Pokazywanie postów oznaczonych etykietą essie. Pokaż wszystkie posty

New in

Zanim się ogarnę z pustymi opakowaniami, chciałam Wam pokazać co w przeciągu ostatnich 2-3 miesięcy wpadło w moje ręce. Zapraszam na kuszenie ;)


Na produkty od Ministerstwa Dobrego Mydła miałam ochotę już od dłuższego czasu. Na początek postawiłam na 5 półkul kąpielowych (miód, mleko i owies, rumianek, nagietek, czekolada i róża), które czekają na chłodniejsze wieczory oraz wygładzający mus do ciała - szafran. Po pierwszych testach musu jestem bardzo zadowolona!


Oczywiście coś lakierowego też musiało być! Nie byłabym sobą ;] Korektor do lakieru od Essie, lakiery z letniej, nonowej kolekcji Orly: Thrill Seeker, On The Edge (pokazywałam go niedawno tutaj) i Push The Limit. Lakiery NailsInc by Victoria Beckham w kolorach Bamboo White i Judo Red zakupiłam podczas jednej z promocji w perfumerii Sephora. I moje ulubione odżywki do paznokci Peggy Sage Express Nail Hardener - zdobycie jej graniczyło z cudem, a o kosmicznej cenie już nie będę wspominała... Ale ona jedyna ratuje i utrzymuje paznokcie w ryzach.


Ostatni wysyp postów o kosmetykach polskiej marki Harmonique mocno wzbudził mój apetyt i postanowiłam zakupić kilka produktów. Do koszyka wpadł krem do rąk 20% masła shea,  peeling do ciała o zapachu japońskiej wiśni i lotosu oraz żel do kąpieli biała herbata i bambus. Wszystkie pachną obłędne i na razie nie używałam tylko peelingu, ale pozostałe nowości zaliczam bardzo na plus.


Zmywaczy u mnie nigdy za wiele i po udanej przygodzie ze zwykłym zmywaczem Opi, postawiłam tym razem na wersję bez acetonu o zapachu pomarańczy. Lakiery to: Impossible (piasek) oraz Opi Infinite Shine w kolorach: To Infinity & Blue-yond, Withstands the Test of Thyme, a na zdjęcie nie załapał się Indignantly Indigo oraz top.


O szczotce również polskiej marki Fridge ostatnio trochę się pojawiło w internetach, podziałało to na mnie oczywiście bardzo skutecznie. Na początku odkładałam zakup, bo znając mój brak regularności, to było mi szkoda wydawać pieniądze. Ale po kolejnej pozytywnej opinii jednak postanowiłam zaryzykować i nie żałuję! Po wyszczotkowaniu czuję się świetnie, więcej nic nie powiem, bo mam ją dosłownie od kilku dni. Do zakupu dołączyłam również zestaw 8 próbek, które nie załapały się na zdjęcie, ponieważ leżakują w lodówce ;)


Litrowy zapas mojego ulubionego płynu micelarnego Sensibio od Biodermy nie powinien być już chyba dla nikogo zaskoczeniem. A płyn do pędzli od MAC to moje już drugie opakowanie i niesamowicie się u mnie sprawdza, zwłaszcza w czyszczeniu pędzi umazanych płynnymi podkładami.


I najświeższa, bo dzisiejsza zdobycz z Balea dzięki mojej kochanej B. i jej bratu! ;* Zapas żeli do kąpieli... 


... szamponów do włosów, które już u mnie były na wykończeniu oraz...


... odżywek do włosów, które miały być szamponami! (tak to jest jak facet robi zakupy... ;)) :D Ale nic złego się nie stało, odżywki też zużyję.

Coś znacie, lubicie?? Pochwalcie się! ;]

Essie / Garden Variety

Garden Variety pochodzi z wiosennej kolekcji Essie - Flowerista. Niestety nie zaszczycono tego cudnego koloru w wersji mini - w kostce, wtedy byłaby to kostka, jak dla mnie, idealna. Lakier mam w wersji profesjonalnej, z cienkim pędzelkiem. I pomimo, że zdecydowanie wolę te szersze, to malowanie w tym przypadku to bajka. Nie rozlewa się, nie smuży. Dwie cienkie warstwy w zupełności wystarczą. Jako top użyłam Essie Good To Go. Taki mani wytrzymał u mnie 6 dni, bez żadnych odprysków, czy starć przy końcówkach. Dopiero 7 dnia pojawiły się nieznaczne ubytki.





Pustaki, czyli zużycia marca

Prawie połowa maja minęła, więc to chyba odpowiednia pora, żeby rozstać się z pustymi opakowaniami zużytymi w marcu. Nie było tego zbyt wiele, ale każde puste opakowanie mnie cieszy, bo mogę kupić sobie coś nowego :D


Widok dwóch gagatków z Balea mam nadzieję, że już nikogo nie dziwi. Zawsze mam zapas tych żeli w szufladzie i cyba nigdy się z nimi nie rozstanę :) Tym razem zużyłam wersje waniliowo-kokosową i wiśniową. 
Peeling cukrowo-olejowy z olejem z pestek mango i kokosem od Wellnes&Beauty, czyli po prostu peeling z Rossmana. Uwielbiam go przede wszystkim za zapach, który jest obłędny! Do tego świetnie oczyszcza skórę, jest dość ostry, więc trzeba uważać z siłą tarcia. Dodatkowo delikatnie nawilża skórę olejkami i zostawia na niej cudowny zapach. Co prawda opakowanie, a raczej otwarcie jego jest nie do końca udane, bo ciężko mi się je otwierało, ale przymykam na to oko.


Markę Phenome poznaję od ponad roku i na razie nie trafiłam na nieudany kosmetyk. Te dwa żele w wersji Wake-Up i Refreshing były pierwszymi moimi żelami tej firmy i zdecydowanie nie ostatnimi! Po pierwsze mega wydajne, a przy tej wysokiej cenie to bardzo duża zaleta. Zapachy, które wybrałam są świetne albo na lato lub po ćwiczeniach - cudownie odświeżają skórę i naprawdę miałam wrażenie, że dodają energii! Pomimo naturalnego składu bardzo dobrze się pieniły i pozostawiały skórę delikatnie nawilżoną i świetnie oczyszczoną.


Szampon z odżywką Balea, który dostałam od mojej kochanej B. - jej nie przypasował, a moje włosy się bardzo z tym gagatkiem polubiły. Bardzo fajnie oczyszczał włosy, do tego nie musiałam używać odżywki bo włosy były miękkie i gładkie w dotyku. Myłam nim włosy codziennie i nie zauważyłam przetłuszczenia, ani splątania moich włosów.
Maska oczyszczająca do włosów z Phenome to kosmetyk wielu z was znany - albo z doświadczenia, albo z widzenia. Powyższy słoik to drugie zużyte przeze mnie opakowanie tego produktu, a w użyciu mam trzecie. Świadczy to tylko i wyłączenie o tym, jak świetny jest to kosmetyk! Używam go raz w tygodniu, oczyszczając skórę głowy, po jego użyciu włosy są dłużej świeże i cudownie lśniące. Nie wyobrażam sobie, żeby mogło go zabraknąć w mojej łazience.


Phenome Ideal, to krem do twarzy, przeznaczony do cery naczynkowej z filtrem SPF 10. Szczerze mówiąc ciężko jest mi ten krem dobrze ocenić, bo z jednej strony po pierwsze jego konsystencja jest okropnie tępa, ciężko jest dobrać odpowiednią ilość żeby nie bielił twarzy i szybko się wchłonął, co zdecydowanie było dla mnie ważne rano - przed makijażem. A z drugiej strony jego działanie zdecydowanie uspokoiło moją skórę po dłuższym użyciu. Byłam mu za to wdzięczna zwłaszcza zimą, kiedy był szczyt sezonu grzewczego. Niestety efekty nie pozostały na długo, bo już kilkanaście dni po jego zużyciu naczynka znów zaczęły mi szaleć.
Antyperspirant Neutral, który niektórzy nazywają tańszym zamiennikiem zielonej kulki z Vichy, którą uwielbiam. Ale jakoś nie jestem w stanie ich porównać, więc nie potwierdzę powyższej tezy. Na pewno zakupię jeszcze jedno opakowanie, bo kosztuje grosze i na pewno chętnie je porównam ze sobą.


Dermo Pharma+, czyli maska-kompres na dłonie. Kupiłam ten produkt w momencie, kiedy miałam niesamowicie przesuszone dłonie. Po użyciu dłonie rzeczywiście były w świetnej kondycji, ale do pierwszego mycia rąk... Niestety potem całe cudowne właściwości zginęły.
Zmywacz Essence - te wersje owocowe zdecydowanie bardziej mi służą niż oryginalna. Jest wydajny i pachnie całkiem przyjemnie, jak na zmywacz.
Essie Good To Go, czyli wysuszacz, z którym się pogodziłam. Parę lat temu, po pierwszych użyciach wyjątkowo go nie polubiłam, teraz stał się jednym z moich ulubionych. Kolejna buteleczka jest już w użyciu.
Exclusie Cosmetics - wersja podróżna żelu do higieny intymnej. Robi to, co ma robić, bez podrażnienia, ale i bez żadnej rewelacji.

Znacie któryś ze zużytych przeze mnie kosmetyków? Podzielcie się i swoją opinią!

Essie / Resort Collection 2015 (kostka)

Moje Essiemaniactwo lekko się uspokoiło, co można zaobserwować po zmniejszającej się ilości buteleczek tejże firmy, a po zwiększającej się ilości buteleczek Opi. Nie znaczy to, że porzuciłam jedną z moich ulubionych marek, ale mam po prostu wrażenie, że niektóre kolory są wtórne. 
W pokazywanej dziś wiosennej kupił mnie tak właściwie tylko jeden kolor. Oczywiście każdy wie który :D Gdyby był dostępny w dużej butelce, to chętnie bym tylko jego zakupiła, a tak mam całą kostkę.


We wszystkich 4 przypadkach widzicie po 2 cienkie warstwy lakieru na paznokciach, bez topu. Zmywanie w przypadku wszystkich jest bezproblemowe. Lakiery nie barwią ani płytki, ani skórek.









Któryś z nich wpadł Wam w oko? :)

Nowości

Dawno, oj dawno nie było nowości. Nie żebym nie kupowała nic, bo kupowałam, ale ciężko było to zebrać razem. To, co dziś pokażę zakupiłam/dostałam od początku roku. Jak widać królują lakiery :)


Łupy z warszawskich targów kosmetycznych, które mam dzięki kochanej Sylwi! :) Od lewej: Orly Key Lime Twist (z najnowszej kolekcji), Opi Aloha From Opi, Opi That's Hula-rious!, Opi Do You Take Lei Away? (wszystkie 3 pochodzą z kolekcji Hawaii), Opi Cement The Deal (kolekcja 50 Shades of Grey), Zoya Rue, Zoya Nyx (Pixie Dust), Zoya Payton, Zoya Arabella (Pixie Dust) i zmywacz truskawkowy z Euro Fashion.


Od lewej: Opi Life Gave Me Lemons, Opi Put A Coat On!, Opi You Are So Outta Lime! (pokazywałam go tutaj), Opi Coca-Cola Red, Opi I Saw... U Saw...We Saw... Warsaw, Opi Black Onyx, Opi Stay The Night.


Od lewej: Essie Stones n' Roses, Essie Suite Retreat, Essie Cocoa Karma, Essie Time For Me Time, Colour Alike 552 i Sensique 199 Confetti.


Od Lewej: CND Vinylux Weekly Top Coat, Opi RapiDry, Essie Good To Go, Herome Nail Hardener Extra Strong, , Opi Matte Top Coat, p2 Cuticle Cream i BarbraPro Tonik do zmywania paznokci.


Moje drugie już opakowanie BB cream od Lily Lolo oraz próbki kosmetyków Lulu&Boo.


Kolejna już tubka peelingu do dłoni z Pat&Rub oraz Tonik AOX również z P&R.


Podczas służbowego pobytu w Krakowie miałam po raz pierwszy okazję wejść do stacjonarnego sklepu Stenders. Nie mogłam wyjść z pustymi rękami :D Kupiłam żel do kąpieli waniliowo-czekoladowy i żurawinową kulę do kąpieli, a jako gratis dostałam mydełko lipowe i bzowe.


Na dzień kobiet nie dostałam od K. kwiatka. Marudziłam mu, że chcę bzy, które kocham. Więc kupił mi zestaw w Sephora - żel pod prysznic oraz płyn do rąk.

Na zdjęcia nie załapały się jeszcze lakiery Chanel: 625 Secret i 631 Orage oraz 503 Inattendu wraz z próbkami, które dostałam od Megdil :*

Coś znacie, coś chcecie w pierwszej kolejności zobaczyć? :)

Essie / The Lace Is On

Już nie raz wspominałam, że tylko krowa zdania nie zmienia. Dziś przedstawię Wam kolejny przykład na to, że na pewno krową nie jestem ;] The Lace Is On pochodzi z jesiennej kolekcji Essie For The Twill Of It z 2013 roku. I oczywiście na początku ani trochę mi się nie podobał. Zwłaszcza jego opalizujący kolor. Minął prawie rok i po wielu, wielu zdjęciach moje serce zabiło szybciej na jego widok. Cóż, nic w tym dziwnego! Lakier ma przepiękny kolor fuksji, naładowany w środku drobinkami w odcieniu różu, jest wyjątkowo kobiecy. W buteleczkę udało mi się zaopatrzyć podczas jednej z promocji w SuperPharm, dzięki czemu mam ten egzemplarz w wersji z szerokim pędzelkiem. Malowanie jest bajeczne - dwie cienkie warstwy wystarczą do pełnego pokrycia płytki. Na wierzch użyłam topu Kinetiks Kwik Kote.






Essie / winter 2014 collection Jiggle Hi, Jiggle Low

Jako Essiemaniaczka musiałam mieć kostkę zimową, jak tylko zobaczyłam pierwsze zdjęcia w internecie. Przyznaję się bez bicia, że głównie ze względu na kolor Tuck It In My Tux, który jest bardzo podobny do Marshmallow, o którym od jakiegoś czasu marzę. Do pozostałych kolorów byłam średnio przekonana. Czerwienie? Mam kilka w swoich zbiorach, ale bardzo rzadko je noszę - muszę mieć dzień na ten kolor. Sreberko? Podoba mi się u innych, ale u mnie? Niee...

I tu potwierdza się znane przysłowie: "tylko krowa zdania nie zmienia", a że krową nie jestem... :) W czerwieniach czułam się rewelacyjnie! Sreberko na początku byłam na nie, ale po kilku godzinach już bardzo się z nim polubiłam. Wszystkie pokryłam topem Essie Good To Go.

Tuck It In My Tux to mleczny lakier, taka kość słoniowa. Na początku jest trochę upierdliwy w aplikacji, ale jak się uda go ujarzmić, to malowanie idzie szybko i sprawnie. Na paznokciach widzicie 3 cienkie warstwy (można też dać 2 grubsze), wytrzymał u mnie 3 dni solo i kolejne 2 dni z topperem Models Own.


Double Breasted Jacket przed producenta jest opisany jako rubinowy róż, czy tak rzeczywiście jest? Nie wiem. Dla mnie to taka czerwień malinowa. Dwie cienkie warstwy wystarczyły do pełnego pokrycia płytki, po 2 dniach zaczęły się lekko ścierać końcówki.


Jiggle Hi, Jiggle Low to według Essie jest śmiałe, połyskujące złoto. Dla mnie jest to bardziej sreberko (tak, jak zresztą wyżej pisałam) z małą domieszką złotka. Niektórzy porównywali go do Beyond Cozy, ale według mnie BC jest bardziej złoty, a poza tym jest glitterem. Natomiast to płynne srebro potrzebowało tylko 2 cieniutkich warstw na paznokciach i utrzymał się 4 dni bez żadnego uszczerbku. Zdecydowanie zwracał uwagę innych osób :)


I na koniec pozostał kolor Jump It In My Suit, czyli soczysta czerwień. Jest to ciemny, głęboki odcień, który bardzo przypadł mi do gustu. 2 cienkie warstwy wystarczą do pokrycia płytki paznokcia, bez najmniejszego uszczerbku.


Który z lakierów przypadł Wam do gustu? Jeśli chcecie się skusić na zimową kostkę, to musicie się spieszyć, bo rozchodzi się jak ciepłe bułeczki! :)

Orly / Here Comes Trouble, czyli świąteczny mani

Od razu się przyznam - tym mani zainspirowała mnie już w zeszłym roku Obsession ;)) Wtedy było już trochę późno na takie paznokcie, ale w tym roku stwierdziłam, że chcę mieć takie na święta.

Zielony glitter to lakier Orly Here Comes Trouble, nałożyłam jego dwie warstwy na warstwę Essie Mojito Madness. Biel, moja ulubiona od Essie - Blanc. A choinka to kropki zrobione sondą z połączenia lakierów: Orly Green Apple, Orly Here Comes Trouble, China Glaze Ruby Pumps i Opi Love.Angel.Music.Baby. Dodatkowo wszystkie paznokcie poza serdecznym pokryłam dodatkowo topem Essie Good To Go.

I jak Wam się podoba? ;)))







Chciałabym Wam w tym miejscu życzyć wszystkiego najlepszego! Dużo zdrowia, miłości, szczęścia i spełnienia wszystkich marzeń!
Obsługiwane przez usługę Blogger.

About me