1. Dla tych, którzy nie lubią czytać: nie wyjechałam na święta, zdjęcia z wymianki kurczakowej, zdjęcia moich torebek i trochę o miłości.
2. Dla lubiących czytać...
Candy rozdane, nadal jednak nie wiecie, co w środku. Potrzymam to jeszcze troszkę w tajemnicy, ale nie po to, żeby się nad Wami znęcać. Po prostu muszę zrobić pełne zdjęcie wszystkich gadżetów, a obecnie w gaciach kawę popijam, a to czas, kiedy jestem pod ochroną :)) Myślę, że wieczorkiem będę mogła pokazać niespodziankę.
A wracając do świąt.... pisałam, że wyjeżdżamy. Potem pisałam, że jestem chora. Następnie Wy pisałyście, życzenia powrotu do zdrowia i cudownych świąt. I wszystko było super, bo wyzdrowiałam :) Macie moc stwórczą. Niestety jednak nie napisałam o tym, że Zuzia może sie rozchorować (kto by to planował), Wy nie mogłyście tego odczarować i stało się. W nocy, przed wyjazdem, Zuzia budziła się, narzekała na ból uszka (właściwie to krzyczała z bólu, pierwszy raz zresztą nas to spotkało). Oczywiście decyzja była prosta i już wiedziałyśmy, że zostajemy w domu. Rano mała chodziła śnięta, miała podkrążone oczka i mega katar. Wniosek był prosty-uszka bolały od kataru (nie było zpapalenia na szczęście). Tak, czy inaczej, snuła się z miejsca na miejsce cały czas powtarzając, że chce jechać do cioci. W końcu uznałam, że z katarem sobie poradzimy i zaniosłam wszystko do samochodu. Kiedy chciałam ją ubrać okazało się, że ma stan podgorączkowy. Przyniosłam więc rzeczy do domu. Zuzia usiadła, położyła się i zasnęła. Po godzinie wstała i była w świetnym stanie. Wszystko super, zero gorączki, uśmiech na buzi i słowa na ustach "chcę jechać do cioci". Co więc zrobiła mama? Zniosłam ponownie torbę do samochodu, wróciłam po Zuzię i wyjechałyśmy. W trakcie drogi pojawił się kaszel, katar się nasilał, aż wreszcie w połowie drogi do stolicy Zu zwymiotowała. Wróciłyśmy więc do domu. Żeby tego było mało, planując święta poza domem w lodówce pingwin!!! Sklepy do 16, a ja do jednego z nich wpadłam o 15.46 :) Zakupy wykonane z prędkością światła. Przy okazji oberwało sie Pani, która powiedziała, że nie pokroi mi czegoś tam, bo umyła krajalnicę. Powiem tylko, że pokroiła :)
I cóż, Zuzia miała chore zatoki, ale na szczęście obyło się bez antybiotyków, bo tego nie lubimy. Siedziałyśmy sobie w domku kreatywnie wykorzystując czas. Mało tego, upiekłam pierwszy raz w życiu szarlotkę, która była pyszna :)
Święta w domu uprzyjemniały nam oczywiście ozdoby różej maści. Między innymi niespodzianka, którą dostałam w wymiance kurczakowej. Przygotowała ją dla mnie
Titania, która prowadzi kilka blogów i robi cuda. Zobaczcie co dostałam :)
Piękna kartka, obłędny ptaszek na szkle i dwie cudne kury. Do dziś stoją na kuchennym oknie i dobrze im tam :) W paczce oczywiście nie zabrakło słodkości.
Titanio, serdecznie dziękuję.
Ja przygotowałam niespodziankę dla
Magicznej Fabryki
Szydełkowa kura, jajo i przydaśki. Poleciały również porcelanowe jaja i słodkości, ale zabrakło ich na zdjęciu. Paczuszka z przebojami, ale dotarła na czas :) Pozdrawiam dziewczyny z MF.
Żeby wpis nie był zbyt krótki :)))
W końcu zrobiłam fotki torebeczek, które uszyłam dla Zuzi. Nie będę już gadać, tylko pokażę, a Wy się wypowiedzcie za mnie :)
A teraz fragment o miłości
Zuzia: Mama, a ja wiem co to jest miłość.
Ja: Co to jest miłość?
Zuzia: Miłośc to jest jak się kocha.
Ja: A wiesz, że ja Cię kocham?
Zuzia: Wiem, bo ty jestes miłosna.
I tym cudownym akcentem, dziękuję wytrwałym w czytaniu i tym, którzy tylko oglądają zdjęcia i wszystkim, którzy tu zaglądają nawet, jeśli mnie nie ma.
Pozdrawiam serdecznie