Demakijaż to bardzo istotna część pielęgnacji każdej kobiety i w tej kategorii od jakiegoś czasu furorę wręcz robią płyny micelarne.Wszystkie marki od od wysoko-półkowych, aptecznych po drogeryjne wprowadziło do swojego asortymentu ten rodzaj kosmetyku. Lirene poszło jednak niedawno o krok dalej wprowadzając na rynek meksykańską fiestę!
Płyn micelarny z serii Youngy 20+ to moje ostatnie odkrycie! zacznijmy jednak od początku.
Opakowanie o pojemności 200 ml - charakterystyczne dla Lirene i bardzo wygodne - zawiera w sobie kosmetyk na widok którego buzia sama się cieszy. Jak się tu nie cieszyć, kiedy kolorowe drobinki tak się cieszą na nasz widok, że aż tańczą? Na dodatek nie są to takie zwyczajne drobinki, bo doszły mnie słuchy, że zawierają tajemniczą "witaminę młodości" czyli witaminę E i uwalniają ją podczas aplikacji na naszą skórę.
Kiedy pierwszy raz zobaczyłam ten kosmetyk zastanawiała mnie jedna rzecz - czy owe drobinki nie będą na tyle uparte, żeby siedzieć w butelce po wsze czasy, ale nie! Przy każdym wylaniu produktu na wacik, znajdziemy na nim kilka uroczych pomarańczowych i żółtych kropeczek. A jakie wzorki im czasem wychodzą - szok!
Przejdźmy jednak do meritum, czyli to, od czego zaczęłam - DEMAKIJAŻ. Po wielokrotnym używaniu tego płynu mogę stwierdzić jednoznacznie - zmywanie nim makijażu twarzy to wręcz poezja. Ma cudowny, lekko owocowy zapach, nie jest wysuszający, ale też nie maże się tak jak tłuste mleczka do demakijażu. Zbiera z twarzy zanieczyszczenia po całym dniu wręcz idealnie. Niestety jedyne z czym sobie nie radzi to mocniejszy makijaż oczu - do tego celu muszę stosować coś mocniejszego, bo inaczej tusz rozmazuje mi się na pół policzka. Buzia jest jednak miła w dotyku, miękka i przede wszystkim czysta! Obecnie mój buziakowy ulubieniec ;)