Silky Touch Blush był pierwszym przedstawicielem Grupy Trzymającej Władzę Na Policzkach, po jakiego sięgnęłam. Nie zastanawiałam się, jaką markę wybrać: w liceum jeszcze nie miałam zbyt dobrego rozeznania w temacie, a Essence nigdy wcześniej krzywdy mi nie zrobiło. Cena też zachęcała, więc czemu nie?
Nie wiedząc jeszcze o istnieniu licznych blogów i publikowanych na nich słoczy, wyboru dokonywałam dopiero w drogerii - jak zawsze drogą eliminacji. Brązowy 40 natural beauty był dziwnym tworem, brzoskwiniowy 30 secret-it-girl uznałam za dobry dla kogoś kto lubi z makijażem zaszaleć (ha-ha). Adorable mógłby być niezbyt widoczny, padło więc na numer 20: babydoll.
Jedno jest pewne: trzeba by się naprawdę mocno postarać, żeby zrobić sobie nim krzywdę. Sięgam po niego zwłaszcza w poranki kiedy wszystko idzie nie tak i nawet tusz do rzęs planuje zamach na moją twarz. Widoczne w opakowaniu drobinki na skórze wyparowują, a sam róż również nie jest bardzo widoczny: służy do ożywienia twarzy bez zwracania na siebie uwagi. Działa jak henna brwi mojej koleżanki na moje odczucia: coś jej się w twarzy polepszyło, ale ciężko stwierdzić co to takiego. Znajomi czasem mówią mi, że mam męski mózg. Sprawdzanie w google jak wygląda kolor rubinowy nie działa tu na moją korzyść.
30 secret-it-girl | 20 babydoll |
Razem z pewnością we władaniu pędzlem nadeszła ochota na brzoskwinię na policzkach. Na celowniku miałam sławny Apricot Smoothie, jednak wtedy jeszcze brakowało mi odwagi: kolekcja powiększyła się więc o kolejne okrągłe pudełko. Brzoskwiniowa trzydziestka poza kolorem zostawia na policzkach delikatny błysk. Mam wrażenie, że jest jeszcze delikatniejsza niż babydoll.
Obie wersje delikatnie pylą przy nabieraniu na pędzel, przez co opakowanie* ciągle sprawia wrażenie przykurzonego. Nie osypuje się na twarzy, nie robi plam. Trwałość jest dość przeciętna, znikają równomiernie i po czterech-pięciu godzinach już ich nie ma. Powalają za to wydajnością. Prędzej nadejdzie termin ważności, niż ukaże się choćby najmniejszy kawałek dna.
*Plastik dizajnem nie powala: proste, bez wydziwiania, napisy się ścierają. Wolę jednak to niż różaną edycję Wibo.
*Plastik dizajnem nie powala: proste, bez wydziwiania, napisy się ścierają. Wolę jednak to niż różaną edycję Wibo.
Są wybitnie niefotogenicze. Sporo musiałam się dziś pędzlem namachać, mimo dnia w dresie i bez makijażu.
lewa strona nigdy się nie budzi... | 30 secret-it |
prawa strona nigdy nie... a, figę | 20 babydoll |