Dzień dobry :)
Co dziś robicie na obiad/kolację?
U nas będzie warzywne tagliatelle, z cukinią i marchewką i zielona sałatka z tego, co mam pod ręką.
Pyszną pastę z warzywami jadłam w Lizbonie, mam nadzieję dobrze ją podrobić ;)
Lubię takie właśnie gotowanie. Bez przepisu, tylko na smakowych wspomnieniach, spontaniczne, lekkie i zielone.
Kolor zielony ostatnio często się u nas pojawia. A to za sprawą wiosennych, meblowych zmian, a to w postaci ziół i ziółek i wreszcie w cudownej formie niezliczonych pęczków, doniczek z cebulkami, sadzonek. Jedne przekwitają, pojawiają się następne. Uzależnienie chyba jakieś.
Trochę moich kwiatowych wariacji będzie można zobaczyć w wiosennym wydaniu Pure Passion Magazine, już niedługo.
Dzisiejszy post to zdjęciowe uzupełnienie tego, co pokazywałam zaraz po zakończeniu styczniowego remontu. Lampy zawisły, klamka w drzwiach do stodoły zamontowana :D
Poszliśmy z Piotrem krok dalej: wiatrołap jak nowy, biało- grafitowy :)
Pokażę go, jak dopieszczę szczegóły.
Na parterze pojawiło się też trochę więcej żywych kolorów, powoli wychodzę z zimowego, stonowanego letargu i zaklinam wiosnę czym się da.
Tosia i Natka dziś mi towarzyszą wiernie, przekładając się leniwie z jednego miejsca na drugie. A ja biegam to tu, to tam, zazdroszcząc im szczerze.
A właśnie! Bieganie. Jedno z moich, tu skrzętnie spisanych, noworocznych postanowień: wrócić do biegania
Wczoraj, po tygodniach odkładania tego na później, wreszcie ruszyłam cztery, leniwe, stroniące od wysiłku, litery i poszłam biegać z moim mężem, biegaczem mocno zaawansowanym, który dla mnie wczoraj zwolnił tempo.
Od jakiegoś już czasu z przyjemnością podglądam biegowe poczynania
Beaty.
Podziwiam za samozaparcie, radość no i efekty!
Beata biega metodą slow jogging, czyli w bardzo, bardzo wolnym rytmie.
W rytmie, który umożliwia prowadzenie swobodnej rozmowy z biegowym partnerem, gdzie na 15 sekund powinno się robić 45 maleńkich kroczków, lądując na śródstopiu.
Bieg powinien trwać minimum pół godziny.
Wygląda to prześmiesznie, ale co tam. Z resztą bieganie z uśmiechem na twarzy na pewno jest jeszcze bardziej skuteczne dla ciała ;)
W trakcie takiego truchtania ręce nie pracują intensywnie jak przy biegu szybszym, broda powinna być w naturalnej pozycji, patrzymy przed siebie, podziwiając widoki lub wypatrując wiejskich psów, które mogą zaatakować nasze nogi ;)
Oczywiście lepiej wybrać trasę bezpieczną, a jeśli jest już po zmroku, najlepiej pójść np na oświetloną dobrze ścieżkę rowerową.
Wczoraj po kilku miesiącach przerwy w jakichkolwiek treningach, spokojnie przebiegłam 5 km i po niecałej godzinie wróciłam do domu rześka i szczęśliwa :)
(tempo było w 100% slow, tak miało być: 5 km w godzinę)
Nie padłam trupem na kanapie, mogłam spokojnie funkcjonować do późnego wieczora.
Dzisiaj kolejna próba przede mną, chyba nawet trudniejsza niż wczorajsze wyjście: powtórzyć to
I kolejnego dnia też, i w czwartek i w sobotę...
Polecam! super sprawa!
Można wypróbować w domu, przy codziennej krzątaninie. Ponoć częste zwroty i zakręty poprawiają efektywność biegu slow ;)
Wieczorem lniane lampy dają bardzo przyjemne, kameralne światło: atmosfera w sam raz do rodzinnego posiedzenia na miękkiej sofie z herbatą w dłoni. Lubię ich pogniecioną fakturę, wszystkie nierówności, naturalny kolor, nawet to, że czasem się któraś przekrzywi na boczek.
Klamkę znalazłam tu:
KLIK
W naszym lokalnym sklepie żelaznym, gdy zapytałam o taki rodzaj klamki, zostałam nazwana marudą ;)
No kosmita ze mnie na 102!
Tosieńka nasza grubiutka, slow dog, obok moje buty do biegania czekają wieczora. Wreszcie wyciągnięte z pudełka.
Wstyd się przyznać, przeleżały w nim 3 miesiące!
Miłego popołudnia, w rytmie slow może?
Trzymajcie się ciepło
---
Ewa