czwartek, 26 lutego 2015

O tym, jak dziewczyny się pobiły, złotej statui, Adzi, Badzi i Romanie


Tego się właśnie obawiałam, a skoro się obawiałam, to musiało się tak stać. W nocy, z niedzieli na poniedziałek, gdzieś za Wielką Wodą pobiły się nasze dwie rodaczki. Było ostro, stosowano piarowe sierpowe i dystrybutorskie kopy.
Niemal jak w piosence Kofty pt ‘Adzia badzia blues’

'Aż raz kiedyś, przez przypadek,
na bankiecie po naradzie,
Adzia nagle kopem w zadek
czynnie znieważyła Badzię.
Badzia w mordę ją, za kłaki,
Adzia jej widelec w oko.
Zaś incydent jako taki
Przemilczano dość szeroko.'

W ten przypadku w grę wchodził nie widelec, ale złota statuja. I nie przemilczano, tylko komentowano dość rozlicznie. Na bankiecie po naradzie.
Czyli prawie wszystko się zgadza.
A biły się oczywiście Ida i Joanna.

To nie tak, że dowiedziałam się jako ostatnia i dlatego dopiero teraz się ustosunkowuję. Dowiedziałam się jeszcze przed wami, jako pierwsza! Co prawda zrezygnowałam z oglądu nocnawej relacji, gdyż komentatorzy wykazali się jeszcze większą ignorancją niż w zeszłym roku, gdy myślałam, że Łoskara za główną rolę męską dostało równorzędnie trzech aktorów:
Mafju Makkoagualej,
Mafiu Majk-kofju 
Meffiu Mek-konahej [to ten]
Well.
Przemilczy to.
W końcu w kraju tak odciętym internetowo-satalitarną kurtyną od świata jak nasz, nie można wymagać by komentatorzy zechcieli pronansować dziwa zagranicznej nomenklatury aktorskiej inaczej, niż wedle własnego widzimisia.
Misia Mefju.

Ale w niedzielę wieczorem, mniemająwszy jeszcze, iż wytrzymię ten festiwal komentatorskiej ignorancji, opiłam się herbaty. I gdzieś tak o trzeciej w nocy wstałam, by ulżyć pęcherzu. Włączyłam zatem przy okazji środek masowego przekazu w postaci starego, oklejonego taśmą, radia Kasprzak. Kasprzak mi wyrzęził, że Ida dostała Oskara.
Z wrażenia omal nie nasikałam do wanny.

Tego się właśnie obawiałam! Że Ida dostanie Oskara. Teraz wszyscy Hamerykanie pomyślą, że Polska to ten biedny, pełen polarnych niedźwiedzi kraj, gdzie nie wynaleźli jeszcze kolorowej taśmy.
Ssą i dobre strony tegoż wydarzenia: główna bohaterka ma takie czarne, jak węgiełki, oczęta, do tego szarą cerę i burą nietwarzową czapkę [klik]. To zupełnie jak ja, chyba w końcu odważę się wyjść na salony!

Piszę o tym dopiero teraz, bo pewnie już nikt o tym teraz nie pisze.
Bo więcej niż 48 h cieszenia się cudzym sukcesem to już masochizm. 
W Hollywood mówią, że ‘jesteś tak dobry jak twój następny film’ i jestem pewna, że od 24 h tata Idy, niejaki Paweł Pawlikowski, zbiera fundusze na swój następny projekt. A może już zebrał? On przecie, w przeciwieństwie do Wajdy, pronansuje po angielsku.

Jak w ogóle do tego doszło, że Ida związała się z Oskarem?
Nie możemy użyć słowa fart, bo to po hamerykańsku znaczy coś brzydkiego, co Polak antysemita czyni zazwyczaj po grochówce.
Otóż sukces Idy to rezultat współpracy artystycznej wrażliwości ze znajomością zasad marketingu.

Wcześniej Ida zdobyła ponad 80 nagród na różnych festiwalach filmowych. Pomyślałby kto, że na świecie organizuje się tyle festiwali filmowych tylko po to, by pewna szara zakonnica mogła się dostatecznie wypiarować przed dojściem w Hameryce.
Reżyser twierdzi zresztą, że to ‘film drogi’. No ba, w dystrybucji nie utknął. No ba, wysłanie go na tyla festiwali tanie być nie mogło. Ale się zwróciło. Gratulejszyn.

'Adzia Badzia, Adzia Badzia
Nikt nikomu nie przeszkadzia!
Niejeden chciał, ale się nadział
Teraz śpiewa już
razem z nami
Adzia Badzia, Adzia Badzia
Adzia Badzia Bluuuuus!'


Wnioski płynące dla nas, szerokich mas, z tego prestiżowego sukcesu twórcy Idy są następujące. Czyli Pawlikowskiego sposób na sukces:

1) jeśli chcesz w Polsce osiągnąć sukces to musisz mieszkać w Wielkiej Brytanii (tysiące osób już na to wpadło),
2) cokolwiek robisz, zrób coś o Żydach (no powiedz: co ci szkodzi?)
3) cokolwiek robisz, nadaj temu właściwości branżowej plagi: niech będzie to wszędzie i wszystkich atakuje zewsząd (oprócz polskich kin, bo kto tyla bez koloru wysiedzi? My tu mamy szaro-buro, zakonnie i poststalinowsko proeuropejsko i bez tego)
4) jak mówisz, to niech nikt ci nie przerywa! (vide: odbiór złotej statui. No chyba nie znacie mojego taty!)

'Adzia badzia, Adzia Badzia
Uzgodniona głos opinii
Nie jest ważne, co się myśli,
Liczy się konkretny wynik!
Doliczono brutto tare
Maniek, Tekel, Fares.'

A tu 'Przewodnik po reżyserze Idy'czyli inwentaryzacja starych wywiadów z Pawlikowskim [klik]
czyli jak można ukręcić nowy, okazjonalny artykuł ze starych wywiadów kolegów dziennikarzy.

Ostatni czarno-biały film, jaki widziałam w kinie, to było ‘Żeganj, Tereso!’, znany podówczas pod tytułem ‘Cześć, Tereska!’.
No, no. A teraz wszerz i wzdłuż naród nuci „Idę na Idę” albo „Cieszymy się, aczkolwiek wolelibyśmy, żeby nagrodzono film o rotmistrzu Pileckim”. Gdyż odzywa się w nas instynkt stadny. Do wyboru stado A lub stado B. Wilki i owce. Jałowce i manowce.

[Rhinoceros to po hamerykańsku 'zielona wyspa' ;) ]

Tymczasem Kasprzak poinformował mnie dzisiaj, iż w Krakowie deliberują nad ekstradowaniem reżysera Romana P. do Stanów. Doprawdyż, radzę krakowskim kryminalistom wziąć się ostro do roboty, skoro prokuratura tamtejsza jest zajęta tak poważnymi sprawami natury archeologicznie intymnej. Oraz musi zapoznać się z całą masą dokumentów przysłanych z krainy Interpolu, zapewne z roznegliżowanymi zdjęciami Romana P. na czele. Za nasze, podatnicze pieniądze oczywiście.

'Adzia badzia, Adzia Badzia
Na sympozjum przyszli wyszli
Nie jest ważne, co się robi,
Ważne jest to, co się myśli.
Ten wie swoje, tamten swoje,
dzieci mają razem troje.'

No prawie by się zgadzało, nawet liczba polańskąt, gdyby wziąć pod uwagę wszystkie okoliczności. Piosenka Adzia Badzia nadaje się na refren do wielu okazjonalnych wydarzeń, jak widać ;)

Dziękuję za uwagę! Chciałam jeszcze, z tego miejsca, podziękować mamie i tacie, moim producentom!
Oklaski! Ukłony!

A teraz możecie napisać do którego stada należycie, którego Mefiu pronansujecie, albo zanucić refren z Adzi Badzi metodą kopiuj wklej. Doprawdyż jestem dziś taka łaskawa.
 
A teraz o co naprawdę chodzi w filmie zaprezentuje ilustrator Justin Reed















sobota, 21 lutego 2015

Krotochwila ogląda blok reklamowy

Świat składa się z atomów. Mężczyzna składa się z penisa i samochodu a kobieta ze skóry, włosów i obowiązków domowych. Dziecko składa się ze słodyczy, kaszlu i plam. Lek składa się z substancji aktywnych. Reklama składa się z frazesów. W maksymalnej dawce.  
Poświęciłam jeden wieczór by zapoznać się z telewizyjnym blokiem reklamowym.

Laboteq
„Podejmij walkę z procesem starzenia się skóry” namawia reklama, która starość u kobiet traktuje jako szkodliwy proces chorobowy.
A potem podejmij walkę z ociepleniem klimatu, islamskim terroryzmem i zwyczajem rzucania brudnych skarpet na środek pokoju przez małżonka. No dobra, to ostatnie sobie daruj, to niemożliwe. A zresztą, jeśli dopuścisz do starzenia się skóry, to mąż i tak odejdzie do jakiejś młodej skóry, bo jest tego wart.

Zmarszczki i rozstępy?
Wyróżnij się z lasek lasku i nadaj skórze blasku!

Braveran
„Prawdziwy mężczyzna wie jakiej substancji użyć, kiedy konar nie che zapłonąć” – mówi poufałym głosem lektor i wyczuwa się w tym głosie kpinę, która miała być, jak się zdaje, objawem lubieżnej dwuznaczności, bo konar to prącie, wiadomo. Niestety Braveran jest najwyraźniej tak drogi, że nie stać cię będzie potem, amigo, na zabranie wybranki do hotelu czy na wczasy i będziecie musieli się grzmocić na polu namiotowym. W środku zimy! Smutek.
Kiedy konar płonie to mi to bardziej się kojarzy z objawami nieprzyjemnej choroby wymagającej wizyty u urologa, o ile nie u wenerologa. A kiedy konar nie chce zapłonąć to zawsze można go posypać papryczką meksykańską.
Marzy mi się reklama środków na potencję w której używano by arcyniedocenianego słowa prącie.
Chcesz trącić prąciem? Prąd w prąciu! Prącie bardzo, księżniczko.
Koniecznie lubieżnym głosem, ale bez kpiny.





















Mamy też całą grupę reklam, które fałszywie sugerują troskę o Matkę-Polkę. Ojej, nie możesz wyprać tej plamy przez którą twój mąż prawdopodobnie straci jutro pracę? Ojej, kaszelek i flegma i chorować ci się zachciało? Jesteś matką czyli wielofunkcyjnym robotem domowym! To zobowiązuje! Matka ma zapierdalać na pełnych obrotach a nie pokładać się jak francuski piesek! Matka sprzątać, karmić, prać, prasować, zmywać i zajmować się dziećmi. Matkę zepsutą, bo pokasłującą na przykład, należy naprawić wlewem środka, który postawi ją szybko na nogi, by mogła dalej, ku chwale rodziny, osiągać 120% normy.
Np reklama Tantum Verde głosi z wyrzutem, że „Kiedy mama choruje tata ma w domu urwanie głowy”. Głowa taty jest do pracy, do wymyślania koncepcji i idei, a nie żeby ją urywać w domu! Urywać w domu głowę to prosz bardzo, ale matce. Oraz na nią wchodzić.

Eliminacid
Żałuję że główną substancją aktywną nie jest cykuta, piołun i arszenik, naówczas dobrze by było rozdawać darmowe próbki tego specyfiku w Sejmie. Ale nie. On tylko eliminuje narodowe zakwaszenie.
Czekamy teraz na Zasadomix, dla ludzi bez zasad. No i na Eutanacid, dla tych seniorów, których nie udało się uratować Owsiakowi.

Łupież? Rozdwojone końcówki? 
7zbóż men
„Mężczyźni niewiele różnią się od kobiet” tezę tę, na początku reklamy, wygłasza jakiś podejrzany zbożowy wołek-matołek. Okazuje się, że jednak mamy w tivi, w prajmtajmie, miejsce na pełnowymiarowo seksistowską i ultramizoginiczną reklamę. Oto bowiem widzimy, iż kobiety są idiotkami posiadającymi różowe pluszaki, z narzędzi mają tylko zalotkę i chadzają na wysokich czerwonych szpilkach jak z burdelu, podczas gdy mężczyźni wyprowadzają psy, posługują się wielofunkcyjnymi scyzorykami szwajcarskimi i wędrują po górach. Dlatego kobitki mogą zjeść byle jogurcinę, a mężczyźni jogurtowy wytwór ohydnych wołków. Fuj!

4flex
„Sprawny sposób na sprawne stawy”. A w reklamie scenki obejmujące chodzenie po schodach- górach, podnoszenie torby-sztangi oraz robienie ciasta z kamienia. Doprawdyż, czy nie można by tematu stawów potraktować jakoś bardziej dosłownie? Np człowiek mający problemy ze stawami topi się w stawie, łapiąc stawonogi. A drugi, co stosuje, już nie! ;)

Maxiluten
"Najwyższa dawka luteiny, która pomaga się zregenerować plamce żółtej". Tej plamce w oku, a nie na koszuli! A jak ktoś mi przylutuje w oko na osiedlu to też pomoże? Bo że będę miała żółte limo to pewnik.Tymczasem przed żółtymi plamami chroni Rexona. Nie psikajcie się nią zatem mając otwarte oczy!
Ani w Chińczyków (rasistowski suchar, wiem).

Princessa Zebra
Jak batonu spada sprzedaż, to ładujemy w niego dwie białe warstwy scukrzonego cukru, nazywamy jak zwierzę egzotyczne i dawaj reklamę z kotkiem.
Pryncessa Zebra. Jedz ją na pasach, a nie zginiesz, nawet na czerwonym!

Schogetten
Czekoladki, które w reklamie para w restauracji, przy stoliku, wtyka sobie do ust. To gra pełna zmyłek i uników. Trafię, nie trafię, wetknę, nie wetknę? Potem podchodzi kelner, wyrywa klientom kawałek czoko i połyka. Gdyby sobie w reklamie wtykali gdzie indziej, to może bym się zainteresowała. Poza tym może nie jestem targetem, co prawda też do restauracji noszę własną wałówkę, którą zjadam w niecierpliwym oczekiwaniu na cień zainteresowania obsługi, ale jest to bigos. Nie mówcie, że nie nosicie ze sobą żarcia do restauracji, dziady! A jak obsługa protestuje, to przy dawaniu napiwku zabawiam się we wtykanie z kelnerami. Trafię nie trafię, wetknę nie wetknę. Tę złotówkę. W miejsce, gdzie powinna trafić ta reklama.

Procto-hemolan
Żel do mycia dla hemoroidowców, gdyż wiadomo, że używając zwykłego mydła umarliby w ciągu tygodnia w męczarniach. W reklamie ładna pani lekarka na zmianę z niebieskim lejkiem w kratkę, który chyba ma przedstawiać ludzkiego anusa (innymi słowy pupsko).
Naprawdę lejek w kratkę ma mnie przekonać? Really? Niebieski? No ale taka jest tendencja: czerwone zmazy i fluidowe fale symbolizują ból i stan zapalny, a zielone i niebieskie lejki ulgę i błogość.

Piekący problem w zadku?
Iladian direct plus
Upławy, pieczenie, swędzenie. Kobiece przydatki jako hotel dla bakterii, wirusów i grzybów, które są mechato-włochate i obracają się na zielonym tle, sugerując, że wadżajna u zapuszczonej kobiety jest tapicerowana mchem.
Wadżajna nie jest zielona tylko różowa! Wadżajna zielona to chyba u jakiejś ufoludki. „Wojna światów” mogła się skończyć w ten sposób – ci straszni kosmici zaglądający do wadżajny zapuszczonej kobiety, po czym wymarli.

Upławy? Nie ma sprawy! Nasz środek jest dość żwawy!
Vitotal
Witaminy dla mężczyzn. „Więcej niż witaminy” – głosi hasło. Czyli co? Minerały? Kwarki? Priony?
Nie znoszę takich haseł reklamujących coś hasłem „Więcej niż coś”. Może coś do rymu?
Więcej niż witaminy, wabik na łatwe dziewczyny!
Więcej niż tran, służy leczeniu ran!
Więcej niż skóry odnowa – i pochwa będzie jak nowa!

Dobenox Forte
Basia ma żylaki, ale to jej najmniejszy problem. Basia bowiem słyszy głosy. Jeden z głosów mówi Basi o środku na żylaki. „Dziękuję, głosie! mówi Basia. Żaden z głosów nie mówi Basi o konieczności leczenia psychiatrycznego w trybie pilnym. Jak już Basia trafi na oddział zamknięty i zostanie rozebrana z rajstop, to przynajmniej wstydu nie będzie. Żylaków jednak w reklamie nie widzimy, więc nie wiadomo, czy nie zaliczają się do Basiowych urojeń.

Żylaki?

NeoPersenForte
„Znów będziesz sobą!” zapewnia lreklama. Bo jak nie chcesz być sobą to niuchnij koksu.
A reklama idzie tak: kilka aut utkniętych w korku. Kierowcy się denerwują, aż tu nagle, WTEM, wyskakują wszyscy przez otwarte okna z tułowiami obciętymi do połowy, na sprężynach, co ma sugerować nerwowość. Właśnie tak wyglądają ofiary wypadków i aktów terrorystycznych: połówki ciał wylatujące przez okna, z rozrzuconymi rękami. Tylko zamiast sprężyn mają na wierzchu jelita. Gratuluję twórcom reklamy, w dzisiejszych czasach dobrze jest się oswajać z takimi widokami i pracować nad opanowaniem nerwowości.

Toffife
Reklama przedstawia czteroosobową rodzinę. Ojciec i dziatki mają rozliczne hobby. Matka nie ma żadnego oprócz stania w kuchni, jej naturalnym środowisku, oraz okazjonalnego pasienia domowników słodyczami. Toffife stosuje jako emocjonalny szantaż, żeby zainteresować sobą pozostałą część rodziny, która zwabiona cukrem odwiedza matkę na jej wybiegu.Żal.

Szczerbaty uśmiech? To trzeba było nie paść dziecka słodyczami!

Tulleo
Mamy tu jedną z sytuacji, które powodują, że rodzicielstwo nie jest najczęstszym hobby wśród ludu w wieku prokreacyjnym. Reklamowe dziecko nie chce spać i całą noc marudzi, żądając bajek o księżniczkach. Rodzice pokładają się ze zmęczenia, a dziecko nadal żywotne. Następnie się okazuje, że dziecię śpi w szkole na zajęciach.
Reklama proponuje podanie syropku. Niestety problemem jest fatalny, usypiający dziatwę, poziom edukacji w naszym kraju. Dziecko wyspane w szkolnictwie dokazuje w nocy – nie dziwota przeca. Syropek nic tu nie pomoże, chyba że mocno etanolowy, to można się stuknąć z rodzicami razem. Pomogą kosztowne zajęcia pozalekcyjne, np tenis czy dżudo. Rodzice powinni być zatem wyspani, żeby na to zarobić na drugim etacie. Dziecko trzeba zmęczyć w dzień, by spało w nocy, to są podstawy rodzicielstwa, na Boga! Drugi etat w celu możliwości wychowania dziecka to też są podstawy rodzicielstwa, a nie jakieś cackanie się z latoroślą w pieleszach.
A plan na wieczór wygląda tak: czyteo, kładzeo, tuleo, spaleo. Jak nie ma spaleo to klapseo.

Ranigast Max
Tę reklamę kochają wszyscy, a reżyserował ją Smarzowski. Jest uniwersalnie lubljatywna - i dla 'kościelnych' i dla 'antykościelnych', a to ze względu na neurotyczny chichocik pani gospodyni, co się przestraszyła, że u niej piekło. Nie wiem tylko gdzie tak dokarmiają księży po kolędzie, gdzie takie zasobne ludzie, żeby kiełbasę rozdawać?

Zgaga?
Gerber
„Normy 500 razy bardziej restrykcyjne” niż w innych maziach przecierowych dla dzieciów, zapewnia reklama.
Tylko 500 razy? Nie 750? Nawet nie 1000? W życiu nie dałabym tej podejrzanej bakteriologicznej kupy dziecku!

Gripex Hot Activ
„Rozgrzeje cię od wewnątrz”. No raczej, skoro to saszetka do rozpuszczenia w wodzie i picia. Nie wiem, jak mogłoby toto mnie rozgrzać od zewnątrz. Od zewnątrz to rozgrzewa piec, jak się do niego wsadzi Anielkę.

Bardzo pouczające. Chyba kiedyś przysiądę jeszcze raz.
Dziękuję za uwagę.

ps. Przypominam, że 21 lutego obchodzimy Dzień Języka Ojczystego  którego świadectwo dawałam tu [klik]

czwartek, 12 lutego 2015

Walentynkowa noc rozpusty czyli obrazkowy poradnik erotyczny czyli internet radzi, co porabiać w alkowie



Po latach ośmieszania bezrefleksyjnej absorpcji tego infantylnego święta, czas na konfrontację z jej obowiązkowym grafikiem: poranny teaser emocjonalnego zaangażowania, potem kolacja przy świecach, komedia romantyczna produkcji hamerykańskiej (i dyskretny paw w trakcie) oraz wizyta w alkowie. A tu scenariusze bywają różne, w zależności od tego w jakim stadium nakładów lub rozkładu znajduje się związek.
Dzisiaj – awansem!- zinwentaryzujemy kilka sypialnianych przypadków seksualnych powinności pożycia w miłości.

Już walentynkowym porankiem warto partnera przywitać dobrym słowem, drobnym kłamstwem, śniadaniem do łóżka, naprawą spłuczki...




Dla podkręcenia atmosfery i olśnienia wybranki/ka spontanicznie, na jakimś murze (najlepiej stołecznej komendy), dobrze jest wyznać nasze uczucia!



A wieczorem oddać się spełnianiu najskrytszych eksperymentów erotycznych: kulinarnych, ideologicznych,  paraliterackich, skarbowych. Niech nie będzie nudno! Niech ściany powlekają się pęknięciami a sąsiedzi zamykają ona! Niech płoną poszewki oraz poliestrowe kołdry z Ajkei! Noga za głowę i nelson założony w talii (jeśli ktoś ma)! Zaprezentujmy się z najlepszej strony: szarmanckiej, impulsywnej, brawurowej! Niech oddziały pogotowia ratunkowego zaprezentują na co idą nasze podatki!


Inspirację możemy czerpać tak z baletu, jak i starożytnego garncarstwa.

Pamiętajmy jednak, że inicjacja tych erotycznych wygibasów ma się odbywać z należytym pietyzmem oraz nieśmiałością tak charakterystyczną dla czułego serca i unerwionej genitalii.


Takie święto zdarza się tylko raz w roku, chyba, że jako narodowcy i Słowianie, dokazujemy również w nocy Qpały.

Ważne, żeby po wykazaniu morderczej inicjatywy, wykazać też następnie daleko idący entuzjazm a zaraz potem stoicką wyrozumiałość. W końcu jesteśmy tylko ludźmi.



Clue programu czyli mega niespodziankę wieńczącą ten słodziuśki dzionek i lubieżny wieczór warto zostawić na samiuśki koniec.
Nie wiem jak u was, ale w stolicy modne w tym sezonie są: testy ciążowe z kreseczkami i pozytywny wynik na chlamydię.


Życzę powodzenia i spełnienia.
(Specjalnie puszczam tego posta wcześniej żebyście zdążyli przedsięwziąć jakąś potencję ;)
Dajcie znać jak poszło.
 


wtorek, 3 lutego 2015

Książka typu baton czyli jak uwiódł mnie Jack Reacher. „Ostatnia sprawa” Lee Child


Każdy z nas ma takie dni, gdy się pioruńsko spieszy, a że musi coś zjeść, to wrzuca do ust bułkę/banana/batona i gna gdzie go okoliczności zmuszają. Podobnie jest z książkami. Czasem nie ma czasu na delektowanie się metafizycznym słowotwórstwem siedmiusetstronnicowej cegły i naówczas wrzuca się na czytelniczy ruszt książkę –batona.
Książka-baton to kawałek niezłej rzemieślniczo i pożywnej fabularnie, bez subtelności skrojonej i mocno zszytej historii. Gatunek dowolny, od thrillera po tak zwaną literaturę kobiecą. Na kobiecego batona jestem jednak za mało upośledzona i prędzej obgryzłabym sobie palce niż czytała te życiowo domniemane dialogi damsko-męskie ze szczęśliwym miłosnym zakończeniem. Ale kryminalny thriller z super menskim herosem, który jak raz w tygodniu kogoś nie zabije to dostaje swędziawki i ogólnie traumy? Why not.

Ostatnio miałam przyjemność poznać w ten sposób Jacka Reachera, bohatera kryminalnej serii książek autorstwa Lee Childa. „Ostatnia sprawa” to szesnasta część cyklu o przygodach genialnego śledczego-wagabundy, a zarazem powrót do początków opisywanych wcześniej (acz czasowo późniejszych) przygód Reachera. W „Ostatniej sprawie” (tytuł oryginalny: „Affair”) jest on jeszcze majorem w żandarmerii wojskowej.
Akcja idzie tak: są trupy, trza znaleźć winnego, Jack nadchodzi, Jack nabruździ. Voila.
Opowiem wam za to czego się dowiedziałam o Jacku. Mmm.

