Pokazywanie postów oznaczonych etykietą aleppo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą aleppo. Pokaż wszystkie posty

28 września, 2013

Kryj ryj!

Piszę i kasuję. I tak od kilku tygodni.
Staram się nie myśleć za bardzo o zbliżającym się październiku. Październik to moje starcie z nowym środowiskiem, co powoduje że już teraz czuję się dość... niepewnie (tak mnie korci, żeby wpisać tu bardziej obrazowe insecure i anxious; tak bardzo). Moja twarz znowu staje się trudna do przykrycia makijażem.

Najpierw podbiło mi się prawe oko. Spuchło, poczerwieniało i za nic nie dało się zamaskować kamuflażem. Wyglądałam jak klasyczny przykład ofiary przemocy domowej. Limo pierwsza klasa, przypadek tak beznadziejny, że aż bawił. Gdyby nie ban na smarowidła na receptę (bo badanie kliniczne), już dawno pakowałabym na twarz grubą warstwę protopicu. Zamiast tego musiałam poradzić sobie inaczej. Do gry wkroczyły:



Olej ze słodkich migdałów: ma bardzo wysokie zdolności nawilżania skóry; stosowany jest w leczeniu egzemy, oraz do skóry suchej, swędzącej, podrażnionej (źródło). Dygresja: przy okazji zakupów na osiedlowym ryneczku, zgarnęłam go ze sklepu zielarskiego, bo ze wszystkich stojących tam olejów był najtanszy. Dopiero po przeczytaniu informacji na kartoniku dowiedziałam się, że poleca się go przy egzemie. Bingo!
Mydło Aleppo: świetnie oczyszcza i dezynfekuje skórę, odnawia płaszcz hydrolipidowy, wspomaga gojenie drobnych ranek, pomaga leczyć łupież, trądzik i inne choroby skórne. Zawarty w nim olej laurowy świetnie działa na skórę z trądzikiem, egzemą i łuszczycą (źródło). Dygresja #2: bezowocne poszukiwania mydła w wersji premium - z dodatkiem oleju z czarnuszki, zaprowadziły mnie do Organique. Tam dowiedziałam się, że jako atopik powinnam nabyć mydło o najmniejszej zawartości oleju laurowego, aby skóry bardziej nie przesuszyć. Pani z Mydlarni u Franciszka wcześniej przekonywała mnie o konieczności nabycia mydła, jeśli się nie mylę, 70%. Co firma, to obyczaj, ha ha. Ha.
Masło shea: bo obiło mi się o uszy, że sprawdza się na skórze atopowej. Poza tym, podobnie jak olej kokosowy, wzbudził moje zaufanie. W końcu półprodukty rządzą. Byłam tak zdesperowana, że na duet masło + mydło wydałam ostatnie pieniądze. Co chyba źle świadczy o moim ówczesnym stanie konta.

Pielęgnacyjne trio, w połączeniu z weekendem wolnym od klimatyzacji i zlokalizowaniem niewielkiego źródła pleśni zdziałało cuda. Sytuacja unormowała się w dwa dni, radość trwała drugie tyle. Nie wiedzieć dlaczego, mojej fochliwej skórze znów coś nie odpowiada. Mieszkanie jest odkurzone, w pracy regularnie zapobiegałam przesuszowi używając wody termalnej, wszystko wydaje się być czyste i świeże... a jednak. Suchy placek na lewym policzku jest niemożliwy do zamaskowania, podobnie jak łuszcząca się skóra między brwiami i wokół ust. Zazwyczaj w takich sytuacjach wystarczył peeling i porządne nawilżenie. A figę! Mogłabym szorować twarz papierem ściernym, skutek byłby podobny. Mam cichą nadzieję, że winny był mikroklimat w pracy. A do pracy już nie wracam.

Do sedna przechodząc, chciałam pokazać się Wam bez przeróbek i makijażu. Jutro stwierdzę, że chyba mnie pogrzało do reszty, na razie korzystam z chwilowego przypływu odwagi. Może kiedyś trafi tu ktoś kto jeszcze nie wie, co się dzieje z jego twarzą. Może za kilka dni pochwalę się efektami mojej niby-kuracji. Może dostanę stypendium i nie będę mieć ciśnienia na szukanie pracy... oh, wait, i tak mam, bo kredyty studenckie, wyobraźcie sobie, przyznawane są dopiero w okolicach stycznia-lutego. Śmiechłam nieco.

Jeż - ofiara wojny domowej z widocznym na pyszczku fochem na świat.*
*Tak naprawdę to skupienie, żeby mi z lewej ręki aparat nie gruchnął o posadzkę.


Żeby to chociaż efekt porządnej imprezy był...

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka