Showing posts with label Celia. Show all posts

Niby pomadka, a jednak błyszczyk || Celia

Thursday, September 18, 2014 -


Hej!
Muszę Wam powiedzieć, że może mnie teraz być odrobineczkę mniej na blogu. Dzieje się tak, ponieważ wprowadzam w życie mój plan założenia aparatu, który niespodziewanie się przyspieszył. Jeszcze tylko dwie wizyty u dentysty, żeby wyleczyć zęby i mogę się zabrać za zakładanie aparatu. Mówią, że kobieta zmienną jest i powiem Wam szczerze, że zaczynam myśleć nad zwykłym, metalowym drucikiem, a nie aparatem szafirowym. Na jaki się ostatecznie zdecyduję, okaże się za około miesiąc, ale na razie jestem dobrej myśli. Oprócz tego, że ciągle narzekam na ból zębów, po wizytach u stomatologa. Dlatego mnie tak ostatnio mało. Staram się jakoś żyć, ale nie ma lekko :)

Zdradzę Wam też w sekrecie (wcale z tego żaden sekret nie jest :P), że jednak nie wyprowadzam się w tym roku ze Szczecina. Było sporo planów, ale kilka sytuacji skutecznie mi uniemożliwiło ruszenie z miejsca. W związku z tym, Trójmiasto musi jeszcze trochę poczekać. Ja się nawet cieszę. Szczecin, to piękne miasto i jeśli jeszcze tutaj nie byliście - polecam :)

Dość już tej prywaty! Wypadałoby w końcu dodać jakiś kosmetyczny post, dlatego jestem! 

Tani, ale niezwykle dobry || róż Celia

Sunday, June 22, 2014 -


Hej!

Dzisiaj porozmawiamy sobie trochę o bardzo tanim różu. Nie zdradzę na razie, czy się polubiliśmy, czy nie. Nie będę taka ;) W każdym razie, zapraszam do lektury!


Z Celią mam niewiele wspólnego. Dużo dobrego słyszałam o pomadko-błyszczykach i miałam się chociaż na jedną skusić, ale stwierdziłam, że to chyba jeszcze nie jest ten czas, że chcę ten produkt sprawdzić na sobie. Przede wszystkim, mam tutaj na myśli fakt, że podobno (a nawet na pewno), szminki te straszliwie się rozpuszczają. Jako, że i tak nosiłabym ją w torebce, czy stałaby na mojej toaletce, to nie powinno mi robić zbyt wiele różnicy. Mimo wszystko, na razie się nie skusiłam. (Dla Szczecinianek - błyszczyko-pomadki są dostępne w Maczku za około 12zł)


Dobra, bo jak zwykle, zboczyłam z tematu przewodniego!
Róż z Celii kupiłam... <werble> ... w Biedronce. Si!
I tak w ogóle, to miałam go nie brać. Dlaczego? Pozwólcie, że wyliczę!

  1. nie był mi potrzebny kolejny róż
  2. żaden nie wyglądał przekonująco w świetle biedronkowych świateł - każdy, bez wyjątku wyglądał, jak brąz przez kartonowe pudełeczko
  3. wydawało mi się, że nic dobrego z tego nie będzie  
Ale moje serce łkało, że taka tanioszka (7.99zł) a ja nie biorę. No to wzięłam, bo już nie mogłam!



Skusiłam się na coś, co w tym pudełeczku i nieciekawym oświetleniu wyglądało na brąz z drobinkami. Zabrałam do domu, rozpakowałam i Anioły zagrały na fujarce.


No popatrzcie na to!
Roż jest przepiękny!


Jest bardzo dobrze napigmentowany. TAK. BARDZO DOBRZE. NIE KŁAMIĘ ;)
Poza tym, świetnie się aplikuje. Co prawda ma w sobie drobinki, ale na policzku nie uświadczycie chamskiego brokatu. Po prostu pięknie rozświetla twarz. Kolor, który posiadam, to numer 3.


Naprawdę niewiele trzeba, żeby pięknie zarumienić policzek. Dlatego radziłabym być ostrożna. Można z nim przesadzić i zrobić z siebie lalkę. 

Bardzo dobrze się rozciera i nie tworzy plam. Zdziwiła mnie niezwykle jego trwałość. Naprawdę bardzo długo utrzymuje się na twarzy i nie ściera się, czy nie zbiera w nieestetyczne placki. 


Tutaj już widzicie go na policzku. Daje naprawdę delikatny, dziewczęcy rumieniec, który nie wygląda nienaturalnie na twarzy. Bardzo podoba mi się efekt, jaki nim uzyskuję i to, z jak dobrej jakości produktem mam do czynienia. 


Naprawdę polecam Wam przyjrzeć się tym różom, jeśli tylko macie do nich dostęp. Według mnie, nie odstępuje na krok tych wysokopółkowych. Mogłabym się jedynie przyczepić do zapachu, ale na szczęście czuć go tylko w opakowaniu. Na twarzy się ulatnia i jest kompletne niewyczuwalny. Oczywiście, nie chcę Was tutaj straszyć, nie pachnie źle. Ja jedynie jestem przyzwyczajona, że kosmetyk musi dla mnie pachnieć albo ładnie, albo w ogóle. Tutaj niestety trafiłam na taki delikatny zapach, który nieszczególnie przypadł mi do gustu.

No i opakowanie! Z jednej strony jest ok, ale z drugiej - czasami muszę użyć nieco więcej siły, żeby je otworzyć. Nie złamałam jednak nigdy o nie paznokcia, czy nie zniszczyłam lakieru, ale jednak... mogłoby być bardziej przyjazne dla kobiety ;)


Cała reszta - bez zarzutu! Dostaje ode mnie solidne 5+, bo dawno nie byłam tak pozytywnie zaskoczona produktem, z którym nie wiązałam zbyt dużych nadziei. A ten, nieźle mnie zaskoczył ;)

Najlepiej ulokowane 8 złotych (bez grosza) EVER!

Ulubieńcy maja

Friday, May 30, 2014 -

 Nastała wiekopomna chwila! 
Mój blog ma już ponad rok i sama nie wierzę, że jeszcze nigdy nie opublikowałam ulubieńców. Dlatego myślę, że w końcu przyszła na to pora. Dzisiaj podzielę się z Wami moimi faworytami z maja. I już nie mogę się doczekać czerwca, bo to mój ulubiony miesiąc w roku. Głównie ze względu na moje urodziny :)


Właściwie, to ulubieńców wielu nie będzie. Jest sporo rzeczy z kolorówki, jedna z pielęgnacji i dwie kompletnie nie związane z tymi kategoriami. 


W  tym miesiącu wręcz męczę moje meteoryty Guerlain. Lubię ich używać i powiem szczerze, że już sobie nie wyobrażam bez nich makijażu. Jeszcze kilka lat temu twierdziłam, że to jest produkt dla dojrzałych pań, a na pewno nie dla mnie. Zmieniłam zdanie. I Wam (jeśli też tak uważacie) też tego życzę.

Bronzer z The Body Shopu, to mój jedyny bronzer, ale nie będę ukrywać, że chwilowo nie mam ochoty na żaden inny. Jest fajnie wytłoczony w kształt plastra miodu, ma odpowiedni dla mnie kolor i długo się utrzymuje.  Szkoda tylko, że opakowanie się zaczyna trochę niszczyć.

Żel utrwalający brwi z Revlonu udało mi się kupić już dawno temu, w Pepco. Jak dla mnie, to świetny produkt. Wiem, że wiele dziewczyn na niego narzeka, że nie spełnia ich oczekiwań, ale dla mnie jest ok. Trzyma moje brwi w jednym miejscu przez cały dzień. Jestem z niego zadowolona.


Jestem wręcz zakochana w płynie do czyszczenia pędzli, który nie wymaga spłukiwania. Kupiłam go w Sephorze. Pięknie pachnie, pędzle są czyściutkie a ja zadowolona, że ratuje mnie od prania :)

L'oreal Blur Cream był zakupowym rozczarowaniem, bo nie sądziłam, że dałam się nabrać na podkładową bazę. Okazało się właśnie, że producent sobie zakpił i opisał produkt, jako rożny dla innych kolorów cery. Mimo wszystko, jestem bardzo zadowolona z jej działania. Używam bazy przy każdym makijażu i nic złego się nie dzieje.

Clarins, Lip Perfector, to mój powrót do karmelowego polepszacza ust ;) Pięknie pachnie i znakomicie nawilża moje usta. Kolor ma niezobowiązujący, więc jest idealny na co dzień. 

Maskara Twist Up the Volume jest moją ulubioną i na razie nie znalazłam lepszej. Chociaż szukam :) Dwie szczoteczki w jednym zapewniają mi taki efekt, na jaki mam ochotę danego dnia. 


Notes Moleskine udało mi się wygrać na portalu lubimyczytac.pl. To już moja druga wygrana na tej stronie i bardzo się z niej cieszę. Notes jest poręczny i przede wszystkim bardzo cieszy moje oko. Jest solidnie wykonany i bardzo mi pomaga w sesji, którą już zaczęłam na dobre. 

Róż z Celii kupiłam w Biedronce. Kosztował mnie całe 7.99! Jest bardzo mocno napigmentowany i po prostu przepiękny. Używam go ostatnio bardzo często.


Krem do rąk z serii SPA RESORT Hawaii, od Dr Ireny Eris trafił do mnie podczas konsultacji w Douglasie. Towarzyszyłam Marcie, gdy miała umówioną hennę brwi i sama rozglądałam się po szafach w drogerii. W tym momencie zaczepiła mnie pewna pani, która przeprowadziła mi badanie skóry. Dowiedziałam się właściwie tego, co sama o swojej skórze myślałam, ale dostałam parę produktów, które sobie teraz sprawdzam. I ten krem do rąk bardzo mi się spodobał. Tubka wygląda na małą, ale mieści w sobie 30ml kremu, który pięknie pachnie i jest leciutki. Bardzo się polubiliśmy. 

Intensywnie używam też pomadki w kredce z Bourjois. Mój kolor, to Peach on the Beach, który jest fantastyczny. Sam produkt fajnie utrzymuje się na ustach, daje ładny połysk i maksimum nawilżenia na ustach. 


Tam taram tam tam!
Jeśli nie śledzicie mnie na Facebooku (gdzie Was serdecznie zapraszam!), to nie wiecie jeszcze, że stałam się posiadaczką torebki Michaela Korsa. W gruncie rzeczy jest to pokrowiec na MacBooka Air, ale dla mnie jest to prześliczna kopertówka. Jest biała, solidnie wykonana. W środku ma złotą podszewkę. Serce mi bije mocniej, gdy na nią patrzę.

Nie zmienia to faktu, że nadal marzy mi się duża torba i DAJ BOŻE, jak wszystko pójdzie zgodnie z moimi planami, to (TFU TFU przez ramię) już niedługo będzie moja. 
Co myślicie o mojej nowej kopertówce?



Uff! To już wszystko. Obiecuję, że postaram się robić takich ulubieńców już co miesiąc. 
A co z Waszymi ulubieńcami? Coś nam się powtarza? ;)

DO GÓRY