Jack jest bardzo zarośnięty, co pozwala mu na pracę incognito w terenie, gdzie głową okoloną kłębem kłaków może główkować udając cywila. Tak się też zaczyna jego ostatnie śledztwo z ramienia armii. Zostaje Jack wysłany do miasteczka w pobliżu szkoleniowej bazy wojskowej, gdzie dokonano morderstw na trzech olśniewających kobietach. Przy czym dopóki ofiarami były Murzynki, to nikogo to nie interesowało, dopiero kiedy trzecią ofiarą padła Białaska, sprawa zaczęła wymagać wyjaśnienia. Zatem te wszystkie głupawe amerykańskie filmy, w których dziewczyna w potrzebie dzwoni na policje i mówi: „Jestem białą kobietą przed trzydziestką potrzebującą pomocy!” wcale nie kłamią, tylko wciskają w policyjnych radiowozach akceleratory i koguty.
Jack odżywia się byle jak, głównie lokalnymi plackami i wypija hektolitry kawy, co nie przeszkadza mu zachować ekstra-formy i potencji. Ma Jack niejaki problem modowy, charakterystyczny dla armijnych samców, którzy przez całe życie byli zobligowani do chadzania w mundurze: nie wie jak się ubrać po cywilnemu. Kupuje kasztanoworóżową koszulę i cierpi (no nie dziwota: kasztanowo-różową? Aaa). Nie bawi się w takie rzeczy jak pranie: jeśli ubrania się zużyją, to je wyrzuca i kupuje nowe. Ubrania zużywają się kilka dni, dni obejmujące zróżnicowany wachlarz aktywności fizycznej, kwestia jak przy tym wonieje nasz bohater nie jest jednak poruszana. Zastanawiam się jednak czy te przyzwyczajenia nie są jednym z powodów, dla których armia z Jacka zrezygnowała: może był oficerem, który miał największe i druzgocące armiję finansowo zużycie mundurów ;)

Jack Reacher i olśniewające kobiety
Jack spotyka na swej drodze same OLŚNIEWAJĄCE kobiety - większość martwych, ale też niektóre żywe. Doprawdyż, jeśli w regionie nie ma olśniewających kobiet, to Jack się tam na bank nie pojawi, to poniżej jego męskiej godności. Dla dobra śledztwa z żywymi olśniewającymi kobietami Jack zażywa stosunków, ściągając z nich staniczki i majteczki (majteczki koniecznie z paseczkami!). Bardzo bym chciała zajrzeć do oryginału powieści, żeby sprawdzić czy to aby nie tłumacz tak zinfantylizował kobiecą bieliznę. Ten sam tłumacz który nie zna synonimów dla słowa olśniewający, niezależnie czy chodzi o płeć piękną czy samochodowe reflektory.
Może to kwestia rozmiarówki w armijnym slangu? Może chude kobitki noszą staniczki i majteczki, kobiety o normalnej budowie ciała staniki i majtki a kobiety XL biusthaltery i majciochy? W końcu armia USA to jedna wielka zagadka.

Jedną z żywych olśniewających kobiet jest miejscowa pani szeryf. Jack olśniewającą szeryfę grzmoci lubieżnie obok torów szybkobieżnego, towarowego pociągu. Ja rozumiem, że w armii jest umiłowanie warunków polowych, ale to jest absolutnie skandaliczne pogwałcenie zasad BHP i wcale nie żałuję, że armia takiemu łamaczowi w końcu podziękowała. Ogólnie Jack ma jakąś seksualną obsesję pociągową, bo w powieści zawsze dochodzi, gdy nadjeżdża pociąg (sic!). Pociąg amerykański jest punktualny, więc można się tak zabawiać. Gdyby Jack stacjonował w Polsce to miałby nie lada problem.
Sobotni wieczór rozkoszy Jacka wygląda tak:
„Pochyliła się i pocałowała mnie. Poszedłem zmyć z rąk ślady krwi. Potem się kochaliśmy. Pokój zaczął się trząść jak na zawołanie. Szklanka na półce w łazience zadzwoniła, podłoga dygotała, łóżko trzęsło się i podskakiwało. A potem pociąg przejechał”.
Rispect, Jack. I chwała hamerykańskiemu kolejnictwu.

Więcej o pociągach pisałam i obrazkowałam tu [klik]

Drugą zdiagnozowaną u Jacka obsesją, jest ta na punkcie kłaków. Już wspominałam, że nasz bohater ma niechęć do golenia i strzyżenia. A co do kobiet:

„Z bliska pani szeryf okazała się piękną kobietą. Naprawdę piękną. Wysoka, olśniewające włosy. Sam koński ogon ważył pewnie ze dwa kilo. (...) W jej oczach wciąż było światło. Nie tylko odblask prędkościomierza caprice’a”.
Zapamiętajcie sposób na armijny podryw: garbimy się, jakby kilogramy kłaków bardzo nam ciążyły. Z braku świecącej deski rozdzielczej auta, świecimy se w oczy komórką. Byle nie wyglądać łyso i matowo. Kobieta musi olśniewać!
Kobieta powinna też arcydziarsko trawić:
„Zjadłem więc mój placek. Ona zjadła burgera i frytki, przez większość czasu patrząc mi w oczy. Była szczupła. Musiała miec przemianę materii jak reaktor atomowy.”
Noszkurwa, to jakieś science-digestive-fiction.

Jack Reacher i produkcja trupów
Jeśli Jack w tygodniu kogoś nie zabije doznaje traumy i skurczu mięśni. Ale spokojna głowa – w tej jednej przygodzie śledczej, w której, przypominam, na początku mamy 3 truchła olśniewających kobiet, Jack doprodukowuje własnoręcznie jeszcze 4 nowe trupy męskie (dwa skręcenia karku, jeden celny strzał i jedno śmiertelne nadzianie na łokieć. Tak – łokieć!). Co jak dla mnie jest wątpliwym bilansem sukcesu śledczego, ale co ja tam wiem o armii.

„Wynik starcia zależał od tego jak bystry okaże się przeciwnik. Przetrwał Wietnam, wojnę w Zatoce i lata pentagońskich niedorzeczności. Nie da się tego zrobić będąc bezmózgowcem. Nie groziło mu zapewne, że zdobędzie Nagrodę Nobla, ale był bystrzejszy niż przeciętny niedźwiedź. I to mi pomogło. Trudniej walczy się z kretynami. Nie sposób przewidzieć, co zrobią. Ale inteligentni ludzie są przewidywalni.”
Zapamiętajcie żołnierską definicję inteligencji: to pomiędzy niedźwiedziem a Noblem, hm.

„Facet wyszczerzył się w uśmiechu (...). Nacisnąłem spust. Broń świetnie zadziałała. Po prostu świetnie. Strzał trzasnął, syknął, echo przetoczyło się po okolicy. (...) Konus upadł wyprostowany, luźno podskoczył i rozlał się w splątany kształt bez kości, jak to się zdarza tylko z ludźmi zmarłymi niedawno i gwałtowna śmiercią.”
Zapamiętajcie sposób na reacherowy safer-vivr: Będąc konusem nie szczerzymy się w pobliżu Jacka. Na wszelki wypadek nie radziłabym też krytykować wymagającej prania kasztanowo-różowej koszuli.

Lubię książki, z których dowiaduję się czegoś pożytecznego albo które inspirują mnie do poszukiwań w dziedzinach, które mnie dotychczas nie interesowały. Gdy byłam małą dziewczynką przeczytałam ‘Tożsamość Bourne’a’ i się dowiedziałam, że faceta najłatwiej rozbroić kopiąc go w jaja. Potem mama musiała chodzić do mojej podstawówki i zapewniać, że rozważy nawrócenie mnie na lekturę Ani z Zielonego Wzgórza i Emilki ze Srebrnego Nowiu. Po lekturze „Ostatniej sprawy” zapoznałam się z kodem oznaczeń i wiem już jak się dostać do dowolnego pokoju w Pentagonie, czego nie mogę (nadal!) powiedzieć o jakimkolwiek polskim urzędzie. Dowiedziałam się też jak skutecznie skręcić kark oraz zabijać łokciem. Niech no teraz jakiś olśniewający babiszon wepchnie się w Biedro bez kolejki, ha!

Tymczasem powstała pierwsza ekranizacja, gdzie w rolę Jacka wciela się, no cóż, Tom Cruise. Wyszedł emocjonująco odmóżdżający klon Mission Impossible. Wartka akcja, intrygi i truposze, a nawet kilka niekurtuazyjnych seksistowskich żarcików, haha. Radziłabym agentowi Toma pogadać z oświetleniowcami, żeby olśniewali go jakoś tak mikrzej, bo ta sflaczała szyja pińćdziesięciolatka na tle arcyheroicznych wyczynów nie wygląda realistycznie, hm.

Dziękuję za uwagę.
Jeśli ktoś ma jakieś porady w kwestii następnego batona to proszę radzić. Nie mam chwilowo czasu na pełnowartościowe posiłki literackie.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...