Skoro już wspomniałam, że o okolicach Pizy można napisać osobny przewodnik, pokażę Wam wycieczkę sprzed tygodnia. Od dawna chodził za mną objazd po kościołach romańskich w pobliżu Vicopisano. Dodatkowo rozmawiałyśmy sobie z Joanną o kościółkach, które nadawałyby się na uroczystości ślubne. Asia wyszukała coś wyglądającego arcyciekawie, własnie w tamtych rejonach, nic tylko jechać. Po drodze wstąpiliśmy na obiad, lokal wart polecenia, ale dzisiaj o nim nie napiszę. Czekam na specjalny dzień, by o nim się rozgadać.
Jak to z planami bywa, są po to, by je zmieniać na bieżąco.
Oprócz romańskich kościółków wypatrzyłam w okolicy twierdzę. Ruiny, twierdza? Jestem za.
Taaaa...
Gdy przyglądałam się mapie, w głowie miałam inną kolejność, ale już w drodze pomyślałam, że może lepiej zacząć od tej twierdzy. Dżipiesie prowadź!
Ale wymyśliłam!
Najpierw okazało się, że jesteśmy w pobliżu innych miejsc, które miałam na mapie.
Był brązowy drogowskaz do Chiesa di Saint Jacopo in Lupeta, więc zjechaliśmy. Prosty romanizm, kilka zdobień, rozrzuconych bez czytelnej logiki po całej fasadzie. Korzenie w czasach Longobardów, obecny stan w czasie zapomnienia. Najpierw dedykowany San Mamiliano, o czym pamięta napis nad portalem, na początku XV wieku oddany pod patronat św. Jakuba.
Resztki małego klasztoru, który tam był przebudowano i stworzono dużą prywatną rezydencję. Sądząc po liczbie skrzynek pocztowych, zamieszkuje ją około 10 rodzin.
Podejrzewam, że kościół otwiera się bardzo rzadko. Niebawem będzie ku temu okazja, widziałam w pobliskim Vicopisano zapowiedzi na Świętego Jakuba.
Vicopisano - takie na wyciągnięcie ręki - spowodowało powrót do pierwszej wersji wycieczki.
Zupełnie niezamierzenie wjechaliśmy od strony kościoła, który chciałam zobaczyć i naiwnie myślałam, że w niedzielę po południu będzie otwarty.
Bardzo horyzontalna bryła, mocno przylega do ziemi, nieznane jej są wertykalne uniesienia gotyku. I tu prosto, bez spektakularnych zdobień. Tylko rytmy ślepych arkad i rombów, a w niektórych nich bardzo delikatne reliefy. Drobne ornamenty wypatrzyłam jedynie w środkowych łukach oraz w gzymsie podkreślającym poziomy podział fasady.
Jedyna figuratywna płaskorzeźba przedstawiająca ścięcie głowy Jana Chrzciciela, utknięta w lewym narożniku nawy zdaje się być zaprojektowana przez dziecko, ale to właśnie kocham w romańskiej sztuce.
Największą ozdobą fasady, i w ogóle murów, jest kamień. Niezwykle malarski. Gdyby nie inne zajęcia, to aż ręcę korcą, by któreś ze zdjęć "przetłumaczyć" na obraz. Tym tworzywem jest skała ze wzgórza Verruca, zwierająca głównie kwarcyty. Pojawia się w wielu budowlach rejonu Pizy, zwłaszcza tam, gdzie potrzebna jest konstrukcja nośna. Nawet w Krzywej Wieży, u jej podstaw, znajdziecie
pietra verrucana.
Nie tylko fasada prosi się o pędzel, także jej boczna ściana porusza moje serce. Drobne rzeżbione detale, cudowne plamy współgrające ze słońcem.
Przywyczajona do zamkniętych kościołów, przeszłam nad tym do porządku dziennego. Zburzę jednak porządek chronologiczny wyprawy. Pojechaliśmy dalej, ale wracając przez Vicopisano zobaczyłam otwarte drzwi do świątyni. "Zatrzymaj się! Otwarte!" - Jakże zrozumiałe dla Krzysztofa. Przystanął wbrew wszelkim przepisom, a ja pobiegłam ku portalowi.
Jak dobrze!
Wnętrze mnie nie rozczarowało. Mało naleciałości z późniejszych epok. Babcinki zbierały się na Mszę, więc nie chciałam przeszkadzać, ale nie mogłam się opanować, by fotograficznie nie zabrać ze sobą choć kilku migawek.
Elementy znajome. Podział na nawy, przedzielone kolumnami. Freski, niestety, w zaniku. Jest coś, co mnie mocno poruszyło. Tak niezwykle ekspresywna rzeźba, że zwątpiłam, czy ona stara, czy współczesna. Tylko resztki polichromiii kazały myśleć, że mam do czynienia ze średniowieczną grupą Ukrzyżowania. Potwierdziły się moje przypuszczenia - XIII wiek. Głupio mi było tak przed oczekującymi na Mszę przyglądać się temu dziełu, musiałabym zasłaniac ołtarz. Muszę tam kiedyś wrócić. Tylko jak zastać kościół otwartym?
Jeśli zobaczycie uchylone drzwi, wejdźcie bez zastanowienia!
Obok kościoła stoi inny bardzo ciekawy budynek, o świeckim przeznaczeniu. Wydaje się być dopasowany stylem, rzeźba dzieci nad wejściem każe przypuszczać jakieś powiązania ze średniowieczem. Na ścianie napisane jest "Dzieło Kardynała Maffi". Trudno znaleźć jakieś szczegółowe informacje, ale po krótkich poszukiwaniach dochodzę do wniosku, że to prywatny żłobek, budynek o tym przeznaczeniu powstał z inicjatywy wspomnianego kardynała, żyjącego na przełomie XIX i XX wieku.
W planie miałam kościoły romańskie, ale przecież nie mogę nie przespacerować się po Vicopisano.
Krzysztof poszedł na kawę, a ja zanurkowałam w uliczki, zaułki i kto wie, co jeszcze.
Wiele razy przejeżdżałam drogą nieopodal, ale w ogóle nie odnotowałam istnienia tu jakiegoś miasteczka.
Najpierw przyciągnęła mnie smukła wieża zegarowa.
Zaraz w pobliżu niej, wśród zwyczajnych mieszkalnych budynków, widać starsze pozostałości. To niewielka dzielnica zwana case torri (domy wieże).
Wzrok przyciągały jeszcze inne zabudowania. Co chwilę widziałam drogowskazy kierujące mnie do Fortezza Brunelleschi. Doszłam jakąś dziką ścieżyną, ostro wspinającą się ku górze, a nie musiałam.
Istnieje zwykła ulica, też pnąca się wzwyż, lecz o wiele mniejszym nachyleniu.
Brunelleschi w Vicopisano?
Ano tak. Florencja była w ciągłej wojnie z Pizą. Garnizon florencki potrzebował dobrego, czyli trudnego do zdobycia, punktu kontrolno-wypadowego. Budowę, z wykorzystaniem istniejącej wieży, polecono florenckiemu architektowi. W środku twierdzy jest muzeum, ale może nie tego dnia?
Schodzę już normalną ulicą, bardzo urokliwą, pozwalającą spogądać na dachy, co bardzo lubię.
Dochodzę na główny plac miasteczka, gdzie rozłożył się rynek ze starociami.
Trudno je jednak nazwać antykwarycznymi. To głównie kiermasz second hand. Straszne badziewie, ale wypatrzyłam na nim skarby. Są do odnowienia, dlatego teraz ich nie pokażę.
W zamian proponuję kilka osobnych zdjęć z Vicopisano:
No, to teraz kierunek Rocca Verruca. I tu się zemściła, albo i nie, zmiana planów. Droga szybko zapomniała o asfalcie (z drugiej strony góry chyba dłużej można jechać normalną), poprzecinana była rowkami wyżłobionymi silnymi strumieniami wody.
Niedobrze dla auta, ale jechałam z dobrym kierowcą, dzięki temu mogłam się cieszyć widokami na dolinę Arno. Nie wszystkie zachwycają, bo te okolice są dość uprzemysłowione, gdzieś jednak są i pola, lasy i Vicopisano na pierwszym planie:
W pewnym momencie trafiamy na zakaz wjazdu. Dalej można iść tylko pieszo. Po drodze minęliśmy kilku spacerowiczów. Świetne miejsce dla rodzin, myślę, że wędrówka ku ruinom potężnej twierdzy i zobaczenie jej murów może być dobrą motywacją do marszu. Moja wyobraźnia już się uruchamiała. Nie doszliśmy daleko, wiem, że można dojść pod samą fortecę, ale czas troszkę cisnął, gdyż obiecałam Asi, że sprawdzę pewną kaplicę. Wróciliśmy do auta.
Poprosiłam Krzysztofa, byśmy przejechali przez miejscowość Caprona, nad którą spektakularnie dominują resztki zamku w postaci samotnej wieży o bardzo oryginalnej nazwie Upezzinghi. Reszta zabudowań padła ofiarą wojen.
Z zamkiem wiąże się fragment życiorysu Dantego, który uczestniczył 16 sierpnia 1289 roku w bitwie o zdobycie Caprony. Poeta wspomina o tym w XXI pieśni Piekła (w tłumaczeniu Porębowicza):
Pamiętam twierdzy poddaną załogę:
Śród wrogich szyków, pod paktem z Kaprony
Wychodząc, równą czuć musiała trwogę.
W końcu jedziemy znaleźć jeszcze jeden romanizm - kościółek San Miniato z urokliwym trawnikiem i cyprysami przed nim. Chciałam sprawdzić, czy jest zamknięty na stałe, ale po zrobieniu wizji lokalnej, wiem, że nawet, gdyby był otwarty, na śluby się nie nadaje. Sprawia wrażenie nieczynnej kaplicy cmentarnej. Choć zdradzę Wam, że w Polsce byłam raz na ślubie w kaplicy cmentarnej. Nie pamiętam losów małżeństwa, mam wrażenie, że nie przetrwało. Wiem, że to nie miejsce świadczy o szansach na szczęśliwy związek, jednak ta wędrówka między grobami? Bardzo wymowna!
Tutaj z grobów pozostały dwie tablice w murze za kaplicą i specyficznie rozmieszczone cyprysy, które kiedyś wiodły głównie na cmentarze.
Na mapie romańskich budowli w okolicy Vicopisano mam pełno zaznaczonych punktów, wystarczy ich na kilka wycieczek.