Postanowiłam ukoić ból ogniem i mieczem, a raczej szablą i mieczem. Znalazłam wspaniałą szkołę sztuk walk Wushu i choć raz w tygodniu to panicznie za mało, to cieszę swe oczy i ciało zupełnie nowymi wygibasami.
Po dwóch miesiącach wytężonych walk z własnym mózgiem i mięśniami umiem kilka ruchów, nie mówiąc o tzw. pełnej formie, składającej się z 24 części, przypominającej taniec. Trening składa się z trzech części. Polecam wszystkim!
W sobotę odbyło się kilka pokazów w Rzeszowie.
Nie wiem, ile lat świetlnych mi to zajmie, ale też tak chcę umieć i się nauczę.
zdjęcie polecam ze względu na zamyśloną i zachwyconą dziewczynkę, moje alter ego ;)
A tu:
Tai Chi Yang z mieczem.
Wersja męska, wyłącznie filmowa.
A tu "zwykłe" 24 formy ;)
W roli głównej wystąpił w części zdjęciowej Klub Nan Bei Tygrys z Rzeszowa.
1 komentarz:
Wushu?
Już sama nazwa wskazuje, że to coś dla mnie. Tylko ten taniec z mieczem...sam nie wiem...problem sprawia mi nawet otwieracz do konserw...:))
Prześlij komentarz