Nie mogłam zrozumieć okrzyku: "Chcę się natychmiast z nią ożenić" w mitach greckich, które czytałam jako grzeczna uczennica szkoły podstawowej. Widziałam białą suknię do kostek, oczy opuszczone na bukiet. Nie miałam pojęcia, jak te rzeczy zdobyć szybko na łące.
Kolejne zdziwienie czyhało na mnie w balladzie. "I do
mnie, woła, pójdź do mnie". I kilka linijek niżej: "Wtem z osłon
błysną piersi łabędzie, Strzelec w ziemię patrzy skromnie". Wyobrażałam
sobie kobietę porośniętą od przodu białymi piórami i nie potrafiłam odgadnąć,
dlaczego ów strzelec brnie w wodę jeziora, nie bacząc na głębię. Martwiłam się
ogromnie, że się utopi.
Teraz martwiłabym się czymś innym: czy strzelec poluje na
zwierzęta i zabija lisice wraz z siódemką jej dzieci. Uciekały przed drwalami,
rżnącymi drewno, poruszając piłą rytmicznie do przodu i do tyłu. Jeden nagle
się odwraca i woła do chłopaka: "Do roboty, leniu, bo ci zerżnę
tyłek" - już odpinał sprzączkę, by wyciągnąć pasek. Rżnięcie uzyskało
kolejne znaczenie.
Inny jego sens, te prostackie i chamskie ruchy do przodu i
do tyłu były nie do zaakceptowania przez arystokratów ducha i umysłu, więc
musieli je uwznioślić, wspinali się na skały, spoglądając z wysoka, jak w głębi
dzikie wodospady porywały pragnienie i kusiły: "skocz", co wydawało
się drugą stroną i celem udręki.
I Werter nie mógł przebrnąć przez wertepy
namiętności, brał pistolet do ręki, choć panicze nadal ganiali za dziewkami
fornalskimi do stodoły, gdzie leżały pnie drzewa, do rżnięcia, wiadomo. Tristan
się smucił i wciąż tęsknił.
Takie to było ładne i wzniosłe, i zafałszowało na
lat sto z okładem. Zadumawszy się nad książką, nie możemy rozstrzygnąć, czy
odstręcza nas dziwactwo, czy kłamstwo niedoścignionego wzoru, którego nie chcemy
ścigać.
W naszej naukowej epoce romantyzm zastąpiono słowem chemia,
sądząc nadal, że miłość wszystko pokona, lecz potyka się najczęściej o próg
łazienki, skąd słychać szum spłukiwania. Romantycznie się śpiewa, że wszystko
ci wybaczy, lecz jest wprost przeciwnie, nie zapomina najmniejszego błędu:
"Jak możesz mi to robić, skoro mnie kochasz". Bajkowe relacje
rozpadają się w codzienności i wpadają w głębię frustracji.
Piękne ciała wyginają się na rurze w lokalu pod wrzaskliwym
neonem, banknoty wsunięte za stanik: to tylko ciała i stać mnie. Degradacja, by
zarobić na nieślubne dziecko, bo nade wszystko je kochamy, tak przynajmniej nam
do głowy wciska współczesny wzór kulturowy, nasza nieromantyczność. Ale wzniosłość
się ostała i mąci młode główki, bo przecież nie może istnieć w zwyczajnej formie
dwóch taktów. Demony zwieszają swe chude nogi z parapetów sypialni, wampiry
przysysają się do krtani, wreszcie potwór podnosi z twarzy kaptur: "I
tak cię kocham", mówi ona, nie wiedząc, że to wizualizacja potwierdzenia, że on się nie zmieni. Chcą zostać męczennicami miłości,
więc się im wmawia, że są gotowe na wszystko, chcą być rozdarte i wyssane, nie
rozumiejąc, ale to ładne i wszyscy tak chcą, męczennice kulturowego wzoru.
Na gg codzienne propozycje: "Czysty układ, tylko seks.
Czy chcesz zobaczyć mojego…". Wprowadzimy prawo, by zblokować strony i
kupimy nowy Smartfon na komunię świętą. Odmawiają "Modlitwy o
miłość", bo są w Internecie, wierzą, że to magia miłości, a nie
rzeczywistość wirtualna, której przecież nie ma. Moja kotka Gryzelda chce wyjść
za mąż, natychmiast. W pustych pokojach woła narzeczonego, wyśpiewuje arie
chrapliwym, tęsknym głosem. Woła przez kilka dni, właśnie w radiu ją zagłusza:
"We will, we will, rock you". Czy rozkołyszą, gdy się wszyscy
weźmiemy za ręce jak na weselu, czy rozkołyszą nam duszę, czy chodzi o zmysły. Gryzelda,
jęczennica miłości siada na parapecie i wygląda kocurka, biegnącego przez
śniegi, bo pokona wszystkie przeszkody z ogonkiem do góry podniesionym.