środa, 30 marca 2016

DOMOWE WIELKANOCNE OKRUSZKI

Za wcześnie ogłosiłam zwycięstwo nad grypą, a ta paskuda usiłowała mi (i ciągle jeszcze usiłuje) przeszkadzać w realizacji zamierzeń. Z pewnym wysiłkiem, ale ogarnęłam dom i przygotowałam obiad. Tak, tak, w tym roku w końcu odpuściliśmy śniadanie, bo siedziałabym zupełnie sama. Krzysztof zawsze wszak ma Msze św., a Tata został w Polsce. Zainspirowana tutejszym zwyczajem skupiłam się na obiedzie, który był mieszanką polsko-włoską. Oczywiście, bardziej dumna jestem z polskich potraw, bo o te nie jest tak łatwo, a jednak był żur na własnym zakwasie, czy pascha z twarogu zrobionego z jedynego kefiru, jaki tu mogę znaleźć. Ciast aż za dużo, mimo, że upiekłam tylko sernik, ale dobre dusze podrzucają proboszczowi różne smakołyki, z colombą własnego wypieku na czele. Pogoda była tak piękna, że pryncypał postanowił odsłonić cytryny z zimowej otuliny (oby nie za wcześnie!). Okazało się, że w donicy leżało kilka cytryn. Co by tu zrobić? Akurat miałam trochę białka, więc sorbet cytrynowy aż się (w)prosił.
Wystrój opierał się o stare elementy plus wysiana rzeżucha, wycięte z gazety podczas grypy motyle oraz nowe filcowe dekoracje od niezawodnej Pani Marzenki (której dziękuję za pamięć).
Tak było w domu, a co poza nim? O tym wkrótce :)















































środa, 23 marca 2016

NA WIELKANOC A.D. 2016

Chciałam jakoś pięknie, mądrze, ale onieśmieliły mnie życzenia od Was, wiele tak niezwykle napisanych słów, tyle dobrego. Pozostanę więc przy mojej myśleńce na ten rok:

Alleluja!

poniedziałek, 21 marca 2016

W ŚREDNIOWIECZNEJ FLORENCJI

Każdy, kto zachwycił się wizytą w San Gimignano, będzie miał większą łatwość w wyobrażeniu sobie, jak mogła wyglądać średniowieczna Florencja. Oko szybciej wyłapie pozostałości tej epoki ukryte pomiędzy nowszymi budynkami. Bywają w szczątkowej postaci, przebudowane, trudniej zauważalne, ale są, ciągle zagospodarowane, choć może nie wszystkie na potrzeby domowe.
Dzisiaj napiszę, jak zagospodarowano jedną z około trzydziestu pozostałych we Florencji wież.

Wieża należała do rodu Cerchi, pochodzącego z małej miejscowości Acone, położonej niedaleko Pontassieve. Rodzina osiadła we Florencji na początku XIII wieku. Cerchi stali się możnymi kupcami, a zasięg ich działalności przekroczył Apeniny, działali, między innymi, we Francji i Anglii.
Nie można pominąć jeszcze jednego ważnego aspektu - przynależności do jednego ze zwalczających się stronnictw politycznych, do gwelfów (najprościej mówiąc: stronników papiestwa). To zadecydowało o ich potędze, gdyż ich przeciwnicy (gibelini - zwolennicy cesarstwa) zostali wypędzeni z miasta.

Jesteśmy przy Vicolo dei Cerchi.

Murowana wieża-dom była centrum prowadzenia interesów oraz miejscem zamieszkania. O zasobności portfela mówiło też wybudowanie loggi (jej ślady pozostały, ale została wchłonięta przez mury). Obronny, wysoki, murowany budynek w czasach ciągłych walk dawał poczucie bezpieczeństwa. Nie od razu cała budowla była kamienna, trwały budulec był w dolnych częściach (część tego, co widzimy na dole, faktycznie przetrwała od początków budowy), a wyżej konstruowano z drewna. Palazzo dei Cerchi stoi w jednej z najstarszych części miasta i stanowił najważniejszą budowlę rodu. A że Palazzo Vecchio nie był jeszcze wtedy Palazzo della Signoria, to właśnie u Cerchi'ch, w ich loggi, spotykali się przywódcy miasta.
Była jedną z całego zespołu wież należących do rodu i dla odróżnienia tę nazywa się palazzo, a inna pozostałość nosi nazwę torre.

Co takiego ciekawego jest w samej wieży? Pierwszą jej zaletą jest, oczywiście to, że przetrwała. Nie spotkał jej los chociażby wież z niedaleko położonego Piazza della Repubblica, który kiedyś porastał średniowieczem. W Torre dei Cerchi przetrwały fragmenty oryginalnej dekoracji malarskiej z XII i XIII wieku. Niewiele tego się zachowało we Florencji. Ktoś może zapytać o Palazzo Davanzati, ale tam mamy wynik odnawiania, prac naniesionych przez wieki, choć, oczywiście, zobaczenie wymalowanych komnat Davanzati jest warte zajrzenia do tego muzeum, bo daje pojęcie o sposobie dekoracji średniowiecznych budowli.  Parę zdjęć z Palazzo znajduje się w tym artykule
W Wieży Cerchi najpierw oko widzi jakieś niezidentyfikowane ciemne plamy, a ja się zastanawiam, czym mam się zachwycić. Potem powolutku wyławiam kształty, uzupełniam je w wyobraźni, by uzyskać efekt sprzed ośmiu wieków, gdy ściany były w całości pokryte malarską dekoracją.

Dekoracja była komponowana w ten sposób, by stworzyć iluzję zawieszenia drapowanych tkanin.
Podobną elegancję i wyrafinowanie dekoracji miały francuskie domy dworskie z tej epoki, którą jest gotyk międzynarodowy, zwany też dworskim.
Najbardziej to brakuje tu mebli i tkanin, tkanin będących właśnie przedmiotem wzbogacenia się florenckich kupców.
Wśród w miarę czytelnych motywów, widzimy herb rodowy Cerchi (trzy koła), lwy z innych herbów, pnącza, figury geometryczne - bogactwo zdobień i barw.
O wiele lepszy stan prezentują pomalowane belki stropowe. Zwariowałam na punkcie tych ptaszorów. Musiałam trzymać się grupy, a z chęcią bym sfotografowała każdego skrzydlatego cudaka.

To już kolejna budowla historyczna, którą zwiedziłam, będąca w dzierżawie amerykańskiego uniwersytetu (tutaj Kent State University z Ohio). Trudno się dziwić właścicielom, że wynajmują pomieszczenia amerykańskim instytucjom. Kogo innego byłoby na to stać? W Palazzo dei Cerchi mogłam fotografować pomieszczenia, a często jest tak, że dzierżawcy absolutnie nie życzą sobie robienia zdjęć. Trochę im się nie dziwię, bo sposób zagospodarowania sal jest co najmniej nijaki, bez szacunku do historii, co budzi moją niechęć do wynajmujących. Zwłaszcza te okropne lampy. Brrr!

Ciekawostką niech będzie zupełnie inne podejście do tematu. Ten sam budynek, ale z wejściem od Via della Condotta. Na parterze i w podziemiach mieści się sklep Genten prowadzony przez ... Japończyków i głównie dla nich. Sami zobaczcie, jaka panuje w nim atmosfera:

Odkryto tam nawet pozostałość po starej drodze, gdy do budynku nie przylegał ściśle jeszcze drugi budynek. Właściciel z doskonałym zrozumieniem sytuacji mówił o tym, że nie wie, co się do końca pod spodem jeszcze znajduje. Każde odkrycie spowodowałoby wielkie utrudnienia dla funkcjonowania sklepu. Woli więc nie zajmować się poszukiwaniem prawdopodobnych śladów po starożytnych Rzymianach. Jego konstatacja wzbudziła życzliwy śmiech. Większość grupy stanowili dojrzali wiekowo mieszkańcy Florencji, którzy doskonale wiedzą, jak koszmarne są kontakty z konserwatorami zabytków, z jednej strony zrozumiałe, a z drugiej budzące bezsilność wobec czasami dziwacznych zarządzeń. To temat rzeka, który znam z obydwóch punktów widzenia, ostatnio, podczas pobytu w Polsce, nawet dużo o tym rozmawiałam z koleżanką konserwator. Ale o tym może innym razem?