Ta bransoletka była dla mnie wyzwaniem. Wiedziałam tylko, że ma być płaska, szeroka i pasować do kolczyków, które z kolei miały być identyczne z tymi z
tego posta.
Niestety, ale tym razem nie mogło paść na cubic RAW, bo jakoś ciężko byłoby mi nim "utkać" taki wzór i przede wszystkim nie wyszłoby płasko :))) Peyote ... jak najbardziej, ale bransoletka wyszłaby dość wiotka, a mnie zależało na tym aby ładnie trzymała kształt. Idealnie nadawał się do tego brick stitch :)
Pierwsze "kroki" w brick stitch'u stawiałam tworząc kolczyki do
Biało-szaro-czarnego kompletu, później powstały moje Pierwsze Indiańce, a teraz porwałam się na wyplecenie tym ściegiem pierwszej większej formy.
Nie korzystałam z żadnego wzoru, nie rysowałam, nie planowałam. Poszłam na żywioł. Wzór powstawał w trakcie wyplatania, a jego podstawą była górna część indiańców. Ograniczeniem była jedynie długość bransoletki. Musiałam kombinować tak aby zmieścić się w 18,5 cm. i nie przerwać wzoru w połowie :) Bransoletka bardzo pracochłonna i bardzo koralikożerna, ale udało się , a jak wyszło możecie zobaczyć na zdjęciach :) Zdjęć dużo, bo nie mogłam się zdecydować :)))
Może w tym miejscu zabrzmię nieskromnie, ale z efektu końcowego jestem zadowolona, a uśmiech na twarzy zamawiającej to była największa nagroda :)
Bransoletka jest szeroka na 4,5 cm. i długa na 18,5 cm razem z zapięciem.
Użyłam TR 11/o w kolorach bronze, dark bronze, pfg starlight, antique bronze, antique frosted bronze oraz bugle 6 mm. Zapiecie typu slide w kolorze starej miedzi.
A tak prezentuje się razem z kolczykami :)
Bardzo dziękuję Wam za tak liczne odwiedziny i przemiłe słowa pozostawione w komentarzach :) Wybaczcie mi, że nie zawsze odpowiadam na wszystkie Wasze komentarze, czasem zwyczajnie brakuje mi czasu ale zapewniam, że każdy jest dla mnie bardzo cenny :)
Pozdrawiam wszystkich stałych bywalców oraz witam nowych obserwatorów, których ostatnio znacznie przybyło :)))
Życzę Wam wszystkim miłego wieczoru i ciepłego, słonecznego weekendu :)