Targi Kosmetyczne i otwarcie atelier Clarena we Wrocławiu

Miałam mały blogowy przestój, ale mam nadzieję, że nadrobię zaległości, bo przede mną jeszcze tylko 2 dni pracy i 2 tygodnie wolnego :) Na blogu przestój był, ale nie w spotkaniach blogerskich. 

W niedzielę 21.04 razem z kilkoma dziewczynami (Justyną, AniąAgatąPatrycją i Wiktorią) udałyśmy się na II Wrocławskie Targi Kosmetyczno-Fryzjerskie, które odbyły się w Hali Stulecia. Były to moje pierwsze tego typu targi i szczerze mówiąc rozczarowałam się. Liczyłam (chyba jak wszystkie dziewczyny) na więcej kolorówki i stoisk z lakierami do paznokci (m.in. Opi, Orly, czy China Glaze). Jedyne, co mnie tak naprawdę zainteresowało to stoisko Starej Mydlarni, na którym zaopatrzyłam się w 3 peelingi do ciała. Dziewczyny szalały przy 2 stoiskach Batiste :) Zdjęć sama nie robiłam, więc jeśli chcecie zobaczyć jak było, zapraszam na blogi dziewczyn, przy każdym imieniu jest podlinkowana notka z targów.

 (od lewej: myjąco-peelingująca pianka, cukrowy peeling malinowy i solny peeling z czarnej porzeczki)

W środę 24.04 razem z Let's Talk BeautyFanglefashionStorybyferrouZakupowe Bestie i Anulaat i kilkoma blogerkami modowymi byłyśmy w Pasażu pod Błękitnym Słońcem na otwarciu aletelier Clareny. Było sporo przemówień, pokaz mody, ponoć świetne sushi i pięknie wyglądające muffiny, na które niestety się nie załapałam :) Udało mi się natomiast załapać na badanie skóry, z którego nie do końca byłam zadowolona (pani, która mi je robiła miała dużą wiedzę, ale powinna poprosić przed badaniem o zmycie makijażu, a z nim wyszły dość sprzeczne wyniki). Wyniki badania wraz z propozycją doboru kosmetyków otrzymałam po wszystkim na maila. Zdjęcia z imprezy możecie zobaczyć tu i tu :)

(w pudełku są 2 mini kremy Clarena, to czarne coś to wizytownik i uroczy różowy długopis :)

Dziękuję wszystkim dziewczynom za miłe towarzystwo na obu spotkaniach :)

Pokaż kotku, co masz w środku...

... czyli, co mam w swojej torebce. Pamiętam, że dość dawno temu na blogach krążył tak o tym, co się ma w torebce. Nie brałam w nim udziału, ale w związku z tym, że zmieniałam kilka dni temu torebkę stwierdziłam, że pokażę Wam, co targam ze sobą codziennie. Szczerze? Przeraziłam się trochę ilością rzeczy, co nie zmienia faktu, że wszystko, co mam w torebce może się przydać ;)


1. i 2. Klucze - z dziabągiem do rodziców, z panią Dupką (pokazywałam ją tutaj) do mojego domu.
3. Kalendarz, prezent urodzinowy.
4. Kindle 4. Nie ruszam się bez niego z domu. Nie żałuję żadnej złotówki wydanej na niego :) Czytam gdzie się da, w pracy, w tramwajach, w autobusach i w poczekalniach.
5. i 6. Telefony. Tak mam dwa i da się tak funkcjonować :) Jeden służbowy, drugi prywatny. Wydaje się, ze 2 są niepotrzebne, ale to tylko kwestia przyzwyczajenia.
7. Portfel zakupiony na Allegro.
8. i 9. Jestem chodzącą apteką. Tabletki na ból gardła - bo mam taką pracę, że często tracę głos i tabletki przeciwbólowe - mam niski próg bólu więc są niezastąpione.
10. Ipod, oczywiście musiał być różowy. Tak, jak w przypadku Kundelka nie wyobrażam sobie wyjścia bez niego z domu. Mam go od ponad 3 lat i nadal świetnie działa, a ilość muzyki zadowoliłaby chyba każde muzyczne gusta :)
11. Identyfikator, bez którego nie wpuszczą mnie do pracy, a jeśli już wpuszczą to nie otworzę bez niego drzwi, więc zawsze go ze sobą mam :]


12. Krem do rąk. Im mniejsza tubka tym lepiej. I tak mam za dużo klamotów :) Na zdjęciu krem do rąk Oriflame.
13. Chusteczki, bez nich to już NIGDY nie wyjdę z domu, ponieważ cierpię na ciągły katar.
14. Żel antybakteryjny, który gości w mojej torebce od niedawna, często jest niezawodny i potrzebny.
15. Cukierki, które mam zamiast gum.
16. Długopisy, których nigdy nie mogę znaleźć jak ich nagle potrzebuję.
17. Szczotka do włosów, której nie używam, ale mam ją ze sobą dla lusterka :)
18. Błyszczyki i pomadki. Moje usta są wymagające i często potrzebują nawilżenia. Na zdjęciu Pat&Rub, Benefit i Alverde.
19. Ładowarka, rzecz niezbędna mając rozładowujący się telefon :)



I to by było na tyle. Owszem zawsze można znaleźć u mnie pełno papierków, paragonów i innych śmieci, ale przecież do nowej torebki przenosić ich nie będę ;]

Z samej torebki jak na razie jestem bardzo zadowolona. Kupiłam ją na etorba.pl, przyszła szybko, dobrze zapakowana i zabezpieczona. Jeśli chcecie obejrzeć dokładnie mój model (ale nie mój kolor) to możecie to zrobić tutaj.

Gdyby któraś z Was była zainteresowana zakupem jakiejkolwiek torby z tego sklepu to z profilu na fb wiem, że w ten weekend mają darmową wysyłkę. Sama do swoich zakupów dostałam 2 kupony zniżkowe po 10 zł każda. W związku z tym, że w najbliższym czasie nie będę kupowała torebki, nie chcę żeby się kupony zmarnowały. Jeśli więc którakolwiek z Was jest chętna to proszę zostawić w komentarzu adres mailowy, 2 pierwsze ochotniczki dostaną je ode mnie :)

China Glaze / Fancy Pants

Na ten lakier czaiłam się od kiedy zobaczyłam zapowiedzi, a później pierwsze swatch'e. Zakochałam się w nim bez pamięci i starałam się, naprawdę starałam się o nim zapomnieć i go nie kupować. Ale trafiła się okazja w polskim sklepie z lakierami China Glaze i to na dodatek z rabatem, więc jak mogłam nie skorzystać?

Lakier jest z nowej kolekcji Avant Garden. To śliczny fiolet z różowym shimmerem, który jest widoczny głównie w świetle dziennym. I niestety robiąc dziś zdjęcia słońce zaszło, a wyszło jak skończyłam, więc efekt widać tylko w buteleczce.









Essie / Mint Candy Apple + Orly / Halo

Naprawdę, chciałabym żeby ta pogoda za oknem to był Prima Aprillis'owy żart. Niestety ten żart pojawił się we Wrocławiu wczoraj i tylko dobija mnie coraz bardziej. A żeby nie popaść w wiosenną zimową! depresję próbuję mieć wiosnę chociaż na paznokciach. I tak oto wyczarowałam sobie miętowo-złoto-srebrny poprawiacz nastroju. I naprawdę, do szczęścia brakuje mi już teraz tylko słońca i wyższej temperatury.









Balea Jeden Tag Shampoo Himbeere, czyli po prostu malinowy szapon do włosów

Maliny uwielbiam, w każdej postaci. Więc jak tylko zobaczyłam ten szampon, zapragnęłam go mieć. Na początku trochę się obawiałam, czy nie przetłuści mi za bardzo włosów, ale nie! To jeden z najlepszych szamponów jakie miałam okazję używać.


Nie powiem Wam, co obiecuje producent i co wypisuje na opakowaniu. Język niemiecki nie należał do moich ulubionych, w związku z czym niewiele z niego rozumiem. Niewiele? Jedyne, co z tego rozumiem to "Ohne Silikone" :D. Dlatego opiszę tylko swoje wrażenia, bo nic innego mi nie pozostało :)


Szampon zamknięty jest w 300 ml plastikowej butelce na zatrzask. Opakowanie jest solidnie zrobione - nie raz latała po podłodze i wannie w łazience (czy to ja rzucałam nią, czy koty) i nic się do tej pory nie stało. Szampon ma dość rzadką konsystencję, ale pomimo to nie wylewa się z butelki za dużo, tylko w sam raz. Pieni się świetnie, no i ten zapach! Żałuję, baaaardzo, bardzo żałuję, że zapach nie utrzymuje się do kolejnego mycia na włosach. Pachną, co prawda nawet przez kilka godzin (jak nie suszę włosów), ale to i tak za krótko. Uwielbiam go ze względu na efekt jaki daje na moich włosach. Muszę je myć niestety codziennie, ze względu na dość szybkie przetłuszczanie się na czubku głowy. Ten szampon powoduje, że włosy są świeże przez 2 dni. A to się nikomu przed nim nie udało! 

W zapasach mam już kolejne opakowanie i wiem, że jak tylko pojawi się ponownie to okazja, to kupię kolejne. Pomimo zawyżonej ceny w naszym kraju i tak jest tani. Ogromnie żałuję, że w Polsce są dostępne tak właściwie tylko przez Allegro. Wiem, że można dostać kosmetyki Balea w sklepach z niemiecką chemią, ale ja nie mam siły i czasu jeździć i szukać :)


INGREDIETNTS: AQUA, SODIUM LAURETH SULFACE, COCAMIDOPROPYL BETAINE, SODIUM CHLORIDE, PARFUM, PANTHENOL, HYDROXYPROPYL GUAR HYDROXYPROPYLTRIMONIUM CHLORIDE, SODIUM BENZOATE, CITRIC ACID, NIACINAMIDE, POTASSIUM SORBATE, ALCOHOL, RUBUS IDAEUS FRUIT EXTRACT, CI 16185.

Peeling enzymatyczny z Biochemii Urody

Mając cerę naczynkową muszę dość szeroką drogą omijać peelingi mechaniczne, które swoją drogą uwielbiam. Moją przygodę z peelingami enzymatycznymi postanowiłam zacząć od tego z Biochemii Urody, który same musimy sobie przygotować.

Peeling przechowuję w plastikowym słoiczku, który dostałam wraz ze składnikami podczas zamówienia, wszystko dokładnie wymieszałam i czeka do użytku. Ale nie jest tak do końca prosto, z racji tego, że trzeba go z czymś wymieszać, w końcu ma postać proszku. Według producenta możemy dodawać do niego albo wody, albo żelu hialuronowego. W związku z tym, że moje cera jest również sucha, stosuję peeling właśnie wraz z żelem hialuronowym. Mieszam wszystko na malutkim talerzyku, aż będzie miało gładką konsystencję i nakładam na twarz pędzelkiem do maseczek. Trzymam go ok. 10-15 minut, w międzyczasie psikam na twarz wodą termalną, inaczej czuję dość spore napięcie skóry, którego nie lubię. Spłukuję letnią wodą i nakładam krem.


Efekty? Dobrze oczyszcza skórę, nie podrażnia jej (a musicie uwierzyć, że łatwo jest mnie uczulić), rozjaśnia skórę i nie powoduje przebarwień, a nawet je nieco likwiduje. Producent obiecuje przyspieszanie gojenia oraz właściwości przeciwzapalne - niestety w tej kwestii nie jestem w stanie tego potwierdzić, ponieważ nie miałam nic do gojenia na twarzy, stany zapalne są na mojej skórze olbrzymią rzadkością. Brakuje mi jednak czasami takiego efektu oczyszczenia, jak po peelingu mechanicznym, ale zdaję sobie sprawę z tego, że ten jest lepszy dla mojej cery.

Zaznaczyć mogę również, że jest wydajny, mam go prawie od roku, używam raz w tygodniu i na pewno nie zużyję wszystkiego przed końcem terminu ważności.

Skład: Avena Sativa (Oat) Kernel Flour (koloidalna mączka owsiana), Milk/Whey Powder (mleko krowie), Bromelain; Papain (enzymy z ananasa i papai - 3%)

Możecie go kupić tutaj.

Baikal Herbals - pianka do mycia twarzy

Szał na rosyjskie kosmetyki ogarnął już chyba całą blogosferę. Sama osobiście podchodziłam do nich jak pies do jeża i zupełnie nie wiem czemu. Pierwsze w moje łapki wpadły jeszcze w wakacje: krem do twarzy na dzień i na noc oraz pianka do mycia twarzy i o niej dziś będzie parę słów.

Do pianek podchodziłam trochę negatywnie, używałam kilku i nie wszystkie przypadły mi do gustu, głównie ze względu na uczucie wysuszenia po użyciu. Piankę Baikal Herbals kupiłam dawno temu i trochę czasu zajęło mi podejście do niej. Teraz tego żałuję.


Rosyjski kosmetyk zamknięty jest w plastikowej butelce z pompką i nakrętką o pojemności 150 ml. Pianka ma dużą zawartość ekstraktów ziół bajkalskich, co przekłada się na dokładne i delikatne oczyszczanie twarzy. Nie używam jej do zmywania makijażu, więc nie wiem, jak poradziłaby sobie z nim. Najpierw przemywam twarz płynem micelarnym i przed nałożeniem kremu delikatnie myję twarz pianką. Skóra jest czysta i bez podrażnień. Sam kosmetyk pachnie bardzo delikatnie, nie jest to dla mnie absolutnie minusem, nawet uważam, że dzięki niemu lepiej się go używa. Do pełnego umycia całej buzi potrzebuję 2 pompki i pomimo to, mogę powiedzieć, że pianka jest bardzo wydajna. Niestety tą wydajność mogę oceniać tylko "na oko" z racji tego, że butelka nie jest przezroczysta, a polska nalepka jest przyklejona akurat w takim miejscu, że nic nie zobaczę.
Warto dodać, że nie zawiera parabenów, SLS oraz barwników.

Składniki aktywne:

Lukrecja Uralska (Glycyrrhiza Uralensis Root Extract) - dowiedziono, że korzeń lukrecji posiada silne właściwości łagodzenia podrażnień, swędzenia i stanów zapalnych skóry, zmniejsza obrzmienia pod oczami, łagodzi podrażnienia i objawy alergii skórnej i atopowego zapalenia skóry. Działa przeciwbakteryjnie, przeciwgrzybiczo i antywirusowo. Wzmacnia naczynka krwionośne i zmniejsza zaczerwienie skóry. Wspomaga regenerację komórkowką oraz przyśpiesza gojenie drobnych uszkodzeń skóry i wyprysków. Zmniejsza negatywne skutki działania promieni słonecznych. Dzięki obecności flawonoidów wykazuje silne działanie antyoksydacyjne. Zwiększa zdolność regeneracji komórek skóry, która naturalnie obniża się wraz z wiekiem. Hamuje aktywność tyrozynazy, enzymu, który przyczynia się do tworzenia brązowego barwnika skóry. Nadmierna aktywność tyrozynazy powoduje tworzenie przebarwień skóry.
Organiczny wyciąg z szałwii (Organic Salvia Officinalis Leaf Extract) -  ze względu na zawartość olejków eterycznych, garbników, kwasów wielofenolowych ma działanie bakterio-i grzybobójcze, przeciwzapalne, ściągające, zmniejszające wydzielanie gruczołów potowych.
Werbena (Verbеna Officinalis Extract) – działa przeciwzapalnie, normalizuje “oddychanie” skóry.
Wierzbówka kiprzyca (Chamaenerion Angustifolium Extract) – wierzbówka reguluje czynności skóry, z których szczególnie istotną jest przeciwdziałanie przerostowi naskórka. Dzięki tej własności, skóra zachowuje naturalną gładkość i prawidłową strukturę. Zawartość witaminy C czyni wierzbówkę doskonałym składnikiem środków opóźniających pojawianie się oznak starzenia skóry. 
Organiczny ekstrakt z żeń-szenia (Organic Panax Ginseng Extract) - działanie rewitalizujące, regenerujące, poprawiające ukrwienie skóry, ułatwiające odnowę skóry. Ekstrakt z zeń-szenia jest składnikiem wielu renomowanych kosmetyków anty-aging - regenerujących i odmładzających. 
Organiczny ekstrakt z miodunki plamistej (Organic Pulmonaria Officinalis Extract)  wzbogaca skórę witaminą C , rozgładza i zmiękcza.  



Składniki INCI: Aqua with infusions of: Glycyrrhiza Uralensis Root Extract,  Organic Salvia Officinalis Leaf Extract, Verbеna Officinalis Extract, Chamaenerium Angustifolium Extract, Organic Panax Ginseng Extract, Organic Pulmonaria Officinalis Extract; Sodium Cocoyl Glutamate, Coco-Glucoside, Glycerin, Glyceryl Oleate, Parfum, Citric Acid, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid.

Cena: 25 zł, do kupienia tutaj.
Obsługiwane przez usługę Blogger.

About me