poniedziałek, 5 września 2016
Zużycia kosmetyczne
Nadal ciężko mi uwierzyć w to, że wakacje już się skończyły a jesień pojawiła się tak nagle. Przyznam, że w głębi serca cieszę się, że mogę wrócić do codziennej rutyny, do przerw na kawę pomiędzy zajęciami na uczelni i do ciepłych ogromnych szali, którymi będę mogła się opatulać. To właśnie wrzesień, a nie styczeń, jest dla mnie miesiącem nowych postanowień i planów. Nie będę ukrywać, że regularne blogowanie jest jednym z tych postanowień. A wraz z nowym rokiem przyszedł czas na pozbycie się pustych opakowań po kosmetykach, których udało mi się zużyć podczas wakacji.
Etykiety:
bareMinerals,
Benefit,
Dove,
Essence,
Garnier,
Inglot,
L'Oreal,
La Roche-Posay,
Lush,
MAC,
Nadur,
Projekt Denko,
Provoke,
Schwarzkopf,
Shiseido,
Technic,
Urban Decay,
Ziaja
piątek, 3 czerwca 2016
Zużycia kosmetyczne
Przygotujcie się na długi post o śmieciach ;) ostatni post o zużyciach kosmetycznych pojawił się w lutym i od tego czasu zużyłam to i owo, ale tylko pielęgnację bo zużywanie kolorówki zupełnie mi nie idzie. Zresztą, ona nie jest do zużywania a używania ;)
Bez zbędnego gadania i przedłużania, zapraszam!
Kolejna butelka płyny micelarnego Garnier, to mój ulubieniec i chyba nie sięgnę po żaden inny micel. Inteligentnie nawilżający krem do twarzy na dzień GO Cranberry KLIK to fajny, lekki krem nawilżający, który na sam koniec zaczął mnie lekko irytować bo za nic nie chciał się skończyć. Morelowy peeling do twarzy St.Ives jest świetnym zdzierakiem, nie należy może do najdelikatniejszych ale warto na niego spojrzeć. Miniatura kremu Total Moisture z Benefit nie do końca mnie zachwyciła, dawała złudne, silikonowe nawilżenie ale przynajmniej ładnie pachniała.
Tonik Clarins KLIK szału nie robił dlatego zużycie go zajęło mi sporo czasu. Plasterki na wągry Pretty ledwo dawały radę. Krem do twarzy Simple też należał do grupy produktów, których używanie masakrycznie się dłużyło. Nic dziwnego, zużycie 125ml kremu może zająć trochę czasu. Krem był całkiem dobry ale wolałabym mniejszą objętość. Maseczka do twarzy Oatfix z LUSH byłą cudowna, delikatna i nawilżająca <3 na pewno do niej wrócę.
Suchy szampon sygnowany marką Boots był bardzo średni i bardzo tani, mimo to o wiele bardziej wolę Batiste. Byłam za to szczerze zachwycona miniaturą nawilżające szamponu Great Lengths, nawet bez pomocy maski czy odżywki zostawiła włosy miękkie w dotyku i gładkie. Za to szampon do blond włosów Sheer Blonde John Frieda to jedna wielka porażka, nie dość, że okropnie oblepiał włosy sprawiając, że cały czas wyglądały jak przetłuszczone to chyba lekko je też przyżółcał. Nie mogę się za to nachwalić serii do blond włosów Touch of Silver Provoke, idealnie ochładza odcień włosów, lekko je przesusza ale da się to naprawić maską do włosów, Nie wiem która to już moja buteleczka tego szamponu,.
Miniatura balsamu do ciała Thalgo, szału nawilżającego nie było ale za to ładnie pachniał chociaż pożegnałam go bez żalu. Po samoopalacz Cocoa Brown, sięgałam przed większymi wyjściami bo dawał dość ciemną opaleniznę. W końcu przypomniałam sobie, że ma stopy i zafundowałam im maskę peelingującą, znowu sięgnęłam po Purederm. Żel do golenia Gillette Satin Care był średni a nawet miałam wrażenie, że podrażnia mi nogi. I kolejna puszka mojego ulubieńca czyli rajstop w sprayu Sally Hansen.
Zakochałam się za to w zapachu balsamu do ciała Roger&Gallet, pachniał słodko, orzeźwiająco i, co dziwne, dobrze nawilżał. Dwie buteleczki samoopalacza Academie, i czuję że na dwóch się nie skończy bo to świetny sposób na błyskawiczną opaleniznę. Pożegnałam też żel pod prysznic Balea, którego zapach umilał mi czas pod prysznicem, ale muszę przyznać, że produkty tej marki już mi trochę obrzydły, Peeling do ciała Tough Scrub z Cocoa Brown miał być żyletą wśród peelingów a okazał się marnym piaseczkiem zatopionym w żelu pod prysznic.
Kolorówkowo nie poszalałam ;) znalazł się tu lakier Essie Bouncer, it's me, którego nie da się użyć bo tak smuży. Dwie miniatury tuszów do rzęs - cudowny Sumptuous Extreme Estee Lauder i poprawny Lash Domination BareMinerals. Zużyłam też odlewkę podkładu MAC Studio Waterweight która, według mnie niczym nie różniła się od tych lekkich podkładów z Maybelline czy L'Oreal.
Ufff, to już wszystko :) znacie coś z moich denkowców? Jak idzie Wam zużywanie?
Etykiety:
Academie,
bareMinerals,
Benefit,
Clarins,
Cocoa Brown,
Essie,
Estee Lauder,
GO Cranberry,
Great Lengths,
John Frieda,
Lush,
MAC,
Projekt Denko,
Provoke,
Purederm,
Roger&Gallet,
Sally Hansen,
Simple,
St.Ives,
Thalgo
poniedziałek, 8 lutego 2016
Zużycia kosmetyczne
Zawsze ciężko jest wrócić ale zawsze mam wtedy w głowie dwa stare dobre przysłowia "jeśli nie wiesz od czego zacząć, zacznij od śmieci' i 'jeśli chcesz poznać blogerkę, spójrz na jej śmieci' i pisanie jakoś lepiej wtedy idzie. Nie wiem dlaczego ale zużycia kosmetyczne zawsze mnie fascynują, lubię oglądać co kto zużył i jak te denka się sprawdziły. Co prawda zakupy interesują mnie ciut bardziej ale śmieci też dadzą radę ;) Ostatni miesiąc nie był obfity ani w zakupy ani w zużycia ale właśnie zamykam okres chaosu i wracam to mojej systematyczności a narazie zapraszam Was do podejrzenia mojej skromnej gromadki.
Saszetka maski oczyszczającej Ziaja zaskoczyła mnie efektami, które zostawiła na skórze twarzy. Znacznie ją oczyściła i odświeżyła a do tego zwęziła pory. Lubię ją :) Olay Total Effects eye cream with a touch of concealer to takie zabawne coś co miało dopasować się do koloru skóry pod oczami i ją nawilżać ale krycie, jak i nawilżenie, miało dość słabe. Bardziej nadaje się na gadżet niż produkt, który trzeba mieć. Dawno temu na blogu pojawiła się recenzja żelu na niedoskonałości Vichy Normaderm Hyaluspot napisana przez moją siostrę. Ten punktowy żel sprawdził się u niej na tyle, że siegnęła po drugie opakowanie, które potem przejęłam ja - ale u mnie nie robił nic.
Błyszczyk L'Oreal Glam Shine mam u siebie hoho i jeszcze trochę więc pora powiedzieć mu adieu. Bardzo lubiłam ten kolor i miliony drobinek, które były w nim zatopione. Z sypkimi minerałami bareMinerals mam bardzo dziwną relację, raz świetnie się w nich czuję i wyglądam raz nie mogę się doczekać żeby toto z siebie zmyć. Ten sypki podkład żegnam z żalem bo ostatnio wyglądał na mnie zabójczo, Chyba jeszcze do niego wrócę.
To wszystko :) jak idzie Wam zużywanie, no i najważniejsze - czy trafiły ostatnio w Wasze ręce kosmetyki, które zrobiły na Was duże wrażenie? Coś co może powinnam mieć? ;)
niedziela, 27 grudnia 2015
Zużycia kosmetyczne
Zawsze ubolewam nad tym, że przygotowania do Świąt trwają o wiele dłużej od samych Świąt, uwielbiam nicnierobienie połączone z wcinaniem moich ulubionych przysmaków. Zbliżający się koniec roku zmotywował mnie do zrobienia porządków w kosmetykach i w końcu moja toaletka wygląda przejrzyściej. Co prawda ostatnie denko pojawiło się zaledwie na początku miesiąca ale w Nowy Rok chciałabym wkroczyć bez śmieci i z czystym kontem tym bardziej, że przez miesiąc zdążyłam zużyć sporo kosmetyków.
Już nigdy, ale to nigdy nie sięgnę po zmywacz do paznokci Sally Hansen, wersja do słabych paznokci jeszcze tylko pogorszyła stan moich pazurów. Scrub do ciała z Bomb Cosmetics przepięknie pachniał limonką a kawałki żurawiny jeszcze bardziej uprzyjemniały zdzieranie naskórka. Niestety nie udało mi się go dokończyć, nie używany przez dwa tygodni zbił się w jedną,wielką bryłę cukru. Olejek do ciała Skin Perfector Garnier Body był taki sobie KLIK, już do niego nie wróce.
Różana woda micelarna z Nuxe świetnie zmywała makijaż oczu i twarzy delikatnie przy tym pachnąc, ale zostanę przy micelu z Garnier, może nie pachnie tak ładnie ale demakijaż nim jest równie skuteczny, no i kosztuje odrobinę mniej ;) Maseczka The Face Shop z glinki wulkanicznej pamięta lepsze czasy, najwyższa pora jej się pozbyć chociaż miło ją wspominam. Nawilżający krem do twarzy Hydra+ z ROC miał lekką konsystencję, ekspresowo się wchłaniał i przyjemnie nawilżał.
O ile nie polubiłam szamponu i odżywki z serii John Frieda Sheer Blonde o tyle z przyjemnością używałam maski do włosów. Świetnie sprawdza się na włosach, które potrzebują dobrej opieki. 30ml buteleczka olejku Macadamia pozostawiła u mnie ambiwalentne uczucia, niby wygładza włosy ale nie jestem pewna czy nie działa tak samo jak tańsze olejki. Miniatura Aussie 3 Minute Miracle Reconstructor utwierdziła mnie tylko w przekonaniu, że moim włosom zupełnie nie odpowiada.
Benetint z benefit wyglądał lepiej na ustach niż na policzkach ale nadal bez szału. Zmęczona podkreślaniem brwi zdecydowałam się na domową hennę. Ta brązowa z Delia wyszła bardzo naturalnie. Szkoda tylko, że jest jej tak dużo a nadaje się do jednorazowego użytku. O Mineral Veil z bareMinerals mówiłam już nie raz, warto się nim zainteresować. Równie ciepło wspominam puder do twarzy Naked Skin z Urban Decay KLIK chociaż do pudru wszechczasów troche mu brakowało. Mam podobne odczucia co do korektora z NYX KLIk, nie jest zły ale mógłby być lekko ulepszony. Bez żalu żegnam pomadkę ochronną Baby Lips z Maybelline. Nadal pamiętam pochwalne recenzje na ich cześć i nadal zastanawiam się co wszyscy w nich widzieli. I tak żegnam się z ubiegającym rokiem :)
Jak minęły Wam Święta?
Etykiety:
Aussie,
bareMinerals,
Benefit,
Bomb Cosmetics,
Delia,
Garnier,
John Frieda,
MacadamiaOil,
Maybelline,
Nuxe,
NYX,
Projekt Denko,
RoC,
Sally Hansen,
The Face Shop,
Urban Decay
piątek, 11 grudnia 2015
bareMinerals / korektor w kremie SPF20
Nie wiem jak Wy, ale często przechodzę okresy fascynacji daną marką wykupując wtedy połowę asortymentu. Nie inaczej było w przypadku kosmetyków bareMinerals, co zresztą da się zauważyć na blogu :) Romans z tą firmę na razie uważam za zakończony ale zostało mi jeszcze kilka produktów, o których opinią chciałam się podzielić bo na próżno szukać ich recenzji w Internecie. Kremowy korektor SPF 20 (109zł/2g) w Polsce dostępny jest w trzech kolorach, w Debenhams znajdziemy aż osiem odcieni.
Mój egzemplarz to Light2, drugi najjaśniejszy odcień, który w opakowaniu wydaje się być dość ciemny i pomarańczowy, na skórze wygląda już trochę jaśniej ale jako że korektora używam tylko do zakrycia niedoskonałości skóry pod oczami wolałabym coś bardziej jasnego. O ile po większość kosmetyków bareMinerals sięgam z przyjemnością tak ten korektor okazał się być słabym ogniwem firmy. Jest bardzo kremowy (co tu okazało się minusem), gęsty i osiada na skórze zamiast się w nią wtopić, chyba że korektora użyjemy tyle co kot napłakał ale wtedy nie ma żadnego efektu. Co prawda dużo zależy od metody aplikacji, gąbką wygląda to lepiej, palcem czy pędzelkiem masakrycznie ale jakbym go nie nałożyła po zdjęciu okularów zawsze znajdę na nich warstwę korektora.
W zależności od tego jak się go nałoży może wejść w linie i podkreślić delikatne zmarszczki. Na szczęście nie tworzy skorupy pod oczami i całkiem dobrze zakrywa niedoskonałości ale to nie wystarcza żeby kiedyś do niego wrócić i spokojnie go polecić bo szału naprawdę nie ma.
Możecie polecić jakiś fajny korektor?
piątek, 27 listopada 2015
bareMinerals / błyszczyk Marvelous Moxie
Od kilku tygodni w każdym sklepie z głośników sączą się świąteczne piosenki a na półkach goszczą świąteczne zestawy kosmetyków, przyznać się co wpadło w Wasze ręce? Mnie jeszcze nic nie skusiło ale podejrzewam, że wraz z rozpoczynającą się sesją wzrośnie mój poziom prokrastynacji i zainteresowania zakupami ;) Na razie jednak nadrabiam zaległości blogowe i dzisiaj na tapecie znajduje się kolejny produkt tak bardzo niedocenianej w Polsce marki, bareMinerals. Marvelous Moxie (85zł/4ml) to nawilżający błyszczyk, który zawiera odżywcze masła: murumuru, shea i z awokado.
W Polsce dostępnych jest dziesięć odcieni, w Debenhams znajdziemy ich aż osiemnaście - do wyboru do koloru. Ja zdecydowałam się na odcień Dare Devil czyli cudowną jeżynę. BłyszczykMarvelous Moxie jest odrobinę gęsty ale dobrze wyprofilowany aplikator pozwala na dokładna aplikację. W swatchach widać małe drobinki, które na ustach nie są wyczuwalne a za to tworzą taflę koloru.
Od błyszczyków nigdy nie wymagam szałowej trwałości, ten z bareMinerals trzyma się około trzech godzin (bez picia czy jedzenia), za to zjada się bardzo stopniowo i nawet po zjedzeniu wygląda całkiem przyzwoicie i świeżo, a usta nadal mają lekko mokry połysk.
piątek, 13 listopada 2015
bareMinerals / Prime Time, rozświetlająca baza pod cienie
Zeszły rok minął mi na fascynacji mineralnymi produktami bareMinerals. Podkłady, cienie, błyszczyki - przetestowałam sporą część tego co firma ma do zaoferowania. Przed wakacjami dostałam próbkę fantastycznej bazy pod cienie Prime Time (ok.80zł/3ml), która zdetronizowała bazę UD. Nic dziwnego, że kiedy odlewka się skończyła to do mojej kolekcji trafił pełnowymiarowy produkt. Baza Prime Time występuje w dwóch odsłonach: Original (to właśnie jej odlewka mnie oczarowała, bardziej nadaje się do matowych cieni) i Brightening, która jest równie idealna co oryginalna wersja.
