Pokazywanie postów oznaczonych etykietą akademia zmysłów l'occitane. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą akademia zmysłów l'occitane. Pokaż wszystkie posty
U mnie dziś za oknem paskudna pogoda - mgła, szarówa, zimno...
Na szczęście można zamknąć oczy, otulić się pięknym, kwiatowym zapachem i na chwilę przenieść myślami do Arles - prowansalskiego miasta, które oczaruje nas swoim klimatem.
By stać się Arlésienne (mieszkanką Arles) nie trzeba wcale zmieniać obywatelstwa - wystarczy sięgnąć po nową limitowaną kolekcję kosmetyków L'Occitane - Arlésienne.


Zapach kosmetyków z tej kolekcji jest po prostu przepiękny.
Jego twórcy pragnęli odzwierciedlić piękno i czar francuskich tancerek z Arles - muz takich artystów, jak Van Gogh, Picasso czy Bizet.
Trzy kwiatowe nuty zapachu Arlésienne odzwierciedlają charakter mieszkanek Arles: ognisty szafran, gracja róży oraz tajemniczość fiołka.
Przepiękne opakowania kosmetyków L'Occitane inspirowane są natomiast kwiecistymi i kolorowymi sukniami mieszkanek Arles.
Brzmi ciekawie, prawda?



Mnie ten zapach totalnie oczarował. Sprawił, że zapragnęłam jechać do Arles i wziąć udział w takim regionalnym tańcu. Chciałabym być Arlésienne - piękną Francuzką, która przechadza się po urokliwych uliczkach Arles i nad Rodanem, która zachwyca nawet wielkich artystów.



Nie potrafię dokładnie opisać Wam, jak pachną kosmetyki z serii Arlésienne. Dla mnie jest to zapach kojarzący się z ciepłymi dniami, ale nie duszny - raczej świeży. Wyraźnie kwiatowy, ale równocześnie bardzo elegancki - akordy kwiatowe wyciszone są subtelną, pudrową nutą. Arlésienne to zapach wyjątkowo kobiecy i piękny.





Konkurs dla Was!


Już wiem, że w takie szare jesienne dni jak ten dzisiejszy, otaczać się będę zapachem Arlésienne.
Dzięki uczestnictwu w Akademii Zmysłów L'Occitane, mam możliwość umilić jesienne dni także dwóm spośród moich Czytelników. L'Occitane przesłało mi mały prezent dla Was: dwa kremy do rąk z serii Arlésienne (30ml). Jeśli chcecie poznać ten cudowny zapach, oto, co musicie zrobić:

Polubcie profil L'Occitane en Provence:

Udostępnijcie informację o rozdaniu: TUTAJ

Zgłoście się w komentarzu pod tą notką (możecie zostawiać komentarze jako Gość) i poinformujcie, jako kto lubicie profil L'Occitane i udostępniacie info (wystarczy imię i pierwsze dwie litery nazwiska).

Będzie mi bardzo miło, jeśli zostaniecie obserwatorami mojego bloga - jeśli w komentarzu wpiszecie login, pod jakim obserwujecie bloga, otrzymacie dodatkowy los.



Rozdanie trwa do przyszłej niedzieli (02.11.2014) włącznie.
O wynikach poinformuję Was 03.11 w notce na blogu i na blogowym profilu na Facebooku.
Wygrywają dwie osoby - każda po jednym kremie.



Pozdrawiam!



Spośród wszystkich zdrowych przekąsek moimi niekwestionowanymi ulubieńcami są migdały (choć orzeszki nerkowca również nie pozostają daleko w tyle). Są dni, kiedy potrafię zajadać je garściami. I mimo że zawsze mam w głowie myśl o tym, jak dużo kalorii mają migdały, pocieszam się, że nie są to puste kalorie - migdały zawierają nienasycone kwasy tłuszczowe, magnez, miedź, błonnik, witaminy, a także tokoferole, dzięki czemu korzystnie wpływają właściwie na cały nasz organizm (zainteresowanych odsyłam TUTAJ - artykuł bardzo dokładnie i przystępnie opisuje, co zyskujemy, jedząc migdały).


