Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bubel. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bubel. Pokaż wszystkie posty

17 stycznia, 2013

Hakuro? Jestem na nie.

Spodziewałam się po nim wiele. Przybył do mnie pewnego wakacyjnego poranka i chociaż nie dałam rady jeszcze na dobre otworzyć oczu, na oślep wymazałam się podkładem żeby sprawdzić jak się spisuje. Miękki, gęsty, miły w dotyku. Mogłam zgodzić się ze wszystkimi wychwalającymi go recenzentkami. Do czasu.

Minęło jakieś 1,5 miesiąca przetrzymywania H51 - bo o nim mowa - w ochronnej folii, delikatnego mycia i suszenia włosiem do dołu na specjalnie stworzonej konstrukcji z kubka po smoothie (za udostępnienie rekwizytu dziękuję kawiarni coffeeheaven), a na mojej twarzy zaczęły pojawiać się pierwsze pochodzące ze skuwki włosy. Początkowo znosiłam to cierpliwie, zdejmując je z siebie codziennie po nałożeniu podkładu. Pytanie brzmi: ile można? Zwłaszcza kiedy włosów jest coraz więcej, wyłażą całymi pękami, zasypują umywalkę i zatykają odpływ (spróbujcie wybrać je stamtąd pojedynczo). Do oczyszczenia twarzy potrzebowałam już nie własnych palców, a porządnego zmiatania pozostałości pędzlem. Agencie 51, przegięliście pałę.



Nie chciałam uprzedzić się do marki. W oko ciągle wpadają mi ciekawe egzemplarze, jak na przykład ten do blendowania cieni, czy jajko do konturowania twarzy. Zdrowy rozsądek na razie bierze jednak górę: mimo zachwytów w blogosferze i świadomości, że pewnie miałam pecha i trafiłam na wadliwy model, boję się wydawać swoje ciężko zarobione pieniądze na coś, co może przysporzyć mi więcej frustracji niż modelowanie facjaty patyczkiem kosmetycznym. Dziękuję, na razie postoję.
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka