziecko rośnie i rozwija się prawidłowo. Płeć nieznana, bo się odwróciło i nie chciało współpracować. Kolejna wizyta za 6 tygodni - jeśli dobrze pójdzie i nic mi nie stanie na drodze. Coś czuję, że podczas tej ciąży pobiję rekord najmniejszej liczby wizyt - ta była druga:))

środa, 13 stycznia 2010

Szukamy wiosny








Niedawno byliśmy w Emo na pierwszym spacerze, z założenia wiosennym.

Sekwoje majestatyczne, jak zwykle:






Na jeziorze wciąż jeszcze część powierzchni pokrywał lód:










Kaczki i łabędzie "tuptały" po nim, wciąż nieco zaskoczone chyba. Ostatecznie takie rzeczy nie zdarzają się tu każdej zimy.


W zaciszu znaleźliśmy pierwsze przebiśniegi:




Myślę, że w tym tygodniu może być ich już całe mnóstwo.


A na naszym parapecie kwitną szafirki i krokusy.  




Zdjęcie pochodzi sprzed kilku dni, teraz w doniczce mam już cały bukiet.


Mam nadzieję, że wiosna niedługo do nas przyjdzie, bo w tym tygodniu znów się ochłodziło i tak naprawdę mam już tego trochę dość. Szczególnie rankami, kiedy trzeba zeskrobywać warstwę lodu z szyb samochodu. Nie stosuję powszechnej praktyki Irlandczyków, którzy polewają zamarznięte szyby wrzątkiem. Wolę już zostawić odpalony silnik na 10 minut. Po tym czasie w środku już jest ciepło, a lód sam spływa. Ostatnio zapytałam Caroline czy nie obawia się o szyby, kiedy polewa wrzątkiem. Powiedziała, że jeszcze nigdy nic się nie stało. Cóż... ja wole nie próbować:))