Robiłam niedawno porządki w folderze ze zdjęciami i znalazłam kilka plików z kosmetykami, które nie pojawiły się na blogu. W ramach pokuty postaram się co jakiś czas wrzucać taką 'recenzję z dna szafy' i przypominać Wam o kosmetykach, które miałam okazję używać :) Dziś przyszła pora na idealne na aktualną aurę za oknem, otulające masło do ciała Pat&Rub

Seria otulająca kusi nas zapachem naturalnej wanilii, karmelu i cytryny. Jeśli myślicie, że otwierając kosmetyk z tej serii poczujecie słodki ulep, możecie się mocno pomylić. Zapach jest bardzo przyjemny, ciepły i faktycznie otulający, ale słodycz karmelu i wanilii idealnie równoważy rześka cytryna. Do tego masło konsystencją przypomina lekki, puszysty krem (producent mówi o kremie tortowym), który przyjemnie rozprowadza się na skórze. Jeśli weźmiemy za dużą porcję, może się troszkę mazać i bielić, ale po chwili wszystko się wchłania, zostawiając naszą skórę nawilżoną i pięknie pachnącą. Działanie długofalowe kosmetyku oceniam bardzo dobrze - skóra zyskała na elastyczności, była aksamitna w dotyku i przede wszystkim nawilżona i odżywiona. Niczego więcej od mazidła nie oczekuję :) Plusem jest również naprawdę dobra wydajność masła i wygodne, odkręcane opakowanie w dość skromnej szacie graficznej. 


W kwestii składu mogę powiedzieć, że producent naprawdę dobrze wywiązał się ze swoich obietnic :) Na początku woda i dwa emolienty działające na konsystencję kremu i zapewniające skórze tak dobrze znany nam 'film'. Później masło kakaowe (natłuszcza i uelastycznia skórę, łagodzi podrażnienia), olej babassu, ekstrakt z cytryny. Wśród składników znajdziecie przede wszystkim surowce naturalne i z certyfikatem ekologicznym, m.in: masło shea (nawilża i zmiękcza), masło oliwkowe (wygładza i koi), olej babassu (uelastycznia, nawilża, jest naturalnym filtrem UV), squalane (z oleju oliwkowego - nawilża), ekstrakt z cytryny (działa ujędrniająco i przeciwzapalnie), naturalną witaminę E (antyoksydant), oraz glicerynę roślinną (nawilża). 

Nie wiem, czy to skłoni Was do zakupu, jeśli przymkniecie oczywiście oko na cenę - 75zł za 250ml. Kosmetyki Pat&Rub dostępne są na stronie producenta, ale warto zaglądać również tutaj! i szukać promocji. Ja właśnie z takiej skorzystałam i masło w komplecie z peelingiem do ciała (który był prawdziwą porażką) oraz cudownym kremem do rąk z serii otulającej udało mi sie kupić za 115zł.

Miałyście okazję używać kosmetyków z tej serii? :)
pozdrawiam, A



Jeżeli kojarzycie ostatni denkowy top miesiąca, to pewnie pamiętacie też jak po ziemi biegały dinozaury... Wstyd, żeby tak opuścić się w regularnym postowaniu. Z lipcowego denka wybrałam 4 kosmetyki, na wspomnienie których mam całkiem miłe skojarzenia. Nie są to 'wybitniacy', bo ostatnio niewiele takich trafiam, ale... Pewnie gdybym miała okazję, dorzuciłabym ponownie całą czwórkę do koszyka :) Zapraszam na post!


Gdybym miała znaleźć drogeryjną odpowiedź na bakteriostatyczny płyn Pharmaceris, chyba byłby to kosmetyk Farmony. Seria Dermacos Anti Acne nie jest mi znana, ale antybakteryjny tonik z bioaktywnym wyciągiem z borowiny wpisał się w moje potrzeby. Jego zadaniem według producenta jest: skutecznie zwalczanie pryszczy i zapobieganie ich powstawaniu, usuwanie tłuszczu i regulacja pracy gruczołów, oczyszczenie, odświeżenie i tonizowanie oraz przywracanie właściwego pH, łagodzenie podrażnień, zmniejszenie widoczności porów, zmatowienie i wygładzenie cery. Szkoda, że jeszcze nie likwiduje zmarszczek i nie odchudza... Producent widzi w swoim produkcie cudo na kiju i ciężko byłoby się ze wszystkim zgodzić. Ja wiem, że tonik dobrze oczyszczał moją skórę i w kooperacji z resztą kosmetyków wpływał na mniejsze wydzielanie sebum. Nie podrażniał nawet jeśli w zapomnieniu przetarłam nim oczy (no cóż, najlepszym się zdarza). Odświeżał skórę i nie zostawiał na niej żadnego filmu czy lepkiego odczucia. Za 200ml zapłaciłam w Rossmannie 12zł. Biorąc pod uwagę, że Pharmaceris jest dwa razy droższy - warto spróbować ;)

W kwestii kosmetycznych cudo-działających balsamów wyszczuplających, modelujących i upiększających mam jedno, niezmienne zdanie - jedząc chipsy na kanapie i wcierając kosmetyk nic nie zdziałamy... Ale jeśli dodamy do tego dietę i trochę ruchu, nasze ciało będzie nam wdzięczne, a skóra posmarowana ujędrniającym żelem antycellulitowym Nivea z koenzymem Q10 będzie wyglądać dużo lepiej :) Z pewnością nie zlikwiduje karmionego smakołykami cellulitu, ale będzie on mniej widoczny. Od czasu do czasu wracam do tego kosmetyku i chociaż nie zastąpi on dużo droższej Tołpy - naprawdę lubię jego działanie. 