Rozjaśniająca baza pod cienie Prime Time to mała tubka, która ze swoją wydajnością starczy na długi czas. Baza jest dość lekka i z łatwością rozprowadza sie na powiece ale, tak jak w przypadku wersji Original, szybko zastyga i wymaga precyzjnej i dość płynnej aplikacji bo jak zasycha to na amen, ciężko o jakiekolwiek poprawki.
Prime Time ma świetliste wykończenie i mocno podbija kolor niematowych cieni, nie polecałabym jej do matowych cieni bo tracą tu na swojej matowości ale ja rzadko z takich korzystam więc absolutnie mi to nie przeszkadza. Lubię używać jej solo - cudownie rozświetla, otwiera oko i odświeża spojrzenie.
Przejdźmy do jednak to trwałości. Chyba nie wypada się tym chwalić w blogowym świecie ale zdarza mi się nie zmyć makijażu na noc. I zawsze po czy to po dniu pracy czy po imprezowej nocy cienie na powiekach są nienaruszone, nie są zrolowane, kolory nigdy nie są wyblakłe a eyeliner trzyma się idealnie.
Jakie macie doświadczenia z bareMinerals?
środa, 11 listopada 2015
Kolekcja na środę: rozświetlacze, bronzery i róże
Tegoroczny projekt Kolekcja na środę to największy dowód na to, że jestem słaba w systematyczności i zawsze zostawiam wszystko na ostatnią chwilę a nawet kilka dni po ;) Już miałam wspomnieć, że moja kolekcja rozświetlaczy, bronzerów i róży (różów?) aż tak bardzo nie zmieniła się od zeszłego roku a jednak spojrzałam na tamte zdjęcia i są pewne zmiany ... chyba jednak na lepsze bo jestem w pełni zadowolona z tego co mam i nie planuję adopcji kolejnych egzemplarzy (jeszcze nie!). Postaram się Was nie zanudzić, zapraszam do podejrzenia mojej gromadki.
Etykiety:
bareMinerals,
Benefit,
Bourjois,
Catrice,
Chanel,
City Color,
Clinique,
Kolekcja kosmetyków 2015,
MAC,
Maybelline,
NARS,
NYX,
Physicians Formula,
Soap&Glory,
theBalm,
Urban Decay
niedziela, 11 października 2015
LilOddiette - mój własny beauty box
Nigdy nie ukrywałam, że lubię te wszystkie kosmetyczne pudełka niespodzianki - przerobiłam GlossyBox, She Said Beauty, PowderPocket, Chic Treat Club. Z jednych byłam mniej lub bardziej zadowolona ale z każdego pudełka prawie zawsze udało mi się wyłuskać jakąś perełkę. Zainspirowana filmikami na YouTube, postanowiłam stworzyć swój własny beauty box. I nagle okazało się, że wybranie pięciu czy sześciu kosmetyków, które miałyby pasować każdej potencjalnej subskrybentce to nie lada wyzwanie. Jak dobrze, że to tylko zabawa!
W pudełku LilOddiette pojawiło się pięć kosmetyków, jeden gadżet i dwie próbki - w dodatku jeden z produktów występuję w dwóch wersjach kolorystycznych, każda z nas mogłaby wybrać jaki kolor bardziej nam pasuje. Chyba najwyższa pora na prezentację pudełka?
Do pudełka nie chciałam wrzucić typowej pielęgnacji bo o ile produkty do ciała mogłyby sprawdzić się u każdej z nas o tyle kosmetyki do twarzy już nie - na co osobie z tłustą cerą kosmetyki przeznaczone do cery suchej? Dlatego w LilOddiette Box znalazła się odżywka bez spłukiwania Uniq One sygnowana marką Revlon Professional, to mój hit i odkrycie roku. Nawilża, cudownie pachnie, wygładza, nadaje włosom blasku a do tego ich nie obciąża.
Okrągła szczotka do ciała The Body Shop to wspomniany wyżej gadżet. Połączenie regularnych ćwiczeń i szczotkowania ciała daje naprawdę zadowalające efekty!
Mgiełka utrwalająca makijaż z NYX działaniem nie ustępuje tej z Urban Decay a jest o wiele tańsza. Mineral Veil czyli puder do twarzy z Urban Decay powinien zadowolić te z Was, które lubią produkty mineralne i naturalny efekt na twarzy.
W moim pudełku nie mogłoby zabraknąć szminki MAC - tu do wyboru miałybyśmy jeden z dwóch kolorów, bezpieczny i delikatny Creme Cup i trochę bardziej odważny i zadziorny Girl About Town. Ciekawa jestem jaki kolor wybrałybyście?
Ostatnim produktem, który znalazłybyście w LilOddiette Box jest rozświetlacz Mary-Lou Manizer z theBalm, mój zdecydowany ulubieniec, chociaż wiem, że ma tyle samo przeciwników jak fanów. Chciałabym też dorzucić próbki płynnego podkładu bareSkin z bareMinerals, ot dwie czy trzy żeby każda z subskrybentek pudełka mogłaby go dobrze przetestować.
Jak dobrze, że nie jest to prawdziwe pudełko bo siedziałabym teraz jak na szpilkach czekając na jego werdykt. Co, Waszym zdaniem powinno znaleźć się w pudełku kosmetycznym? Jakie produkty chciałybyście w nim zobaczyć? Czy ... skusiłybyście się na moje pudełko?
poniedziałek, 28 września 2015
Sierpniowo-wrześniowe zużycia kosmetyczne
Gdyby zorganizowany byłby konkurs na najmniejszą zużytą ilość kosmetyków w miesiącu wygrałabym go z palcem w nosie. Za nic nie idzie mi zużywanie a przybywające kosmetyki nie polepszają sprawy. Stan pielęgmacji jeszcze jakoś się zgadza ale kolorówka? Dziękuję i dobranoc, zostanie jeszcze dla moich wnuków - chociaż ostatnio zauważyłam denko w rozświetlaczu Mary Lou może nie jest jeszcze tak źle. Sierpień był nadal intensywnym czasem w pracy, a wraz z początkiem września wróciłam na studia - tu poziom stresu jeszcze bardziej podrósł bo ni chu chu nie ma nigdzie mieszkań. I nie, mieszkanie co tydzień w hotelu ani trochę nie przypomina życia z Gossip Girl ;)
Nie wiem ile miesięcy zajęło mi zużycie kremu pod oczy Aquaporin Active z Eucerin KLIK, nie zrobił na mnie zachwytu za to niejeden krem mógłby pozazdrościć mu wydajności. Niestety, nie jest wart polecenia. Płyn micelarny Pure Active do cery wrażliwej i mieszanej z Garnier tak naprawdę niczym nie różni się od różowej wersji, świetnie zmywa makijaż i chyba już nigdy nie sięgnę po żaden inny micel ( a ostatnio w aptekach pojawiła się Bioderma, która już ani trochę mnie nie kusi).
O fioletowym duecie do blond włosów Touch of Silver z Provoke pisałam już nie raz - to najlepsze produkty tej kategorii w drogeryjnej cenie.
Wykończyłam też rozświetlacz w pisaku Touche Eclat z Yves Saint Laurent KLIK, od razu zaopatrzyłam się w kolejny egzemplarz, tym bardziej, że trafiłam na świetną promocję. Jajko z Real Techniques zaczęło podejrzanie wyglądać dlatego od razu pomaszerowało do kosza. Przy okazji zużyłam do końca bazę pod cienie do powiek bareMinerals, jest jeszcze lepsza od tych z Urban Decay!
Miniaturka emulsji SPF Anthelios 50 z La Roche Posay nie zachwyciła mnie swoją konsystencją, nie lubię takich rzadkich produktów. Odlewki olejku do mycia twarzy z serii Mineralixirs z bareMinerals też nie zrobiły wielkiego wow. Szminki - jedna z Wet'n'Wild druga z Gosh leżały nieużywane od roku, w końcu poszłam po rozum do głowy i z przyjemnością się ich pozbywam.
Zrobiłam też porządek w pędzelkach i do śmieci poleciały dwa egzemplarze sygnowane nazwą Cosmpolitan, które miałam od wieków. Gąbeczka do rozcierania rzadko kiedy była używana a pędzelek do eyelinera niestety stracił swój kształt.
Nie jest tego dużo ale zawsze do przodu ;) a jak Wam poszło zużywanie?
niedziela, 13 września 2015
Kosmetyczni ulubieńcy lata
Lato - było i minęło. Moje wakacje, niestety, zleciały na pracy a dni wolne spędziłam w domu bo jak na złość zawsze wtedy padał deszcz. Ostatnio stwierdziłam, że jeszcze nigdy nie pokazywałam na blogu swoich ulubieńców a podczas lata miałam żelazny zestaw kilku produktów po które sięgałam bardzo często, czasami nawet codziennie.
Wczoraj rano zebrałam towarzystwo i oto są, kosmetyczni ulubieńcy wakacji,
Pielęgnacyjnie jest bez szaleństw. Ot, odżywka bez spłukiwania w sprayu Uniq One z Revlon Professionals towarzyszy mi już od kilku dobrych miesięcy - używam jej na mokre włosy jak i na suche, pomiędzy myciem a moje włosy już dawno tak dobrze nie wyglądały. Są nawilżone, wygładzone, nie plączą się a do tego cudownie pachną. Matująca emulsja do twarzy z filtrem SPF50 czyli Capital Soleil z Vichy szybko się wchłania, współpracuje z podkładami i ani trochę nie zapycha. Nie wiem jak bardzo chroni przed słońcem bo tego nie uświadczyłam ale tak czy tak namiętnie się nim smarowałam. Jajko-balsam do ust z eos o smaku/zapachu mięty cały czas nosiłam w torebce. Co prawda nie jest tak dobry jak masełko do ust Nuxe ale też dobrze nawilża i da się go zaaplikować na usta w higieniczny sposób ;)
Kolorówki jest trochę więcej ale też, jak na mnie, to cienizna. Róż do policzków w odcieniu Azalea in the Afternoon KLIK to zeszłoroczna MACowa limitka. To bardzo delikatny, dziewczęcy i radosny odcień i zawsze zbiera sporo komplementów. Rozświetlacz Mary-Lou Manizer z theBalm KLIK gościł na blogu zaledwie kilka dni temu, chyba będzie z tego miłość do końca życia. W lipcu miałam dość ważną imprezę - planując makijaż wiedziałam, że muszę sięgnąć i po MACową Candy Yum Yum KLIK (swoją drogą gdybym musiała wybrać tylko jedną ulubioną szminkę byłaby to właśnie ta) i po paletkę Urban Decay Naked3 KLIK. Oba produkty pasowały i do sukienki i pięknie wyszły na zdjęciach. Przyznam też, że Naked3 to moja ulubiona naga paletka. Smoky może się schować. Ostatnim ale nie mniej ważnym produktem jest rozświetlająca baza pod cienie Prime Time z bareMinerals. Cudownie wygląda na powiece i solo i pod satynowymi cieniami do oczu.
Ciekawa jestem czy któryś z moich ulubieńców również i Wam przypadł do gustu? Po jakie kosmetyki najczęściej sięgałyście w te wakacje?
środa, 26 sierpnia 2015
Kolekcja na środę:pędzle do makijażu
Pamiętacie jeszcze zeszłoroczne posty o kolekcji kosmetyków? Jak wspomniałam w pierwszym tegorocznym poście o moich zapachach KLIK najwyższa pora na update, przygotujcie się więc na cotygodniowe posty z dużą dawką zdjęć i moje dłuższę jak i krótsze wywody.
Dzisiaj na tapecie wylądowały moje pędzle do makijażu, gdyby ktoś był ciekaw rotacji jaka wystąpiła od zeszłego roku warto zajrzeć do tamtego posta KLIK.
Co jakiś czas chętnie dokupuję pędzelki, mimo że raczej zestaw, który już mam w zupełności mi wystarcza, nowe egzemplarze to już bardziej chciejstwo aniżeli prawdziwa potrzeba.
Stippling brush z Real Techniques nadal jest przeze mnie używany do aplikacji podkładu i bronzerów w musie. Perfecting Face z bareMinerals używam wyłącznie do podkładu tej samej marki KLIK, i mimo trudności w domyciu tego pana jestem z niego zadowolona. Po Hakuro H52 sięgam teraz coraz częściej, zaskoczył mnie tym, że zupełnie nie zostawia smug a jedynie przepiękny, idealny efekt jaki daje. Max Coverage Concealer jest w użyciu raczej rzadko, u mnie znajdziecie go w duecie z korektorem tej firmy ale nadal nie mogę przekonać się do syntetycznych pędzelków do korektora.
Pędzel do pudru 150 z MAC to mój numer jeden z którym bardzo rzadko się rozstaję i służy mi do aplikacji każdego rodzaju pudrów. Ma już ponad dwa lata a nadal trzyma formę, dosłownie nic się z nim nie dzieje, Full Flawless Face z bareMinerals towarzyszy mi w aplikacji mineralnego pudru tej samej firmy. A all-purpose brush z Beter jest wyjątkowo duży, miękki i giętki do oprószenia twarzy Meteorytami.
Pędzel jajo contour brush z Real Techniques to pędzel dwuzadaniowy. Lubię używać go do aplikacji rozświetlacza i to robię najcześciej ale co jakiś czas sięgam po niego również do konturowania co raczej powinno być jego przeznaczeniem ;) Pointed foundation brush tej samej firmy ogląda światło dzienne bardzo rzadko, nie do końca go lubię. Czasami od biedy używany jest tylko do aplikacji rozświetlacza. Flawless Face z bareMinerals służy mi do nakładania sypkiego bronzera tej samej firmy, co też dość rzadko się zdarza. Do codziennej aplikacji bronzera używam pędzla z EcoTools, to chyba pędzel do pudru, kupiony w zestawie dobrych kilka lat temu. RT buffing brush również jest bardzo rzadko używana i jest wtedy do wszystkiego - pudru, różu, rozświetlacza. Pędzel miniatura Bobbi Brown jak i MAC 116 to najfajniejsze pędzle do różu jakie miałam. Zgrabne, dość zbite kuleczki, które są przyjemne w użyciu.
A tu już pędzle, które są ale tak jakby ich nie było bo używam ich albo bardzo sporadycznie albo ... nigdy. Obustronny pędzelek dołączony do paletki bareMinerals jest ciut za mały żeby wygodnie leżał w dłoni. Grzebyk do brwi i rzęs EcoTools słabo się sprawdza a w dodatku zupełnie nie mogę go domyć. Deluxe crease brush RT nie przetrwał podróży i złamał się w połowie. Bardzo żałuję, bo lubiłam go używać i trzymam go teraz z czystego sentymentu. Detailer brush RT używam raz na ruski rok do aplikacji szminek. A ichni brow brush jest za gruby i do kresek na powiekach i brwi.
Po szybkich kalkulacjach wychodzi, że mam teraz 14 pędzli do twarzy (to o kedną sztukę więcej niż w zeszłym roku), 17 pędzelków do makijażu oczu (w zeszłym roku miałam ich tylko 11) i jeden pędzelek do ust (tu bez zmian).
Ilę pędzli skrywa Wasza kolekcja?
Subskrybuj:
Posty (Atom)