Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bogate w wapń. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bogate w wapń. Pokaż wszystkie posty

29 czerwca 2015

Zupa brokułowa


Mam dzisiaj dla was coś zielonego, bo u nas w domu bardzo lubimy ten kolor, tak w życiu, jak na talerzu. Głównym jego składnikiem będzie brokuł, czyli niezwykłe warzywo bogate w witaminy C i A, kwas foliowy, wapń i potas. Wieki temu, jak byłam dzieckiem nie jadało się u nas w domu ani brokułów, ani kalarepy czy brukselki, bo nikt nie umiał ich dobrze przyrządzić i doprawić. Gdzieś ta wiedza się upłynniła i dopiero kiedy poszłam na studia i zaczęłam gotować, poznałyśmy z mamą tajniki tych warzyw i odkryłyśmy jak przygotować je smacznie. Od tamtej pory przede wszystkim król dzisiejszego posta, brokuł, gości na naszym stole przynajmniej raz w tygodniu. Dzielę się poniższym przepisem właśnie dziś, ponieważ można już na rynku kupić dobre, polskie brokuły, rosnące na polu i wygrzewające się w pięknym, polskim słońcu. A jak wiadomo, najlepiej jeść warzywa i owoce kiedy jest na nie sezon, są wtedy bowiem najsmaczniejsze i najzdrowsze (bez oprysków i właśnie na polu, a nie w szklarni).
Jeśli nadal kogoś nie przekonałam, dodam jeszcze, że brokuły wpływają zbawiennie na nasze stawy (zawarta w nich witamina C wspomaga produkcję kolagenu), oczy (luteina, witamina B2 oraz C, a także zeaksantyna zabezpieczają przed pogarszaniem się wzroku, związanym ze starzeniem się), mają niski indeks glikemiczny i są mało kaloryczne.



Zupa brokułowa
  • 1 duży brokuł
  • 1 duży ząbek czosnku
  • 1 kopiasta łyżka masła
  • dowolne pieczywo
  • żółty ser
Brokuła podzielić na pojedyncze różyczki i dokładnie umyć. Wrzucić do garnka i zalać wodą, może troszkę wystawać. Zagotować, zmniejszyć ogień i gotować do miękkości (brokuły bywają różne, jedne są bardziej oporne na gotowanie, inne mniej, ale zwykle na ich ugotowanie wystarcza około 15-20 minut). Teraz w zależności od tego, czy gotujemy brokuła w sezonie, czy poza nim, będziemy postępować inaczej. W sezonie możemy zblendować wszystko razem tak, jak stoi w garnku, natomiast poza nim lepiej wodę z gotowania wylać, zalać brokuła nowym wrzątkiem i dopiero zblendować. Postawić znów na gazie, jak najmniejszym, wrzucić przetarty przez praskę czosnek i masło, po czym chwilę pogotować. Zupa gotowa, my serwujemy do niej jeszcze grzanki z wczorajszych bułek, posmarowane masłem i podpieczone w piekarniku do chrupkości i starty żółty ser. Maluszkom poniżej roku proponuję podać pokrojoną w kostkę zwykłą bułkę.
Smacznego!




PS. Zupa brokułowa była dla Tosi świetnym treningiem w jedzeniu łyżką. Na początku gotowałam ją nieco gęstszą, żeby łatwo było ją nabrać i żeby w drodze do buzi trzymała się łyżki. Z czasem Tosia radziła sobie coraz lepiej, a zupa stawała się coraz rzadsza. W tej chwili młoda jest w stanie zjeść samodzielnie rosół (oczywiście nie mówię, że jest przy tym super czysto... ;) ), a ma 16 miesięcy, zatem sukces.






Bibliografia:

30 maja 2015

Muffiny jaglano-sezamowe


Co dzieci jadają w Dzień Dziecka? Hm? Oczywiście, że słodycze! A jakże, całe starty batoników, czekoladek i ciasteczek piętrzące się obok kolorowych i gadających zabawek. Jeśli kogoś z lekka przeraża taka wizja, zapraszam do zapoznania się z alternatywą. Mnie te muffiny urzekły i skradły moje serce. Są przepyszne i bez trudu dorównują swoją smakowitością popularnym smakołykom. Można je piec na co dzień i od święta, bez większych wyrzutów sumienia.


Muffiny jaglano-sezamowe
  • 3/4 szkl. ugotowanej kaszy jaglanej
  • 1/2 szkl. tahini
  • 1/2 szkl. syropu z daktyli (szklanka suszonych daktyli namoczona w gorącej wodzie przez co najmniej godzinę, odsączone i zblendowane)
  • 1 jajko lub banan (albo obydwa ;) )
  • 3 czubate łyżki mąki
  • 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • garść rodzynek
  • amarantus ekspandowany (u mnie w melasie)
Kaszę jaglaną zblendować dokładnie z tahini i syropem daktylowym. Dodać jajko albo rozgniecionego banana (ja wrzuciłam obydwa), dosypać mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia, a po dokładnym wymieszaniu, na koniec, wrzucić rodzynki. Ciasto nakładać do papilotek bądź foremek silikonowych do 3/4 wysokości i posypać amarantusem (może być też sezam, mak albo cokolwiek innego przyjdzie wam do głowy). Piec 35 minut w 180 stopniach celcjusza (do suchego patyczka). Powinny mieć złoty kolor.
Smacznego!





03 kwietnia 2015

Mazurek chałwowy


Święta nierozerwalnie kojarzą mi się ze słodkościami i nic na to poradzić już nie mogę. Choć pasztet, rolada z indyka, żurek i schab ze śliwką to wspaniałe świąteczne potrawy, to jednak zdecydowanie w tej chwili marzę o pożarciu kawałka sernika albo mazurka. Taka jestem słodka dziewczyna :) Co jednak zrobić z takim małym człowiekiem, któremu większa ilość cukru nie służy (nie czarujmy się, rafinowany cukier nikomu nie służy)? Też by przecież chciał spróbować świątecznych słodkości. Trzeba więc opracować albo znaleźć przepis przyjazny młodocianym (Leśny mech po zastąpieniu cukru miodem albo syropem klonowym również jest dzieciak friendly!). A zatem mam dla was pyszny chałwowy mazurek, który z czystym sercem możemy dać roczniakowi, a nawet młodszemu dziecku - szczególnie, że jest to słodycz bogata w wapń dzięki sezamowi. Jutro postaram się też wrzucić przepis na wersję z masą pomarańczową, naprawdę smakowitą.



Mazurek chałwowy
(przepis na blachę 26x35cm)

Spód:
  • 250 g mąki pszennej
  • 120 g mąki ziemniaczanej
  • 50 g cukru/2 łyżki miodu albo syropu klonowego
  • 225 g zimnego masła
  • 2 jajka
Do miski przesiać mąkę pszenną, dodać mąkę ziemniaczaną, słodzidło i masło – posiekać je drobno. Następnie dodać jajko i zagnieść ciasto tak, by powstała jednolita kula. Zawinąć w folię i włożyć do lodówki na godzinę.
Ciasto podzielić na dwie części w proporcji 2:1, większą położyć na arkuszu papieru do pieczenia zbliżonym rozmiarami do rozmiarów formy, przykryć drugim arkuszem i rozwałkować. Razem z papierem przenieść ciasto do foremki i ściągnąć wierzchnią część. Z mniejszej części uformować wałeczki i oblepić brzegi ciasta tak, by powstały wysokie ranty (zapobiegną spływaniu masy). Można też położyć dwa wałeczki ciasta pośrodku tak, by powstały dwa mniejsze mazurki. Spód podziurawić widelcem, żeby zapobiec tworzeniu się nierówności w czasie pieczenia. Na czas rozgrzewania się piekarnika, ciasto wstawić do chłodnego miejsca. Piec w 160 stopniach (góra i dół bez termoobiegu), przez 35 minut na lekko złoty kolor. Spód jest dość łamliwy i kruchy, więc nie przekładajcie go zbyt wiele razy, żeby się nie uszkodziło.


Masa:
  • 4 łyżki pasty tahini
  • 4 łyżki płynnego miodu lub syropu klonowego
  • 250 g mascarpone
Wszystkie składniki wrzucić do miski i dokładnie wymieszać. Masę wyłożyć na dobrze ostudzone ciasto i wyrównać.

Polewa i ozdoby:
  • 2 łyżki pasty tahini
  • 2 łyżki płynnego miodu lub syropu klonowego
  • 2 łyżki soku z cytryny
  • żurawina/granat
  • płatki migdałowe
Wymieszać wszystkie składniki i fantazyjnie polać nią ciasto. U mnie polewa miała identyczny kolor co masa, więc po prostu posmarowałam nią wierzch i udekorowałam żurawiną i płatkami migdałowymi.
Smacznego!





12 listopada 2011

Rogale świętomarcińskie



Idealny sobotni poranek, gdy wstajesz ze świadomością, że niczego nie musisz, nic cię nie goni, ani nie popędza, słońce też niedawno wstało i jest tak przyjemnie leniwie. W kuchni czekają wczoraj upieczone rogaliki, wystarczy tylko na chwilę włączyć młynek do kawy i nastawić kawiarkę, w czasie gdy kawa się parzy, chwila na pomizianie szczurka i wypuszczenie go z klatki na resztę dnia. Kawa przyjemnie bulgocze, rogalik ląduje na talerzyku, a odpalony przed chwilą komputer posłusznie wyświetla ulubiony serial. Małż jeszcze smacznie śpi, więc by go nie budzić zakładam słuchawki na uszy i otulona kocem, z kawą w ręku i rogalikiem w zębach, zaczynam idealny sobotni poranek. Czasem szkoda, że nie może tak być codziennie, ale z drugiej strony nie byłby wtedy tak niezwykły, prawda?
Kiedy małż ospale wygląda z sypialnej norki, szybko nastawiam drugą kawę, bo inaczej będzie marudny, jak każdy informatyk bez porannej kawy. Jeszcze pół godziny błogiego lenistwa i sprawne ogarnięcie się, by wyjść na spacer, po zakupy na Plac Imbramowski. Powietrze jest rześkie i mroźne, po trawnikach widzę, że nad ranem był już pierwszy przymrozek, ciepło jest tylko w słońcu, ale jest to jedno z przyjemniejszych ciepełek jakie znam. Uwielbiam spotkania ze sprzedawcami na targu, bywamy tam od roku, więc z częścią zdążyliśmy się już zaznajomić. Na straganie z warzywami, który obsługuje stadko dziewcząt, mamy już naszą własną, która zawsze dodaje do naszych zakupów cytrynkę. Pani na stoisku z jajkami, dokładnie wie ile i które jajka kupujemy, więc wystarczy powiedzieć słynne „To, co zwykle”. Pani od miodu czaruje nas opowieściami o pasiekach, a dziewczyna na stoisku z owocami twierdzi jak zawsze, że jej pszczoły są tresowane i klientów nie gryzą. Ten spacer to nasz cotygodniowy rytuał, kiedy wyjeżdżamy na weekend, bardzo mi tego brakuje. Zastanawiam się czy po przeprowadzce za dwa lata, znajdę takie miejsce jak to...
A dziś postanowiłam dołączyć do sporego grona dziewcząt i chłopców, którzy na ten specjalny dzień – w tym roku jeszcze niezwyklejszy – 11.11.11r. przygotowali rogale świętomarcińskie. Co prawda w moim wykonaniu są haniebnie zmodyfikowane, ale przyrzekam, że w przyszłym roku się poprawię! Zorientowałam się nieco za późno i nie dałam rady znaleźć białego maku, spróbuję jeszcze na Starym Kleparzu, gdzie ponoć można go kupić. Dumna natomiast jestem z tego, że sama przygotowałam masę marcepanową, choć oczywiście nie obeszło się bez błędu w sztuce, następnym razem na pewno wyjdzie tak jak powinna, wiem gdzie tkwił błąd.


Rogale świętomarcińskie

  • 1 szkl ciepłego mleka
  • 1 łyżka suchych drożdży
  • 1 jajko
  • 0,5 łyżeczki ekstraktu z wanilii
  • 3,5 szkl. mąki
  • 3 łyżki cukru
  • szczypta soli
  • 225g miękkiego masła

Ciasto dobrze jest zacząć robić dzień wcześniej, pod wieczór, żeby miało czas dobrze się schłodzić przez całą noc.
Mleko lekko podgrzać, żeby było ciepłe, wrzucić do niego drożdże i wymieszać, żeby się dobrze rozpuściły. Dodać jajko i wanilię, wymieszać. Mąkę, cukier i sól wymieszać razem w dużej misce, dodać 2 łyżki masła i rozetrzeć w palcach jak kruszonkę. Wlać rozczyn mieszając łyżką, przełożyć na stolnicę i zagnieść, aż będzie gładkie. Nie powinno to trwać zbyt długo, tylko do momentu, aż wszystkie składniki się połączą. Uformować w prostokąt, owinąć w folię i schłodzić przez 1 h w lodówce. Zimne masło obłożyć folią spożywczą z góry i z dołu, po czym rozwałkować na płasko. Schłodzone ciasto rozwałkować na prostokąt 30x15cm i ułożyć na nim rozwałkowane masło, po czym złożyć jak papier do koperty, najpierw złożyć od dołu w 1/3 długości ciasta, potem z góry. Skleić brzegi i jeszcze raz rozwałkować, na nieco mniejszy prostokąt i złożyć tak, jak poprzednio. Owinąć folią spożywczą i włożyć do lodówki na 45 minut. Proces wałkowania i składania powtórzyć jeszcze 3 razy, chłodząc ciasto między wałkowaniami przez 30 minut. Po ostatnim rozwałkowaniu i złożeniu, zawinąć ciasto nieco dokładniej w folię i włożyć do lodówki na minimum 5h, a najlepiej na całą noc.
Wyjąć z lodówki na 20 minut przed robieniem rogalików.


Nadzienie

  • 300g białego maku
  • 100g masy marcepanowej
  • ¾ szkl. cukru pudru (ja nie dodawałam, gdyż nadzienie wydawało mi się samo w sobie wystarczająco słodkie)
  • 100g orzechów włoskich
  • 100g zblanszowanych migdałów
  • 2 łyżki kandyzowanej skórki pomarańczowej
  • 2 łyżki gęstej śmietany
  • 3 biszkopty lady fingers
  • 1 roztrzepane jajko z 1 łyżką mleka do posmarowania rogalików
  • lukier
  • posiekane migdały na posypkę


Mak i orzechy sparzyć gorącą wodą, po 15 minutach odcedzić, mak można dodatkowo lekko wycisnąć. Zmielić dwukrotnie w maszynce. Masę marcepanową rozetrzeć delikatnie, dodać zmielony mak i bakalie, dosypać rozkruszone na drobno biszkopty i posiekaną skórkę pomarańczową. Dobrze wymieszać, dodać śmietanę. Masa nie powinna być zbyt płynna, ani zbyt twarda, jej konsystencję reguluje się poprzez stopniowe dozowanie śmietany.
Ciasto na rogaliki rozwałkować na prostokąt 65x34cm i przeciąć wzdłuż, każdy z dwóch pasków pokroić na 12 trójkątów. Na każdym trójkącie rozsmarować nadzienie, zostawiając mały margines po bokach. Można naciąć ok. 1cm podstawę trójkąta, żeby ładniej się zwijał. Zwinąć w kierunku wierzchołka i lekko zawinąć „wąsy” rogalika. Ułożyć wszystkie na stolnicy, przykryć ściereczką i zostawić na 1,5h, do podwojenia objętości.
Piekarnik rozgrzać do 180 C, wyrośnięte rogaliki delikatnie przenieść na wyłożoną papierem blachę, posmarować jajkiem roztrzepanym z mlekiem i piec przez 20 minut, aż się zezłocą. Wyjąć na kratkę i jeszcze ciepłe polać lukrem (ja korzystałam z tego przepisu), posypać posiekanymi migdałami.
Smacznego!