Jestem bardzo rozczarowana tegoroczną jesienią, niby przyszła, niby jest nadal a jednak czegoś w niej brakuje. To pierwszy rok, w którym nie udało się nazbierać ANI jednego grzybka. Zbiory owoców były bardzo małe a ich jakość pozostawiała wiele do życzenia, śliwki obrodziły (wyszły pyszne soki) za to owoce pigwy są wielkości dużej maliny (poszły w całości na sok i galaretkę).
Na początku października przyszedł mróz i o mały włos a stracilibyśmy winogrona, spora część spadła z krzaka i zbiór polegał na wydobywaniu ich z trawy. Zupełnie przypadkiem mój chłop trafił na krzewy tarniny (w wyniku suszy, większość znanych nam krzaków nie obrodziła). Ja zaś wyglądam jak ofiara przemocy domowej bo przez tydzień zbierałam różę z krzaków-kto zbierał ten rozumie mój ból.
Stan na dzień dzisiejszy:
- jabłka/brak
- śliwki i gruszki/ nadmiar :)
- winogrona/ w postaci soków mieszkają w piwnicy
- tarnina/ na napoje % wszelakie
- dzika róża i głóg/ ususzone na herbatę, część idzie na napój %
- pigwa zebrana (będzie do herbaty)
- dynie czekają na swoją kolej
- jesiennego zbioru malin nie było
- wszyscy zdrowi.
Z nadzieją na grzyby pojechałam dzisiaj do Jagniątkowa. Nie nazbierałam nic, las wygląda jakby to już listopad był za oknem... tylko cisza i ni żywego ducha nie spotkałam. Niestety wiele miejsc zostało okaleczonych przez wycinkę drzew i na przyszły rok muszę przenieść się gdzie indziej. Nawet zdjęcia wyszły smutno a później przyszła mgła i zrobiło się bardzo depresyjnie.
1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.
12.
13.