Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Agafii. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Agafii. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 3 grudnia 2017

„Aqua with infusions of…” – co to znaczy i czy kosmetyki, które ją zawierają, to wielka ściema?


Kiedy kilka lat temu w Polsce rozpoczął się boom na kosmetyki rosyjskie, nie od razu mu się poddałam. Z czasem jednak, z ciekawości i po przeczytaniu wielu pozytywnych recenzji, zdecydowałam się zamówić kilka produktów właśnie z tego rejonu świata (głównie marki Agafii) przez internet. Efekt był taki, że niektóre z nich (na przykład Aktywne serum ziołowe na porost włosów czy Maska do włosów z glinką) sprawdziły się u mnie naprawdę dobrze, inne zaś (na przykład Łopianowa maska do włosów) – co najwyżej średnio. Ta ostatnia może nie bez powodu okazała się klapą, bo na pierwszym miejscu jej składu widnieje określenie „aqua with infusions”. Co to oznacza?

„Aqua with infusions of”, czyli woda z wyciągiem z roślin

Określenie „Aqua with infusions of” możemy spotkać zwykle na początku składów kosmetyków, zazwyczaj tych, które stawiają na naturalność. Oznacza, że w produkcie użyto hydrolatu z domieszką użytych w dalszej części składu elementów – głównie ziół i owoców. Innymi słowy jest to woda z ekstraktami, ponieważ w hydrolatach ilość składników czynnych jest naprawdę znikoma i może wynosić maksymalnie 5% przy składnikach aktywnych i 0,02-0,5% przy olejkach eterycznych. Bogactwem nazwać tego nie można.


Warte kupna czy nie?

Czy w związku z tym kosmetyki, które zamiast „pełnoprawnych” składników zawierają „aqua with infusions” to ściema i nie warto ich kupować? Moim zdaniem i tak, i nie.

Z jednej strony kosmetyki, których jedynym składnikiem jest hydrolat, po prostu nie mogą być wybitne – działają bardzo słabo i nie wierzę, by mogły na dłuższą metę regenerować włosy i poprawiać ich kondycję (albo poprawa ta będzie minimalna).

Z drugiej zaś, hydrolat też ma określone działanie, a nie wszystkie składniki można i należy stosować w większym stężeniu z uwagi na to, że mogą uczulać i podrażniać. Ściemą bym ich więc nie nazwała – producent podaje przecież wyraźnie w składzie INCI, z czym mamy do czynienia. A to, że wielu konsumentów nie rozumie tego zwrotu, to już inna sprawa…

Muszę jednak przyznać, że lista „aqua with infusions of…” może wprowadzić w błąd – zazwyczaj w pośpiechu patrzymy tylko na słowo „aqua” na początku składu (woda występuje przecież prawie zawsze na początku składów kosmetyków), a potem na długą listę składników aktywnych, ciesząc się, że produkt jest taki bogaty…

Jestem ciekawa, czy wiedziałyście wcześniej, co oznacza określenie „aqua with infusions of…” i czy używacie kosmetyków, których lista INCI zaczyna się od tego zwrotu? Co o nich myślicie?


Polecam:

sobota, 24 września 2016

Recenzja: Pervoe Reshenie, Agafii, Balsam do włosów na kwiatowym propolisie


Są w blogosferze takie kosmetyki, które opisuje się zwykle w samych superlatywach. Balsam Agafii na kwiatowym propolisie jest jednym z nich – zanim go kupiłam, czytałam na wielu stronach (w tym blogach) o tym, jak świetnie działa i jak wspaniałe są po nim włosy. Niestety, moje są chyba jakieś inne, skoro nie poddały się jego magii...

Oceny cząstkowe: dobryneutralnysłaby.

Opakowanie

Duża (600 ml), nieprzeźroczysta butla z otwarciem „na klik”. Jej korek można odkręcić – to według mnie jedyny sensowny sposób na wydobycie balsamu, ponieważ wyciskanie go mikroskopijnym otworem na szczycie butelki jest raczej niemożliwe. Opakowanie jest oklejone informacjami po rosyjsku, ma też polską naklejkę (chociaż to pewnie zależy od sklepu, który ją sprzedaje). Na szczęście skład jest tłumaczony na angielski.

Zapach

Faktycznie kwiatowy, wyczuwam w nim też miód. Przyjemny i delikatny, chociaż dość słodki.



Skład

O dziwo, w sprzedaży jest już nowa wersja tego balsamu – zawierająca m.in. silikon i barwniki, ale pozbawiona wysuszającego alkoholu benzylowego.

Skład balsamu, z którego ja korzystałam: Aqua with infusions of: Pinus Palustris Wood Tar (żywica sosny długoigielnej), Beeswax (wosk pszczeli), Pollen Extract (pyłek kwiatowy), Anthemis Nobilis Flower Oil (olej z rumianku rzymskiego), Rosa Centifolia Flower (róża stulistna), Pollen Extract (pyłek kwiatowy), Humulus Lupulus (Hops) Cone Tar (smółka z szyszek chmielowych), Mel (miód), Jasminum Officinale Flower Wax (jaśminowy wosk kwiatowy), Spiraea Ulmaria Oil (olej z wiązówki wodnej), Verbena Officinalis Oil (olej z werbeny),  Propolis Extract Milk (wyciąg z propolisu), Cetearyl Alcohol (emolient), Cetyl Ether (wosk syntetyczny), Behentrimonium Chloride (konserwant, antystatyk), Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride (antystatyk), Parfum (zapach), Benzyl Alcohol (konserwant), Benzoic Acid (konserwant), Sorbic Acid (konserwant), Citric Acid (kwas cytrynowy).

Dopiero pod sam koniec składu mamy kilka konserwantów, w tym alkohol benzylowy, który może wysuszać włosy. Przy tej dawce emolientów i pozytywnych dodatków nie powinien jednak być szczególnie szkodliwy – tym bardziej, że pojawia się pod koniec listy składników (sugeruje to, że w balsamie jest go niewiele).

Skład jest natomiast bogaty w elementy odżywcze i wzmacniające włosy. Sporo tu egzotycznie brzmiących nazw i wyciągów z mało popularnych w polskiej kosmetyce roślin. Z ciekawych składników zawartych w balsamie warto wyróżnić na przykład:
  • propolis – zawiera mnóstwo mikroelementów, estrów, steroli, kwasów tłuszczowych i aromatycznych, działa przeciwzapalnie i antybakteryjnie;
  • pyłek kwiatowy (o dziwo znajdziemy go w dwóch miejscach składu) – wpływa na porost włosów, odżywia, zawiera witaminy, minerały i aminokwasy;
  • wosk pszczeli – nabłyszcza, chroni i odżywia włosy, zmiękcza je, wygładza i uelastycznia;
  • żywica sosny długoigielnej – odżywia, działa przeciwzapalnie, jest antyoksydantem;
  • olej z rumianku rzymskiego – działa antybakteryjnie, łagodząco i odkażająco, wzmacnia włosy, nadaje im blask;
  • smółka z szyszek chmielowych – wzmacnia włosy i zapobiega wypadaniu, stymuluje ich wzrost, ogranicza przetłuszczanie, walczy z łupieżem i swędzeniem skóry, a także opóźnia proces siwienia;
  • olej z wiązówki wodnej – odświeża, tonizuje, łagodzi, delikatnie oczyszcza i zapobiega wypadaniu włosów.


Działanie

Na moich włosach balsam okazał się produktem gorzej niż przeciętnym. Niestety, poza ułatwieniem rozczesywania i zapewne odżywieniem nie dawał żadnych pozytywnych wizualnych efektów. Włosy były po nim bardziej podatne na strączkowanie, nieładnie się układały i były za lekkie. Zdecydowanie brakowało im dociążenia. Często wręcz puszyły się i wyglądały na bardziej suche. Korzystałam więc z niego bardzo sporadycznie – zazwyczaj wręcz tylko wtedy, gdy wiedziałam, że następnego dnia prawdopodobnie i tak będę wiązać lub upinać włosy.

Konsystencja i wydajność

Rzadki, ale wydajny – tak opisałabym go w dwóch słowach. 600 ml balsamu wystarczyło mi na wiele miesięcy. Niestety, bo przy tak słabym działaniu nie zależało mi na tym, by go długo używać. 




Cena i dostępność

Kupimy go głównie przez internet. Jego cena waha się od 8 do nawet 25 zł w zależności od sklepu. Jest to jednak wciąż cena dość niska jak za tak duże opakowanie kosmetyku.

Podsumowanie

Dobry skład nie idzie w parze z dobrym działaniem tego kosmetyku – przynajmniej na moich włosach. Zdecydowanie już do niego nie wrócę, nie zamierzam go jednak nikomu odradzać. Składniki, które w nim znajdziemy, mogą bowiem przysłużyć się u wielu osób – myślę, że sprawdzi się szczególnie na włosach naprawdę zdrowych i niewymagających. Z racji tego, że producent wkroczył już na rynek z nowym składem balsamu, polecam tylko sprawdzać, jaki skład widnieje na opakowaniu kosmetyku, który chcemy kupić.

Zapewne wiele z Was korzystało już z tego balsamu. Jakie są Wasze wrażenia?



Inne recenzje:

niedziela, 31 lipca 2016

Recenzja: Pervoe Reshenie, Apteczka Agafii, Łopianowa maska do włosów


Naturalna pielęgnacja ma zarówno swoich oddanych zwolenników, jak i zajadłych przeciwników. Ja jestem w tym sporze gdzieś pośrodku, ponieważ nie wszystkie typowo naturalne kosmetyki działają na moje włosy idealnie, ale z drugiej strony doceniam to, że wykazują najmniejszą szkodliwość dla zdrowia. W dzisiejszym wpisie przyjrzymy się łopianowej masce Apteczki Agafii należącej do firmy Pervoe Reshenie, która słynie z naturalnych składów swoich produktów.

Oceny cząstkowe: dobryneutralnysłaby.

Opakowanie

Zupełnie zwyczajne – plastikowy słoik. Wygląda ładnie, jest wygodny w użyciu, wytrzymały i zawiera potrzebne informacje wypisane na opakowaniu. Standard jak na maski do włosów.

Zapach

Moim zdaniem delikatny, mało charakterystyczny, łatwo go zapomnieć. Nie przeszkadzał podczas aplikacji maski.


Skład

Aqua with infusions of: Avena Sativa Oat (owies zwyczajny), Betula Alba Juice (sok z brzozy), enriched by extracts: Salvia Officinalis (szałwia lekarska), Rubus Chamaemorus (malina Moroszka), Rhodiola Rosea (różeniec górski), Cetrimonium Chloride (konserwant, antystatyk), Cetearyl Alcohol (emolient), Ceteareth-20 (emulgator), Guar Gum (zagęstnik); cold pressed oils: Arctium Lappa Seed Oil (olej łopianowy), Ribes Nigrum Seed Oil (olej z czarnej porzeczki), Linum Usitassimum Seed Oil (olej lniany); Pyridoxine (witamina B6), Panthenol (pantenol), Niacinamide (witamina PP), Citric Acid (kwas cytrynowy, reguluje pH), Parfum (zapach), Benzoic Acid (konserwant), Sorbic Acid (konserwant).

Jak na naturalne produkty firmy Pervoe Reshenie zaskoczyła mnie w składzie obecność trzech konserwantów, mimo wszystko jednak składniki są tutaj naprawdę świetnie dobrane – w masce znajdziemy m.in. (w kolejności występowania):
  • Owies zwyczajny wykazuje właściwości ochronne, nadaje się bardzo dobrze do pielęgnacji włosów suchych i zniszczonych, eliminuje łuszczenie się skóry głowy, odżywia uszkodzone włosy i przywraca im siłę i elastyczność.
  • Sok z brzozy pomaga przy wypadaniu włosów, braku puszystości. 
  • Szałwia lekarska domyka łuski włosów, dzięki czemu wygładza je. Zmniejsza przetłuszczanie się skóry głowy. 
  • Malina Moroszka wzmacnia osłabione włosy, regeneruje włosy uszkodzone, przywraca ich elastyczność.
  • Różeniec górski nawilża, wzmacnia i wygładza włosy. 
  • Olej Łopianowy – regeneruje, wzmacnia strukturę włosów, zapobiega ich łamliwości i przesuszeniu.
  • Olej z czarnej porzeczki bogaty w cenne kwasy tłuszczowe wzmacnia włosy, zapobiega ich wypadaniu. Polecany przy pielęgnacji skóry z łuszczycą lub egzemą. Niweluje łupież.
  • Olej lniany – zawiera nasycone kwasy tłuszczowe, jest bogaty w witaminę E. Zapobiega nadmiernej utracie wody przez włosy.
Niestety, nie są to jednak "pełnoprawne" składniki, ponieważ określenie "aqua with infusions of..." wskazuje na to, że mamy do czynienia z hydrolatami tych substancji... 

Działanie

Maskę łopianową Agafii należy rozprowadzić równomiernie na czystych i wilgotnych włosach i skórze głowy, a po 1-2 minutach zmyć ciepłą wodą. Przyznaję: nie nakładałam maski na skórę głowy. W czasie, gdy ją stosowałam, korzystałam też z wcierki i nie chciałam zafałszować wyników jej działania. Zamiast tego maski łopianowej używałam jak każdego innego kosmetyku tego typu, pokrywając nią włosy od połowy długości. Niestety, nie okazała się być u mnie produktem wartym ponownego kupna – przede wszystkim moje włosy bardziej się po niej strączkowały. Z zalet tego produktu mogę wymienić to, co pasuje do opisu w zasadzie większości masek: ułatwiała rozczesywanie i na pewno (przynajmniej w pewnym stopniu) odżywiała włosy. Jeśli w przyszłości ponownie się na nią zdecyduję, na pewno będę nakładać ją na skórę głowy w nadziei, że w ten sposób zadziała lepiej na cebulki i przyniesie dodatkowe korzyści.


Konsystencja i wydajność

Zupełnie przeciętna – ja z maski łopianowej Agafii korzystałam przez kilka tygodni. Konsystencja moim zdaniem jest nieco rzadsza niż większości produktów do niej podobnych.

Cena i dostępność

Nie jest droga – kosztuje około 10 zł za 300 ml. Kupimy ją w drogeriach internetowych lub ewentualnie w sklepach z kosmetykami naturalnymi, ale w tych ostatnich będzie pewnie dużo droższa (słyszałam, że nawet do 20 zł).

Podsumowanie

Mimo że u mnie jej działanie było średnie, wierzę, że takie nagromadzenie pozytywnie działających na włosy składników może zdziałać u innych cuda – dlatego ostatecznie określam ją kolorem zielonym i polecam spróbować. Tym bardziej, że 10 zł za 300 ml produktu to naprawdę dobra cena!

Kto z Was używał tej lub podobnych masek Agafii?


Inne recenzje:

niedziela, 13 grudnia 2015

Najlepsze metody na przyspieszenie porostu włosów – moje roczne obserwacje i ranking


Przez ostatni rok testowałam różne metody porostu włosów, które uznawane są za najlepsze: piłam drożdże oraz skrzyp z pokrzywą, wypróbowałam popularne wcierki, kozieradkę, wybrane maceraty i suplementy. Niektóre z nich mnie zachwyciły – włosy rosły po nich znacznie szybciej, zagęszczały się i stawały bardziej lśniące i sprężyste. Co więcej, w ciągu ostatniego roku bardzo wzmocniły się również moje paznokcie. Część sposobów w moim przypadku okazało się jednak niewypałem i jestem przekonana, że nie będę już w przyszłości do nich wracać.

Które metody mogę więc polecić, a które mnie zawiodły? Oczywiście nie jest powiedziane, że te same sposoby sprawdzą się u Was, warto jednak je porównać i poprzez wymianę doświadczeń wybrać te, które działają u większości testujących je osób!

Metody na przyspieszenie porostu włosów – mój ranking

W moim przypadku zdecydowanie najlepsze rezultaty przyniosło picie drożdży – kuracja była zdecydowanie niesmaczna i uciążliwa, jednak efekty mówią same za siebie. Na drugim miejscu ex aequo znalazły się dwie wcierki do skóry głowy: Agafii oraz Jantar. Muszę przyznać, że nieco rozczarowały mnie efekty picia skrzypu i pokrzywy, natomiast zupełnie nietrafioną u mnie metodą okazała się wcierka Colosregen, w której pokładałam spore nadzieje. Poniżej znajdziecie więcej informacji na temat każdego z wypróbowanych przeze mnie sposobów z adnotacją, ile centymetrów moje włosy rosły przy nich miesięcznie.

Drożdże – do 2,5 cm miesięcznie


Na picie drożdży zdecydowałam się równo rok temu w grudniu 2014 roku. Kurację kontynuowałam przez trzy kolejne miesiące, co zdecydowanie nie było łatwe – drożdże w formie pitnej wybitnie mi nie smakowały, a już sam ich zapach wywoływał u mnie mdłości. Codzienne zmuszanie się do wypicia okropnego płynu opłaciło się jednak na tyle, że obiecałam sobie powrót do tej metody w niedalekiej przyszłości: moje włosy pod jej wpływem rosły nawet 2,5 cm miesięcznie, czyli przyrost przyspieszył aż o 250%! W dodatku na głowie zaczęłam zauważać coraz więcej nowych włosów, a to właśnie na baby hair zależało mi najbardziej.


Serum Agafii – około 1,5 cm miesięcznie


Nieładny zapach i mało wygodne opakowanie nie zniechęciło mnie do używania tej wcierki. I słusznie, bo efekty, które dzięki niej uzyskałam, okazały się być naprawdę niezłe. Szkoda, że produkty Agafii są dostępne głównie przez internet, mimo wszystko jednak przypuszczam, że jeszcze kiedyś zdecyduję się na jej zakup.


Wcierka Jantar – około 1,5 cm miesięcznie


Hit nad hitami w blogosferze. Wychwalane cudo o niezwykłej mocy, opisane wzdłuż i wszerz na wielu stronach. Szczerze mówiąc po naczytaniu się wielu pozytywnych recenzji miałam nadzieję, że tak popularny kosmetyk zrewolucjonizuje moje włosy, przyspieszy porost i sprawi, że i ja stanę się jego „wyznawcą”, ale… efekty jego użycia były po prostu dobre. Nie świetne, nie fantastyczne – dobre. U mnie wcierka Jantar okazała się być tak samo skuteczna jak serum Agafii, a przy tym jest tańsza, więc tym bardziej dostaje ode mnie kciuk w górę. Największą wadą tego produktu jest opakowanie, na szczęście jednak można go łatwo przelać do innego, np. butelki z atomizerem. 


Skrzyp i pokrzywa – około 1 cm miesięcznie


Kuracja skrzypem i pokrzywą wspomogła trochę przyrost moich włosów, jednak nie mogę uznać jej za przełomową, chociaż próbowałam ziół zarówno w formie sypanej, jak i herbat i piłam je przez wiele miesięcy z przerwami. Polubiłam jednak ich smak i z całą pewnością będę do nich od czasu do czasu wracać.


Wcierka Colosregen – około 0,5 cm miesięcznie


Wcierka Colosregen okazała się być dla mnie klapą roku – nie dość, że jej używanie było dla mnie uciążliwe z powodu zapachu i konsystencji, to jeszcze nie przyniosło żadnych rezultatów. Jestem ciekawa, czy tylko ja mam z nią tak złe doświadczenia – jeśli więc zdarzyło się Wam jej używać, chętnie przeczytam Wasze spostrzeżenia!


Metody wspomagające

Postanowiłam dodatkowo wyróżnić trzy metody przyspieszania porostu (i nie tylko, bo to nie jedyne ich działanie), które przetestowałam w ostatnim roku. Każdą z nich testowałam jednak jako dodatek do innych, nie jestem więc w stanie ocenić w pełni, jak wpłynęły na moje włosy. Z tego względu traktuję je jako metody pomocnicze.

Kozieradka


Kozieradka bardzo szybko zahamowała u mnie wypadanie włosów – wcześniej zbierałam je garściami ze szczotki, a po zaledwie dwóch dniach kuracji ten problem przestał mnie dotyczyć. Nie wiem niestety, czy kozieradka wpłynęła na mój porost włosów, ponieważ go wówczas nie mierzyłam. Ze względu na właściwości wzmacniające włosy na pewno jednak będę po nią regularnie sięgać w przyszłości.


Domowe maceraty – imbirowy, czosnkowy i chili


Domowe maceraty w formie wcierek używałam wraz z kuracją drożdżową, nie jestem więc pewna jak bardzo wpłynęły one na porost moich włosów. Ze względu jednak na swoje właściwości i różnorodność pod względem elementów, których możemy użyć do ich przygotowania, maceraty są metodą godną polecenia – chociażby jako sposób wspomagający stosowany przy innych metodach.


Suplement „Naturalny młody jęczmień”


Wybitnie niesmaczny i nie dający żadnych efektów – tak mogłabym najkrócej podsumować ten suplement, a testowałam go w dwóch formach: proszku i tabletek. Niestety, mimo 3-miesięcznego stosowania nie zauważyłam nawet minimalnych rezultatów – chyba że negatywne, bo w tym czasie zdarzyło się parokrotnie, że na mojej zazwyczaj gładkiej cerze wyskakiwały pojedyncze „niespodzianki”. Zdecydowanie jestem na „nie”.



A które metody porostu włosów okazały się być najlepsze i najgorsze w Waszych przypadkach? Co możecie polecić, a do czego na pewno już nigdy nie wrócicie? 

Polecane:

niedziela, 21 czerwca 2015

Niedziela dla włosów (7): olejek Agafii i ekstrakt z drożdży piwnych


Od kilku ostatnich tygodni podchodzę do pielęgnacji włosów dość minimalistycznie, nie sięgając po zbyt wiele kosmetyków na raz. Dawno nie korzystałam też z półproduktów, co, jak się okazuje, było sporym błędem, bo kilka z nich niedługo straci swoją ważność.

W tę "niedzielę", która, dla porządku,  wypadła mi w sobotę wczesnym popołudniem, kiedy miałam najwięcej czasu, sięgnęłam więc do swoich półproduktowych zbiorów i wyciągnęłam ekstrakt z drożdży piwnych. Uznałam, że najlepiej będzie go zastosować na skórę głowy, mieszając z jakąś odpowiednią dla skalpu odżywką.

Po spryskaniu skóry głowy resztką wcierki Agafii "Aktywne serum na porost włosów" (której zapomniałam umieścić na zdjęciu) i trzygodzinnym olejowaniu olejkiem Agafii "Odżywienie włosów" umyłam głowę szamponem Biovax "Naturalne oleje". Nie przepadam za jego gęstą konsystencją nawet mocne rozwodnienie sprawia, że szampon trudno jest rozprowadzić na całej skórze.

Po odciśnięciu włosów z wody wymieszałam odżywkę Biały Jeleń z kilkunastoma kroplami ekstraktu z drożdży piwnych i tak przygotowaną mieszankę nałożyłam na skórę głowy i włosy na 10-15 minut. Myślę, że ekstrakt świetnie sprawdzi się jako dodatek do wcierek i wszelkich kosmetyków nakładanych na skalp, a trochę gorzej rozprowadzany na pasmach, ponieważ zawiera alkohol.

Po zmyciu odżywki z ekstraktem podsuszyłam włosy letnim nawiewem suszarki. Były gładkie, lśniące i dobrze się układały. Na koniec nałożyłam na nie kropelkę serum Biovax "A+E".

Na zdjęciu możecie zobaczyć jak bardzo moje włosy skróciły się po ostatnim podcięciu. I chociaż początkowo (po pierwszym i drugim umyciu głowy) końcówki nieco mi się wywijały, teraz wróciły już do swojego normalnego stanu. Wydaje mi się, że za kilka miesięcy, gdy podetnę włosy o kolejnych kilka centymetrów, uda mi się całkowicie pozbyć zniszczonych partii (tych, które jeszcze nieco się puszą tuż po myciu). Nie mogę się tego doczekać ;)


Inne "NdW":

piątek, 19 czerwca 2015

Recenzja: Pervoe Reshenie, Apteczka Agafii, Aktywne serum ziołowe na porost włosów



Po 3 miesiącach kuracji mogę wreszcie sama ocenić działanie wcierki Apteczki Agafii, która zbiera w internecie bardzo różne opinie. Jedni piszą, że świetnie przyspiesza porost włosów, inni, że nie robi zupełnie nic i nie ma sensu po nią sięgać. Jak jest naprawdę? Zapewne u każdego efekty będą nieco inne, a ja mogę tylko zdać relację z własnych obserwacji.

Oceny cząstkowe: dobryneutralnysłaby.

Opakowanie

Początkowo myślałam, że jest bardzo wygodne – plastikowa butelka z atomizerem dozuje serum dość mocnym strumieniem, a nakładka zabezpiecza produkt przed zanieczyszczeniami, rozlaniem (o ile można rozlać kosmetyk z dozownikiem) czy nieumyślnym naciśnięciem.

Po kilku dniach stosowania zaczęłam jednak zauważać jego wady: przy każdym użyciu wcierki, z winy dozownika, który po naciśnięciu mocno rozpryskuje kosmetyk, miałam mokre nie tylko włosy przy skórze głowy, ale też częściowo te na długości – mniej więcej do 10 centymetrów. Z serum korzystałam więc tylko kilka godzin przed umyciem głowy. Kolejną wadą był zacinający się atomizer – nie wiem, czy usterka dotyczyła tylko mojego egzemplarza kosmetyku, a raczej w to wątpię, ale dozownik przestawał działać za każdym razem, gdy lekko przechylałam butelkę z pozycji pionowej, chcąc na przykład spryskać skórę z tyłu głowy. Doprowadzało mnie to do szału, bo mimo kilkukrotnego wstrząsania butelką dozownik przestawał reagować na naciskanie. Musiałam więc wylewać produkt na dłoń, rozcierać i w tej sposób aplikować na tył głowy.

Wadą opakowania jest też nieprzeźroczysta butelka, która sprawia, że nie byłam pewna ile produktu zostało mi jeszcze do końca kuracji. Co więcej, napisy na naklejce z polskim opisem starły się już po kilku dniach używania (chociaż to akurat wina polskiego sklepu).

Zapach

Okropny. Nie wiem dlaczego niektórzy porównują go do zapachu Pepsi – dla mnie jest to raczej woń jakiegoś środka czystości typu Domestos. Można się do niego przyzwyczaić, ale początkowo byłam w szoku, że kosmetyk może tak… śmierdzieć. Za sprawą występującego na początku składu cytryńca chińskiego woń ta jest lekko cytrynowa, niczym zapach mleczka do czyszczenia łazienki.

Na szczęście zapach szybko się ulatnia i nie pozostaje na włosach.

Skład

To zdecydowanie najlepszy element wcierki Agafii. W skład serum wchodzą bowiem: Althaea Officinalis Extract (ekstrakt z prawoślazu), Shizandra Chinensis Officinalis Oil (cytryniec chiński), Panax Ginseng Extract (ekstrakt z żeń-szenia), Mellissa Officinalis Leaf Oil (melisa), Arctium Lappa roqt Extract (ekstrakt z łopianu), Urtica Dioica Extract (ekstrakt z pokrzywy), Betula Alba Extract (ekstrakt z kotków brzozowych), Yeast Extract (ekstrakt z drożdży piwnych), Capsicum Anuum Fruit Extract (ekstrakt z ostrej papryki), Climbazole (hamuje rozwój grzybków odpowiedzialnych za powstawanie łupieżu), Allantoin (alantoina), Pantothenic Acid (prowitamina B5), Neolone (bezpieczny konserwant).

Imponujące, prawda? Same godne uwagi składniki, zero niebezpiecznych dodatków, nawet tych zapachowych – nic więc dziwnego, że wcierka nieprzyjemnie pachnie. Może jednak to lepsze niż perfumowane kosmetyki? Zmniejsza się dzięki temu ryzyko uczuleń i podrażnień.

A co w składzie? Przede wszystkim ekstrakty: z prawoślazu (nawilża i zmiękcza), żeń-szenia (regeneruje i zapobiega wypadaniu włosów), łopianu (także przeciwdziała wypadaniu, tonizuje, zwalcza łupież, ogranicza łojotok), pokrzywy (wzmacnia włosy, przeciwdziała wypadaniu, przetłuszczaniu i łupieżowi), kotków brzozowych (poprawia ukrwienie, nadaje blask, zapobiega wypadaniu), drożdży piwnych (zapewnia kompleksowe działanie odżywcze) i ostrej papryki (aktywizuje mikrokrążenie). Do tego we wcierce znajdziemy też: cytryniec chiński (działa tonizująco i wzmacniająco), melisę (odżywia i tonizuje), Climbazol (pomaga w walce z łupieżem), alantoinę (nawilża, działa przeciwzapalnie, łagodzi podrażnienia) i prowitaminę B5 (aktywizuje regenerację komórek skóry). Naprawdę na bogato!


Działanie

Serum używałam 2-3 razy w tygodniu przez blisko 3 miesiące, czyli tak, jak radzi producent. Spryskiwałam nim skórę głowy minimum 1,5 godziny przed myciem i lekko wmasowywałam. Nie zauważyłam żadnego podrażnienia, szybszego przetłuszczania się włosów ani też nie czułam mrowienia tuż po aplikacji, na co zwracały uwagę w sieci niektóre dziewczyny.

Ocenienie działania wcierki w moim przypadku jest dość łatwe: zaczęłam jej używać na początku kwietnia, a w marcu ostatnim razem farbowałam włosy, a zatem wszystkie krótkie włoski pojawiające się na przykład nad czołem, które noszą ślady farbowania, wyrosły jeszcze przed zastosowaniem preparatu. Jest ich sporo i wnioskuję, że ich wyrośnięcie zawdzięczam kuracji drożdżowej. Ciemniejszych, nie objętych koloryzacją włosów jest znacznie mniej, ale są – i pojawiają się głównie na przodzie i środku głowy. W tych miejscach czuję je także pod palcami, gdy dotykam skóry. Co więcej, na wczorajszym spotkaniu w salonie Milek Design (zdjęcia możecie zobaczyć na Facebooku) jedna z czeszących mnie fryzjerek zwróciła uwagę na to, że mam na głowie mnóstwo odrastających włosów.

W czasie kuracji moje włosy co miesiąc rosły około 1,5 cm. Przyrost bez wspomagania, mierzony na początku jesieni, wynosił około 1 cm. Czy lepszy wynik jest zasługą wcierki Agafii? Niewykluczone, chociaż w czasie jej stosowania łykałam też suplement „Młody jęczmień” (od kwietnia) i piłam skrzyp oraz pokrzywę (też od kwietnia). W kwestii wypadania trudno jest mi ocenić działanie wcierki, ponieważ od wielu miesięcy nie mam z tym problemów. Przy jej stosowaniu wypadanie moich włosów ani się nie zwiększyło, ani nie zmniejszyło –  pozostawało w normie.

Reasumując: myślę, że wcierka zadziałała u mnie połowicznie: lekko przyspieszyła porost, spowodowała mały wysyp nowych włosów. Nie dostrzegłam jednak żadnego efektu „wow” i obawiam się, że bez pomocy ze strony ziół, które piłam, rezultat jej stosowania oceniłabym na znacznie słabszy. Mimo wszystko nie mogę też uznać, że wcierka była wyrzuceniem pieniędzy w błoto – wierzę, że tak pozytywny skład na pewno chociaż odrobinę mi pomógł w przyroście i wzmocnieniu włosów.

Konsystencja i wydajność

Bardzo wodnista, o brązowym zabarwieniu. Dzięki aplikacji z użyciem atomizera nie spływa z włosów. Przy stosowaniu 2-3 razy w tygodniu starcza na około 3 miesiące używania.

Cena i dostępność

Wcierkę Agafii kupiłam niegdyś w sklepie internetowym Naturashop.pl, kosztowała 16 zł. Najłatwiej dostać ją właśnie przez internet tak jak wszystkie inne kosmetyki rosyjskie – myślę, że najszybciej w którymś z tych sklepów. Cena jest niewysoka, szczególnie, że produkt starcza na 3 miesiące. W sklepach stacjonarnych, chociaż dostępna jest zapewne w niewielu, może być nieco droższa.

Podsumowanie

Myślę, że warto ją przetestować – jest duża szansa, że zadziała, a jeśli nie, to po pierwsze jej cena nie jest wysoka, więc niewielka strata, a po drugie zawsze możemy ją nieco ulepszyć, dodając ulubione półprodukty (w minimalnej ilości, aby uniknąć podrażnień) lub też dolać wcierkę na przykład do maski drożdżowej nakładanej na skórę głowy – nawet takiej domowej, przygotowanej z drożdży piekarskich. W takim wydaniu serum powinno chociaż odrobinę wzmocnić swoje działanie.

Jestem ciekawa opinii osób, które już tej wcierki używały!


Zobacz też:

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Niedziela dla włosów (6): olejek i wcierka Agafii oraz maska Farmona


Tak się złożyło, że od dwóch tygodni mam szwy między innymi na przegubie dłoni, co znacznie utrudnia mi codzienne funkcjonowanie i nawet mycie głowy stanowi mały problem logistyczny :) W ciągu ostatnich dni wszelkie zabiegi pielęgnacyjne ograniczyłam więc do minimum i dopiero w niedzielę, gdy miałam więcej czasu dla siebie, zdecydowałam się na większe spa dla włosów.

W ruch poszedł olejek Agafii „Odżywienie włosów” – specyfik o nieładnym zapachu, ale naprawdę dobrym działaniu – oraz wcierka Agafii „Aktywne serum na porost włosów” – również nieprzyjemnie pachnąca, ale zwierająca moc dobroczynnych substancji. Po wmasowaniu produktów w skórę głowy i włosy założyłam turban termalny Hair Spa i zajęłam się bardziej istotnymi sprawami.

Zanim się spostrzegłam minęły trzy godziny – umyłam więc głowę szamponem Orientany, odsączyłam włosy dość mocno w koszulkę i, po raz pierwszy, nałożyłam odbudowującą maskę Bamboo&Oils firmy Farmona na pół godziny. Muszę przyznać, że (o ile to nie autosugestia!) faktycznie pachnie ona bambusem.

Po zmyciu maski dałam włosom trochę czasu na wyschnięcie i bez czesania podsuszyłam je lekko pod sam koniec, gdy były już tylko lekko wilgotne. Na koniec na końcówki nałożyłam Jedwab Green Pharmacy.

Nie robiłam zdjęcia tuż po, lecz dopiero następnego dnia rano (foto poniżej) – dopiero wtedy jestem w stanie ocenić efekty zabiegów, gdyż tuż po wysuszeniu moje włosy są najbardziej spuszone.

Rezultat? Włosy były w miarę wygładzone i chyba bardziej sztywne niż zwykle – to pewnie zasługa sporej ilości protein zawartych w masce Farmony. Z powodu dzisiejszego upału w ciągu dna zaczęły się jednak nieładnie puszyć na końcach. Niestety, ostatnio nie miałam zupełnie czasu na regularne olejowanie i wydaje mi się, że odbiło się to na wyglądzie moich włosów – będę musiała w maju wrócić do tego zabiegu.


Pozostałe NdW:

Popularne w tym miesiącu: