poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Podniebny ptak

„Niewyobrażalna tragedia” – to sformułowanie najczęściej pada w mediach, zupełnie jakby rasa dziennikarzy przekazujących newsy była wieczna i nieśmiertelna, jakby samoloty były podniebnymi ptakami niewypełnionymi tysiącami ton paliwa. Eh.
Myślę, że nasz naród myli żal po stracie prezydenta, którego obśmiewał wzdłuż i wszerz (a były to, jak pamiętamy, odcinki bardzo krótkie) z lękiem przed ironią losu, że z przywódcy państwa w jednej chwili można zmienić się w spalony kawałek tkanki w ruskim lesie. Że można lecieć na uczczenie pamięci zmarłych i w jednej chwili do nich dołączyć i też być czczonym.
Znajomy H. odwołał rano swoje urodziny, dostałam też dwa enigmatyczne sms-y: „Ulala” i „O w mordę!”. Nie rozumiałam o co chodzi do czasu włączenia telewizji. Czarne logo TVP1, czarne ubranie, czarne oczy bladej prezenterki.(Błękitne oczy na okładkach pism zwiększają ponoć sprzedaż o 10 %, teraz jednak nastąpiło chwilowe zapotrzebowanie na oczy cziornyje, oczy smutne, oczy ciemne jak dwa węgiełki.)
W telewizji wygląda to tak, że młodzieży - rumianej, nieozmarszczkowanej, tej z przyszłością - trudno uwierzyć w taką krańcowość: w jednej chwili rządzisz, działasz, pakujesz do bryły samolotu ludzką masę pełną zróżnicowanego pro-społecznego cv, która chce obchodzić, przemawiać i uczestniczyć; a w drugiej już cię nie ma, ciach i rejestrujesz się do księgi nieistnienia, zeskrobują cię łopatkami i proszą rodzinę o wymazy z ust.
Osoby starsze przychodzą oddać hołd za zasługi dla kraju, które to zasługi często zauważają pośmiertnie, co przypomina robienie rentgena bez kontrastu i z kontrastem ( o ile szpital wojewódzki za kadencji opozycji podpisał umowę na takie zabiegi). Smutne podsumowanie dnia: po śmierci można pokochać każdego – nawet prezydenta-kurdupla. Można też w archiwach znaleźć zdjęcia, na których wygląda na sympatycznego męża stanu miłej żony, a nie na mikro-dewianta z nadwyrężoną logopedycznie popłuczyną po słodko-kwaśnej bezie-elegantce. (Tak, to sarkazm)

wtorek, 6 kwietnia 2010

Drugie święta małego P

Drugi dzień świąt z częścią zaprzyjaźnionej rodziny Ł. Najmłodsza, niepełnoroczna winorośl (latorośl? narośl?) rozrzuca dookoła wszystkie swoje dinozaury, krówki i pieski więc profilaktycznie przyklejam je do stołu taśmą.
- Tak właśnie wyobrażam sobie twoje macierzyństwo – mówi mama Małego P. – Wszystko będzie poprzyklejane taśmą. Joj.
Nastepnie mały P. dostaje od mamy do zabawy - zapewne w celu udowodnienia mi braków w pozytywnym i entuzjastycznym podejściu - zestaw moich aluminiowych misek do sałatek. Ciekawe, kiedy mi przejdzie ten ból głowy, bo do tej pory mi dzwoni w uszach.
Próba skatalogowania tysięcy zdjęć i filmów z jakże krótkiego, póki co, życia Małego P. - miesiąc po miesiącu - wydaje się przedsięwzięciem nieosiągalnym, nawet po zatrudnieniu biegłych z IPNu. Mój fotograficzny wkład jest łatwy do rozszyfrowania, ponieważ przedstawia skadrowanego zazwyczaj P. na rzecz apetycznie mlecznego biustu jego mamy.
Dziecko jako takie interesuje mnie mniej niż jego skutki uboczne.

środa, 31 marca 2010

Współlokatorzy

Wieczór-cud-miód, domowe zacisze rules. Cały wieczór byłam katowana filmem o papieżu, zza ściany, ale na cały regulator, potem zadzwoniła P. ale nie mogłam się skupić na udzielaniu mądrych porad, bo nad głową krążyły mi cholerne mole. A jeszcze wczoraj poprawiałam A, osobę zwierzolubną i faunoflorialnie zaangażowaną, że nie powinno się mówić ‘cholerne mole’ skoro można poprawniej politycznie:‘motyle spożywcze’.
Natomiast szafę zaanektował pająk: wieczorem otwieram – wszystko ok; rano ubrania spowite w pajęczynę. Tłumaczę P. moją fascynację stworzeniem, które potrafi w ciągu nocy stworzyć siatkową strukturę swojego życia, podczas gdy mnie się to nie udało przez ostatnie 10 lat. Trochę trudno żyć bez skarpet i podkoszulków, ale niech tam, nie będę małostkowa, może się w końcu przeprowadzi.

Oto natomiast Flydvertising - co bardziej ogarnięte owady robią karierę w branży reklamowej:


Ciekawe, czy karmią te muchy. Jakąś wysokobiałkową kupą z dopalaczami?

I jeszcze ten okropny film o pająku:

wtorek, 30 marca 2010

Lisi abonament kontra Ogród sztuk

Solenne przyrzeczenie noworoczne: nigdy nie płacić abonamentu, jeśli mam w ten sposób sponsorować Lisa i jego program. Dlaczego zdjęto ‘Ogród Sztuk’, gdzie te dyskusje filozoficzno-socjologiczne (bo co do politycznych nie mam złudzeń) były na jakimś przyzwoitym poziomie?
Może Kamila Drecka nie starzeje się tak ładnie jak Torbicka, eh.
Ale to niewystarczający powód jak dla mnie.

 

poniedziałek, 29 marca 2010

Cichy zabójca

Jak zwykle dokument w tivi publicznej o godzinie jakiejś 2 w nocy, miało być o jakimś „Cichym zabójcy” ale okazało się, że nie doczytałam, bo pełen tytuł brzmiał „Cichy zabójca - stres” ;). No tak.
Okazuje się że wysoki poziom stresu powoduje min. specyficznego rodzaju odkładanie się tłuszczu w okolicach brzuchowo-biodrowych oraz zaniki przewodnictwa komórek nerwowych czyli np. słabszą pamięć i umiejętność kojarzenia. Hm. Myślałam, że to po prostu brak ćwiczeń i kursów doszkalających. Tymczasem okazuje się, że żyję w strasznym stresie! Ua. Zestresowana nie mogłam zasnąć aż do – prawdopodobnie – jeszcze ambitniejszego dokumentu - bladym świtem

środa, 24 marca 2010

Wiosna Bambi

Wybuchła wiosna. Można przestać nosić 3 pary rajstop jednocześnie– będzie romantyczniej :)
Pączki na drzewach rozkwitają, a gotówka zaczyna spływać na konto – wąskim jak roztopy strumyczkiem. Sadzonki z inspektu czekają na diasporę do ogródka, a póki co stoją sobie w małych pojemnikach na schodach z widokiem na szafę z wielkim plakatem u podstawy – przypomina to trochę kino offowe.

sobota, 13 marca 2010

Internet+Nobel

Podobno Internet ma dostać Nobla - co jest decyzją na miarę 22-letniego dyrektora kreatywnego wesołej części ramówki MTV. Ja bym się tak mimo wszystko nie konsternowała – o ile Internet nie dostanie honoris causa na UJocie.

poniedziałek, 8 marca 2010

Pasek przesyłu danych kontra rodzice

Idę do kolegi zaopatrzyć się w garść filmów, na które w innych czasach musiałabym się chyba wybrać do kina, a tenże nicpoń wychodzi i zostawia mnie ze swoimi rodzicami. (Może to kara za spóźnienie? A może chce się pochwalić, że ma taką możliwość, bo ja np. nie mam – moi rodzice pozostawieni z kimkolwiek z moich znajomych mnożą przeeeezabawne potwarze z mojego marnego żywota, tak, że koniec końców mam do wyboru nigdy już tych znajomych nie zapraszać, albo ich zabić). Zostaję więc w niedzielny wieczór sama z sympatycznym na oko małżeństwem w wieku emerytalnym oraz paskiem przesyłu danych ‘Pozostało 30 minut’. Gulp! Co tu robić? Przecież siedzieć w skromnej cichości nie dam rady, to nie moja liga. Zaczynam od serii fos-pasów kulawych jak szlaczek w zeszycie pierwszoklasisty („Jak to nie ma cukru trzcinowego?! – po wręczeniu herbaty ;), potem przerzucam się na staropolskie narzekactwo, następnie dziarski optymizm, a potem eee zaczynam jakby flirtować – najpierw z tatą, a potem się mityguję i już tylko z mamą. Wraca kolega i razem fastrygujemy jakiś socjologicznie doraźny koniec mojej wizyty. Nie mogę jednak narzekać, jako że A. też zawsze wpada u mnie na mojego tatę, który nieodmiennie proponuje mu piwo („Jak to nie ma Hainekena?!” hehe, zemstualnie).

piątek, 5 marca 2010

Pianistka Isabelle Gabrielle

Jako wielbicielka talentu aktorskiego Isabelle Huppert, zawsze poluję na filmy z jej udziałem, puszczane zazwyczaj o nieludzko durnych godzinach. Tym razem „Gabrielle” w tv publicznej, nowelka filmowa o rozpadzie małżeństwa na podstawie jakiejś francowatej nowelki literackiej.
W sumie rola będąca niemal powtórzeniem bezkresu zagorsetowanej desperacji Pani Bovary.
Film przegadany, scenograficznie klaustrofobiczny, ale te najazdy kamery na pustą twarz bohaterki – szałowe ;).

I Isabelle - w wersji melancholijnej i rockowej:
















A tu Isabelle stara, młoda, z papierosem i z kotkiem, czyli dla każdego:
 http://jmhoffmann.com/unrest-isabelle-huppert-wiki/
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...