„Dzieci Gosi”– Iris May
<recenzja,66, 16/2015>
Wydawnictwo: Dobra
Literatura
Rok wydania: 2015
Oprawa: miękka
Ilość stron: 228
ISBN: 978-83-65223-23-4
Rok wydania: 2015
Oprawa: miękka
Ilość stron: 228
ISBN: 978-83-65223-23-4
Półka: posiadam
Moja ocena: 7/10
Przeczytana: 06 października 2015
Kupisz:
„Losy rodziny polsko-niemieckiej. Po
której jesteś stronie?” Taki podtytuł nosi ta książka. Jakże trudno nieraz
odpowiedzieć na to pytanie. Szczególnie w sytuacji, w jakiej znalazły się
dzieci tytułowej Gosi, czyli Grethe Leitloff May – prostej dziewczyny z
Berlina, Niemki, w której zakochał się syn poznańskiego przemysłowca Romana
Maya, Kasimir. Niemiecka rodzina Mayów, osiadła na ziemiach polskich w
okolicach Poznania najprawdopodobniej w II połowie XVIII wieku, uległa
spolszczeniu i w czasach, kiedy Kasimir poznał Gosię należała do lojalnych
polskich patriotów.
A poznali się w Berlinie, gdy Gosia
(wtedy jeszcze Margarete) miała 18 lat i wraz z siostrą Gertrudą, a wbrew
zaleceniom rodziców, siedziała w jednej z okolicznych kawiarni. Była to miłość
od pierwszego wejrzenia. Kasimir był sporo starszy od Grety, stateczny,
wykształcony, z doktoratem. I szczerze nią zainteresowany. Dość szybko więc
oświadczył się i „porwał” dziewczynę do rodzimego Poznania. Tu dopiero Grete
miała okazję poznać rodzinę swego narzeczonego – jego siostry, szwagrów,
siostrzeńców, a przede wszystkim matkę, trzymającą wszystkich „krótko” i mającą
na wszystko baczenie Helenę May z domu Kratochwill. I trzeba przyznać, że
spotkanie to nie należało do najprzyjemniejszych. Młoda mieszkanka Berlina nie
przypadła do gustu swojej przyszłej teściowej. Helena nie potrafiła pogodzić
się z myślą, że jej jedyny syn poślubi Prusaczkę, przedstawicielkę tak
znienawidzonego przez nią narodu – ciemiężycieli ukochanej Polski. Jednak tym
razem syn postawił na swoim i ożenił się z Gosią mimo braku akceptacji rodziny.
Ślub odbył się 11 kwietnia 1911 roku w kościele katolickim św. Franciszka w
Poznaniu. Wkrótce na świat przyszły dzieci – córka Hela i młodszy od niej o półtora
roku Roman. Nadszedł rok 1914 – rozpoczęła się I wojna światowa, która
całkowicie odmieniła życie naszej bohaterki.
O losach Grete Leitloff May opowiada nam jej prawnuczka Iris, która urodziła się w roku 1972 w Erlangen i miała okazję poznać swoją prababkę osobiście (Gosia zmarła w roku 1989). O autorce nie ma za dużo wzmianek w internecie. Po ukończeniu literaturoznawstwa, dziennikarstwa i psychologii na uniwersytecie w Bambergu, Iris rozpoczęła pracę jako dziennikarka. Historią polsko-niemieckich stosunków zajmuje się już dość długo, bo ponad 10 lat. Dzieci Gosi są powieścią biograficzną, której podstawę stanowią autentyczne zdarzenia i postaci. Jednak dialogi, kreacja bohaterów i fabuły jest fikcją literacką, co bardzo ułatwia, a jednocześnie uatrakcyjnia przekaz.
Zbeletryzowana biografia jest bardzo
ciekawym chwytem literackim. Z jednej strony pozwala poznać postać, ukazuje
wiele elementów jej życia, jak również sytuacji geo-politycznej i społecznej, w
jakiej przyszło jej egzystować; a z drugiej nie nudzi, jak to często bywa przy
klasycznych biografiach, gdy autor za dużo uwagi poświęca datom i faktom
historycznym. Iris zastosowała tu jeszcze jeden dodatkowy zabieg – to nie z jej
ust wychodzi historia Grety, nie ona snuje tę opowieść, lecz sama Gosia
opowiada o swoich dziejach. To Gosia, kobieta dziewięćdziesięciosześcioletnia
powraca myślami do początków swojego dorosłego życia, do momentu poznania
przyszłego męża i zagłębia się w swoje wspomnienia snując opowieść o miłości,
tęsknocie, stracie, bólu, braku tolerancji, trudnych decyzjach i niełatwych
wyborach. Opowieść przejmującą, tragiczną, zmuszającą do refleksji i
niejednokrotnie powodującą pojawienie się łez w oczach.
Dzieci Gosi to książka bardzo
prawdziwa. I to nie tylko dlatego, że ta prawdziwość wpisuje się niemalże z
definicji w gatunek literacki, jakim jest biografia. Nie! Ona jest prawdziwa,
bo opisuje dzieje rodziny typowej dla Polski z początku XX wieku, gdy nasz kraj
stracił tożsamość narodową dość dawno, a mieszanie się rodzin rdzennie polskich
z przedstawicielami innych narodów, głównie ówczesnych zaborców było na
porządku dziennym. No cóż… serce nie sługa. Oczywiście okoliczności przyjęcia
„obcokrajowca” do polskiej rodziny nie zawsze musiały być podobne jak w
przypadku Gosi, nie zawsze małżeństwo musiało się kończyć tak szybko i tak
tragicznie, nie zawsze „Gosie” stawały przed dylematem tak trudnych decyzji,
ale w wielu rodzinach pytanie „po której jesteś stronie” na pewno się pojawiło
i odpowiedź na nie nigdy nie należała do najłatwiejszych. Wymagała dojrzałości,
niejednokrotnie poświęcenia, pozbycia się własnych marzeń i decyzji często
wbrew sobie. Tylko czy każdy był na takie decyzje przygotowany i zdolny do ich
podjęcia?
Margarete – Gosia May na pewno nie
była. Wychodząc za mąż była jeszcze bardzo niedojrzałą młodą kobietą, która od
razu została odcięta od pomocy i wsparcia własnej rodziny, jednocześnie
wpadając w ramiona negatywnie nastawionego do niej otoczenia. Dla rodziny męża
na zawsze pozostała znienawidzoną Prusaczką. Czy w takich warunkach mogła ta
całkowicie nieprzygotowana do roli żony i matki dziewczyna podjąć prawidłową
decyzję i dokonać trafnego wyboru? Dodajmy jeszcze, że również okoliczności
polityczno-społeczne nie należały do sprzyjających. No cóż… Nie mnie oceniać
to, co zrobiła Gosia i czy jej postawa zasługuje na pochwałę, czy naganę. Wiem
jednak, że postać ta (a w zasadzie jej odsłona literacka) wzbudziła we mnie
cały szereg emocji i to niekoniecznie pozytywnych. Pojawiła się co prawda
litość i współczucie, ale królowała złość (chwilami przechodząca nawet we
wściekłość), odraza, niechęć, brak szacunku, niesmak, pogarda. Zdecydowanie
postać Gosi nie wzbudziła we mnie sympatii ani cieplejszych uczuć. Niemniej jej
kreacja jest bardzo ciekawa i wielowymiarowa, o czym świadczy choćby to, że
trudno jest przejść wobec niej obojętnie i zachować kamienną twarz.
Trzeba przyznać, że przedstawienie
postaci (nie tylko Gosi, ale także innych bohaterów powieści), ich rozmaitość i
realność, jest dużym plusem utworu. Na każdej stronie daje się wyczuć, że ci
ludzie żyli naprawdę, przeżywali rozterki, kochali, tracili, poświęcali życie,
cierpieli, odczuwali radości i smutki. Potrafimy sobie z łatwością wyobrazić
jak przechadzają się ulicami Poznania, odwiedzają fabrykę Mayów, starają się
przeżyć ciężki czas wojenny w Berlinie, cierpią biedę „za żelazną kurtyną”. Autorce
udało się przywołać klimat tamtych czasów, osadzić w nich swoich bohaterów i
przedstawić ówczesne społeczeństwo w sposób zbliżony do perfekcji. Życie
zwykłych ludzi oraz elit przemysłowych, życie Polaków z Poznania i okolic oraz
Berlińczyków w ciężkich czasach kryzysu gospodarczego, okresie III Rzeszy i II
wojny światowej przestaje być dla nas tajemnicą dzięki tej książce. Ciekawe
jest dowiedzieć się, jak odmienne jest spojrzenie na te same wydarzenia
przedstawicielki innej nacji. W powieści bowiem ścierają się dwie orientacje –
polska i niemiecka, przy czym obie poznajemy z perspektywy mieszkanki Berlina,
a więc o obiektywizmie trudno tu mówić. Niemniej jest to o tyle interesujące,
bo inne, bo zdecydowanie różne od wiedzy, jaką my – mieszkańcy Polski posiadamy
w tym zakresie. Szczególnie ciekawe jest postrzeganie okresu wojennego,
ukazujące życie zwykłych mieszkańców niemieckich miast; życie w biedzie,
strachu przed mobilizacją i wysłaniem na front wschodni.
Dzieci Gosi to książka wymagająca od
nas czytelników dużej dozy tolerancji i zrozumienia. Ja niestety nie potrafiłam
jej w sobie wykrzesać. A Wy? Serdecznie polecam !!! Naprawdę warto !!!
Za możliwość przeczytania
tej książki bardzo dziękuję wydawnictwu Dobra Literatura
Recenzja publikowana
również: