Przez
ostatni rok testowałam różne metody porostu włosów, które uznawane są za
najlepsze: piłam drożdże oraz skrzyp z pokrzywą, wypróbowałam popularne
wcierki, kozieradkę, wybrane maceraty i suplementy. Niektóre z nich mnie
zachwyciły – włosy rosły po nich znacznie szybciej, zagęszczały się i stawały
bardziej lśniące i sprężyste. Co więcej, w ciągu ostatniego roku bardzo
wzmocniły się również moje paznokcie. Część sposobów w moim przypadku okazało
się jednak niewypałem i jestem przekonana, że nie będę już w przyszłości do
nich wracać.
Które
metody mogę więc polecić, a które mnie zawiodły? Oczywiście nie jest
powiedziane, że te same sposoby sprawdzą się u Was, warto jednak je porównać i
poprzez wymianę doświadczeń wybrać te, które działają u większości testujących
je osób!
Metody na przyspieszenie
porostu włosów – mój ranking
W
moim przypadku zdecydowanie najlepsze rezultaty przyniosło picie drożdży –
kuracja była zdecydowanie niesmaczna i uciążliwa, jednak efekty mówią same za
siebie. Na drugim miejscu ex aequo
znalazły się dwie wcierki do skóry głowy: Agafii oraz Jantar. Muszę przyznać,
że nieco rozczarowały mnie efekty picia skrzypu i pokrzywy, natomiast zupełnie
nietrafioną u mnie metodą okazała się wcierka Colosregen, w której pokładałam
spore nadzieje. Poniżej znajdziecie więcej informacji na temat każdego z
wypróbowanych przeze mnie sposobów z adnotacją, ile centymetrów moje włosy rosły przy nich miesięcznie.
Drożdże – do 2,5 cm
miesięcznie
Na
picie drożdży zdecydowałam się równo rok temu w grudniu 2014 roku. Kurację
kontynuowałam przez trzy kolejne miesiące, co zdecydowanie nie było łatwe –
drożdże w formie pitnej wybitnie mi nie smakowały, a już sam ich zapach
wywoływał u mnie mdłości. Codzienne zmuszanie się do wypicia okropnego płynu
opłaciło się jednak na tyle, że obiecałam sobie powrót do tej metody w
niedalekiej przyszłości: moje włosy pod jej wpływem rosły nawet 2,5 cm
miesięcznie, czyli przyrost przyspieszył aż o 250%! W dodatku na głowie
zaczęłam zauważać coraz więcej nowych włosów, a to właśnie na baby hair zależało mi najbardziej.
Serum Agafii – około 1,5 cm
miesięcznie
Nieładny
zapach i mało wygodne opakowanie nie zniechęciło mnie do używania tej wcierki.
I słusznie, bo efekty, które dzięki niej uzyskałam, okazały się być naprawdę
niezłe. Szkoda, że produkty Agafii są dostępne głównie przez internet, mimo
wszystko jednak przypuszczam, że jeszcze kiedyś zdecyduję się na jej zakup.
Wcierka Jantar – około 1,5
cm miesięcznie
Hit
nad hitami w blogosferze. Wychwalane cudo o niezwykłej mocy, opisane wzdłuż i
wszerz na wielu stronach. Szczerze mówiąc po naczytaniu się wielu pozytywnych
recenzji miałam nadzieję, że tak popularny kosmetyk zrewolucjonizuje moje
włosy, przyspieszy porost i sprawi, że i ja stanę się jego „wyznawcą”, ale…
efekty jego użycia były po prostu dobre. Nie świetne, nie fantastyczne – dobre.
U mnie wcierka Jantar okazała się być tak samo skuteczna jak serum Agafii, a
przy tym jest tańsza, więc tym bardziej dostaje ode mnie kciuk w górę. Największą
wadą tego produktu jest opakowanie, na szczęście jednak można go łatwo przelać
do innego, np. butelki z atomizerem.
Skrzyp i pokrzywa – około 1
cm miesięcznie
Kuracja
skrzypem i pokrzywą wspomogła trochę przyrost moich włosów, jednak nie mogę
uznać jej za przełomową, chociaż próbowałam ziół zarówno w formie sypanej, jak
i herbat i piłam je przez wiele miesięcy z przerwami. Polubiłam jednak ich smak
i z całą pewnością będę do nich od czasu do czasu wracać.
Wcierka Colosregen – około
0,5 cm miesięcznie
Wcierka
Colosregen okazała się być dla mnie klapą roku – nie dość, że jej używanie było
dla mnie uciążliwe z powodu zapachu i konsystencji, to jeszcze nie przyniosło
żadnych rezultatów. Jestem ciekawa, czy tylko ja mam z nią tak złe
doświadczenia – jeśli więc zdarzyło się Wam jej używać, chętnie przeczytam
Wasze spostrzeżenia!
Metody wspomagające
Postanowiłam
dodatkowo wyróżnić trzy metody przyspieszania porostu (i nie tylko, bo to nie
jedyne ich działanie), które przetestowałam w ostatnim roku. Każdą z nich
testowałam jednak jako dodatek do innych, nie jestem więc w stanie ocenić w
pełni, jak wpłynęły na moje włosy. Z tego względu traktuję je jako metody
pomocnicze.
Kozieradka
Kozieradka
bardzo szybko zahamowała u mnie wypadanie włosów – wcześniej zbierałam je
garściami ze szczotki, a po zaledwie dwóch dniach kuracji ten problem przestał
mnie dotyczyć. Nie wiem niestety, czy kozieradka wpłynęła na mój porost włosów,
ponieważ go wówczas nie mierzyłam. Ze względu na właściwości wzmacniające włosy
na pewno jednak będę po nią regularnie sięgać w przyszłości.
Domowe maceraty – imbirowy,
czosnkowy i chili
Domowe
maceraty w formie wcierek używałam wraz z kuracją drożdżową, nie jestem więc
pewna jak bardzo wpłynęły one na porost moich włosów. Ze względu jednak na
swoje właściwości i różnorodność pod względem elementów, których możemy użyć do
ich przygotowania, maceraty są metodą godną polecenia – chociażby jako sposób
wspomagający stosowany przy innych metodach.
Suplement „Naturalny młody
jęczmień”
Wybitnie
niesmaczny i nie dający żadnych efektów – tak mogłabym najkrócej podsumować ten
suplement, a testowałam go w dwóch formach: proszku i tabletek. Niestety, mimo
3-miesięcznego stosowania nie zauważyłam nawet minimalnych rezultatów – chyba że
negatywne, bo w tym czasie zdarzyło się parokrotnie, że na mojej zazwyczaj
gładkiej cerze wyskakiwały pojedyncze „niespodzianki”. Zdecydowanie jestem na „nie”.
A które metody porostu
włosów okazały się być najlepsze i najgorsze w Waszych przypadkach? Co możecie
polecić, a do czego na pewno już nigdy nie wrócicie?
Polecane: