W końcu skończyłam malowanie. Pozostało umocowanie w kracie i lakierowanie. Tak więc zdjęcia może w niedzielę. Zaczęłam od tego wpis, gdyż takie parę tygodni malowania to niemal przerwa w życiorysie. Dom stał odłogiem, co Krzysztof cierpliwie znosił. Jedynie obiadom nie odpuściłam. Chociaż i dziś i wczoraj miałam kuchnię z głowy. Wczoraj byliśmy u Antonelli – prosty, skromny posiłek, w większości bardzo smaczny. Dom gospodyni malutki, prawdziwie toskański, z oryginalnymi sufitami, wejściem z dworu prosto do kuchni.
No a dziś mieliśmy rewizytę obiadową u ks. Stanisława w Serravalle Pistoiese, bajecznie położonym na wzgórzu:
Wsiąkłam w „robactwo”. Stasiu, samotnie sobie gotujący, opiera się na gotowych półproduktach, albo wręcz gotowych, zamrożonych potrawach. Ale takiego smaku nie powstydziłaby się żadna kucharka. Od następnego tygodnia zabieram się za wszystko, co pływa, nie tylko ryby. Na pierwsze jedliśmy makaron z krewetkami i cukinią – no przepychotka! A na drugie smakowita mieszanka różnych małży i krewetek z pomidorami. Już to sobie wyobrażam zrobione z zupełnie świeżych, niemrożonych stworów. W końcu poznałam też smak sepii, bo jeszcze dodatkowo Stanisław lekko podsmażył sepię z czosnkiem i zieloną pietruszką. Do tego nieszczęśliwie tylko dodał liści buraczanych, bo w mrożonce nie było widać, że to nie szpinak, a ponoć, według słów jednej z jego parafianek, należy bestię spożyć ze szpinakiem. Sprawdzimy, sprawdzimy. Kierunek oczywiście jak najbardziej słuszny. A po obiedzie deser, czyli śliczna Chiesa di San Michele z XIII wieku. Znana mi na pamięć, budząca nieustanny podziw, bryła malowanego dwa lata temu kościoła.
Bardzo mało zachowało się w nim dawnych ozdób: tryptyk ołtarzowy, umieszczony teraz z boku kościoła,
rewelacyjny, rzadko używany, konfesjonał,
"skrzynka" na jałmużnę z XVII wieku,
lub fragment XV wiecznego fresku – cacuszka!
Takiego deseru nie zastąpi najpyszniejsze tiramisu, a wiem, co piszę. Potem rzut oka na ciut współcześniejszy kościół tuż przy plebanii, mocno barokowo rozbudowany, z nieszczęśliwymi interwencjami późniejszych czasów. Jednak i tam się znalazło parę obiektów, na których można zawiesić oko. Między innym w wielkiej przestronnej zakrystii tak często tu spotykane przedstawienie krzyża z narzędziami Męki Pańskiej czy kropielnica u wejścia.
Mimo dziwnej pogody, ciężkich, ale nieołowianych chmur, czasami nieśmiałego słońca miałam poczucie, że znowu zostałam nad wyraz, niezasłużenie obficie obdarowana.