Niedobrze jest zabierać się na książkę, kiedy tkwi się jeszcze w świecie z poprzedniej. A jeśli ta poprzednia była zachwycająca, do nowej książki podejdzie się bardzo krytycznie. Taki właśnie mam problem z powieścią Salli Simukki - Czerwone jak krew. Chwyciłam za nią zaraz po przeczytaniu Mary Dyer i może to był błąd, bo historia o Lumikki nie skradła mojego serca.
Lumikki to 17-letnia uczennica liceum artystycznego w niewielkim mieście, Tampere. Pewnego dnia zastaje w szkolnej ciemni zaskakujący widok. Na sznurkach w pomieszczeniu suszą się banknoty o nominale 500 euro, a pozostawione ślady wskazują na to, że ktoś próbował zmyć z nich krew. Lumikki postanawia dowiedzieć się, skąd wzięły się tam te pieniądze. Bardzo szybko okazuje się, że stoi za tym szkolne trio - Elisa, córka policjanta, Tuukka, syn dyrektora szkoły oraz Kasper, szkolny outsider. Pieniądze nie spadają z nieba, a ci troje nie zdają sobie sprawy z tego, w co wdepnęli, przywłaszczając je sobie. Choć dewizą Lumikki jest "nie wtykać nosa w cudze sprawy", dziewczyna również wplątuje się w aferę, w którą zamieszani są rosyjscy gangsterzy.