Zbawienne działanie migdałów możemy wykorzystać, stosując je nie tylko wewnętrznie, ale również zewnętrznie - w formie olejku migdałowego. Ma on właściwości silnie nawilżające, wygładzające i łagodzące. Szczególnie poleca się go do cery suchej, dojrzałej, wrażliwej, a nawet do pielęgnacji delikatnej skóry niemowląt. Olejek migdałowy zawiera bardzo dużo witaminy E, zwanej "eliksirem młodości".


Uwielbiam kosmetyki z olejkiem migdałowym w składzie!
Powodem tej sympatii nie jest wyłącznie zamiłowanie do pałaszowania migdałów, ale przede wszystkim świadomość, jak takie kosmetyki działają na moją skórę. Nie ukrywam, że lubię też zapach migdałowych kosmetyków - nawet, jeśli jest sztuczny i z prawdziwymi migdałami nie ma nic wspólnego.
Możecie sobie więc wyobrazić moją radość, kiedy okazało się, że marka L'Occitane podesłała mi box wypełniony migdałowymi cudownościami :) Dziś opowiem Wam o moim ulubieńcu: Migdałowym oleju pod prysznic L'Occitane.


Nalany na suchą skórę kosmetyk ma konsystencję gęstego i tłustego oleju. Dopiero pod wpływem wody zaczyna lekko się pienić, a raczej tworzy myjącą emulsję. Nie jest to taka piana, jaką osiągniemy, używając żelu pod prysznic, ale wbrew pozorom olejek jest bardzo wydajny i doskonale radzi sobie z oczyszczaniem skóry. Jednocześnie działa łagodnie, nie podrażniając i nie przesuszając skóry po prysznicu. Pozostawia na skórze całkiem trwały zapach - ja nie wyczuwam w nim typowo migdałowych nut. Pachnie jak... dobrej jakości oliwka do ciała (mama powiedziała, że pachnie jak dobra oliwka dla dzieci, a tata określił ten zapach jako "zapach dzieciństwa"). Po chwili na skórze zaczyna się wydobywać trochę męska nuta.


Najfajniejsze efekty działania Migdałowego olejku pod prysznic L'Occitane zauważyłam po osuszeniu skóry po kąpieli. Skóra nie tylko pięknie pachnie, ale też jest idealnie miękka, wyraźnie wygładzona i uelastyczniona. Co ważne, olejek nie pozostawia tłustej ani lepkiej warstwy.
Posiadacze skóry normalnej spokojnie mogą odpuścić sobie aplikację balsamu po użyciu olejku L'Occitane. Jeśli jednak macie skórę suchą, prawdopodobnie będziecie musieli nałożyć jakiś balsam do ciała. Ja po kąpieli w olejku smaruję tylko nogi, bo tam moja skóra najbardziej się przesusza. Dodatkowe nawilżanie pozostałych partii ciała jest już w moim przypadku zbędne - olejek świetnie sobie z tym radzi.


Migdałowy olejek pod prysznic L'Occitane jest świetną alternatywą dla tych z Was, którzy poszukują delikatnego i niewysuszającego żelu pod prysznic. Myślę, że jest to też idealny kosmetyk na wszelkie wakacyjne wyjazdy - buteleczka takiego olejku z powodzeniem zastąpi zarówno żel pod prysznic, jak i balsam do ciała (pod warunkiem oczywiście, że nie macie bardzo suchej skóry). Producent sugeruje, że olejek może być też stosowany do depilacji.

Pomyślałam sobie też, że taki olejek mógłby być fajnym prezentem dla lubiących dbać o siebie panów. Mój chłopak i mój tata nigdy nie aplikują balsamów po kąpieli, a po użyciu takiego olejku zamiast zwykłego żelu skóra nie byłaby już tak przesuszona. Poza tym olejek ma na tyle uniwersalny zapach, że spodoba się zarówno paniom jak i panom.



INCI: Vitis Vinifera (Grape) Seed Oil*, Tipa-Laureth Sulfate, Laureth-4, Caprylic/Capric Trigliceride*, Parfum, Cocamide MEA, Propylene Glycol Butyl Ether, Sorbitan Oleate, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil*, Citrus Aurantium Bergamia (Bergamot) Fruit Oil*, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil*, Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Leaf Extract*, Tocopherol*, Aqua*, Limonene, Coumarin*, Linalool*.

* składniki pochodzenia naturalnego



Kosmetyk kupicie w sklepach firmowych L'Occitane oraz online.
Jedyną jego wadą jest cena - 72zł za 250ml (lub zapas - 99zł za 500ml).

Ostatnio kosmetyki L'Occitane podbijają moje serce. Ten podbił je szczególnie. Na razie oszczędzam go jak mogę, delektując się jego pięknym zapachem i świetnym działaniem podczas kąpielowych rytuałów. Kiedy się skończy, będę mocno rozważać zakup kolejnego opakowania. Cena nie jest na moją kieszeń, ale kto powiedział, że nie można sobie czasem zafundować takiej kosmetycznej przyjemności ;) Na pewno wypróbuję olejki myjące innych marek (słyszałam, że Isana ma taki olejek w ofercie, wiele osób go zachwalało).


Na koniec wspomnę Wam jeszcze o tym, że jak zwykle marka L'Occitane starannie dobiera składniki swoich kosmetyków, dbając jednocześnie o to, by były pozyskiwane w sposób możliwie jak najbardziej przyjazny środowisku. Na przykład do produkcji kosmetyków z serii migdałowej wykorzystuje jedynie migdały od lokalnych producentów z południa Francji. Co ważne, L'Occitane nie marnuje żadnej części migdałów - skorupki wykorzystuje się w peelingach, z pąków pozyskuje się substancje drenujące, a z owocu na zimno tłoczy się odżywcze mleczko i olejek migdałowy.

Źródło: L'Occitane

Lubicie migdały czy wybieracie raczej inne orzechy? A może takie chrupiące, zdrowe przekąski to w ogóle nie jest Wasza bajka? ;)
Nawet, jeśli za migdałami nie przepadacie, Migdałowy olejek pod prysznic L'Occitane polecam Wam z czystym sumieniem :)


W tym roku wiosna przyszła wyjątkowo wcześnie. Przyniosła ze sobą ciepło słonecznych dni, urok przebiśniegów i krokusów, a także zapach... czerwonej wiśni.


Za sprawą Akademii Zmysłów L'Occitane przeniosłam się wyobraźnią do Luberon - regionu w południowej Francji, skąd pochodzą wiśnie, których ekstrakt stanowi składnik kosmetyków z kolekcji L'Occitane Red Cherry.
I wiem jedno- jeśli francuska wiosna pachnie tak jak Red Cherry, to zabieram się za naukę francuskiego i przeprowadzam do Luberon ;)

Źródło

Zapach kosmetyków z kolekcji Red Cherry jest niesamowicie trwały i bardzo wyrazisty. Należy do tych nielicznych zapachów, które idealnie łączą w sobie słodycz i ciepło kwiatowych aromatów z rześkimi, lekkimi owocowymi akordami. Nie jest to typowo wiśniowy, mdły zapach, jaki czasem spotkacie w kosmetykach.
Moim zdaniem tak właśnie pachnie słoneczne, ciepłe wiosenne popołudnie, kiedy przyroda już obudziła się z zimowego snu i kiedy drzewa są białe od kwiatów. 

Źródło

W Red Cherry ukryto następujące nuty zapachowe:

NUTY GŁOWY
cytryna
pomarańcza
czarna porzeczka

NUTY SERCA
konwalia kanadyjska
wiśnia
malina

NUTY BAZY
piżmo syntetyczne
heliotrop
drewno oliwne


L'Occitane ma w ofercie drugą wiśniową serię: Kwiat Wiśni (Cherry Blossom). Ten zapach jest jednak nieco mniej wyrazisty, lżejszy i chłodniejszy, bardziej rześki (co nie znaczy, że Red Cherry rześki nie jest :P). Ma w sobie "kremową" nutę. Stanowi połączenie wiśni z frezją (nuta głowy), kwiatu wiśni z konwalią (nuta serca) oraz bursztynu i piżmu (nuta bazy). Również nie można odmówić mu uroku, jednak bliżej mojego gustu jest Red Cherry.
Różnice między obydwoma zapachami dobrze obrazują już same ich butelki:

Red Cherry / Cherry Blossom

Kosmetyki z serii Red Cherry mają nie tylko wiosenny zapach, ale też typowo wiosenne konsystencje i właściwości. Są to produkty lekkie, wchłaniające się błyskawicznie, ale mimo to całkiem nieźle nawilżające. Balsam do ciała i krem do rąk z tej serii zawiera niewielkie, połyskujące na złoto drobinki.
Ja bardzo je polubiłam. Choć dostałam tylko miniaturki o pojemności 75ml (żel i balsam do ciała) i 30ml (krem do rąk), ich obecnością cieszyłam się dość długo, bo okazały się być bardzo wydajne.













L'Occitane Red Cherry to zapach, który warto znać. Jestem pewna, że spodoba się niejednej z Was. Ja jestem nim oczarowana :)



Jak pachnie Wasza wiosna? Jakie zapachy przywodzą Wam na myśl wiosenne ciepłe dni?


Chyba jeszcze nigdy nie publikowałam tu recenzji świec czy wosków. Nie jestem dobra w opisywaniu zapachów, a najbliżsi też mi w tym nie pomagają:

- Czym to pachnie? [pytanie o krem]
- Takim... kremem...


- Czym to pachnie? [pytanie o świecę]
- Ładnie pachnie.
- Ale czym?!
- A nie wiem, ale ładnie.

Mimo wszystko opowiem Wam dziś krótko o czterech świecach, których zapach towarzyszy mi tej zimy. Zaczniemy od najwyższych cen i stopniowo będziemy przechodzić do coraz tańszych rozwiązań.
Od razu mówię, że nie mam pojęcia, na ile godzin palenia wystarczają poszczególne świecie - nie paliłam ich ze stoperem w dłoni, ale postaram się ocenić "na oko", czy wypalały się szybko, czy powoli.




Pierwszą świecą, o której chcę Wam opowiedzieć jest niesamowita Winter Forest z oferty L'Occitane, którą dostałam w grudniu w ramach Akademii Zmysłów. Tak producent opisuje woń kryjącą się pod nazwą Zimowy Las:
"Delikatny zapach niosący uczucie przytulności i komfortu. Świeży zapach sosnowych igieł z owocowymi nutami oraz szczyptą cynamonu."

Nazwa Zimowy Las kojarzy mi się jednoznacznie z chłodnym zapachem drzew iglastych. Winter Forest w interpretacji L'Occitane to bardziej ciepła chatka, w której można ogrzać się po spacerze. Aromat ten jest rzeczywiście bardzo ciepły, ale nie duszący, ma w sobie jakiś męski, drzewny akord. Świetnie oddaje świąteczną atmosferę - zapach choinki i świątecznych pyszności, ciepłą rodzinną atmosferę przy wigilijnym stole.


Świeca pali się powoli. Choć wosk ma stosunkowo dużą powierzchnię, topi się w miarę równomiernie.
Winter Forest jest zapachem intensywnym i trwałym (utrzymuje się w pokoju do następnego dnia po zapaleniu), ale nie przyprawia o migrenę. Ciekawy, niejednoznaczny, stanowi dobrą alternatywę dla osób, które mają już dość popularnych Yankee Candle. Jedyną jego wadą jest wysoka cena - za 100g musimy zapłacić 65zł.




Kolejną świecą, którą chcę Wam pokazać jest Christmas Cookie z Yankee Candle. Mam mały słoik tej świecy. Producent tak opisuje jej zapach:
"Maślane, pachnące wanilią, cukrowe świąteczne ciasteczka."
Świąteczne Ciasteczko na mój nos wcale nie jest takie świąteczne. Pachnie po prostu mega słodko, mega waniliowo, ale jest w nim taka nutka goryczki - zapach kojarzy mi się bardziej z przekładanym waniliową masą wafelkiem niż domowymi ciasteczkami świątecznymi. By kojarzył mi się ze Świętami, musiałaby być w nim jakaś przyprawowa nuta.


Christmas Cookie, jak przystało na Yankee Candle, pali się powoli i topi bardzo równomiernie. Ten zapach jest naprawdę intensywny - zresztą jak chyba każdy tak słodki aromat. Polecam go wyłącznie osobom, którym nie straszna jest wyrazista nuta wanilii roznosząca się po całym mieszkaniu. Ja Christmas Cookie odpalam bardzo rzadko i na krótko, bo moja siostra nie znosi tego zapachu - wywołuje u niej migrenę.
Mały słoik (109g) tej świeci można kupić za 41zł.




Ciasteczkową świecę ma w swojej ofercie również mniej znana marka- Natural Fresh Select. Nazwali ją Deseretta i opisują następująco:
"Wywołuje uśmiech i wspomnienia pysznych deserów. To genialna w swojej prostocie tradycyjna nuta wanilii trącona odrobinę aromatem karmelu i herbatnika."
Zakochałam się w tym zapachu od pierwszego powąchania. Słodki, ale nie męczący ani mdły. Deseretta naprawdę kojarzy się z domowymi deserami z czasów dzieciństwa, ze słodkimi herbatnikami i budyniem waniliowym. Jest znacznie subtelniejsza niż Christmas Cookie, mniej męcząca.


Wielka szkoda, że ten słodki zapach wyczuwalny był tylko w słoiczku - zapalona świeca nie pachniała nic a nic. Pomyślałam, że może mój pokój jest za duży i aromat gdzieś ulatuje, zapaliłam więc Deserettę w toalecie (pomieszczenie 1m x 1m), niestety bez żadnych efektów. Wypaliła się znacznie szybciej niż Yankee Candle, topiła się w miarę równomiernie. Kupiłam ją w drogerii Hebe za niecałe 10zł (świece Natural Fresh Select widziałam też w Home&You, ale akurat Deseretty nie mieli). Producent nie określił wagi tej świecy - na oko jest nieco mniejsza niż średnia świeca Yankee Candle.




Ostatnią świecą, o której Wam dziś opowiem jest siostra Deseretty - Climatica z oferty marki Natural Fresh Select. Zosiu, miałaś nosa do tej świecy ;) Oto, co pisze producent:
"Wydobywa magiczną atmosferę przypominając o zapachu domowej szarlotki. To połączenie soczystych czerwonych jabłek z aromatycznymi laskami cynamonu."
Climatica nie pachnie dokładnie tak samo jak szarlotka (przynajmniej nie jak moja domowa szarlotka :P), ale jednoznacznie kojarzy się z jabłkowym ciastem z nutą cynamonu. Zapach ten jest słodki, ale jednocześnie orzeźwiający, jak kwaskowe jabłka na słodkim cieście. Naprawdę ładny!


Climatica jest znacznie mocniejsza niż Deseretta - nie jest może tak silna jak Christmas Cookie z Yankee Candle, nawet odrobinę słabsza niż Winter Forest z L'Occitane, ale jednak wyrazista. Ma chyba idealną intensywność zapachu - na tyle mocna, że od razu się ją wyczuwa, kiedy wejdzie się do pokoju, ale jednocześnie na tyle delikatna, że można palić ją parę godzin bez bólu głowy. 
Tę świecę również kupiłam w Hebe za niecałe 10zł, ale być może jest też dostępna w Home&You. Spalała się tak samo jak Deseretta. Jeśli gdzieś znajdziecie Climaticę, kupujcie w ciemno, za to Deserettę omijajcie szerokim łukiem.




Boże Narodzenie zdominował mi jednak wosk Christmas Eve z Yankee Candle - zapalony w Wigilię w salonie rozlał intensywny zapach po całym mieszkaniu, przytłumił woń uszek z grzybami, gołąbków i ryby. Za rok kupuję Christmas Eve w postaci świecy, bo to niesamowicie intensywny, wyjątkowo świąteczny zapach.


Macie swój ulubiony zimowy zapach? A może już planujecie zakup jakiś świecy/wosków na wiosnę?
Jakie formy zapachów do domu wybieracie najczęściej - woski, świecie, olejki eteryczne, a może dyfuzory?

Pozdrawiam :)
Witajcie Kochani!
Dziś mam dla Was konkurs organizowany z L'Occitane.
Jak wiecie, uczestniczę w projekcie Akademia Zmysłów L'Occitane. Teraz również ktoś z Was będzie miał szansę poznać bliżej kosmetyki L'Occitane, a konkretnie kultowe kremy do rąk tej marki, bo to właśnie one są nagrodą w konkursie.

Na początek o tym, jakie macie zadanie:
L'Occitane wprowadza właśnie do sprzedaży typowo wiosenną wodę perfumowaną: Red Cherry.
Wyobraźcie sobie, że Red Cherry jest kobietą...

Źródło zdjęcia: L'Occitane

Aby rozruszać wyobraźnię, przybliżę Wam składniki zapachu Red Cherry:
nuta głowy: cytryna, pomarańcza, czarna porzeczka
nuta serca: konwalia kanadyjska, wiśnia, malina
nuta bazy: piżmo syntetyczne, heliotrop, drewno oliwne

Źródło zdjęcia: L'Occitane


Opiszcie, jak wyobrażacie sobie kobietę Red Cherry.
Im bardziej kreatywna odpowiedź, tym lepiej! Może być śmiesznie, może być zmysłowo. Może być długo (ale bez przesady :P), może być krótko i treściwie - wszystko zależy od Was.

Macie na to tydzień - od dziś do 13.02.2014. Dokładnie w Walentynki ogłoszę, która odpowiedź spodoba mi się najbardziej.

Zwycięzca otrzyma zestaw trzech mini-kremów do rąk L'Occitane (3 x 10ml) w uroczym woreczku.

Źródło zdjęcia: L'Occitane

Aby wziąć udział w konkursie:
- zapoznaj się z regulaminem, bo udział oznacza akceptację regulaminu
- zostań fanem L'Occitane en Provence - Polska na Facebooku:


- odpowiedz na pytanie konkursowe: "Wyobraź sobie, że Czerwona Wiśnia jest kobietą - jaka byłaby według Ciebie?"
- podaj swój email, bym mogła skontaktować się z Tobą w razie wygranej.


Zgłoszenie konkursowe powinno wyglądać następująco:
Email:
Lubię L'Occitane en Provence - Polska jako:
Odpowiedź konkursowa:

Nie musisz być obserwatorem bloga, choć oczywiście będzie mi bardzo miło widzieć Cię w gronie moich stałych Czytelników.
Nie musisz udostępniać informacji o konkursie, ale jeśli będziesz chciał/a to zrobić, będę bardzo wdzięczna :)


Pamiętajcie, że plagiatów nie przyjmuję - ruszcie głową, czekam na Wasze zgłoszenia! :)
W razie jakichkolwiek wątpliwości zajrzyjcie do REGULAMINU, a jeśli tam nie znajdziecie wyjaśnienia, piszcie do mnie: xkeylimex.blog@gmail.com

Pozdrawiam :)

Witam ponownie wszystkich Studentów na kolejnym wykładzie z cyklu Akademia Zmysłów L'Occitane ;)

Na początek małe ćwiczenie: wpiszcie w wyszukiwarkę hasło "Prowansja" i wejdźcie w grafikę.
Co widzicie?
Racja, zdecydowana większość grafik przedstawia pola lawendy.
Lawenda to znak rozpoznawczy Prowansji. Rosnące w równoległych rzędach krzaczki obsypane drobnymi, fioletowymi kwiatami każdemu chyba kojarzą się z tym regionem Francji. Nie bez powodu - obecnie aż 80% ekstraktu z lawendy na całym świecie pozyskiwane jest właśnie z lawendy rosnącej w Prowansji. Kwiaty lawendy są stałym elementem ślubów w Prowansji, ponieważ wierzy się, że roślina ta przynosi szczęście w miłości.
Dziś skupimy się właśnie na lawendzie.

Źródło zdjęć: L'Occitane

Na początek trochę historii.
Nazwa lawendy pochodzi z języka łacińskiego, gdzie lavare oznacza 'myć'. Kiedyś nazywana była chlubnie "błękitnym złotem".
Specjalne właściwości antybakteryjne tej rośliny znali już antyczni Persowie, Grecy i Rzymianie. Podczas epidemii palono gałęzie lawendy, by ograniczyć przenoszenie się choroby wewnątrz pomieszczeń.
Z początkiem XX wieku we Francji lawenda była wykorzystywana przez praczki (lavandières) - gałązki umieszczone w szafkach z pościelą nadawały przyjemy zapach, ale także działały antybakteryjnie i odstraszały insekty.



Olejek eteryczny zawarty w lawendzie jest jednym z niewielu, który można stosować bezpośrednio na skórę bez rozcieńczania. Ma wiele korzystnych dla zdrowia właściwości:

  • wycisza, relaksuje, uspokaja
  • ułatwia zasypianie
  • pobudza, odświeża umysł
  • oczyszcza, działa bakteriobójczo, dezynfekuje
  • koi podrażnioną skórę
  • inhalacje z olejkiem lawendowym są polecane przy przeziębieniu, grypie, kaszlu, katarze, zapaleniu zatok
  • kąpiele lawendowe są zalecane przy reumatyzmie





Trudno wyobrazić sobie, by najbardziej chyba prowansalska marka kosmetyczna na świecie - L'Occitane - nie stworzyła kosmetyków o najbardziej prowansalskim zapachu - lawendowym.
L'Occitane kupuje olejek lawendowy od spółdzielni farmerów z Sault i okolic. Co ważne, pod uwagę brana jest jedynie produkcja zgodna z apelacją A.O.C., czyli taka, która spełnia specjalne, bardzo surowe standardy.




W ramach Akademii Zmysłów dostałam od L'Occitane kilka produktów z lawendowej serii: mydło w płynie, oczyszczający żel do rąk i lawendową saszetkę. W paczce znalazła się jeszcze gałązka lawendy. Możecie sobie wyobrazić, jak intensywnie pachniała ta paczka, skoro zapach lawendy poczułam, zanim jeszcze otworzyłam pudełko.
Od listopada zdążyłam wypróbować te kosmetyki, mogę Wam o nich pokrótce opowiedzieć.




Mydło w płynie Lawenda
Tego typu produkty z reguły stosuję jako mydła do rąk, jednak... spójrzcie na poniższe zdjęcie i przyjrzyjcie się składowi. W INCI mamy same delikatne składniki, w większości pochodzenia naturalnego. Stwierdziłam więc, że szkoda, by tak dobry składowo kosmetyk marnował się jako zwykłe mydło do rąk. Stosuję go do mycia twarzy, jako żel pod prysznic, czasem też do mycia dłoni. W każdej roli sprawdza się rewelacyjnie. Solidnie się pieni, skutecznie oczyszcza skórę, pozostawiając ją "piszczącą" z czystości, ale jednocześnie pokrytą jakby delikatnym, nawilżającym filmem. Na pewno nie jest to typowe mydło, które oczyszcza i przesusza jednocześnie.




Tajemnica tego mydła tkwi w maśle shea, którym jest wzbogacone. Dzięki temu składnikowi skóra po myciu nie jest zbyt przesuszona pomimo silnego oczyszczenia.




Bardzo podoba mi się zapach tego kosmetyku. Po wyciśnięciu porcji na dłoń czy gąbkę, najsilniej czuć nutę lawendy. Jest to mega naturalny, świeży zapach - nic ciężkiego, nic, po czym można byłoby dostać migreny (jak po innych kosmetykach czy środkach czystości o zapachu pseudo-lawendowym), nic co kojarzyłoby się z szafą babci. Zapach jest po prostu ziołowy, doskonale oddaje woń prawdziwego zasuszonego krzaczka lawendy.
Kiedy jednak zapienimy mydło, nuta lawendy ustępuje miejsca zapachowi tradycyjnego, naturalnego mydła (jeśli stosowaliście np. mydło Alepp w klasycznej wersji, wiecie, jaki zapach mam na myśli).

Na plus zasługuje również praktyczne opakowanie - pompka doskonale dozuje odpowiednią ilość kosmetyku, nie zacina się. Super, że można ją zablokować. Buteleczka ładnie prezentuje się w łazience (zwłaszcza w mojej, która urządzona jest właśnie w lawendowym odcieniu :P).
Co ciekawe, L'Occitane umożliwia zakup eko-wkładu do mydła w płynie.




Kosmetyk ma ciekawą konsystencję. Niby rzadką, ale nie do końca. Przypomina mi trochę mocno rozwodniony żel z siemienia lnianego - nie gęsty, ale troszkę taki... "glutowaty". Szczerze mówiąc dla mnie to plus, ponieważ wiem, że takie powinno być naturalne mydło w płynie. Poza tym nie przeszkadza to w żaden sposób w aplikacji - wprost przeciwnie, im gęstsza konsystencja, tym lepiej, bo mydło nie spływa z dłoni.

Cena tego mydła to 65zł za 500ml (przy zakupie eko-wkładu - 45zł za 500ml).










Organiczny certyfikowany oczyszczający żel do rąk lawenda
L'Occitane idealnie wstrzeliło się z tym kosmetykiem w sezon jesienno-zimowo-wiosenny (bo chyba tak go można nazwać, biorąc pod uwagę pogodę :P). Ja uwielbiam tego typu produkty, zawsze muszę mieć w torebce żel oczyszczający. Stosuję go w autobusie, na uczelni, w sklepie. Dotykanie dłońmi ust czy oczu jest czasem mimowolne, a kiedy nasze dłonie są brudne, możemy w ten sposób przenieść na błony śluzowe jakieś paskudne bakterie. Taki żel jest idealnym rozwiązaniem.




Ten żel nie wyróżnia się konsystencją od innych żeli tego typu.
Również dobrze oczyszcza, pozostawiając dłonie odświeżone, bez lepkiego czy tłustego filmu.
Na plus zaliczyć można jego zapach. Żele dezynfekujące z reguły bardzo intensywnie pachną - najpierw czuć zapach alkoholu, po chwili silny, perfumowany zapach pomarańczy, kokosa, itp, zależnie od wariantu zapachowego żelu. W tym przypadku zapach alkoholu jest słabszy (co wpływa pozytywnie na komfort stosowania, gdyż ludzie w autobusie czy na uczelni nie patrzą na mnie jak na pijaka wracającego z imprezy :P). Woń lawendy w tym żelu jest równie naturalna jak w przypadku mydła. Czuć ziołowy zapach, dokładnie taki, jaki ma prawdziwa zasuszona gałązka lawendy.




Zwróćcie uwagę na skład żelu. Co ważne, jego bazą nie jest alkohol denaturowany, ale alkohol pochodzenia naturalnego, z ekologicznych upraw. Dodatkowo mamy tutaj dwa olejki eteryczne o działaniu silnie bakteriobójczym: olejek lawendowy i olejek z drzewa herbacianego.

Za 50ml żelu (co - wierzcie mi - wystarczy na bardzo długo!) musimy zapłacić 27zł.






Saszetka lawenda
Jeśli nie lubicie zapachu lawendy, oczywiście do niczego Was nie namówię. Jeśli jednak - tak jak ja - uważacie, że to przyjemny aromat, z czystym sumieniem mogę polecić Wam taką saszetkę. Przerabiałam już dziesiątki saszetek zapachowych do szafy, jednak żadna z nich nie pachniała tak intensywnie przez tak długi czas. Ten mały woreczek umieściłam w szafie jakoś pod koniec listopada i od tego czasu pachnie dokładnie z taką samą siłą jak pierwszego dnia.




Jego zapach również jest naturalny, ziołowy, ale z nieco bardziej słodką nutą niż w przypadku opisywanych wyżej kosmetyków. Zapach ten nie przesiąka przez ubranie, jedynie nadaje przyjemną woń wyczuwalną po otwarciu szafy.




Dajcie znać, czy jesteście fanami lawendy czy też może uważacie, że nie jest to "Wasz" zapach?
Zainteresowała Was lawendowa seria L'Occitane?

Pozdrawiam! :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...