piątek, 4 lipca 2014

Czerwcowy PowderPocket

Ekipa Powderpocket zaliczyła chyba małą obsuwę szykując czerwcowe pudełko bo dostałam je dopiero wczoraj. Jednak chyba warto było czekać bo jestem z niego bardzo zadowolona i nie mam żadnych zastrzeżen do zawartości pudełka. Jest dobrze i byle tak dalej. Hasłem przewodnim gazetki jest Viva Brazil a w pudełku przepasanym żółtą wstążeczką znajdziemy prawdziwą sambę produktów.




Na pierwszy ogień idzie miniaturka kremu do suchej skóry z Nia. Nia to irlandzka firma produkująca w pełni naturalne kosmetyki. Jeszcze bardzo ostrożnie podchodzę do pielęgnacji, o kolorówce nie wspominając, ale użyłam trochę kremu na ręce i jestem zachwycona lekka konsystencją i delikatnym zapachem. Moja miniatura to tylko kilka gram więc jest warta jakieś 1,2 euro.



Druga, dość porządna miniatura, pochodzi z The Body Shop i jest to pogrubiający tusz do rzęs. Tuszów nigdy za wiele a do tego nigdy nie miałam kolorówki z TBS więc chętnie dam mu niedługo szansę. Miniatura warta jest jakieś 4euro. W pudełku znalazłam też voucher na darmowe nitkowanie brwi w salonie TBS - na pewno się przyda, mam dobre wspomnienia z tym zabiegiem.



W czerwcowym pudełku pojawiło się Pixy, to kolejna irlandzka firma specjalizująca się w naturalnych kosmetykach. W udziale przypadała mi peelingująca kostka Lime Body Scrub. Jej zapach jest zniewalający i nie mogę się doczekać żeby jej użyć. Jedna kostka to 1 euro. 



Kolejna porządna miniatura, tym razem jest to Advanced Body Creator - Super Slimming Reducer czyli antycellulitowy żel do ciała z Shiseido. Nie żebym wierzyła, że sam mnie wyszczupli i wygładzi ale w połączeniu z ćwiczeniami może dać już jakieś efekty. 30ml tubka to  ok. 10 euro.


Ostatnia już miniatura to olejek do kąpieli Almond Soothing Bath Essence z Dr. Hauschka. Pachnie apetycznie, migdałami, tak jak olejek do pieczenia. Ekipa PP dokonała tu kolejnego znakomitego wyboru. 10ml fiolka warta jest 3 euro. 

W rozrachunku wartość pudełka tylko nieznacznie przewyższa jego cenę ale znalazłam w nim miniatury w rozsądnym rozmiarze, w dodatku każda z nich będzie przetestowana. Czego chcieć więcej? A co Wy myślicie o tym pudełku?

czwartek, 30 stycznia 2014

Irlandzki odpowiednik GlossyBox - Powderpocket

W grudniu zakończyłam swoją przygodę z GlossyBox. Uważałam, że w pudełkach w większości dostawałam śmieci, kosmetyki firm, które nie miały nic wspólnego z wyższą półką a idea płacenia 15 euro za próbki i saszetki nie do końca mi się uśmiechała. Doszedł do tego kolejny aspekt - GB wysyłany był do mnie z UK przez co często musiałam nie niego czekać nawet tydzień. 


Na zachodzie Irlandii jest sobie miasto, które zwie się Galway. Z tego to miasta pochodzi sławny zawodnik rugby, Michael Swift, który wymyślił sobie, że stworzy irlandzki odpowiednik GlossyBox - pudełko Powderpocket. Trochę to dziwne, że to akurat mężczyzna wziął nasze sprawy w swoje ręce ale nie będę narzekać. Pudełko kosztuje 12 euro plus 2-3 euro za kuriera, jak w innych beauty boxach dostajemy 5 kosmetyków z czego jeden zawsze jest pełnowymiarowy i co najmniej jeden jest produkowany przez irlandzką firmę. 


Swift wystartował w grudniu ale jakoś nie wpadłam na to żeby zasubskrybować wtedy te pudełko ;) W premierowym boxie, subskrybentki znalazły kosmetyki takich marek jak Academy, Vichy, Shiseido i Hugo Boss. Irlandzkim akcentem był wtedy pędzel od Blank Canvas Cosmetics. Żałuję niezmiernie, że nie udało mi się wtedy go dorwać. 
To chyba tyle słowem wstępu, zapraszam Wam do zobaczenia co znalazłam w styczniowym PowderPocket.


W styczniu tematem pudełka jest SOS - Save Our Skin. Po okresie świątecznych imprez to dobry pomysł. 





Po otworzeniu pudełka spotkała mnie taka mała niespodzianka. Niby nic wielkiego ale to bardzo miło ze strony ekipy PowderPocket, że stworzyli spersonalizowane naklejki.




Na pierwszy ogień idzie Natural Kajal Black Eyeliner od nieznanej mi firmy Benecos. Kredek do oczu mam w cholerę ale chętnie wypróbuję i tę ze względu na jej naturalność. Jak widać kredka kosztuje 4.66 euro. 



Woda termalna w sprayu La Roche-Posay nie jest dla mnie żadną nowością ale dzisiaj rano okazało się, że woda/tonik, którego używam do twarzy powoli się kończy więc ta woda termalna na pewno mi się przyda. Dostałam 50ml spray warty 3 euro. 



Nazwa firmy Ginvera gdzieś kiedyć mi już mignęła ale nie pamiętam gdzie. Możliwe, że została polecona przez którąś blogerkę. Cudowny żel do twarzy z wyciągiem z drzewa herbacianego bardzo mi się teraz przyda, moja twarz woła o pomstę do nieba. Dostałam maluteńką, bo 10g miniaturę wartą pewnie tylko kilka euro ale chętnie poznam tę markę. 




Kosmetyki firmy Lavera znam z blógów tych z Was, które używają naturalnej pielęgnacji. W Powderpocket dostałam kolejną, 20ml miniaturkę, tym razem jest to krem do rąk wspomnianej wyżej firmy. Użyłam już jej raz i jestem zachwycona! Nie żebym wydawała tak szybko werdykt ale po jednym użyciu ten krem o wiele bardziej przypadł mi do gustu niż kremy L'Occitane. 





Na sam koniec zostawił irlandzki produkt - firma Pixy kojarzyła mi się jedynie z kulami do kąpieli, które cudownie pachną. A tu niespodzianka bo mają też glicerynowe mydła. Moje mydełko ma 120g, pachnie cytrusami a w środku ma zatopioną skórkę pomarańczy. Niby odeszłam ostatnio od mydeł podczas pryszniców ale ciekawa jestem czy mydło Pixy będzie porównywalne z mydełkami LUSHa. 

To wszystko w tym miesiącu - narazie trochę za wcześnie żebym mogła wydać opinię o Powderpocket. Nie robiłam dokładnych wyliczeń ale wydaje mi się, że pudełko warte jest około 15 euro czyli tyle ile za nie zapłaciłam. Chętnie zobaczę co ekipa PP przygotuje dla nas w nadchodzących miesiącach a w dodatku cieszę się, że  będę mogła poznać irlandzkie kosmetyki i w jakiś sposóbwpsomagam irlandzką gospodarkę.
                                                                                                  Buziaki, 
                                                                                          Gosia
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...