Showing posts with label ulubieńcy. Show all posts

Ulubieńcy ostatnich tygodni: Burberry, Sin Skin, MUR, Semilac i inni

Monday, October 16, 2017 -


Dawno nie pojawili się na blogu żadni ulubieńcy. Jak co miesiąc starałam się robić u siebie taki cykl, tak teraz nie zbieram ulubieńców na siłę, tylko odczekuję kilka tygodni, żeby rzeczywiście mieć o czym napisać, zamiast powielać w kółko te same produkty. Dzisiaj w takim razie zapraszam Was na wpis o moich perełkach ostatnich tygodni. 

Perfumy

W tej kwestii, gdy przychodzi jesień i zima, ja na nowo wracam do zapachów cięższych i słodszych. Lubię bowiem pachnieć, jak cukierek. Victor & Rolf, Flowerbomb, to mój stary ulubieniec i chyba pierwsze tak słodkie perfumy, jakie sobie kiedykolwiek kupiłam. Nie wąchałam ich niestety w innych, odpicowanych wersjach, więc nie wypowiem się na temat edycji specjalnych tego zapachu. Mnie cieszy klasyk i to do niego wracam z przyjemnością. Jest cukierkowy, kobiecy, niezwykle seksowny. I dodaje mi pewności siebie!


Makijaż

Burberry Wet&Dry Shadow w kolorze Nude, który możecie dostrzec też na zdjęciach w tym wpisie. Użyłam go do jednego z makijażu, który jeszcze nie wylądował na blogu, jednakże - zakochałam się! Efekt jaki uzyskałam na sucho, bardzo mi się spodobał. Głównie dlatego, że jest to nietuzinkowy kolor, którego jeszcze w swojej kolekcji cieni nie posiadałam. Niby nude, a jest w nim trochę srebrnej zieleni khaki. Jest ciekawie, jest błyszcząco i jest niezwykle subtelnie, naturalnie i dziewczęco. Burberry ma w swojej kolekcji makijażowej mnóstwo perełek, naprawdę. 

Makeup Revolution - trio do konturowania męczyłam w ostatnich tygodniach nieustannie. Nie wiem, co się stało, że na bok poszedł rozświetlacz z Wibo oraz róż z Narsa, ale znalazłam im godne następstwo (co nie oznacza, że z nich totalnie zrezygnowałam!). Rozświetlacz ma bowiem znacznie więcej różowo-srebrnych tonów, które szczerze powiedziawszy, wyglądają KOZACKO na policzku! Mieni się niesamowicie mocno i wszystkie miłośniczki konkretnego błysku, powinny być usatysfakcjonowane równie bardzo, co ja. Róż natomiast jest bardzo zbliżony kolorystycznie do mojego ulubieńca z NARSa i chyba Wam machnę porównanie na blogu! 

Puder sypki SinSkin, to jak na razie jedyny produkt tej marki, jaki mi się spodobał na tyle, żebym chciała się z Wami podzielić moją opinią  na jego temat. Podoba mi się szata graficzna marki, podobają mi się pomysły, ale niestety, w niektórych przypadkach jest kiepsko. Jednak, jeśli już mnie trochę śledzicie, to wiecie, że pudry sypkie lubię najbardziej w swej kategorii. Ten ma niestety dwie wady - ma kolor, więc uważajcie z niektórymi podkładami i korektorami, bo ich kolor może się zmienić. Ma też dramatycznie nielogiczne opakowanie. Wieczko posiada bowiem lusterko, na które wysypujemy puder. W związku z tym jest wiecznie brudne i wygląda nieestetycznie. Opakowanie - jak dla mnie - nadaje się do poprawy, bowiem ktoś tutaj nie przemyślał sprawy. Jednak sam produkt jest super! Drobno zmielony, puszysty, pięknie utrwala makijaż i daje satynowe wykończenie. Jestem na tak! 

Po długich miesiącach zakochania w maskarze od Burberry, Cat Lashes, postanowiłam sięgnąć po coś z niższej półki. Zadowolenie przyniosła mi maskara Catrice, Glam&Doll w zwykłej, standardowej wersji. Ma silikonową szczoteczkę, którą z łatwością można wyczesać rzęsy od nasady aż po same końce. Nie skleja, nie osypuje się, dobrze utrzymuje podkręcenie i jest naprawdę fajna. I tania, bo nie kosztuje kroci, jak jej koleżanka z półki marek selektywnych. 

Powróciłam też do mojej miniatury NARS, Bound. To jeden z tych odcieni, które nazwać mogę śmiało: "my lips but better". Jest niezawodny, przepiękny i sprawia, że moje usta wyglądają fenomenalnie. Nadaje lekki kolor, nawilża je i sprawia, że wyglądają na pełne i błyszczące. Ta miniatura jest już u mnie na totalnym wykończeniu, więc powolutku szykuję się do zakupu pełnowymiarowego produktu. Nude idealny, któremu polecam się przyjrzeć!  


Włosy

byNature Coconut Hair Oil używam tak naprawdę od niedawna. Jego recenzja
 na pewno jeszcze się tutaj pojawi, bo nie ukrywam, że nie jest to produkt pozbawiony wad. Trzeba z nim bowiem być bardzo ostrożnym. Jednak, używany jako olejek do włosów, ale też jako kuracja nawilżająca na noc - spisuje się fenomenalnie. Pięknie pachnie (a to akurat ogromnie lubię) oraz przyjemnie nawilża moje suche końcówki. Ostatnio coraz bardziej przyglądam się pielęgnacji moich włosów, więc powolutku staję się włosomaniaczką. 


Paznokcie


O Semilac, White Lime wspominałam Wam już podczas pisania ostatniego posta, w którym to przedstawiłam ultrałatwe zdobienie paznokci. Kolekcja biznesowa wpadła mi w oko, zupełnie jak Wam. Takie klasyczne kolory są mocno w moim stylu. Lekko cytrynowa biel, to kolor, który szczególnie skradł moje serce. Pięknie wygląda na paznokciach i sprawia wrażenie, że dłonie są niezwykle zadbane. Jest naprawdę wart uwagi. 

Moi ulubieńcy z ostatnich tygodni, to zbitek w większości nowych produktów w mojej kolekcji. Cieszy mnie to, bo przy okazji mogę Wam polecić jakieś nowości. Miałam bowiem wrażenie, że ostatnio kręciłam się wokół tych samych produktów. Nie ma oczywiście w tym nic złego, bo jednak jest to potwierdzenie miłości do tych kosmetyków, jednak wiecie - fajnie by było, jakby na blogu nie wiało nudą, prawda? ;) 

Dajcie mi koniecznie znać w komentarzach, czy któryś z tych produktów znajduje się również w Waszym serduszku. 

Ulubieńcy ostatnich tygodni i kilka przemyśleń

Sunday, March 19, 2017 -


Poczułam, że muszę sobie pogadać. Nie to, że nie mam w życiu prywatnym do kogo ust otworzyć. Po prostu, jakoś tak, czuję że dzisiaj jest ten dzień, w którym siadam przed komputerem i zamiast pisać Wam kolejną recenzję, czy kolejne porady, chciałabym podzielić się paroma ulubieńcami i przemyśleniami. 

U Agi od zeszłego tygodnia możecie śledzić serię #niedzielnik. Porusza tam tematy związane z blogowaniem, ale nie tylko. To taka odskocznia od profesjonalnego podejścia do bloga i forma pamiętnika. Powiem Wam szczerze, że jakiś czas temu, sama zastanawiałam się nad wprowadzeniem na bloga podobnej serii. Nie jestem jednak jeszcze przekonana, czy to dla mnie dobry czas na to, aby takie treści poruszać. Myślę, że z biegiem czasu, pewnie jeszcze w tym roku spróbuję wystartować z czymś podobnym. Jednak, teraz postawiłam sobie dwa, zupełnie inne priorytety. 

Przywróciłam serię #MAKEUP MENU, która kiedyś regularnie pojawiała się na mojej stronie. Czas więc wrócić do tego, co było dobre i sprawiało mi radość. Co piątek będziecie mogły śledzić u mnie makijaże, które robię na co dzień, od święta, testując nowe produkty, czy techniki. Mam nadzieję, że będziecie zadowolone. Zaczęłam z przytupem, bo niebieskie oko, to wyjście z mojej strefy komfortu - wpadajcie je zobaczyć!

Chcę też wrócić do regularnego publikowania treści. Za bardzo zaniedbałam tę kwestię na mojej stronie, a jednak to jest podstawa przy prowadzeniu bloga. Trochę mi wstyd i przed sobą, i przed Wami. Co jak co, ale przychodzicie tutaj nie po to, żeby widzieć wpis raz na kilkanaście dni, tylko częściej. Trzy razy w tygodniu, poniedziałek-środa-piątek, tak widzę regularne pisanie. I tyle razy w tygodniu będziecie widzieć wpis na mojej stronie. 

O wzięciu się za siebie

Ile można... powiedzcie mi, ile można zaczynać i kończyć dietę. Ile razy można zaczynać chodzić na siłownię i potem nagle szukać miliarda wymówek, czy na tę siłownię jednak nie pójść? Mam za sobą czas, w którym zamiast ruszyć tyłek, ciągle znajduję coś ważniejszego od tego, żeby w końcu poczuć się lepiej. Już nie chodzi o samą wagę, a o to, żebym naprawdę miała lepsze samopoczucie i więcej energii. Dlatego, po raz milionowy próbuję wrócić. Teraz wymyśliłam inne podejście i mam nadzieję, że uda mi się w nim wytrwać, czyli: "Siłownia jest priorytetem. Dopiero po niej mogę się umawiać na inne rzeczy.". I pora w tym wytrwać, przestać się tłumaczyć sama przed sobą. I płacić za nieobecności ;) 

W Szczecinie zamknięto sklep Promod. Jestem tym faktem niepocieszona, bo zrobili to totalnie z zaskoczenia. Akurat, gdy niespełna pół roku temu udało mi się go "odkryć" i dorwać kilka sukienek, które mogę określić już mianem ulubionych. W związku z likwidacją sklepu, cały towar był wyprzedawany pięćdziesiąt procent taniej. W ten sposób, prócz kilku fatałaszków, udało mi się złapać zamszową torebkę, którą widzicie na zdjęciu. Pochodzi ona z nowej kolekcji i jest na wiosnę, jak znalazł. Kolor też w moim stylu, chociaż jest dostępna w kilku innych wariantach. No i jest malusia, a mieści całkiem sporo moich rzeczy - tych najpotrzebniejszych, wiadomo. Klucze, telefon, błyszczyk... te sprawy. Same wiecie. A cena? Regularna 79.90zł, a ja zapłaciłam połowę. Chyba się opłacało :) 

W mojej torebce ciągle znajduje się Lancome, Juicy Shaker. Kojarzy mi się z wiosną na tyle, że nie potrafię się z nim rozstać. Mój odcień, czyli Berry Tale kiedyś już pojawił się na blogu - tutaj. Ma leciutką formułę, która nawilża usta i dodaje im odrobiny koloru. Chwilowo daleko mi do matowych pomadek, szukam lekkich i połyskliwych szminek, olejków, czy balsamów. A ten produkt po prostu się sprawdza. 


Gipsówka, liść eukaliptusa i marmurowa mata 

Udało mi się wreszcie dorwać dodatki do zdjęć w tym stylu, który jest kompletnie mainstreamowy. Idę za tłumem, jak ślepa w tej kwestii, ale nie mogę się oprzeć temu, jak wygląda gipsówka oraz liście eukaliptusa na fotkach. No i powiem szczerze, że kilka badyli w wazonie, chyba podoba mi się bardziej, niż duże bukiety kwiatów. Kosztują grosze, a wyglądają super. Przynajmniej czuję teraz u siebie wiosnę. 

Podkładkę w marmurowy wzór dostaniecie w salonach DUKA. Świetnie wygląda na fotkach i cieszę się z jej zakupu. Moje zabawy z brystolem chyba powoli idą w odstawkę. Za rogiem wiosna, więc mam coraz większą ochotę na jasne kompozycje, a czarny kawałek papieru, do takich nie należy. Poza tym, podkładka jest plastikowa i już nie muszę się martwić, że moja niezdarna ręka coś na nią wyleje.

Muzycznie 

Ostatnio słucham namiętnie kawałków sprzed lat. Nie tylko tych z lat 80., 90., ale też zahaczam o kilka dobrych i naprawdę wiekowych piosenek. Starship- nothing's gonna stop us now, to coś co nieustannie siedzi mi w głowie i nucę to w przerwach na piosenki z bajek Disneya :) W ucho wpadł mi też John Lennon i jego Jealous Guy. Lubię wracać do jego muzyki. Jakoś tak, bardzo mnie relaksuje. 

Muzyka mnie uspokaja i odcina od świata. W tej kwestii niezawodnie sprawdzają mi się moje słuchawki od Sudio Sweden. Bardzo dobrze wygłuszają świat zewnętrzny, a to dla mnie ostatnio ważne. Słucham wszędzie, gdzie się da, nawet przez kilka minut. Nie przepadam za ludźmi w miejscach publicznych, więc to dla mnie dobra metoda na wyciszenie. Przy okazji, pamiętajcie, że macie na nie 15% rabatu, jeśli podczas składania zamówienia wpiszecie kod ALICJA15. 

Któregoś razu trafiłam ponownie na piosenkę Beyonce, All Night, która pochodzi z najnowszej płyty Lemonade. Oczywiście, jestem wkurzona, bo nie jest dostępna na Spotify, więc w którymś momencie po prostu o niej zapomniałam. Jednak, ten utwór szczególnie mi się spodobał. Słuchanie go przez dwa dni, dosłownie na okrągło, mówi samo za siebie, prawda? 

Przy okazji, przesłuchiwania kawałków Beyonce, trafiłam ponownie na Flawless, który zapewne doskonale znacie. W połowie piosenki użyte są słowa Chimamandy Ngozi Adichie, nigeryjskiej pisarki i feministki, które brzmią w ten sposób: We teach girls to shrink themselves, to make themselves smaller. We say to girls:"You can have ambition, but not too much.You should aim to be successful, but not too successful. Otherwise you will threaten the man". Because I am female, I am expected to aspire to marriage, I am expected to make my life choices always keeping in mind that marriage is the most important. Now marriage can be a source of joy and love and mutual support. But why do we teach girls to aspire to marriage and we don't teach boys the same? We raise girls to each other as competitors, not for jobs or for accomplishments, which I think can be a good thing but for the attention of men. We teach girls that they cannot be sexual beings in the way that boys are. Feminist: the person who believes in the social, political, and economic equality of the sexes."

Tutaj znajdziecie link do jej wystąpienia podczas Tedx Talks. I właściwie, chciałabym Was z tymi słowami zostawić, ale muszę dodać do nich kilka swoich przemyśleń. Jakiś czas temu nie uważałam się za feministkę, a bynajmniej nie w takim sensie, jak rozumiałam to słowo kiedyś. Kojarzyło mi się negatywnie, z osobą, która za wszelką cenę chce udowodnić, że jest lepsza od mężczyzny, że go nie potrzebuje do życia i jest on sprawcą wszelkich krzywd przeciwko kobietom. Znacie pewnie to powiedzenie, że feminizm kończy się, gdy trzeba wnieść pralkę na 3. piętro. Znacie też pewnie wyrażenie, że feministka, to kobieta, która jest na tyle brzydka, że żaden mężczyzna jej nie chce i dlatego walczy o swoje "prawa". 

Dzisiaj tylko liznę ten temat, bo jest zbyt szeroki i za bardzo powoduje on u mnie podniesienie ciśnienia. Zaczyna mnie to po prostu wkurzać. W towarzystwie nieznanych mężczyzn, zdarza mi się czasem, że przez któregoś zostaję zignorowana. Reszta jest godna podania ręki i przedstawiania się - kobieta traktowana jest, jak powietrze. Słyszałyście pewnie ostatnie słowa Korwina-Mikkego w Parlamencie Europejskim. Albo tekst, że ktoś zachowuje się, jak baba. Albo, że powinnam już mieć dziecko, być zaręczona, po ślubie... cokolwiek, co jest społecznie akceptowalne i ogółowi się udało. Wkurza mnie to, że kobieta ma mieć zaprogramowane w głowie, że jej największym osiągnięciem życiowym będzie wyjście za mąż. Ma to być dla nas najważniejsza rzecz. 

Nie mówię tutaj, że małżeństwo jest złe - nie, jeśli udało Ci się trafić w życiu na kogoś, kto jest cudownym partnerem, świetnie! Mam tutaj jednak na myśli ten wzrok politowania, gdy ktoś dowiaduje się, że mam 25. lat, jestem sama, nie mam dziecka. Jakbym miała trąd. Jakby na moim grobie po śmierci miało być napisane "Alicja, nie udało jej się w życiu, bo nie miała dziecka/nie wyszła za mąż". Wiecie o co mi chodzi? 

Bardzo zgadzam się ze słowami pisarki. I jakiś czas temu, nie uważałam siebie za feministkę. A na pewno nie w takim sensie, jak mi się wydawało. Im jednak jestem starsza, tym bardziej denerwuje mnie, że zdarzają się sytuacje, w których ktoś nie chce traktować mnie na równi z innymi. I dzisiaj już wiem, że chodzi tutaj o to, żebym miała takie same prawa, jak mężczyzna. Nie muszę chcieć z nich korzystać, ale muszę je mieć. 

Mam nadzieję, że Was szczególnie dzisiaj nie zanudziłam i post się Wam spodobał. Dajcie mi znać w komentarzach, czy było ok :) Liczę też na kilka Waszych ulubieńców ostatnich tygodni. Może macie swój ulubiony serial, albo film?

Ja zmykam robić zupę z soczewicy. Oby tym razem się udała :) 


Ulubieńcy września na YouTubie || filmik

Wednesday, September 30, 2015 -


Kto nie śpi jeszcze? 
Chcę Was dzisiaj zaprosić na nietypowych ulubieńców. Tym razem, w formie "gadanej", na YouTubie. 

Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu najnowsza "produkcja". Trochę mam sobie do zarzucenia, że nie ma idealnej ostrości, ale gwarantuję Wam, że trzeci będzie już świetny! W końcu, do trzech razy sztuka, prawda? ;) 


To co? Zapraszam do oglądania ;)
Linki i wszelkie informacje o produktach, znajdują się w opisie. 



Ulubieńcy kwietnia

Thursday, May 7, 2015 -


Ulubieńcy września

Wednesday, October 1, 2014 -

Nadszedł ten czas. Pora na kolejnych ulubieńców. Miało ich być więcej, bo za każdym razem, gdy wkładam sobie do koszyczka kosmetyki, które uważam, że powinny znaleźć się na zdjęciu, mam problem z przesadzaniem i braniem wszystkiego. Uznałam jednak, że chyba będzie lepiej, jeśli będę wybierać śmietankę śmietanki.



DO GÓRY