wtorek, 27 października 2015

# 291. "Dzieci Gosi" - Iris May



„Dzieci Gosi”– Iris May

 <recenzja,66, 16/2015>



Wydawnictwo: Dobra Literatura
Rok wydania: 2015
Oprawa: miękka
Ilość stron: 228
ISBN: 978-83-65223-23-4
Półka: posiadam
Moja ocena: 7/10

Przeczytana:  06 października 2015

Kupisz: 




„Losy rodziny polsko-niemieckiej. Po której jesteś stronie?” Taki podtytuł nosi ta książka. Jakże trudno nieraz odpowiedzieć na to pytanie. Szczególnie w sytuacji, w jakiej znalazły się dzieci tytułowej Gosi, czyli Grethe Leitloff May – prostej dziewczyny z Berlina, Niemki, w której zakochał się syn poznańskiego przemysłowca Romana Maya, Kasimir. Niemiecka rodzina Mayów, osiadła na ziemiach polskich w okolicach Poznania najprawdopodobniej w II połowie XVIII wieku, uległa spolszczeniu i w czasach, kiedy Kasimir poznał Gosię należała do lojalnych polskich patriotów.
A poznali się w Berlinie, gdy Gosia (wtedy jeszcze Margarete) miała 18 lat i wraz z siostrą Gertrudą, a wbrew zaleceniom rodziców, siedziała w jednej z okolicznych kawiarni. Była to miłość od pierwszego wejrzenia. Kasimir był sporo starszy od Grety, stateczny, wykształcony, z doktoratem. I szczerze nią zainteresowany. Dość szybko więc oświadczył się i „porwał” dziewczynę do rodzimego Poznania. Tu dopiero Grete miała okazję poznać rodzinę swego narzeczonego – jego siostry, szwagrów, siostrzeńców, a przede wszystkim matkę, trzymającą wszystkich „krótko” i mającą na wszystko baczenie Helenę May z domu Kratochwill. I trzeba przyznać, że spotkanie to nie należało do najprzyjemniejszych. Młoda mieszkanka Berlina nie przypadła do gustu swojej przyszłej teściowej. Helena nie potrafiła pogodzić się z myślą, że jej jedyny syn poślubi Prusaczkę, przedstawicielkę tak znienawidzonego przez nią narodu – ciemiężycieli ukochanej Polski. Jednak tym razem syn postawił na swoim i ożenił się z Gosią mimo braku akceptacji rodziny. Ślub odbył się 11 kwietnia 1911 roku w kościele katolickim św. Franciszka w Poznaniu. Wkrótce na świat przyszły dzieci – córka Hela i młodszy od niej o półtora roku Roman. Nadszedł rok 1914 – rozpoczęła się I wojna światowa, która całkowicie odmieniła życie naszej bohaterki.
 

O losach Grete Leitloff May opowiada nam jej prawnuczka Iris, która urodziła się w roku 1972 w Erlangen i miała okazję poznać swoją prababkę osobiście (Gosia zmarła w roku 1989). O autorce nie ma za dużo wzmianek w internecie. Po ukończeniu literaturoznawstwa, dziennikarstwa i psychologii na uniwersytecie w Bambergu, Iris rozpoczęła pracę jako dziennikarka. Historią polsko-niemieckich stosunków zajmuje się już dość długo, bo ponad 10 lat. Dzieci Gosi są powieścią biograficzną, której podstawę stanowią autentyczne zdarzenia i postaci. Jednak dialogi, kreacja bohaterów i fabuły jest fikcją literacką, co bardzo ułatwia, a jednocześnie uatrakcyjnia przekaz.
 
Zbeletryzowana biografia jest bardzo ciekawym chwytem literackim. Z jednej strony pozwala poznać postać, ukazuje wiele elementów jej życia, jak również sytuacji geo-politycznej i społecznej, w jakiej przyszło jej egzystować; a z drugiej nie nudzi, jak to często bywa przy klasycznych biografiach, gdy autor za dużo uwagi poświęca datom i faktom historycznym. Iris zastosowała tu jeszcze jeden dodatkowy zabieg – to nie z jej ust wychodzi historia Grety, nie ona snuje tę opowieść, lecz sama Gosia opowiada o swoich dziejach. To Gosia, kobieta dziewięćdziesięciosześcioletnia powraca myślami do początków swojego dorosłego życia, do momentu poznania przyszłego męża i zagłębia się w swoje wspomnienia snując opowieść o miłości, tęsknocie, stracie, bólu, braku tolerancji, trudnych decyzjach i niełatwych wyborach. Opowieść przejmującą, tragiczną, zmuszającą do refleksji i niejednokrotnie powodującą pojawienie się łez w oczach.

Dzieci Gosi to książka bardzo prawdziwa. I to nie tylko dlatego, że ta prawdziwość wpisuje się niemalże z definicji w gatunek literacki, jakim jest biografia. Nie! Ona jest prawdziwa, bo opisuje dzieje rodziny typowej dla Polski z początku XX wieku, gdy nasz kraj stracił tożsamość narodową dość dawno, a mieszanie się rodzin rdzennie polskich z przedstawicielami innych narodów, głównie ówczesnych zaborców było na porządku dziennym. No cóż… serce nie sługa. Oczywiście okoliczności przyjęcia „obcokrajowca” do polskiej rodziny nie zawsze musiały być podobne jak w przypadku Gosi, nie zawsze małżeństwo musiało się kończyć tak szybko i tak tragicznie, nie zawsze „Gosie” stawały przed dylematem tak trudnych decyzji, ale w wielu rodzinach pytanie „po której jesteś stronie” na pewno się pojawiło i odpowiedź na nie nigdy nie należała do najłatwiejszych. Wymagała dojrzałości, niejednokrotnie poświęcenia, pozbycia się własnych marzeń i decyzji często wbrew sobie. Tylko czy każdy był na takie decyzje przygotowany i zdolny do ich podjęcia?

Margarete – Gosia May na pewno nie była. Wychodząc za mąż była jeszcze bardzo niedojrzałą młodą kobietą, która od razu została odcięta od pomocy i wsparcia własnej rodziny, jednocześnie wpadając w ramiona negatywnie nastawionego do niej otoczenia. Dla rodziny męża na zawsze pozostała znienawidzoną Prusaczką. Czy w takich warunkach mogła ta całkowicie nieprzygotowana do roli żony i matki dziewczyna podjąć prawidłową decyzję i dokonać trafnego wyboru? Dodajmy jeszcze, że również okoliczności polityczno-społeczne nie należały do sprzyjających. No cóż… Nie mnie oceniać to, co zrobiła Gosia i czy jej postawa zasługuje na pochwałę, czy naganę. Wiem jednak, że postać ta (a w zasadzie jej odsłona literacka) wzbudziła we mnie cały szereg emocji i to niekoniecznie pozytywnych. Pojawiła się co prawda litość i współczucie, ale królowała złość (chwilami przechodząca nawet we wściekłość), odraza, niechęć, brak szacunku, niesmak, pogarda. Zdecydowanie postać Gosi nie wzbudziła we mnie sympatii ani cieplejszych uczuć. Niemniej jej kreacja jest bardzo ciekawa i wielowymiarowa, o czym świadczy choćby to, że trudno jest przejść wobec niej obojętnie i zachować kamienną twarz.

Trzeba przyznać, że przedstawienie postaci (nie tylko Gosi, ale także innych bohaterów powieści), ich rozmaitość i realność, jest dużym plusem utworu. Na każdej stronie daje się wyczuć, że ci ludzie żyli naprawdę, przeżywali rozterki, kochali, tracili, poświęcali życie, cierpieli, odczuwali radości i smutki. Potrafimy sobie z łatwością wyobrazić jak przechadzają się ulicami Poznania, odwiedzają fabrykę Mayów, starają się przeżyć ciężki czas wojenny w Berlinie, cierpią biedę „za żelazną kurtyną”. Autorce udało się przywołać klimat tamtych czasów, osadzić w nich swoich bohaterów i przedstawić ówczesne społeczeństwo w sposób zbliżony do perfekcji. Życie zwykłych ludzi oraz elit przemysłowych, życie Polaków z Poznania i okolic oraz Berlińczyków w ciężkich czasach kryzysu gospodarczego, okresie III Rzeszy i II wojny światowej przestaje być dla nas tajemnicą dzięki tej książce. Ciekawe jest dowiedzieć się, jak odmienne jest spojrzenie na te same wydarzenia przedstawicielki innej nacji. W powieści bowiem ścierają się dwie orientacje – polska i niemiecka, przy czym obie poznajemy z perspektywy mieszkanki Berlina, a więc o obiektywizmie trudno tu mówić. Niemniej jest to o tyle interesujące, bo inne, bo zdecydowanie różne od wiedzy, jaką my – mieszkańcy Polski posiadamy w tym zakresie. Szczególnie ciekawe jest postrzeganie okresu wojennego, ukazujące życie zwykłych mieszkańców niemieckich miast; życie w biedzie, strachu przed mobilizacją i wysłaniem na front wschodni.

Dzieci Gosi to książka wymagająca od nas czytelników dużej dozy tolerancji i zrozumienia. Ja niestety nie potrafiłam jej w sobie wykrzesać. A Wy? Serdecznie polecam !!! Naprawdę warto !!!



Za możliwość przeczytania tej książki bardzo dziękuję wydawnictwu Dobra Literatura 





Recenzja publikowana również:

poniedziałek, 5 października 2015

# 290. Kopczyk nr 30 (11/2015)



KOPCZYK # 30 (11/2015)


Niestety ostatnio bardzo Was zaniedbuję, a wszystko to przez totalny brak czasu. Wstyd mi, że posty na blogu pojawiają się tak rzadko, ale może jeszcze kiedyś uda mi się poprawić. Nie mam ochoty rezygnować z bloga, a już na pewno NIGDY nie zrezygnuję z największej pasji mojego życia, czyli z książek. Na razie krótkie notatki na temat przeczytanych książek umieszczam na facebooku i mam nadzieję, że kiedyś pojawią się ich recenzje na blogu. 


A dziś niewielki stosik – zbieraninka z różnych źródeł. Nawet posty stosikowe zaniedbałam, a trochę nowych książek w ostatnim czasie pojawiło się znowu u mnie na półce, bibliotekę odwiedzam regularnie i czytania nie zaniedbuję. To już zdecydowanie wolę zarwać nockę, zrezygnować z paru godzin snu, następnego dnia przypominać zombie, a porcja lektury musi być zaliczona.

Na książki zerka z daleka, nieco nieufnie Negrisia – czarny Diablik, którego udało się uratować od niechybnej, głodowej śmierci i dać dom, a przede wszystkim serce. A ona odwdzięcza się mruczeniem i chyba czuje się u nas coraz lepiej. Kochane stworzonko.

Chcecie zobaczyć, co ostatnio czytałam, a co zdobyłam do swoich książkowych kolekcji? Zapraszam. 

Przedstawię Wam jak zwykle po kolei, od góry, swoje nowe książkowe skarby. Oto one:

1.    Spadkobiercy Emmy Harte t.II Barbara Taylor Bradford. W poście o ostatnim kopczyku chwaliłam się, że udało mi się zakupić w antykwariacie Karierę Emmy Harte (dwa tomy). Ostatnio trafiła do moich rączek kontynuacja Kariery… Niestety na razie tylko tom II (I nie mam), ale przesympatyczny właściciel antykwariatu obiecał, że jak tylko znajdzie w swoich zbiorach początek tej historii, to na pewno mnie powiadomi. Co mam robić? Czekam.
2.    Być najlepszą Barbara Taylor Bradford. A to ostatnia już część sagi o Emmie Harte i jej spadkobiercach. Jak tylko uda mi się zdobyć pierwszy tom Spadkobierców… będę mogła zasiąść do czytania całości i wtedy przepadnę na długo…
3.    Sekret czarownicy Anna Klejzerowicz. Trzecia część cyklu „Czarownice” już niestety poza mną. Ale pozostał zachwyt, pamięć o bohaterach i … recenzja do napisania. Mam nadzieję, że w tym tygodniu pojawi się na moim blogu. Egzemplarz z biblioteki.
4.    Zofia Agnieszka Lingas-Łoniewska. II część serii „Szukaj mnie wśród lawendy” również przeczytana. Czekam na Gabrielę i może wtedy napiszę Wam parę słów o całości. Ogólnie fajnie się ją czyta, ta optymistyczna historia odstresuje każdego, ale na pewno nie zaliczyłabym jej do literatury z wyższej półki. Egzemplarz z biblioteki.  
5.    Magiczne lato -  Aleksandra Tyl. Książki Pani Aleksandry mają w sobie coś magicznego. Czytając wcześniej Aleję Bzów i Szczęście pachnie bzem poczułam ją wszystkimi zmysłami. Podobnie było przy lekturze Magicznego lata. Autorka przenosi nas na polską prowincję, pachnącą bzem, ziołami, lasem. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pojawiamy się wśród pól, chłoniemy wiejską przyrodę, zachłystujemy się nieskazitelnie czystym powietrzem i upajamy magią wsi. Wkrótce opowiem Wam o tej książce nieco więcej. Egzemplarz recenzencki z wydawnictwa Dobra Literatura.

I tradycyjne pytanie. Czytaliście którąś z powyższych pozycji? I jakie wrażenia?