piątek, 9 września 2016

New in / nowości

W końcu udało mi się zebrać wszystkie nowości tego lata, a większość z nich jest jeszcze z maja! Do nadrobienia został mi jeszcze post z ulubieńcami lata i mogę zabrać się za recenzje produktów, które służą mi już od ponad roku. Taki mam zapłon. Zresztą, wakacje upłynęły mi bardziej na zakupach ubraniowo-obuwniczych i w nosie miałam kosmetyki. Chyba mam za duży przesyt kolorówką i za mało czasu na jej używanie ale mam nadzieję, że teraz to się zmieni. A teraz zapraszam Was na krótką prezentację moich nabytków :) 


poniedziałek, 5 września 2016

Zużycia kosmetyczne

Nadal ciężko mi uwierzyć w to, że wakacje już się skończyły a jesień pojawiła się tak nagle. Przyznam, że w głębi serca cieszę się, że mogę wrócić do codziennej rutyny, do przerw na kawę pomiędzy zajęciami na uczelni i do ciepłych ogromnych szali, którymi będę mogła się opatulać. To właśnie wrzesień, a nie styczeń, jest dla mnie miesiącem nowych postanowień i planów. Nie będę ukrywać, że regularne blogowanie jest jednym z tych postanowień. A wraz z nowym rokiem przyszedł czas na pozbycie się pustych opakowań po kosmetykach, których udało mi się zużyć podczas wakacji.

poniedziałek, 28 września 2015

Sierpniowo-wrześniowe zużycia kosmetyczne

Gdyby zorganizowany byłby konkurs na najmniejszą zużytą ilość kosmetyków w miesiącu wygrałabym go z palcem w nosie. Za nic nie idzie mi zużywanie a przybywające kosmetyki nie polepszają sprawy. Stan pielęgmacji jeszcze jakoś się zgadza ale kolorówka? Dziękuję i dobranoc, zostanie jeszcze dla moich wnuków - chociaż ostatnio zauważyłam denko w rozświetlaczu Mary Lou może nie jest jeszcze tak źle. Sierpień był nadal intensywnym czasem w pracy, a wraz z początkiem września wróciłam na studia - tu poziom stresu jeszcze bardziej podrósł bo ni chu chu nie ma nigdzie mieszkań. I nie, mieszkanie co tydzień w hotelu ani trochę nie przypomina życia z Gossip Girl ;)



Nie wiem ile miesięcy zajęło mi zużycie kremu pod oczy Aquaporin Active z Eucerin KLIK, nie zrobił na mnie zachwytu za to niejeden krem mógłby pozazdrościć mu wydajności. Niestety, nie jest wart polecenia. Płyn micelarny Pure Active do cery wrażliwej i mieszanej z Garnier tak naprawdę niczym nie różni się od różowej wersji, świetnie zmywa makijaż i chyba już nigdy nie sięgnę po żaden inny micel ( a ostatnio w aptekach pojawiła się Bioderma, która już ani trochę mnie nie kusi).


O fioletowym duecie do blond włosów Touch of Silver z Provoke pisałam już nie raz - to najlepsze produkty tej kategorii w drogeryjnej cenie.


Wykończyłam też rozświetlacz w pisaku Touche Eclat z Yves Saint Laurent KLIK, od razu zaopatrzyłam się w kolejny egzemplarz, tym bardziej, że trafiłam na świetną promocję. Jajko z Real Techniques zaczęło podejrzanie wyglądać dlatego od razu pomaszerowało do kosza. Przy okazji zużyłam do końca bazę pod cienie do powiek bareMinerals, jest jeszcze lepsza od tych z Urban Decay!


Miniaturka emulsji SPF Anthelios 50 z La Roche Posay nie zachwyciła mnie swoją konsystencją, nie lubię takich rzadkich produktów. Odlewki olejku do mycia twarzy z serii Mineralixirs z bareMinerals też nie zrobiły wielkiego wow. Szminki - jedna z Wet'n'Wild druga z Gosh leżały nieużywane od roku, w końcu poszłam po rozum do głowy i z przyjemnością się ich pozbywam.


Zrobiłam też porządek w pędzelkach i do śmieci poleciały dwa egzemplarze sygnowane nazwą Cosmpolitan, które miałam od wieków. Gąbeczka do rozcierania rzadko kiedy była używana a pędzelek do eyelinera niestety stracił swój kształt.

Nie jest tego dużo ale zawsze do przodu ;) a jak Wam poszło zużywanie?

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Czerwcowo-lipcowe zużycia kosmetyczne


O ile pamięć mnie nie myli to niemal od początku prowadzenia bloga okres wakacyjny to zawsze czas kiedy jak wyrodna matka porzucam swoje dziecko. Ot, niektórzy wypoczywają w tym okresie a niektórzy cierpią na brak czasu spowodowany pracą, są na sali jakieś kelnerki? Mimo to, co jakiś czas z tęsknotą myślę o LilOddiette i obiecuję sobie powrót. Mam tak dużo zaległości, że nie wiem w co włożyć ręce, chciałabym pokazać Wam wszystko bo trafiłam na kilka fajnych produktów. Na pewno będzie tu więcej kolorówki niż pielęgnacji, nie przepadam za recenzjami produktów pielęgnacyjnych i ciężko pokazać na zdjęciach ich efekty.
Mogę jednak Was zapewnić, że nie zmieniło się jedno - nadal szaleję za produktami do ust, ta obsesja chyba nigdy się nie skończy. Jednak zanim na blogu pojawią się recenzje szminek warto zrobić porządek w ostatnich zużyciach kosmetycznych.








Kiedy w zeszłym roku kupiłam buteleczkę samoopalacza WOW Brown Ready to Glo nie spodziewałam się po nim zbyt wiele. A jednak to najlepszy taki produkt jaki do tej pory testowałam - daje bardzo naturalny i długotrwały efekt, nie śmierdzi, nadaje się do użycia na twarz - nie znalazłam w nim ani jednej wady. Na pewno do niego wrócę. Dwa żele pod prysznic z Dove to nic szczególnego, myją bo myją ale zapachowo są takie sobie. Pianka do golenia Gillette to bubel jakich mało, powodowała u mnie okropne podrażnienia. Zdzierak do ciała The Breakfast Scrub z Soap&Glory oczarował mnie swoim zapachem, cudowne połączenia bananów, miodu i syropu klonowego, przypomina mi coś co już znam, miałam ale za nic nie pamiętam co to było. To całkiem mocny peeling ale nie da się zrobić nim sobie krzywdy. Polecam!



Fioletowy szampon i odżywka do blond włosów z Provoke nie raz i nie dwa pojawiały się już na blogu, są naprawdę najlepsze w swojej kategorii. Odżywka do blond włosów z serii Sheer Blonde z John Frieda lepiej sprawowała się odkąd mam krótkie włosy, nie wiem od czego to zależy.



O czyściku do twarzy Dark Angels z LUSH pisałam tu KLIK i zdanie podtrzymuję, to świetny produkt ale nie do cery suchej/normalnej. Woda micelarna Garnier to mój hit, nie wiem ile opakowań udało mi się już zużyć. Effaclar Duo+ z La Roche Posay sprawował się dokładnie tak samo jak starsza, bezplusowa wersja, naprawdę nie widziałam między nimi różnicy.



Po raz kolejny udowodniłam sobie, że minerały sprawdzają się u mnie jedynie w chłodne dni, oryginalna wersja podkładu bareMinerals w odcieniu Golden Medium całkiem ładnie komponowała się z opalenizną z butelki. Lakier nawierzchniowy Sally Hansen Advanced Hard as Nails dobrze utwierdzała lakier, używana solo przez dłuższy okres sprawiała, że paznokcie stały się twarde i szybciej rosły. Saszetkowo nie zaszalałam co widać na zdjęciu, nic mnie nie zachwyciło na tyle żeby się rozpisać.

To ja zostawiam Was ze śmieciami i lecę przygotować recenzję pewnych dwóch mazideł do ust. Do zobaczenia!

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Listopadowe zużycia kosmetyczne

Z jakiegoś powodu pierwszy dzień każdego miesiąca jest dniem kiedy każdy na Facebooku czuje obowiązek poinformowania innych o tymże dniu. Na takie posty zawsze patrzyłam z przymrużonym okiem do czasu kiedy zorientowałam się, że blogi kosmetyczne podobne są do tych Facebookowych nadgorliwców bo kto jak nie my sumiennie prezentuje swoje zużycia na początku miesiąca. Pod względem zużyć listopad był bardzo dobrym miesiącem, zużyłam sporo, uszczupliłam trochę zapasów, jest dobrze.



Suchy szampon Garnier Ultimate Blends okazał się taki sobie. Niby robił co miał robić, ładnie pachniał ale sprawiał, że włosy były szorstkie i nieprzyjemne w dotyku. Maseczka jajeczna z apteczki babuni na moich włosach była wielką klapą. Długo nie mogłam dojść dlaczego na głowie zawsze miałam strzechę, dopiero kończąc maskę zrozumiałam, że to jej wina. Widocznie moje włosy się z nią nie lubią. Na niekorzyść tej maseczki przemawia też jej rzadkość, spływa z włosów i jest okropnie niewydajna.


O różanym kremie do twarzy Garden Roses z Make Me Bio pisałam już tu KLIK. Bardzo dobry, godny polecenia produkt. Deep Pore Charcoal Cleanser z Biore KLIK był taki sobie. Na zdjęciu widać, że w butelce zostało jeszcze trochę żelu,niestety nie udało się go wypompować. Szkoda,
Krem Hydreane Riche z La Roche Posay to mój hit. Uwielbiam go za mocne nawilżenie, jego delikatną konsystencję i świetną wydajność, To moje drugie ale nie ostatnie opakowanie.


Podkład bareSkin z bareMinerals to świetny produkt KLIK. Chętnie rozdaję jego próbki bo warto się nim zainteresować. Mineral Veil tej samej firmy to puder, którego używam z przyjemnością i to do każdego podkładu. Za to sypki podkład mineralny, tu w odcieniu light W15 nie do końca się u mnie sprawdził KLIK. Muszę jednak przyznać, że odrobinę lepiej zachowywał się w chłodne, listopadowe dni aniżeli w gorętszym okresie.


Zużyłam też błyszczyk Petite Indulgence z zeszłorocznej MACowej świątecznej kolekcji, Świetnie czułam się w tym odcieniu, może jeszcze kiedyś uda mi się go dorwać. Miniatura tuszu do rzęs The Body Shop miała dość suchą konsystencję, lekko się osypywała. Skutecznie zniechcęciła mnie do zainwestowania w pełnowymiarowy produkt. Bez żalu wyrzucam opakowanie Lipcote, ani razu nie odważyłam się użyć tej bejcy. Śmierdzi okropnie lakierem. Balsam do ust Born Lippy z The Body Shop fajnie nawilżał ale nie do końca pasował mi jego, odrobinę duszący zapach.

Na głównym zdjęciu znajdziemy też odlewkę kremu pod oczy z bareMinerals, dobry, nawilżający krem ale nie wiem czy jest na tyle dobry żeby wydać na niego niecałe 30euro. Mała fiolka perfum Flowerbomb zupełnie mnie nie oczarowała a spodziewałam się po niej wiele biorąc pod uwagę bardzo pozytywne opinie o tym zapachu, Perfumy Valentina Valentino też mnie rozczarowały, nic specjalnego, o.

Co udało Wam się zużyć w listopadzie?

środa, 1 października 2014

Wrześniowe zużycia kosmetyczne

Szczerze nie znoszę września. Dopada mnie wtedy powakacyjny kryzys, bo już nie da się wylegiwać na plaży, bo jesienna plucha, bo znajomi się rozjeżdżają, takie to życie jakieś markotne. Jednak wrzesień ma też swoje dobre strony, lubię wtedy przetrzepać moje rzeczy i pozbyć się tych, które mi zawadzają. Takim sposobem oddałałyśmy z mamą kupę worków z ubraniam do charity shop a ja zmotywowałam się do zdenkowania zachomikowanych resztek kosmetyków. Październik zaczynam o wiele lżejsza ;-) 



Nie zauważyłam żadnych spektakularnych właściwości wody termalnej Vichy. Ot, woda jak woda. Tyle że pod koniec okazało się, że ma okropny atomizer, który zaczął ordynarnie wypluwać z siebie ogromne krople wody. O wodzie z La Roche Posay pisałam ponad rok temu. Przyjemna ale mam teraz ochotę na zmianę.


Pianka do mycia twarzy sygnowana Boots to mój ulubieniec. Kosztuje groszy, oczyszcza a nie podrażnia skóry twarzy. Serdecznie ją polecam. Pianka z L'Occitane to nic specjalnego i niczym nie różni się od tej z Boots, może nawet wypada trochę słabiej. Na szczęście kupiłam ją na sporej przecenie. 


Balsam do ciała Lady Rebel miał piękny, intensywny zapach. Czasami był jednak zbyt intensywny i czsami wywoływał bóle głowy. Miniatury produktów Lavera znalazłam w pudełkach Powderpocket. I krem do rąk i żel pod prysznic zaskoczyły mnie swoją delikatnością ale i zachwycającym działaniem. Mam ochotę na więcej.


Zmywacz do paznokci Sally Hansen jest całkiem w porządku, dlatego mam już jego drugie opakowanie. O olejku do włosow Moroccan oil pisałam na początku mojej blogowej kariery. Jasne, napakowany jest silikonami ale uwielbiam jego zapach :-) czy kupię ponownie? Może za jakiś czas.


Korektor pod oczy Fake Up z BeneFit jest idealny, krył a jednocześnie nawilżał, do tego starczył mi na bardzo długo. Na pewno kiedyś znowu po niego sięgnę. BeneFitowy Sun Beam pięknie podkreślał opaloną cerę. Wyrzucam bo mam tą miniaturę od prawie dwóch lat, była dodatkiem do gazety. Kupię go ponownie ale tylko w mini wersji bo i ta jest bardzo wydajna. 
Odlewka kremu pod oczy All About Eyes z Clinique dobrze nawilżał skórę pod oczami. Nie jestem jednak przekonana do ceny pełnowymiarowego opakowanie i dlatego narazie nie planuję jego zakupu.


Miniatura tuszu do rzęs bareMinerals wylatuje bo nie robiła nic z moimi rzęsami, tylko trochę je przyciemniała. Do kosza poleciał też mazak do robienia poprawek w makijażu Oceane przydawał się kiedy odbijał mi się tusz lub eyeliner na powiece. A eyeliner w flamastrze be a ... Bombshell był masakrycznie gruby i masakrycznie śmierdział. Nigdy więcej. 

Głupie to ale podobają mi się moje zużycia. Znalazło się tu trochę pielęgnacji i makijażu, jakaś równowaga została zachowana ;-) 

wtorek, 2 września 2014

Sierpniowe Zużycia Kosmetyczne

Wrzesień od malenkości kojarzył mi się ze zbieraniem jarzębiny, robieniem kasztanowych ludzików i pierwszym dniem w szkole, którą, o dziwo, bardzo lubiłam. Potem po przeprowadzce do Irlandii ta jesienna aura gdzieś się zgubiła i wrzesień teraz niczym się nie wyróżnia dlatego przywitałam go z głośnym 'meh'. Sierpień był owocny w zużycia, wszystko poszło jakoś tak lekko, bez żadnej spiny. 



O Let the Good Times Roll z Lush pisałam już ponad rok temu. To mój ulubiony czyścik do twarzy i szczerze cieszę się, że można go teraz kupić przez cały rok. Płyn micelarny z Biodermy okazał się taki sobie, bez szału. Wolę Garniera. Miniaturka kremu Clinique to kolejny niewypał ale o tym już pisałam przy okazji 3 kroków.


Mgiełka do ciała Balea towarzyszyła mi w ciepłe dni, otaczając mnie słodkim, orzeźwiającym zapachem. Dezodorant Dove jak dezodorant, robił to co trzeba. 


W sierpniu odniosłam mały sukces bo udało mi się zużyć sporo, jak na mnie, kolorówki. Korektor w pisaku Golden Rose zużyłam w kilka miesięcy, tak bardzo go polubiłam, że stosowałam codziennie, również do konturowania.  Błyszczyk MAC w odcieniu Narcissus pochodzi z limitki Tropical Taboo. Piękny odcień, od którego byłam uzależniona. Tusz do rzęs sygnowany nazwiskiem Kate Moss z Rimmel to wielka klapa. Ogromna, nieporęczna szczota i bardzo mokra konsystencja przemawiają na jego niekorzyść. Tusz kupiłam w maju i nadal jest okropnie mokry, ścieka z rzęs, odbija się o górną powiękę i daje okropny efekt. Miniatura kremu BB z Ginvera to istny cud, miód i orzeszki. Pewnie sięgnę po pełnowymiarowe opakowanie w przyszłe wakacje.


Miniaturka toniku z Yonka zaskakująco miał przyjemny, ziołowy zapach. W zapasach mam sporo tych produków więc mimo wszystko nie będę szukać pełnowymiarowego opakowania. Kolejna miniaturka, tym razem Effeclar duo z La Roche Posay, chyba nie muszę go nikomu przedstawiać. Nie potrafiłam zużyć mleczka do twarzy i do ciała z Ying Yang Cosmetics bo jego lejąca konsystencja jakoś mnie obrzydzała.


Maska do włosów firmy bezimiennej była całkiem fajna, chociaż odrobinę obciążyła mi włosy. Maseczka do twarzy Montagne Jeunesse, która przyleciała do mnie wraz z Chic Treat Club pozwoliła mi na chwilę relaksu, zostawiając miękką i przyjemną cerę. 

Musicie przyznać, że całkiem dobrze mi poszło w sierpniu ;-) 

czwartek, 21 sierpnia 2014

LRP Hydreane Riche / nawilżający krem do twarzy

Znalezienie kremu do twarzy, który zasłużyłby na miano idealnego to nie lada gratka. Swoje poszukiwania zakończyłam w styczniu bo to wtedy po raz pierwszy zwróciłam uwagę na ofertę La Roche Posay. Zaczęło się bardzo niewinnie bo od kremu Effeclar Duo, który, według mnie, potrzebował towarzystwa czegoś dość dobrze nawilżającego. W ciemno postawiłam na Hydreane Riche (59zł/40ml) i to był strzał w dziesiątkę.


Mała, niepozorna tubka a skrywa w sobie prawdziwego cudotwórcę. Koi i uspokaja skórę, pozostawia ją sprężystą i ujędrnioną, widać, że jest o wiele zdrowsza. Idealnie nawilża, zapobiega suchym skórkom, sprawia, że skóra twarzy wygląda na pozbawioną niedoskonałości.
Hydreane Riche to też krem idealnie współgrający z makijażem, chociaż preferuję używanie go na noc. W ciagu kilku minut wchłania się w cerę, zostawiając ją matową. Podkład rozprowadza się na twarzy z łatwością i wspaniale wtapia się w skórę.



Hydreane Riche pachnie przyjemnie i nienachalnie. Jednak sporym problemem jest tu wydajność tego kremu, która przy codziennym stosowaniu jest równa zeru. Po pierwszym opakowaniu kremu używam go teraz co drugi dzień, żeby mieć wszystko pod kontrolą. Właśnie kończę drugie opakowanie i wiem, że sięgnę po trzecie bo Hydreane Riche jest tego warty.

czwartek, 14 sierpnia 2014

Recenzja na skróty

Przeglądając zdjęcia jakie trzymam w laptopie dojrzałam sporo folderów z kadrami produktów, które albo mi nie podpasowały albo nie miałam o nich nic ciekawego do powiedzenia oprócz dwóch czy trzech zdań. To może by tak zrobić szybki post z recenzją każdego z nich w telegraficznym skrócie? Naprawdę, sytuacja w której tylko mogę wygrać bo a) w końcu będę mogła pozbyć się tych zdjęć i b) ponarzekać na kosmetyki, które zupełnie się u mnie nie sprawdziły lub c) napisać kilka słów o miniaturach bez poświęcenia im osobnych notek.


Bronzer 2 z HD Brows przyleciał w jakimś kosmetycznym pudełku. Szybko jednak został oddany w lepsze ręce bo ani jego mocno pomarańczowy odcień ani to jak bardzo się pylił przy lekkim dotyku pędzlem nie przypadły mi do gustu.


Ten sławny Insta Dri z Sally Hansen też nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia. Tak, przyspiesza czas wysychania lakieru, nabłyszcza płytkę ale nie zauważyłam żeby przedłużał trwałość lakieru na paznokciach. 


Effeclar K z La Roche Posay to, w przeciwieństwie do dwóch powyższych panów, produkt, który przypadł mi do gustu. Sięgnęłam po niego po kuracji z Effeclar Duo, używałam go codziennie przez dłuższy czas żeby teraz sięgać po niego od czasu do czasu bo wyprowadziłam cerę na prostą. 


Miniaturki Clinique dostałam przy okazji zakupów. Tusz do rzęs High Impact Mascara podkreślał rzęsy ale nie na tyle żebym określiła to efektem wow i sięgnęła po pełnowymiarowy produkt. Chubby Stick to też zupełnie nie moja bajka. Kolejny raz przekonuję się, że to co jest hitem blogosfery mnie akurat nie zachwyca. Poczwórne cienie w odcieniu Pink Chocolate to bardzo bezpieczne kolory, na tyle bezpieczne, że w swojej kolekcji mam już sporo takich kolorów i ta mini paletka też powędrowała do innej toaletki.
Sól morska w sprayu od Paul Mitchell miała wyczarować na głowie lekkie fale, ot, taki beach hair. W zamian sklejała włosy, były bardzo szorstkie w dotyku a fale mogłam podziwiać, tak, ale jedynie te morskie. W letnie dni wolę wskoczyć do morza, spędzić kilka godzin na plaży i uzyskać plażowe włosy w naturalny sposób, bez wydawania kupy pieniędzy. 


czwartek, 17 lipca 2014

Moja aktualna pielęgnacja twarzy

Patrząc na mojego bloga możnaby odnieść wrażenie, że z pielęgnacją jestem na bakier. To, że o wiele bardziej lubię pisać o kolorówce nie znaczy, że podkład nakładam na nieumytą twarz a kotom daję buziaki spierzchniętymi ustami. Postanowiłam więc zebrać wszystkie kosmetyki pielęgnacyjne których teraz używam w jeden post. Koniec zeszłego roku przyniósł ze sobą nieciekawe wypryski, które udało mi się zwalczyć a aktualnie moja cera jest mieszana w kierunku suchej. Na zdjęciach przewinie się sporo produktów, nie znaczy to, że każdy z nich nakładam codziennie. Niektóre z nich używane są raz w tygodniu, niektóre co drugi dzień. Nie ze wszystkich produktów jestem zadowolona w 100% ale najważniejsze, że mój plan pielęgnacyjny działa i nie mam już większych problemów z cerą, na zmiany przyjdzie czas niedługo. 



Dzień zaczynam od umycia twarzy pianką z wyciągami z drzewa herbacianego i oczaru wirginijskiego, którą kupiłam w Boots. Kosztowała grosze a jest naprawdę godna polecenia, nie podrażnia skóry twarzy, nie ściąga jej a delikatnie oczyszcza z nocnych zanieczyszczeń. Tonizuję się produktem z Clarins - Extra Comfort Toning Lotion. Nie jest to produkt idealny, potrzebuje czasu żeby się wchłonąć ale odświeża cerę i przygotowuje ją do dalszych zabiegów.


Pod oczami ląduje żel Stop the Clock z Bia Beauty. Jedno jest pewne, po zdenkowaniu go na pewno sięgnę po coś innego. Nie przemawia do mnie jego śluzowata konsystencja i znikome nawilżenie. Buzię nawilżam kremem Garden Roses z Make Me Bio. Wystarczy naprawdę odrobina żeby skóra była miękka w dotyku i przygotowana do makijażu .

Opcjonalnie, kiedy nie wychodzę z domu na twarz, i tak naprawdę na całe ciało, nakładam Bio-Oil. Niestety, ospa zostawiła po sobie niezbyt urocze ślady i jestem zdeterminowana żeby je wytępić. I znowu, tym bardziej jeszcze bardziej opcjonalnie, w dni kiedy nie noszę makijażu na pyszczku ląduje Vichy Capital Soleil Spf 50. Wersja matująca, która nie bieli, świetnie się wchłania. Jestem przeciwna takim praktykom ale zrobiłam kilka testów pod tym kątem - pod makijażem też świetnie się sprawdza.


Wieczorny rytuał zaczynam od demakijażu. Tu do akcji wkracza Bioderma Sebium H2O. Nie mam porównania do tej słynnej różowej wersji ale robi to co ma robić. Potem myję twarz moim najnowszym dobytkiem, Deep Pore Charcoal Cleanser z Biore. Podobno to ulubiony produkt najmłodszych sióstr Kardashian, to czy i ja go polubię okaże się za jakiś czas. Tydzień to stanowczo za mało na jakiekolwiek osądy. Na końcu twarz przemywam tonikiem z fizjologicznym pH czyli Physiological Soothing Toner z La Roche-Posay. Pozbywa się wszelkich resztek makijażu, które mogły się uchować, odświeża twarz i, znowu, przygotowuje ją do dalszych zabiegów.


Kiedy pisałam recenzję kremu/masła kakowego do twarzy z Ziaji, nie sądziłam, że wrócę do niego po kilku miesiącach żeby stwierdzić, że stosowany raz na kilka dni ładnie poprawia koloryt twarzy. Effeclar Duo wyprowadził moją cerę na prostą a Effeclar K pilnuje żeby nie pojawiły się na niej kolejne niespodzianki. Używam go co drugą noc, jedynie na strefę T. A kiedy potrzebuję porządnej dawki nawilżenia na twarzy ląduje mocno nawilżający Hydreane Riche, też z La Roche-Posay. To naprawdę produkt godny polecenia.

Peelingowo nie szaleję. Nadal zużywam mój zapas Let The Good Times Roll z LUSH. To mój ulubiony czyścik tej firmy i myślę, że zawsze będzie u mnie gościł. Jakiś czas temu naszło mnie na peeling enzymatyczny a wybór padł na Ziaję Nuno. W tym samym czasie zaczęłam trzy kroki Clinique i na twarzy pojawiła mi się piękna kaszka dlatego musiałam odstawić ten peeling.Teraz znowu do niego wróciłam, bardzo ostrożnie, nie do końca systematycznie. Wielkich efektów nie widzę ale to pewnie przez moją nieregularność.


W koszyczku z próbkami mam dziesiątki saszetek z maseczkami dlatego nie sięgam po duże tuby z tymi specyfikami. Jednak w zeszłym roku skusiłam się na No Clogs Allowed z Soap&Glory . Jest już na wykończeniu i mimo że bardzo ją lubię nie kupię jej po raz kolejny. Obok niej to Masque Creme Fraiche de Beaute z Nuxe. Dostałam ją jakiś czas temu i jestem zachwycona jej właściwościami nawilżającymi, jednak ma też swoje słabe strony.


I już takie dodatkowe produkty. Maseczki na twarzy często dokarmiam wodą termalną, tym razem mam tą z La Roche-Posay. Wypryski pojawiają się u mnie bardzo rzadko ale jak już są to traktuję je Grease Lightning z LUSH. Nie jest to żadna torpeda w tej kwestii ale delikatnie je zmniejsza. Kolejny LUSHowy produkt po który często sięgam niestety nie załapał się na zdjęcie ale ichni peeling do ust o zapachu Bubblegum  zostawia usta gładkie i gotowe na porcję miodku do ust Reve de Miel z Nuxe. W swoim zbiorze mam sporo produktów do ust ale ten balsam jest wśród nich numerem jeden.

To już wszystko. Nie wiem czy tak naprawdę jest tego dużo czy mało, dla mnie to ilość zadowalająca i spełniająca moje potrzeby. A jak wygląda Wasza pielęgnacja twarzy?

czwartek, 29 maja 2014

Majowe zużycia kosmetyczne

Gdybym miała porównać maj do czegokolwiek powiedziałabym, że był jak torpeda. Te dni zleciały mi nie wiadomo jak i nie wiadomo na czym. Jeżeli kolejne miesiące też mają takie być to ja dziękuję postoję. Nie wiem dlaczego zima tak się dłuży a słoneczne, ciepłe i letnie dni pędzą jak w oka mgnieniu. Jakoś te comiesięczne posty z zużyciami uświadamiają mi, że to już koniec miesiąca. Systematyczność nie zawsze mi się podoba ;-) Maj okazał się być obfity w zużycia, w woreczku znalazłam masę pustych produktów, sami zobaczcie. 



Mistrzem drugiego planu jest pan Bazyli, który się nie myli ;-) Adoptowany ponad miesiąc temu nadal przyzwyczaja się do nowego miejsca. Zabawne jest kiedy wychodzi na dwór i zwiedza, rozgląda się jak turysta. Jedyne czego mu brakuje to mały aparat fotograficzny. Ale ja nie o kocie chciałam. Bloker Perspirex był świetny dopóki nie znalazłam jego tańszego odpowiednika z Ziaji. Krem Nivea Soft przydaje się do szybkiego nawilżenia skóry ciała, na przykład przed nałożeniem samoopalacza. Masełko do ciała Nip+Fab zużyłam na spółkę z resztą domowników. Jego zapach okazał się dla mnie  jednak zbyt duszący. Cieszę się, że nie zdecydowałam się na pistacjową wersję bo poniuchany w sklepie śmierdział okropnie.


O szamponie i odżywce Glad Hair Day z Soap&Glory pisałam już jakiś czas temu. Wybaczcie ale nie potrafię dodawać linków na allikacji bloggera. Nie byłam zadowona z tego duetu dlatego już do nich nie wrócę. 


Przetrzepując torebki, których nie nosiłam od wieków znalazłam flakonik wody toaletowej Playboy. Przyznam szczerze, że nie pamiętam jak dokładnie pachniała. Podejrzewam, że bardzo słodko. Woda perfumowana Heat by Beyonce gościła u mnie od kilku lat. Na początku uwielbiałam ten zapach potem okazał się duszący i powodujący ból głowy.


Krem pod oczy Contour des Yeux Prodigieux z Nuxe gościł u mnie na blogu kilka dni temu. Zero nawilżenia, nic tylko wielkie rozczarowanie. Effeclar K z La Roche-Posay zagościł u mnie po niezbyt udanym romansie z trzema krokami Clinique. Jest dobrze, co prawda pojawiają się u mnie na twarzy niespodzianki ale szybko się goją i nie są wielkie. Zakupiłam już drugie opakowanie.


Na dnie buteleczki podkładu Nude Magique Eau de Teint z L'oreal, o którym też oczywiście pisałam, zostało trochę podkładu. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie kiedy po kilku tygodniach znowu po niego sięgnęłam a podkład ... zasechł. I pupa zbita, poleciał do pustaków. Lakier z blogerskiej kolekcji Wibo w kolorze Blue Lake okropnie zgęstniał. Szkoda bo bardzo go lubiłam, kolor przyciągał wzrok i był naprawdę trwały. Miniaturka tuszu do rzęs High Impact Mascara z Clinique okazał się być dość dobrym tuszem. Podobał mi się efekt jaki dawał na rzęsach jednak nie na tyle żeby sięgnąć po pelnowymiarowe opakowanie. 


Dwa tygodnie temu przeprowadziłam kolejną kurację złuszczającą na stopach z Botanical Choice. Tym razem nie zamówiłam skarpetek z ebay tylko sięgnęłam po te, które znalazłam w aptece. Znowu mam stopy jak u niemowlaka więc nie narzekam. Próbka Milk Proteins 3in1 Cleansing Milk z Korres ponownie utwierdziła mnie w tym, że mleczek do twarzy nie zdzierżę. Koniec kropka. Oczyszczający drobnoziarnisty peeling do twarzy z Perfecty pozytywnie mnie zaskoczył. Saszetka starczyła mi na trzy użycia pozostawiając twarz oczyszczoną i rozjaśnioną. Próbka podkładu True Match z L'Oreal  w odcieniu W3 Golden Beige była zbyt pomarańczowa do mojej cery. Szkoda, że nie miałam dobrego dla mnie odcienia bo chętnie przetestowałabym ten podkład na dłuższą metę. 

To wszystko w tym miesiącu. Jestem ciekawa czy znacie moich denkowców i podzielacie moje zdanie o nich? Jak poszło Wam zużywanie w maju? 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...