Takich numerów jeszcze nie było.
Bałwana w Wielkanoc lepić już się zdarzyło. Boże Narodzenie w
ulewnym deszczu też mamy odhaczone.
Co prawda słońce ciągle jeszcze
wstaje na wschodzie a czarne wciąż jest czarne lecz chyba licho nie
śpi.
Jest 9 maja, latam z kosiarką. Taką
do trawy.
Czyli niby wszystko się zgadza. Tylko
dlaczego, do jasnej Anielki sypie śnieg. Jakiś surrealizm mi się w
ten obrazek zaplątał.
Człowiek kroczący za kosiarką zero
romantycznych uniesień ma głowie. Raczej praktyczność zagadnienia
zaprząta mu umysł. Ile jeszcze umownych kwadratów trawnika zostało
do skoszenia, na przykład. Lub czy jest jakaś możliwość
opróżniania kosza bez ciągłych wędrówek do kompostownika?
Biel płatków, sypiących się z nieba
każdy rasowy kosiarz zlekceważy jako element przy goleniu trawnika
zbędny. Może bardziej romantyczna natura poszuka drzew wiśniowych
jako źródła sypiącej się bieli.
Tylko, że do drzew owocowych mamy
spory kawałek. A płatki spadające na trawnik, znikają po chwili
jak kamfora. Ki czort?
Śnieg, panie, śnieg. Tylko po co, ja
się pytam. Czy ktoś potrzebuje śniegu w maju? Mój trawnik nie.
Moje drzewka w sadzie na 150% nie. Kosy siedzące w gnieździe w
leszczynie absolutnie nie. Magnolia jest cała na nie. Nawet koty są
na nie i okupują wszystkie przypiecowe miejsca.
Nie macie wrażenia, że coś jest
bardzo nie w porządku? Że komuś się coś całkiem pomerdało z
pogodą?
Ciągła obecność zimowego płaszcza
i czapki jest najlepszym powodem do niepokoju. Niech ktoś w końcu
włączy słońce!
Tą oto odezwą żegnam dzisiejszy
dzień. Pani Gardias z uroczym uśmiechem zapowiedziała, że jeszcze
tylko jutro a potem się zobaczy. Optymizm mnie ogarnął bezmierny.
Na razie żałuję, że nie mam
szlafmycy.
Na pocieszenie coś dla ciała czyli:
zasznurowana
makrela
(dla dwóch osób)
2 świeże makrele
nadzienie do ryby:
2 łyżki suszonych pomidorów w oliwie
2 filety anchois
1 ząbek czosnku
pół łyżeczki czosnku w proszku
pół łyżeczki peperoncino
pieprz
pół łyżeczki listków tymianku
1 łyżka natki pietruszki
skórka z połowy cytryny.
oliwa
sól
2 łyżki masła
pół ząbka startego czosnku
Zaczynamy od przygotowania ryby.
Kupując makrelę, upewnijcie się, że ryba jest naprawdę świeża.
Leżakująca makrela jest jednym z najbardziej przykrych doznań
zapachowych. Oszczędźcie sobie tej wątpliwej przyjemności.
Jeśli macie pachnącą morzem rybę
(mam nadzieję, że wypatroszoną, ponieważ nie odważę się tutaj
dawać wam rady jak dokonać tego czynu), pozbawcie ją głowy.
Teraz musicie usunąć z niej
kręgosłup.
Trzeba poprowadzić nóż wzdłuż
kręgosłupa, w kierunku ogona, ale nie rozcinając do końca. Potem
robimy dokładnie to samo z drugą połową ale usuwając kręgosłup.
Mówiąc prostym językiem, ogon
powinien być wspólną częścią obu połówek ryby.
Myjemy i osuszamy makrele.
W blenderze miksujemy składniki
nadzienia.
Rozkładamy ryby jak kartkę
urodzinową. Smarujemy obficie pomidorowym nadzieniem. Zamykamy ryby
(jak wypisaną kartkę urodzinową) i związujemy sznurkiem.
Smarujemy oliwą, posypujemy oszczędnie
solą i kładziemy na blasze, wyłożonej papierem do pieczenia.
Wokół rozrzucamy malowniczo małe słodkie papryczki.
Piekarnik rozgrzewamy do 190 stopni.
Pieczemy makrele 25 minut. Po 15
minutach polewamy ryby masłem z czosnkiem.
Upieczone wyjmujemy, układamy na
talerzu i pieczołowicie wlewamy do miseczki cały płyn, który
zebrał się na blaszce. Nim polewamy rybę. Podajemy z czym chcemy.
Kasza pęczak z warzywami pasuje jak ulał.
Smacznego i oby jutrzejsze przebudzenie
miało miejsce w maju a nie w lutym.