Pokazywanie postów oznaczonych etykietą drożdżowe. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą drożdżowe. Pokaż wszystkie posty

21 grudnia 2015

Wigilia o niskim IG z Przepysznikiem i Naturą Rzeczy: Pełnoziarniste pieczone pierogi ze szpinakiem


Dziś wraz z Naturą Rzeczy przygotowaliśmy dla Was coś wyjątkowo smacznego i bardzo zdrowego, co zdecydowanie wzbogaci i urozmaici wigilijne menu. Pieczenie pierogów nie jest w Polsce szczególnie popularne, bo w końcu gotowane są wyśmienite. Czasem jednak warto spróbować czegoś nowego, wersję w drożdżowym cieście, nieco przypominającą kapuśniaczki, które proponowałam kilka lat temu KLIK. Dzięki użyciu pełnoziarnistej mąki na pewno będą zdecydowanie zdrowsze. Gorąco polecamy!


Pełnoziarniste pieczone pierogi ze szpinakiem (ok. 30 sztuk)
40 g potrawy czyli 1 sztuka: Energia – 50 kcal, Białko – 2,3g, Tłuszcz – 1,8g, Węglowodany – 7,8g, IG – 23

Ciasto: 
  • 250 g mąki - 1 i 3/4 szklanki mąki pełnoziarnistej/razowej np. orkiszowej/gryczanej/żytniej i ¼ szklanki mąki sojowej lub z ciecierzycy
  • 10 g suchych drożdży
  • sól szczypta
  • 1 płaska łyżeczka cukru brzozowego lub erytrytolu
  • 2 łyżki oleju/oliwy
  • 2 jaja średnie
  • ½ szklanki mleko ciepłe np. sojowe/ryżowe
Farsz szpinakowy: 
  • 400g szpinak mrożony
  • 3 ząbki czosnku
  • 1 duża sztuka cebuli
  • pieprz czarny, gałka muszkatołowa
  • opcjonalnie ser feta/tofu (kostka), jeśli nie użyjemy sera warto posolić
Dodatkowo: 
  • 1 łyżka mąki orkiszowej/fasolowej/sojowej
  • 1 żółtko + 1 łyżka mleka (do posmarowania pierogów podczas pieczenia)
Sposób przyrządzenia: Wyjmujemy składniki aby uzyskały temperaturę pokojowa. Do miski przesiewamy mąkę i drożdże. Mieszamy. Podgrzewamy mleko. Do miski z mąką dolewamy oliwę, następnie mleko i jajko. Wszystko razem ugniatamy i wyrabiamy ciasto, aż będzie gładkie i rozciągliwe. Formujemy kulę i przykrywamy ściereczką do wyrośnięcia na niecałą godzinę. Przygotowujemy farsz: szpinak rozmrażamy na patelni, aż odparuje. Cebulę i czosnek kroimy w kostkę, dodajemy do szpinaku. Dodajemy przyprawy i mieszamy. Gotujemy przez kilka minut, aż cebula zmięknie. Wtedy dodajemy pokrojony w kostkę ser feta/tofu, mieszamy by się bardziej pokruszył i tak podgrzewamy jeszcze kilka minut. Odstawiamy do przestygnięcia. Przesiewamy przez sitko. Blachę do pieczenia wykładamy papierem do pieczenia. Żółtko mieszamy z mlekiem. Ciasto wykładamy na stolnicę. Rozwałkowujemy, podsypując lekko mąką. Wycinamy koła. Na każde nakładamy około łyżki farszu (w zależności od wielkości pieroga). Zawijamy. Układamy na blasze do pieczenia, smarując żółtkiem i mlekiem. Gdy pierogi będą ulepione, odstawiamy je do wyrośnięcia na kilkanaście minut. W tym czasie rozgrzewam piekarnik do 180 stopni (termoobieg). Pieczemy około 25 minut. Pędzlem pocieramy dodatkowo rozmieszanym jajkiem i mlekiem oraz przyprawami np. czerwony pieprz, siemię lniane itp. Podajemy z sosem czosnkowym (dla chętnych): 1 mały jogurt naturalny, 2 ząbki czosnku, ½ łyżeczki pieprzu.
Smacznego! 

15 marca 2015

Calzone


Dzisiaj mam dla was propozycję dania w stylu włoskim (nie wiem czy pamiętacie, ale to moja absolutnie ulubiona kuchnia jak na razie), coś w stylu pizzy zawiniętej w pieroga, więc idealnej jako przekąska na dłuższe wyjścia. Całą trójką (Cynamon niestety nigdy nie miał okazji spróbować, ale na pewno też by mu smakowało) jesteśmy wielkimi fanami Calzone i polecamy go nie tylko miłośnikom smaków Italii.


Calzone

  • 80g drożdży
  • łyżeczka cukru/zdrowszego słodzidła
  • żółtko
  • jajko
  • 200g masła
  • 5 łyżek śmietany
  • 5 łyżek mleka
  • 500g mąki pszennej
  • sos: pomidory/ przecier pomidorowy + passata + wybrane zioła
  • kulka mozzarelli
  • 3-4 łyżki kukurydzy
  • 200g piersi z indyka upieczonej w ziołach z oliwą
  • 1 ogórek kiszony
  • 1 cebula
  • pół czerwonej papryki
  • roztrzepane jajko + mak/sezam/zioła/czarnuszka

Drożdże rozpuścić w ciepłym mleku z dodatkiem cukru i 3 łyżkami mąki (niektórzy robią zaczyn z samych drożdży i mleka albo wody, według mnie dodatek cukru i mąki jest konieczny, żeby drożdże miały się czym pożywić, ale jeśli umiecie zrobić tak, żeby cukier był niepotrzebny, gratulacje! :D ) i odstawić na 10-15 minut w ciepłe miejsce do wyrośnięcia (ja wstawiam do piekarnika nastawionego na 40-50 stopni. W tym czasie przesiać mąkę i przygotować sos pomidorowy – wystarczy wymieszać wszystkie składniki ze sobą i odstawić, żeby się nieco przegryzł, moja mieszanka ziół to: bazylia, kurkuma, papryka słodka i ostra oraz mieszanka przyprawowa z pomidorów, czosnku i czarnuszki. Kiedy drożdże ładnie nam się spienią, trzeba je dorzucić do mąki i przemieszać drewnianą łyżką, po czym wrzucić pozostałe składniki poza masłem i wstępnie wyrobić ciasto. Masło dobrze jest wcześniej pokroić w nieduże kwadraciki i wgnieść je pojedynczo w ciasto. Wyrobić przez ok. 10 minut, aż ciasto zacznie odchodzić od miski i dłoni, po czym odstawić na 30 minut do wyrośnięcia (można dłużej). W tym czasie pokroić ogórka, cebulę i paprykę w drobną kostkę, a mozzarellę zetrzeć na małych oczkach tarki. Ciasto podzielić mniej więcej na 12-14 kawałków i z każdego uformować placek (trochę jak na mini pizzę). Placek posmarować sosem pomidorowym, zostawiwszy ~1cm czystego brzegu i na połowę wyłożyć dowolną ilość składników w dowolnej konfiguracji oraz proporcjach. Tutaj niestety miałam mały kłopot, bo ciast o jest dość delikatne i przy większej ilości trochę się rozchodziło, także na pewno będę jeszcze kombinować nad lepszym ciastem, choć to w smaku nie ma sobie równych. Po wyłożeniu składników składamy ciasto jak przy pierogach i zaciskamy brzegi (można zawinąć do góry, albo ścisnąć, jak kto woli). Można je jeszcze odstawić na 20 minut, żeby odpoczęły, po czym posmarować z wierzchu roztrzepanym jajkiem i posypać wybraną posypką – u nas mak. Piec 30 minut w 175 stopniach.
Smacznego!



16 lutego 2015

Pieczone pączki


Mityczne pieczone pączki! Specjalnie dla tych, którzy nie mają chęci zadręczać swojej wątroby nawet ten jeden raz w roku oraz dla maluszków, dla których tłusty smażony pączek mógłby się okazać zdecydowanie za ciężki. Prawdę mówiąc przekopałam Internet w poszukiwaniu przepisu idealnego, widziałam ich całkiem sporo, ale jakoś mi nie grały. W końcu znalazłam przepis idealny, jedyny który do mnie przemawiał (z cukrem co prawda, ale z tym sobie można łatwo poradzić), tylko jakoś... wydawał mi się znajomy. Patrzyłam tak na niego i patrzyłam uważnie, studiując każdy składnik, aż mnie olśniło. Piekłam już takie drożdżówki, pyszne, maślane! Toż to moja Brioche! Przepis znalazłam na blogu Kwestia Smaku, ale przemknął się już w naprawdę wielu miejscach. Pączuszki wyszły bardzo smaczne i rzeczywiście jak się nad tym zastanowiłam bliżej im do pączków niż do naszych rodzimych drożdżówek. Natomiast zdecydowanie preferuję wersję z keksówki, taką jaką możecie znaleźć TUTAJ w przepisie na Brioche. Pączuszki wychodzą tak znacznie bardziej miękkie i wydaje mi się, że są mniej tłuste niż osobne bułeczki.


Dla tych, którzy mają chęć na zdrowego pączka, ale jednak słodkiego, do ciast a można wrzucić 50g cukru (to dla ryzykantów), bądź 1/3 szklanki syropu daktylowego, miodu albo syropu klonowego. Można też oblać jest lukrem cytrynowym i naszprycować jakimś nadzieniem.
Życzę wszystkim szalonych Ostatków i pysznych pączków zarówno tych zdrowych, jak i nieco mniej zdrowych, a nawet tych całkiem niezdrowych ;)


Pieczone pączki

  • 100 ml ciepłego mleka
  • 50 g świeżych drożdży
  • 370 g mąki pszennej (tortowej lub do wypieków drożdżowych)
  • szczypta soli
  • 3 jajka
  • 170 g miękkiego masła
  • jajko do posmarowania

Wszystkie składniki powinny mieć temperaturę pokojową. Z drożdży należy przygotować wcześniej rozczyn: wymieszać ciepłe mleko, pokruszone drożdże, jedną łyżeczkę cukru i jedną łyżkę mąki. Odstawić rozczyn na 15 minut do wyrośnięcia, powinien się mocno spienić.
Do większej miski wsypać mąkę, sól i wymieszać, dodać rozczyn i delikatnie wymieszać ręką, po czym wlać po kolei jajka i zagnieść. Ręką wyrabiamy ciasto mniej więcej 10 minut, robotem krócej, wystarczy 5 minut. Ciasto na koniec powinno być gładkie i bez grudek.
Masło pokroić na nieduże kostki i po kolei wrzucać do ciasta, cały czas zagniatając kolejne 10/5 minut, na koniec ciasto powinno być elastyczne i łatwo odrywać się od ręki bądź miski. I teraz w zależności od naszych planów, jeśli robimy pączki od razu, miskę trzeba przykryć ściereczką i odstawić na godzinę w ciepłe miejsce, jeśli zaś chcemy piec pączki np. następnego dnia rano, miskę zakryć folią spożywczą i wstawić do lodówki.
Po tym czasie uderzyć ciasto ręką i szybko zagnieść. Ręce można lekko natłuścić, żeby ciasto się do nich nie kleiło, odrywać nieduże kawałki ciasta i formować kulki wielkości piłki ping-pongowej, można też w środek włożyć pół łyżeczki gęstego dżemu. Kulki kłaść złączeniem do dołu w papilotkach. Po podzieleniu całości, pączuszki przykryć ściereczką i odstawić na pół godziny do godziny, żeby ponownie podrosły. Piekarnik nagrzać do 180 stopni, wierzch pączków posmarować roztrzepanym jajkiem i wstawić do piekarnika i piec 15-20 minut. Po upieczeniu od razu wyjąć i przestudzić już bez papilotek.
Podawać z ulubionym dodatkiem, mnie najbardziej smakuje z domową nutellą, a Tosia jak pewnie widzieliście na FB preferowała głównie dżem żurawinowy z wierzchu :D
Smacznego!



30 stycznia 2015

Pączki tradycyjne


Smażone jedzenie jest ciężkostrawne to fakt bezsporny, ale jeśli przez cały rok jesteśmy grzeczni, to w karnawał jeden raz możemy sobie pozwolić na małe szaleństwo, nasza wątroba nie powinna się na nas obrazić (ponoć regeneruje się co pół roku, ale bądźmy dla niej łaskawi). Do Tłustego Czwartku zostało co prawda jeszcze sporo czasu, ale z wyborem przepisu idealnego nie warto czekać! Ten, który chciałam wam zaproponować dzisiaj, jest starym rodzinnym przepisem, więc nie jest najzdrowszym z możliwych, ale tego smaku się nie zapomina. To pączki mojego dzieciństwa, do dzisiaj pamiętam, jak patrzyłam mamie na ręce, kiedy je lepiła, a potem obtaczałam w cukrze pudrze po tym jak tata je usmażył. To był taki nasz rodzinny rytuał na końcówkę karnawału i tylko wtedy jedliśmy pączki. Do dzisiaj tak mam, że pączków sklepowych nie lubię i nie jadam, natomiast tym maminym, domowym oprzeć się nie potrafię.


A teraz, co z dziecięciem? Można dać mu domową marmoladę ze środka :D Całego pączka Tosia spróbuje już niedługo, ale pieczonego w piekarniku, przepis wkrótce!


Pączki

  • 60g drożdży
  • 2 szkl. mleka
  • 6 szkl. mąki
  • 12 żółtek
  • 10 płaskich łyżek cukru/ksylitolu/stewii
  • szczypta soli
  • 2 łyżki spirytusu
  • 300g masła
  • skórka otarta z cytryny lub pomarańczy
  • marmolada żurawinowa bądź z dzikiej róży
  • dobry smalec do smażenia

Drożdże zalać ciepłym mlekiem, dodać dwie łyżki słodzidła i dwie mąki, odstawić w ciepłe miejsce na kilkanaście minut, aż zaczyn urośnie. Żółtka utrzeć z pozostałą częścią słodzidła i dodać do gotowego zaczynu, razem ze spirytusem, solą, skórką pomarańczową i mąką, starannie wyrobić ciasto. Na koniec dodać rozpuszczony tłuszcz i wyrabiać aż dobrze połączy się z ciastem. Przykryć i odstawić w ciepłe miejsce do podwojenia objętości. Z wyrośniętego ciasta odrywać kawałki natłuszczoną dłonią, nakładać po łyżeczce marmolady i formować kulki, na stolnicę oprószoną mąką odkładać stroną zlepienia. Wrzucać na dobrze rozgrzany tłuszcz (żeby to sprawdzić, można wrzucić kawałek ciasta, gdy szybko wypłynie, tłuszcz jest odpowiednio gorący) i smażyć do zrumienienia z jednej i drugiej strony. Prawidłowo usmażony pączek poznaje się po jasnej obrączce na obwodzie.
Osączone pączki można oprószyć cukrem pudrem, ale nie jest to konieczne, są pyszne w każdej formie :)

Smacznego!



29 stycznia 2012

Pączki


Zostałam postawiona, a poniekąd sama własnoręcznie też się postawiłam, przed trudnym zadaniem nauczenia małego, ufnego zwierzątka podstaw życia w jednym mieszkaniu. Szczeniak to niesamowicie fajna sprawa, ale też, parafrazując słynne słowa Spidermana, wielka odpowiedzialność. Szczeniak to słodycz w najczystszej postaci, szczeniak to mnóstwo radości w całym domu, szczeniak to poszczekiwanie i zabawa, szczeniak to niegasnąca iskra dzikiego, nieokiełznanego życia. Niesamowicie doceniam jego obecność w domu, dawno nie  było u nas tak głośno, tak wesoło i tak pracowicie.
Bo szczeniak to taka mała, anarchistyczna kulka, która robi to, co mu się podoba i kiedy mu się podoba. A więc jeśli ma chęć ogryźć wycieraczkę, to ochoczo się za to zabiera, jeśli chce mu się siusiu, to kuca i siusia, jeśli chce mu się jeść, to głośno domaga się natychmiastowego nakarmienia. Ja i M. mamy zatem bojowe zadanie, przeistoczenia anarchistycznej kulki w grzecznego towarzysza zabaw i codziennej pracy. Psa, tak jak człowieka, obowiązują w domu zasady, ale żeby je zrozumiał, człowiek musi przestrzegać ich za niego i pilnować i się starać i pracować niczym pracownik miesiąca. A zatem dni moje są wypełnione ciężką pracą z Cynamonem, moją małą anarchistyczną kulką, która zaczyna wyrastać na pięknego i mądrego psiaka. Kocham go bezgranicznie i jemu właśnie dedykuję ten wpis, wpis jakże smakowity, bo prezentujący równie anarchistyczną kulkę (tak, spodobał mi się ten frazeologizm), głównie jeśli chodzi o zawartość kaloryczną. Ale co tam, karnawał jest! Przepis znaleziony na kotlet.tv.


Pączki
(~15 małych pączuszków)
  • ok. 250 g mąki
  • 10 g drożdży
  • 3 łyżeczki cukru
  • ok. 100 ml mleka
  • 2 żółtka
  • 1 jajko całe
  • 1 łyżka cukru z wanilią
  • 1 łyżka spirytusu
  • szczypta soli
lukier:
  • 1 szklanka cukru pudru
  • 2 łyżki wody

Drożdże rozpuścić w ciepłym melku, dosypać 3 łyżeczki cukru i 2 łyżki mąki. Dokładnie wymieszać i odstawić na 15 minut, aż drożdże zaczną pracować. Po tym czasie dodać pozostałe składniki i zagnieść ciasto. Jest dość zwarte, choć z początku mocno lepi się do rąk. Uformować z ciasta kulę i pozostawić je w misce do wyrośnięcia, na około 1 godzinę. Po tym czasie rwać kawałki ciasta i formować kulki wielkości piłki ping-pongowej. Ułożyć je na stolnicy, przykryć i zostawić na 30-40 minut, do ponownego wyrośnięcia. W czasie formowania można też włożyć do środka marmoladę.
Smażyć na głębokim oleju o temperaturze ~175 C, z każdej strony na złoty kolor. Po usmażeniu układać na papierowym ręczniku i zostawić do odsączenia. Kiedy już pączuszki nieco przestygną, obtoczyć je w cukrze pudrze.
Smacznego!




23 stycznia 2012

Grissini



Po emocjach minionego weekendu i przed tym, co ma się wydarzyć w tym tygodniu, przyda się wszystkim troszkę odpoczynku, chociażby to miała być sprawa jednego dnia, czy jednej godziny. Nie czuję, żeby mój blog był na tyle ważny, żeby jego zaciemnienie odniosło większy skutek. Wiem, że bardziej przysłużę się sprawie, jeśli 25 stycznia wyjdę razem z wieloma internautami na marsz przeciwko ACTA. Zanim jednak do tego dojdzie, muszę się odprężyć, wypić kawę i pochrupać coś, żeby nie obgryzać paznokci ze zgrozy. Wam też to proponuje, szczególnie, że przepis szybki i łatwy. Umieszczam go, póki jeszcze mogę.



Grissini
(15 sztuk)
  • 200g mąki pszennej
  • 50g kaszy manny
  • 125ml wody
  • 7g suchych/12g świeżych drożdży
  • 2 łyżki oliwy
  • 1/2 łyżeczki cukru
  • 1 łyżeczka soli
  • mak, sezam, gruba sól, zioła
  
W misce wymieszać mąkę, drożdże i kaszę, zrobić w środku dołek i wlać mieszaninę wody, oliwy i soli, wyrobić dość twarde ciasto, przykryć i odstawić do wyrośnięcia na 1h. Po tym czasie rwać małe kawałki i każdy zrolować w cienkie paluszki, położyć na blasze posmarować wodą i posypać wybranym dodatkiem. Piec 15-20 minut w 170 C.
Smacznego!




13 stycznia 2012

Kapuśniaczki



Rozpoczął nam się zatem karnawał, tańce, hulanki, swawola. Jest to idealny czas na to, co chciałam Wam pokazać już od jakiegoś czasu, obok przepisu na idealny imprezowy pogryzak. Jak kiedyś mogliżcie przeczytać, jestem fanką szeroko pojętej fantastyki, a także gier terenowych, RPG i planszówek. Kiedyś opowiadałam Wam o Flambergu i pokazywałam zdjęcia z wieczorku descentowego, dziś chciałabym Was bardzo gorąco zachęcić do zagrania w dwie planszówki imprezowe. Kiedy pytam osoby nie związane ze środowiskiem graczy, okazuje się, że jedyne planszówki jakie znają to scrable i monopol. No tak, to rzeczywiście planszówki, ale zdecydowanie baaaaaaaardzo stare.
Dziś rynek planszówkowy oferuje nam tyle pozycji, że aż nie wiadomo co kupić. Ja zachęcam gorąco po pierwsze do Kragmorthy, planszóweczki bardzo przyjemnej i prostej. Wcielamy się bowiem w postacie malutkich i kolorowych goblinów, które próbują wykraść magiczne księgi z biblioteki mrocznego i przerażającego Rigora Mortisa (znający łacinę będą mieli ubaw przy jego imieniu). Żeby jednak nie było tak prosto, w czasie wycieczki po bibliotece można się natknąć na rzeczonego jej właściciela i zarobić tzw. krzywe spojrzenie, właściciel goblina, którego trafiło takie spojrzenie otrzymuje kartę z zadaniem, np. musi do końca gry stać na jednej nodze, albo trzymać kartę między przedramionami, albo mieć otwarte usta, albo wytknięty język. Kart jest sporo, a zadania są na tyle wymyślne, że powinny szybko i przyjemnie rozluźnić imprezę, jako psycholog mogę też powiedzieć, że Kragmortha świetnie integruje grupę osób, które dopiero się poznały.
Po drugie chciałam zaproponować Wam planszówkę nieco bardziej familijną, a mianowicie Faunę. Gierka występuje w dwóch odsłonach, dla graczy starszych i młodszych, a różni się powszechnością występujących w niej zwierzątek, bo w końcu większość zna słonia, ale kto słyszał o pangolinie? Tak więc zwierzątka w wersji dla dzieci są dobrze przez wszystkich znane i łatwo można ocenić jaka jest długość ich ogona, gdzie występują i jak są ciężkie. Bo generalnie o to właśnie chodzi, obstawiamy wielkość i długość zwierzątka w kilku kategoriach, do tego jeszcze zaznaczamy miejsce jego występowanie na wielkiej mapie świata. Może być to bardzo przyjemny sposób na uczenie się nazw kontynentów i krajów, a do tego jeszcze zwierzątek. Geografia i biologia podane w niesamowicie przyjemny sposób, a do tego idealnie nadaje się jako partygame, bo jest prosta i całkiem zabawna. Przy okazji gracze mogą się też pobawić w Krystynę Czubównę, czytając fragmenty tekstu opisującego poszczególne zwierzątka.


A teraz przechodzimy już do przepisu, pomysł autorstwa mojej kochanej mamy, przepyszne kapuśniaczki do czerwonego barszczu. Jest to już druga po pasztecikach propozycja dodatku do tej zupki i czas chyba na to, by pokazać sam barszczyk. Pomyślę nad tym :]







Kapuśniaczki

  • 80g drożdży
  • 1 łyżeczka cukru
  • 1 żółtko
  • 1 jajko
  • 200g masła/margaryny
  • 5 łyżek kwaśnej śmietany
  • 5 łyżek mleka
  • 500g mąki

Drożdże rozpuścić w ciepłym mleku, dosypać łyżeczkę cukru i dwie łyżki mąki, lekko zamieszać, żeby wszystko się połączyło i odstawić pod przykryciem na ~15 minut. Po tym czasie w drugiej misce przygotować mąkę i wlać do niej przygotowany zaczyn, po krótkim zagniataniu dodać jajko z żółtkiem i śmietanę, na koniec miękkie masło. Zagniatać przez ok. 10 minut, bądź miksować delikatnie mikserem przez 5. Odstawić na 1 godzinę do wyrośnięcia.

  • 1 kg kapusty kiszonej
  • 1 duża cebula
  • 300-400g gotowanego mięsa drobiowego bądź wieprzowego
  • 2-3 łyżki bułki tartej
  • 200g pieczarek
  • ew. suszone grzyby
  • pieprz, sól, gałka muszkatołowa

Kapuste należy dobrze odsączyć, pokroić i przegotować przez ~2h. W tym czasie można przygotować mięso, zmielić je, dorzucić bułki tartej i przyprawić do smaku. Pieczarki pokroić raczej drobno i podsmażyć. Wszystko wymieszać razem, dodając ewentualnie suszone grzyby, jeśli ktoś takowe posiada.

Przygotowane wcześniej ciasto podzielić na dwie części i z każdej utoczyć wałeczek, odcinać po plastrze ciasta, nakładać na środek rozwałkowanego placuszka łyżkę, bądź nawet więcej, farszu i zlepić brzegi. Można też rzeczone brzegi „zawinąć” w kilku miejscach, jak przy klasycznych pierogach, będą wtedy ładnie się prezentować.

Piec w temperaturze 160 C przez 25 minut, pod koniec, na pięć ostatnich minut można przełączyć piekarnik na tryb termoobiegu, ładnie się wtedy zarumienią.

Smacznego!




09 grudnia 2011

Pulla - fińska chałka



Od wczoraj w mojej kuchni panuje istne szaleństwo, wspierane dzielnie przez najnowszego członka rodziny, pieska Cynamona. Powodem zaistniałego chaosu poza szczeniaczkowym towarzyszem są moje urodziny i przygotowania związane z imprezowym wieczorem, który niechybnie nastąpi w sobotę. Będę zatem miała dla Was kilka ciekawych propozycji kulinarnych, które z powodzeniem zastąpią raczej średnio zdrowe, choć okrutnie smaczne, chipsy i kupne ciastka. Będzie sporo gryzaków dopiwnych, przekąskowych skarbów i słodkich ciamkaczy. Dziś jednak coś bardziej śniadaniowego, krewniaczka naszej polskiej chałki, pachnąca kardamonem i migdałami Pulla, czyli rodzaj fińskiego pieczywa. Jak dla mnie jest ona nieco zbyt zwarta i choć wygląda pięknie, mocno zapycha, zdecydowanie preferuję chałkę na zakwasie, która pojawiła się u mnie na blogu w wakacje. Przy czym wiem, że gusta kulinarne są naprawdę różne i zapewne wielu osobom Pulla będzie smakować znacznie bardziej niż zwykła chałka. Zatem oto przepis, w całości zaczerpnięty z Kucharni Anny Marii, Aniu dziękuję Ci z całego serca za piękny post i ciekawy przepis, który musiałam natychmiast wypróbować.




Pulla – fińska chałka



  • 30 g świeżych drożdży
  • 250 ml ciepłego mleka
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 100 g cukru pudru (lub drobnego) + dodatkowy do posypania wierzchu
  • 1/2 łyżeczki mielonego kardamonu
  • 2 jajka lekko ubite
  • 700 g mąki pszennej (najlepiej chlebowej)
  • 100 g masła w temperaturze pokojowej
  • 50 g rodzynek (pominęłam, bo nie lubimy;)
  • 30 g płatków migdałowych
  • opcjonalnie do wieńca - cynamon, cukier do posypania i 2-3 łyżki masła 



Przygotować zaczyn, dodać sól, cukier, kardamon i ¾ ilości jajek, resztę zostawić do posmarowania wierzchu. Miksować dodając po trochu mąkę, do uzyskania gładkiej kuli (ja miałam z tym mały problem, masa zdecydowanie była za sucha), dodać masło i ponownie wyrobić, aż wszystkie składniki się połączą. Przykryć ściereczką i pozostawić do wyrośnięcia na ~1h, powinno podwoić swoją objętość.
Wyrośnięte ciasto podzielić na trzy części i z każdej uformować dość długi wałeczek, zapleść jak warkocz i połączyć ze sobą obydwa jego końce. W ten sposób powstanie fikuśnie pozaplatana kula. Można ją położyć od razu na blachę, bądź włożyć do wysmarowanej masłem foremki na babkę. Można też użyć okrągłej formy z kominkiem, powstanie nam wtedy piękny wieniec. Ania w swoim przepisie wspomina także wersję z masłem, cynamonem i cukrem pomiędzy wałeczkami ciasta, jak w cynamonowych papataczach, mam zamiar wypróbować ją przy najbliższej okazji.

Piec rozgrzać do 200 C, posmarować pullę pozostałymi jajkami i posypać płatkami migdałowymi. Kiedy piecyk się nagrzeje, piec pullę 25-30 minut, aż się zezłoci z wierzchu (pod koniec musiałam przykryć ją folią aluminiową, żeby się zbytnio nie spiekła).

Smacznego!



 A na koniec zdjęcie Cynamona, dzielnego towarzysza wszelkich kuchennych przygód Toczki: