Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Elizabeth Adler. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Elizabeth Adler. Pokaż wszystkie posty

środa, 8 stycznia 2014

#16. "Hotel Riwiera" - Elizabeth Adler

„Hotel Riwiera” – Elizabeth Adler <recenzja,6>



Tytuł oryginalny: The Hotel Riviera
Tłumaczenie: Anna Żukowska-Maziarska
Wydawnictwo: AMBER
Seria: Wszystko dla Pań
Rok wydania: 2004
Oprawa: miękka 
Ilość stron: 183
ISBN: 83-241-1590-0
Półka: wypożyczona
Moja ocena: 5/10

Przeczytana: 8 stycznia 2014

Kupisz


Po przeczytaniu “Morelle” (TU) i moich achach i ochach nad tą książką, postanowiłam powędrować do biblioteki i zaopatrzyć się w kolejną powieść Elizabeth Adler. Pogoda za oknem nieciekawa, śniegu ani na lekarstwo, więc trzeba sobie jakoś humor poprawić ciekawą książką. No i po paru minutach grzebania na półkach (tym razem zrezygnowałam z grzebania w necie i wcześniejszej rezerwacji) byłam szczęśliwą posiadaczką „najnowszego bestselleru” – jak informował napis na okładce – „Hotel Riwiera”. Wpadłam do domku, potem do pokoju i otworzyłam książkę z dużym zaciekawieniem, czym to tym razem zaskoczy mnie autorka, która tak mnie urzekła wcześniejszą lekturą. I… ale zacznijmy od początku i nie wyprzedzajmy faktów.

Na temat autorki powieści Elizabeth Adler napisałam przy okazji wcześniejszej recenzji (TU). I w przypadku tej powieści potwierdza się, że pisarka opowiada nam o życiu, które sama doskonale poznała, o okolicach, w których sama mieszkała. Jeśli dodać do tego niesamowitą lekkość pióra, która Elizabeth dysponuje, to opisanie tych miejsc w sposób urokliwy i szczegółowy jest sprawą oczywistą. Mamy dzięki temu w powieści przepiękne opisy przyrody na Wybrzeżu Lazurowym, opisy starych angielskich domostw, opisy życia w Kalifornii i w Las Vegas. Kunszt pisarki widać prawie na każdej kartce powieści. Ale powieść to nie tylko opisy – nawet te najpiękniejsze – ale przede wszystkim akcja, szczególnie, że oprócz wątku miłosnego (ostatecznie to typowy romans) mamy tu dość bogaty i obszerny wątek sensacyjno-kryminalny.

Bohaterką powieści jest Lola March – Amerykanka, która w wieku trzydziestu paru lat poznała w Las Vegas Francuza Patricka Laforet i po krótkim, ale dość intensywnym romansie, wychodzi za niego za mąż, stając się madame Lolą Laforet. Lola wyjeżdża z Patrickiem do Francji, w okolice Saint Tropez, gdzie Patrick odziedziczył po rodzicach stary, zniszczony hotel wraz ze skarpą, na której się znajdował, kawałkiem plaży i zatoką nadmorską. Lola bardzo angażuje się w remont i doprowadzenie hotelu do stanu umożliwiającego przyjęcie gości, a że zawsze uwielbiała gotować i nawet nieźle jej to wychodziło, postanawia sama zająć się kuchnią i zostać jej szefem. Hotel zaczyna zdobywać coraz większe uznanie wśród gości, którym odpowiada miła, wręcz domowa i rodzinna atmosfera w nim panująca, wspaniałe potrawy serwowane przez Lolę oraz przepiękny otaczający go ogród. Patrickowi bardzo szybko po powrocie do Francji Lola przestaje wystarczać jako jedyna kobieta w jego życiu. Często wyrusza swoim srebrnym porsche w podróże do okolicznych miast i miasteczek, gdzie zabawia się z poznanymi tam pięknymi dziewczętami, których na Lazurowym Wybrzeżu nie brakuje. Nie obchodzą go ani kłopoty, z jakimi boryka się Lola na co dzień, ani ogrom pracy, jaki musi włożyć w prowadzenie hotelu. Lola mimo wszystko jest szczęśliwa – znalazła swoja pasję, znalazła życzliwych jej ludzi, którzy co roku przyjeżdżają do hotelu, dzięki atmosferze i warunkom, jakie potrafiła stworzyć. Po sześciu latach małżeństwa Patrick wyrusza w kolejną eskapadę, ale tym razem z niej nie wraca. W niedługim czasie po tym, w zatoczce niedaleko hotelu cumuje nieduży jacht, na pokładzie którego znajduje się tajemniczy, bardzo przystojny i uwodzicielski mężczyzna Jack Farrar, a w hotelu pojawia się nowy, mało sympatyczny i wyglądający na niebezpiecznego gość Jeb Falcon. Kim są ci mężczyźni i jaką rolę odegrają w życiu Loli? Gdzie podział się Patrick i dlaczego ją zostawił? Dlaczego nagle w życiu Loli zaczynają dziać się dziwne, często bardzo niebezpieczne zdarzenia? Jeśli macie ochotę dowiedzieć się tego, to zapraszam do przeczytania powieści.
     
Skłamałabym, gdybym napisała że „Hotel Riwiera” jest powieścią zła i nieciekawą. Bo nie jest. Niemniej brakuje mu tego, co tak bardzo podobało mi się w „Morelle”, a mianowicie wartkiej akcji. W „Morelle” na każdej kartce coś się działo, jedno wydarzenie goniło drugie – od książki trudno było się oderwać. „Hotel Riwiera” jest tej wartkiej akcji, wg mnie, zupełnie pozbawiony. Jest ciepłą opowieścią o blisko czterdziestoletniej kobiecie, która znalazła się w dość kłopotliwej sytuacji i przez połowę książki nic innego nie robi tylko, w tej sytuacji się znajduje. W drugiej części powieści akcja nieco przyspiesza, ale żeby do tego dotrwać trzeba przebrnąć przez  około sto stron monotonii. Mnie się to udało, bo zawsze kończę to, co zaczynam. Mniej cierpliwy czytelnik zapewne zrezygnowałby.

Dużym atutem powieści są bardzo piękne, plastyczne opisy okolicy. Czytając je jesteśmy w stanie wyobrazić sobie śródziemnomorskie krajobrazy z bogactwem roślin charakterystycznych dla tamtego regionu. Aż mamy nieraz ochotę usiąść w cieniu kwitnących hibiskusów czy bugenwilli, zerwać z drzewa i posmakować soczystą figę, oglądać zachody słońca nad zatoką, albo po prostu usiąść na tarasie hotelu, popijając kawę lub zimne wino i chrupać słynne czekoladowe ciasteczka Loli. Nie kończy się na krajobrazach śródziemnomorskich. Dzięki podróży Loli do Anglii poznajemy również klimat angielskiej prowincji, pełen starych, często zniszczonych domów, pełnych zakamarków, małych pokoików i tajemnic.

Kolejnym plusem jest świetny warsztat pisarski E.Adler. Akcja powieści choć jak wspomniałam dość powolna, to jednak jest bardzo spójna. Czytelnik nie pogubi się, w każdej chwili wie, co dzieje się z bohaterami i choć nieraz następują wątki retrospekcyjne, to w żaden sposób nie przeszkadzają one i nie odrywają czytelnika od głównego nurtu powieści. 
No i coś, czego nie spotkałam dotąd w żadnej innej ostatnio czytanej powieści (albo nie było to aż tak wyraziste, bo nie pamiętam). Czytając pierwszą część „Hotelu…” chodziłam cały czas głodna. Jakież wspaniałości kuchni francuskiej serwowała Lola swoim gościom. A jak sugestywnie Elizabeth o tym pisała – w zasadzie na sporo z tych specjałów dostaliśmy gotowe przepisy, na podstawie których można by było się pokusić o przyrządzenie tego dania w zaciszu własnej kuchni.
Nie można również odebrać Elizabeth Adler umiejętności kształtowania charakterów głównych postaci. Zarówno Lola, jak i Jack czy panna N. (angielska przyjaciółka Loli) są postaciami bardzo wyrazistymi – każdą z nich można dokładnie scharakteryzować, zarówno pod względem wyglądu zewnętrznego, jak i cech osobowości. Autorka opisała nam je bardzo dokładnie, ale również przedstawiła je w działaniu – tak żebyśmy mogli je sami ocenić. Podziwiamy Lolę za jej hart ducha, pracowitość, pasję. Lubimy Jacka, bo jest uśmiechnięty, sympatyczny, męski. Mamy dużo sympatii do panny N., bo jest taka angielska i nastawiona do każdego bardzo przyjaźnie i życzliwie. Jedno, co trochę mnie zadziwia, to to, że postacie ukazane w „Hotelu Riwiera” są albo czarne albo białe. Brakuje prawdziwych ludzi, u których spotykają się zarówno pozytywne jak i negatywne emocje.
Książka nie jest więc zła, ale nie zachwyciła mnie. Nie pomogła jej nawet akcja rodem z „Ojca chrzestnego”, gdzie głowa konia została zastąpiona głową kury. O ile ta scena w „Ojcu chrzestnym” przeraża, o tyle w „Hotelu…” rozśmiesza, choć … szkoda zwierzątka… 


Recenzja publikowana również:


Recenzja bierze udział w wyzwaniu:





niedziela, 29 grudnia 2013

#4. „Morelle” – Elizabeth Adler

- czy Morelki są wśród nas? -

„Morelle” – Elizabeth Adler <recenzja,4>



Tytuł oryginalny: Peach
Tłumaczenie: Ewa Murawska
Wydawnictwo: AMBER
Seria: Wszystko dla Pań
Rok wydania: 1997
Oprawa: miękka
Ilość stron: 400
ISBN: 83-7169-444-X
Półka: posiadam
Moja ocena: 8/10
Przeczytana: 4 grudnia 2013

Kupisz: raczej tylko antykwariaty
Na książkę Elizabeth Adler natknęłam się niedawno w antykwariacie. Jako typowy mól książkowy lubię czasem wpaść do tej skarbnicy starych, przeczytanych przez innych i często mocno zniszczonych woluminów. Właśnie te tomiszcza mają wg mnie duszę, bo każdy, przez których ręce przeszły, zostawił w nich jakąś swoją cząstkę. Nie wiem, co mnie zainteresowało w tej książce – może okładka (niestety nie znalazłam jej w internecie, więc musiałam posiłkować się inną, za co wydawcę przepraszam), na której znajduje się piękna dziewczyna w kapeluszu wśród gałązek lawendy…. może seria, w której książka została wydana „Wszystko dla Pań”, a więc zapewne babskie czytadło… a może krótka informacja na tylnej okładce:

„Morelle - piękna, kapryśna i uparta dziedziczka fortuny francuskiego rodu de Courmontów, właścicieli imperium samochodowego, i Noel Madox - męski, przystojny wychowanek amerykańskiego sierocińca, który dzięki niezwykłej sile charakteru zdobywa szczyty powodzenia: pozycję w świecie biznesu, majątek i... Morelle. Los zetknie tych dwoje jeszcze jako dzieci, ale nie pozwoli im o sobie zapomnieć...” [1]

Może…może…może… miałam akurat „złe dni”, mnóstwo spraw na głowie, problem gonił problem, więc idealny czas na zagłębienie się w tego typu lekturę. No i książka stała się moją własnością. Wróciłam do domku i…całkowicie pochłonął mnie świat powieści.
O autorce „Morelle” Elizabeth Adler niewiele wiadomości można znaleźć w internecie. A może to ja nie potrafię szukać? Na pewno jest postrzegana jako jedna z najbardziej popularnych pisarek powieści o kobietach i dla kobiet. Większość jej książek trafiła na listy bestsellerów.

Być może Elizabeth Adler tak dobrze potrafi opowiedzieć o pełnych przygód kolejach losu swoich bohaterek, bo jej życie ułożyło się podobnie jak życie kobiet, o których pisze. Karierę zawodową rozpoczynała jako skromna sekretarka, w 1965 roku poznała Richarda – swojego późniejszego męża – prawnika z Nowego Jorku. Razem wyjechali do Las Vegas, gdzie wzięli ślub. Zamieszkali najpierw w Rio de Janeiro, a potem w Hollywood. Tam Elizabeth poznała i zaprzyjaźniła się z wieloma gwiazdami kina i piosenki, w tym z takimi znakomitościami jak  Frank Sinatra, Stevie Wonder czy Tina Turner. Okres prosperity został niestety przerwany przez chorobę męża. Jednak nawet to nie wpłynęło na zmianę „włóczykijskiego” trybu życia – Elizabeth wraz z mężem odwiedziła Hiszpanię, południe Francji i wreszcie Anglię, gdzie osiadła na stałe w zaadaptowanym budynku klasztornym. Gdy córka poszła do szkoły, Elizabeth zaczęła pisać swoje powieści, których akcja rozgrywa się w świecie doskonale przez pisarkę znanym.

Jest rok 1932. Pod drzwi sierocińca Maddoxa w stanie Iowa zostaje podrzucone niechciane przez rodziców kilkudniowe niemowlę. Chłopiec, któremu w sierocińcu nadano imię Noel, mimo że za oknem wszystko rozkwitało jak na kwiecień przystało i do świąt Bożego Narodzenia było jeszcze bardzo daleko.
Dwa lata później na Florydzie w jakże innych warunkach przychodzi na świat długo oczekiwana córka Amelii i Gerarda de Courmont – Morelle.

„Jej policzki, szczupłe rączki, pełne fałdek nadgarstki i wreszcie delikatne zgrubienia kręgosłupa pokrywał złocisty puszek (…) Zupełnie jak meszek na świeżej moreli (…) „ [2]
Morelle nie była jedynaczką. Amelia, dwadzieścia lat wcześniej, będąc żoną Roberto do Santos, urodziła bliźniaczki, Lais i Eleonorę, które w tym czasie bawiły w odległej Francji. A właściwie bawiła się tylko Lais w Paryżu, bo Eleonora – jakże różna od swojej siostry – prowadziła z powodzeniem hotel na przylądku Cap Ferrat, na południu Francji.

Na pierwszych kartach powieści poznajemy tak bardzo różne dzieciństwo głównych bohaterów, smutne realia życia w sierocińcu, gdzie dorastał Noel i wykwintne, bogate, bez żadnych problemów i trosk życie Morelle. Choć nie do końca jest to prawdą, bowiem w wieku pięciu lat Morelle przepływa ocean, żeby spędzić wakacje u swojej babci Leonii na południu Francji. Jest rok 1939..
Powszechnie wiadomo, że okres niemieckiej okupacji we Francji w czasie II wojny światowej różnił się zasadniczo od przebiegu okupacji w Polsce. Dla Niemców zajęcie Francji oznaczało początek operacji wojennej określanej „Każdy Chociaż Raz Do Paryża” (KCRDP). Stolica Francji – nazywana stolicą kulturalną świata – nadal obfitowała w przeróżne atrakcje, przez co stała się ulubionym miejscem spędzania urlopów niemieckiej generalicji, oficerów, jak i szeregowych żołnierzy. 

Wojenne losy Morelle i członków jej rodziny są w powieści dość szeroko opisywane. Ciężka choroba Morelle i jej późniejsza rehabilitacja, pozorna kolaboracja Lais przebywającej w Paryżu, historia Eleonory nadal prowadzącej hotel na południowych wybrzeżach Francji przy znacznej pomocy babci Leonii, szczególnie potrzebnej w obliczu zajęcia hotelu przez Niemców. Wszystkie te wydarzenia przeplatają się na kartach powieści, by na końcu połączyć się w jednym miejscu…w hotelu należącym do rodziny de Courmont. Wszystkie panie (łącznie z młodziutką Morelle) czynnie uczestniczą we francuskim ruchu oporu pomagając w przerzutach członków ruchu oporu przez granicę francusko-hiszpańską. Poznajemy przepiękną historię miłości Lais i ….wystarczy o losach wojennych. Czy wszyscy członkowie rodziny de Courmont przeżyli wojnę? Jak skończyła się miłość Lais? Czy Morelle już po zakończeniu wojny znajdzie swoje miejsce w świecie i znajdzie to co najważniejsze – miłość i szczęście? Jak Noelowi, dziecku z sierocińca, uda się dojść na szczyty popularności? O tym wszystkim na kartach książki.

Przyznam się, że „Morelle” jest pierwszą powieścią Elizabeth Adler, jaką przeczytałam, a w zasadzie pochłonęłam. Pierwszą, ale na pewno nie ostatnią !!!  Zaraz po Nowym Roku udam się znowu do jakiegoś antykwariatu w poszukiwaniu wcześniejszej części, czyli historii babci bohaterki – Leoni. Jak znajdę i przeczytam, to na pewno umieszczę tu jej recenzję. Mam nadzieję, że Elizabeth mnie nie zawiedzie.

Cóż jeszcze o „Morelle”? Jej niezaprzeczalnym walorem jest język – czytelny, jasny, bez błędów stylistycznych czy literówek. Wydaje mi się, że korekty we wcześniejszych wydaniach były jakieś dokładniejsze niż obecnie. Ale to może tylko takie wrażenie…może idealizuję nieco te czasy, kiedy człowiek był jeszcze młody i piękny…Kolejnym plusem powieści jest na pewno spójność akcji. Choć książkę charakteryzuje wielowątkowość, to jednak nie mamy problemu w „połapaniu” się, kto, gdzie i kiedy, a do tego z kim i dlaczego. Autorka tak potrafiła przedstawić wszystkie wątki (rzecz dzieje się przecież nie tylko w Europie, ale również na kontynencie amerykańskim), że nie gubimy się i w każdej chwili wiemy, w jakiej aktualnie sytuacji życiowej znajduje się każdy z naszych bohaterów. Podobały mi się również główne postaci powieści, może niekoniecznie od strony charakterologicznej, choć czasem chciałabym być podobna do wiecznie zwariowanej, dążącej uparcie do celu i osiągającej to, czego zapragnie Morelle, ale od strony ukazania przez autorkę. E.Adler zarysowała na obie postaci bardzo dokładnie, ze szczegółami opowiadając o ich losach i życiu, wspaniale nakreśliła realia historyczne i zbudowała cudny klimat powieści. Pewien niedosyt odczuwałam jedynie przy historii poznania i rozwoju związku między głównymi bohaterami. Ten wątek został wg mnie potraktowany troszkę po macoszemu, ale to chyba jedyny mankament powieści.
Na pewno polecam wszystkim lekturę tej powieści, choć wiem, że sięgną po nią głównie (jeśli nie jedynie) kobiety. Miłego czytania !!!!

[1] Elizabeth Adler – „Morelle”, AMBER1997 , okładka
[2] tamże, str.11


Publikowane również: