Justyna Philipp
napisała książkę o muzyce "Cropelki". Intencją jej było oddanie hołdu twórczości
muzycznej Piotra Lacherta, rozpowszechnianie wiadomości o tym muzyku i kompozytorze,
którego darzyła przyjaźnią. Uważam jednak,
że książka w głównej mierze to biografia tej wspaniałej pianistki i dla mnie
ten wątek utworu ma największą wartość,
wzbudza zainteresowanie i podziw. Z tego też powodu zachęcam wszystkich do
zapoznania się z treścią książki, trzeba przeczytać, nawet
dwa razy, co ja uczyniłam, z takim samym zainteresowaniem i zachwytem, głównie
ze względu na postać pianistki.
Tak pisze o sobie:
"Mama pięknie
śpiewała, umiała także grać na fortepianie. Śpiewała
podczas przygotowywania posiłków w kuchni czyściutkim
sopranem. Tato kształcił się u wybitnych,
legendarnych już dziś pianistów, jak Marsel Mass
Stanisława Szpinalskiego, Emmy Altberg uczennicy
Wandy Landowskiej.
Wojna jednak uniemożliwiła ojcu
podążanie ścieżką kariery pianisty koncertującego. Został
architektem.
Jak zatem ja miałam nie zostać muzykiem?"
Dokonania Justyny Philipp są ogromne.
W Gdańsku dawała recitale z muzyką Piotra Lacherta,
jak Wieczór Sonat. Płyt promocyjnych nagrała aż 37. Studiowała w WSM, dziś to Akademia
Muzyczna. Uzyskała tytuł magistra sztuki i stała się pianistką koncertującą. Nadal
poszerzała swą wiedzę, ukończyła międzynarodowe, mistrzowskie seminaria,
dokształcając się u sław. Uczyła w różnych szkołach Trójmiasta, w Starogardzie,
w Gdyni, w Sopocie.
Dała dwa tysiące występów, 500 w Studio Koncertowym
Radia Gdańsk.
Założyła Gdańskie Koło Miłośników Muzyki
Współczesnej. Znakomita jej rodzina, o której opowiem w stosowny miejscu, była
solidną podporą: ojciec wspierał jej działalność, sfinansował koncert z okazji trzydziestolecia
twórczości akordeonisty Krzysztofa Olczaka, profesora Akademii Muzycznej. Z profesorem z kolei założyła Gdańską Fundację
Twórców i Wykonawców Muzyki Współczesnej. Współpracowała z fundacją Muzyka
Świata Barbary Bieleckiej, miłośniczką muzyki Konstantego Krzysztofa Kulki. Ojciec
po prostu uwielbiał grać, często w ciągu dnia zasiadał do fortepianu. Zbierało
się grono słuchaczy, wszyscy w milczeniu i zachwycie słuchali tych domowych
koncertów. Melodie wypływały przez otwarte okna, przechodnie się zatrzymywali i
unosili głowy, by zobaczyć, z którego dochodzi ta piękna muzyka.
Rodzinny dom rozbrzmiewał muzyką od rana do późnej
nocy. Ojciec nie mógł oddać się
koncertowaniu zawodowo, gdyż podczas okupacji pracował ciężko fizycznie, co
wielokrotnie uszkodziło jego dłonie, a żaden lekarz nie zajął się leczeniem
ran.
Rodzina pani Justyny przeżyła wiele trudnych chwil
podczas wojny. Teraz czytamy o nich jak o niezwykłych przygodach, gdyż dobrze
się skończyły. Dziadek, pan Philipp, był znanym toruńskim bankierem. Na kilka dni
przed pierwszym września poinformowano go w banku o dacie wybuchu wojny, został
zobowiązany do absolutnego milczenia. Dotrzymał słowa, mimo że rodzinie
zagrażało niebezpieczeństwo. Wyobraźmy sobie, jak musiał się czuć, patrząc na
beztroskie i zachowanie wszystkich w dom. W strasznym dniu 1 września, wszyscy
po prostu wsiedli do pociągu bez zabezpieczenia i bagażu.
Wagon towarowy został wypełniony workami wypchanymi
banknotami. Pracownicy banku spali na tych workach podczas jazdy pociągu.
Mijali oddziały polskich żołnierzy. Chłopcy
maszerowali wesoło, zadowoleni, że udają się na wojnę i będą bić wroga,
którego pogonią poza granice.
Żaden w tych chłopaków nie zdawał sobie sprawy z
sytuacji, nie przypuszczał, co ich czeka, z pewnością nie oni jedyni. Nastroje
szybko się zmieniły. W pewnym miejscu wagon został ostrzelany, drzwi nie można
było zasunąć. Pracownicy banku kryli się
za wypchanymi worami, osłaniając ramionami głowę, a kule świstały poza
otwartymi drzwiami, których nie można było zasunąć.
Pilnujący skarbu otrzymali wkrótce rozkaz spalenia
pieniędzy. Widzimy znowu scenę jak z filmu sensacyjnego: rząd mężczyzn niesie wypchane
worki, by je wrzucić do paleniska lokomotywy.
Wkrótce pociąg minęły oddziały żołnierzy radzieckich, dość skromnie
ubranych, mimo że szli na wojnę: płaszcze nie były obrębione, a plecaki
zarzucone na ramiona często wisiały na sznurkach.
Rodzina dotarła na Litwę. Początkowa przychylność do
Polaków, ustąpiła niechęci: nazwiska lituanizowano, zamknięto Uniwersytet im.
Stefana Batorego i szkoły. Należało opuścić ten kraj. Schwytani przez Niemców,
poddani upokarzającemu odwszawianiu, choć na szczęście na tym się skończyło,
zostali skierowani do pracy w fabryce, tam właśnie ojciec doznał wielu urazów bezcennych
dłoni pianisty. Pod koniec wojny przebywał w środowisku żołnierskim, mowa ich
była naszpikowana ordynarnymi przekleństwami. Ojciec nie używał tych słów, by -
jak powiedział - nie hańbić ojczystej mowy. Takiego rodzaju byli to ludzie,
wysoki poziom i kultura.
Udało się powrócić do kraju. Dziadek umożliwił ojcu
pani Justyny studia zagraniczne na wydziale architektury.
W kraju kilkakrotnie zmieniali miejsce zamieszkania,
fundusze dziadka zapewniły im dostatnie życie. Nieszczęścia ich nie omijały,
córka babci,
Zosia umarła na czerwonkę. I tu nastąpiła scena jak z
filmu lub wielkiej literatury, którą znamy: matka codziennie chodziła na grób
córki, nad którym czuwała, prosząc o spokój wieczny dla zmarłej.
W Krakowie zamieszkali w domu Kassernów. Muzyk
mieszkał w Stanach Zjednoczonych, często przyjeżdżał do żony. Zygfryd Kassern
grywał w domu, były to wspaniałe koncerty. Dziwnym trafem naprzeciwko mieszkała
Halina Czerny-Stefańska, ona również ciągle grała na fortepianie. Przechodnie
podnosili głowy, obracając je raz w stronę jednego okna, to znów ku drugiemu.
Jakże niezwykłe to były wydarzenia. Longina Kassern pracowicie przepisywała
nuty swojego męża, przypomina się scena z wielkiej literatury: żona Tołstoja
przepisała jego gigantyczną powieść, i to nie jeden raz.
Ta historia ma ciąg dalszy. Po wielu latach dr
Wioletta Kostka z Akademii Muzycznej w Gdańsku napisała książkę o Kassernie,
wspominała w niej o mamie pani Justyny.
Dała jej nuty Sonaty Orawskiej tego muzyka, której nikt na świecie nie
grał. W Studiu Koncertowym S3 w Radiu Gdańsk Justyna Philipp zagrała tan utwór, była to światowa
prapremiera. Podczas Międzynarodowego Kursu Pianistycznego we Wrocławiu zagrała
po raz wtóry ten piekielnie trudny utwór. Mimo błędów amerykańskiego kopisty wykonanie
było wzorcowe i godne naśladowania. Przyjechała rodzina z USA, namawiali na
nagranie płyty i przysłanie, uważam, że to pani Justyna powinna otrzymać od
nich płytę, jako podziękowanie. Ona zaczęła grać Lacherta.
Najpiękniejsze strony tej książki to opis
dzieciństwa i młodości pani Justyny, które spędziła w Gdańsku. Mieszkali w pięknym domu, odnowionym i
urządzonym dzięki hojności i możliwościom finansowym dziadka. Szafy były pełne
płyt, a w pokojach stały fortepiany i inne urządzenia muzyczne. Dom był zawsze
pełen gości, do ojca przychodzili znajomi architekci, rozmawiano, mama serwował
poczęstunek, ojciec zasiadał do gry, wszyscy słuchali koncertu. Ojciec zaprojektował
szatę architektoniczną na Wyspie
Spichrzów. Miał wielkie serce dla kultury polskiej.
Justyna zaczęła pobierać lekcje gry na pianinie, gdy
miała pięć lat. Kiedy uczyła się w szkole, nieustannie słuchała płyt. Miała
genialną pamięć muzyczną. Po wysłuchaniu
płyty, wyśpiewywała nagraną na niej muzykę. Kiedy ją skończyła, prosiła ojca:
"Tato, załatw mi płytę". I znowu słuchała i śpiewała aż do
wieczora. W nocy śniła się jej muzyka.
Kiedy mama zawoziła ją do szkoły, podnosiła rączki i
zaczynała śpiewać, dając koncert pasażerom. Musiało to być zachwycające. Mnie
bardzo by się podobało, gdybym miała szczęście jechać tym tramwajem. Wszystko,
co gra, musi umieć zaśpiewać, również melodie bardzo trudnych sonat Lacherta i
skompli
kowane partytury. Pamięć muzyczną ma wyćwiczoną do perfekcji. W nocy
śniły się jej melodie. Przed snem wyśpiewywała płytowe wykonania Glenna Goulda
czy Marty Argerich. Cóż za talent!
Wielka przygoda i przyjaźń z Piotrem Lachertem
zaczęła się podczas kursu w Zakopanem w willi "Atma" w roku 1998.
Chciała nagrać 48 preludiów i fug Bacha w Radiu
Gdańsk, przygotowała ten materiał na zajęcia na kursie. Zachwyciła ją muzyka
Piotra Lacherta. Poprosiła o pożyczenie nut jego 12 etiud na fortepian - Gurlitt in jazz. Chciała poczytać w domu.
Dał jej w prezencie. Po powrocie do Gdańska zaproponowała Jackowi Puchalskiemu, reżyserowi dźwięku w
Radiu Gdańsk nagranie muzyki Piotra Lacherta. Współpraca pięknie się zaczęła i
trwała wiele lat. Etiudy zostały nagrane na szpulowej taśmie magnetofonowej i
wysłane do Włoch. Kompozytor przysłał paczkę z nutami i kazał długo studiować
zapisaną muzykę. Ale to uwaga nie do pani Justyny, nagrała płytę z sonatą i
pojechała na kolejny kurs. Na trzeci kurs w roku 2000 grała tylko Lacherta.
Muzyka kompozytora całkowicie nią
owładnęła. Od tego czasu grała jego kompozycje..
20 lat wytężonej
pracy artystki pianistki Justyny Philipp nad twórczością fortepianową i
kameralną Piotra Marii Lacherta zaowocowało 37 płytami promocyjnymi, które
nagrała w Studio Koncertowym S 3 Radia Gdańsk.
Justyna Philipp nie tylko sama nagrała tak wiele płyt. Rozszerzyła swoją
działalność koncertową o kontakty z wielkimi artystami muzykami w Polsce i za
granicą. W Osace w wydawnictwie płytowym Da Vinci ukazała się jej monograficzna
płyta z muzyką właśnie Piotra Lacherta. Kompozytor był zachwycony tym nagraniem.
Lata 1971-1991 Piotr Lachert założyciel i dyrektor
Theatre Europeen de Musique Vivante w Brukseli był spiżowym pomnikiem -
reliktem innej epoki, tej lepszej, był tytanem europejskiej awangardy,
prekursorem twórczej pedagogiki pianistycznej, wytwornym arystokratą słowa i
muzycznej frazy, błyskotliwym erudytą o kolosalnej wiedzy, filozofem,
wolnomyślicielem i czarującym rozmówcą. Wyznawał zasady absolutnej bezkompromisowości,
intelektualnej uczciwości i odwagi.
"Cropelki" to miniatury fortepianowe
Lacherta, dedykowane pani Justynie.
Nagrywała 20 lat w studio koncertowym Radia Gdańsk.
Propagowała muzykę Piotra Lacherta, która jest motywem jej drogi artystycznej,
motto przewodnim. Książką chce zachęcić do jego muzyki.
Muzyk pisał również cyklicznie artykuły do "Ruchu
Muzycznego", pod wspólnym tytułem "Złote klawisze". Przybliżał
postacie wielkich pianistów, legendarnych wirtuozów fortepianu.
Nauczał sławnych pianistów, miał tysiące studentów w
master class na całym świecie. Tworzył muzykę dla teatrów, są na YT i innych
kanałach internetowych. Pisał muzykę kameralną i solową, również dla siostry
Hanny, wiolinistki, która jest członkinią Nowojorskiej Orkiestry
Filharmonicznej. Ukończył Państwową Wyższą Szkołę Muzyczną w Warszawie. Miejsca
jego studiów to Hanower, Bruksela, Paryż i u Marii Wiłkomirskiej. Piotr Lachert
to profesor Królewskiego Konserwatorium
w Brukseli. Prowadził tam własną szkołę pianistyki. Stworzył komputerowy system
komponowania muzyki Letter Music. W latach 1997- 2005 organizował Konkurs
Premio Citta di Pescara."Noi pianisti", czyli skarbnica wiedzy dla
młodych.
Prezydent Paweł Adamowicz cenił grę Justyny Philipp,
powiedział, że przybliża muzykę tym, którzy nie mają możliwości słuchać
koncertów. Umożliwia młodzieży kontakt ze sztuką na co dzień.