Moje stopy nie potrzebują specjalnej pielęgnacji, jeśli zajmuję się nimi regularnie. Ale od czasu do czasu zwracają na siebie uwagę mocniejszym przesuszeniem i na takie ciężkie czasy wybieram kremy Scholl. Tym razem postawiłam na wersję złuszczającą i wygładzającą szorstką, suchą i popękaną skórę pięt. Krem jest gęsty i bogaty, dość długo się wchłania, więc idealnie sprawdza się na noc. Świetnie nawilża i efekt ten nie jest chwilowy. Przede wszystkim tego oczekuję od kremu do stóp. No może jeszcze byłoby fajnie, gdyby wygładzał szorstką skórę pięt. A ten to robi :) Jego minusem jest niestety cena, dlatego warto polować na promocje - wtedy znajdziecie go za 13-14zł. 

Po stopach przyszedł czas na dłonie :) Nie rozpływam się zazwyczaj nad kremami do rąk... To dla mnie mało wdzięczna część pielęgnacji i rzadko kosmetyk podoba mi się na tyle, żeby z przyjemnością sięgać po niego w ciągu dnia. Ale z otulającym balsamem do rąk Pat&Rub o zapachu karmelu, cytryny i wanilii polubiłam się bardzo. Skóra po użyciu była gładka, nawilżona i delikatna, a do tego pysznie pachniała. Kosmetyk radził sobie świetnie ze skórkami wokół paznokci. Z całego zestawu, w którego skład wchodził koszmarny peeling i niezłe masło do ciała - ten krem był najlepszy. Pewnie nieprędko sięgnę po nowe opakowanie,bo nie czarujmy się, cena jest wysoka. Ale może uda mi się znaleźć jakąś fajną promocję :) 

Znacie moje lipcowe topki? :) Co u Was sprawdziło się najlepiej? 

pozdrawiam, A



Nie mogłam zebrać się do recenzji kilku produktów, bo były one albo wielkim rozczarowaniem, albo były po prostu nijakie... Ale powiedzieć coś o nich wypada, więc kiedy opadły już emocje mogę śmiało  przedstawić Wam topową piątkę miernot, które przewinęły się przez moją kosmetyczkę w ostatnim czasie. Zapraszam na post :)


1. Pharmaceris H, Keratineum - skoncentrowany szampon wzmacniający do włosów osłabionych. Po zimie moje włosy wypadają, są słabe i mało reprezentacyjne. Ogólnie mówiąc szampon nie spełnił obietnic - stan włosów się nie poprawił, a skóra po prawie dwóch miesiącach używania nadal szaleje. Chociaż początek był bardzo, bardzo zachęcający... Szkoda, bo technicznej stronie szamponu nie mam nic do zarzucenia - przyjemny zapach i bezproblemowe mycie. Tylko działania brak. (cena bez promocji ok. 25zł/250ml - apteki, SuperPharm)

2. Alverde, szampon i odżywka do włosów wymagających z amarantem. Miało być wielkie wow, ale ten zestaw nie jest dla mnie. Szampon zostawiał włosy matowe, takie "cierpkie" w dotyku, zupełnie klapnięte i pozbawione życia. Odżywka za to była w porządku, ale dla mnie zbyt obciążająca do stosowania przy każdym myciu. Może jeszcze kiedyś po nią sięgnę w jakiejś mniejszej dawce, bo tak gęsta konsystencja nie sprzyjała moim cienkim włosom. (zestaw w sklepie DM to ok. 5 euro)

3. Lush, angels on bare skin. Tego produktu chyba przedstawiać nie trzeba :) Czyścik do twarzy Lush niestety nie współgra z moją skórą, która po użyciu była ściągnięta, a przy dłuższym używaniu policzki były dwoma suchymi plackami... Do tego jestem kosmetycznym leniem, bo od klejącej papki wolę żel do twarzy i gąbkę :) Zużyłam małe opakowanie, ale dalekie było to od przyjemności. Wiem, że całej masie dziewczyn od odpowiada, ale połączenie olejków z tą konsystencją nie jest dla mnie. (sklepy Lush, ok. 10euro za 100g)

4. Clinique, all about eyes rich. Chyba jeden z bardziej znanych pielęgnacyjnych kosmetyków marki, w wersji "na bogato". Na początku krem był idealny, bo nawilżył moją skórę pod oczami i wpłynął na mniejszą widoczność cieni, ale... Po ponad miesiącu było już coraz gorzej. Skóra mimo regularnego smarowania była sucha, dyskomfort wrócił w pełnej krasie. Od kremu za 150zł spodziewałam się czegoś więcej i na pewno nie wrócę do niego w pełnowymiarowej wersji. (dostępny np. w Douglasie)

5. Pat&Rub, otulający scrub cukrowy do ciała. I gdybym miała nadać tytuł bubla tego zestawienia, z pewnością byłby to ten produkt. Po pierwszym użyciu nie mogłam uwierzyć, że to tak zachwalany peeling. Ścieranie praktycznie żadne, do tego grubość tłustej warstwy, jaka została mi na skórze była straszna. Pozbyłam się jej żelem i ostrą gąbką. Cieszę się, że nie kupiłam tego produktu w normalnej cenie, bo plułabym sobie w brodę. Co ciekawe, mojej mamie podpasował dużo bardziej, ale to nieprzeciętny suchar. Jej skóra nie potrzebuje złuszczania, a nawilżania. (cena regularna to 89zł/500ml)

Tak prezentuje się zestawienie moich miernot. A może znaleźliście wśród nich swojego ulubieńca? 
Chętnie poznam Wasze opinie, zapraszam do komentowania :)

pozdrawiam, A


Obsługiwane przez usługę Blogger.